Islamofobia na sztandary

Jeszcze niedawno partia ta otwarcie głosiła neonazistowskie hasła. Dziś stała się nagle decydującą siłą polityczną w parlamencie, która straszy, że imigranci odbiorą "prawdziwym Szwedom" socjalne przywileje.

05.10.2010

Czyta się kilka minut

Szwecja to piękny kraj - mówiła jakiś czas temu powabna blondynka z telewizyjnej reklamy samochodów. Dla Polaków Szwecja to IKEA, Volvo i symbol państwa opiekuńczego, a także kraju spokojnego, w którym nic się szczególnego nie dzieje. Ostatnio dzieje się jednak sporo, a szwedzka scena polityczna z całą ostrością odbija europejskie trendy polityczne - szczególnie te niepokojące.

Podczas wyborów parlamentarnych 19 wrześ­nia mała partia z programem opartym głównie na ksenofobii nagle nie tylko dostała się do parlamentu, ale stała się siłą polityczną, która może mieć wpływ na stabilność rządu, a także na wewnętrzne dyskusje w innych ugrupowaniach.

Do głównego starcia wyborczego doszło między dwoma politycznymi blokami: sojuszem centroprawicowym premiera Frederika Reinfeldta oraz lewicowo-zieloną opozycją. Najwięcej głosów dostała rządząca dotychczas koalicja, ale mimo to nie ma szans na stabilną większość w parlamencie. Tymczasem populistyczni Szwedzcy Demokraci (SD) nie tylko przekroczyli próg wyborczy, ale znaleźli się w jakże wpływowej pozycji "języczka u wagi" między dwoma blokami.

Od neonazimu do islamofobii

Szwedzcy Demokraci są partią populistyczną, która przeprowadziła udaną transformację swojego wizerunku.

Jeszcze 16 lat temu ugrupowanie to przodowało w otwartym głoszeniu rasistowskich i neonazistowskich poglądów, a owiany złą sławą Robert Vesterlund, z bogatą kartoteką na policji, kierował jej organizacją młodzieżową. Brązowe mundury "szturmowe" nie były rzadkim widokiem na partyjnych spotkaniach.

Od połowy lat 90. partia była jednak systematycznie czyszczona z ekstremistów - najpierw przez nowego przewodniczącego Mikaela Janssona, a później przez jego następcę Jimmiego ?kessona, którego celem było przetworzenie Szwedzkich Demokratów ze skandalizujących ekstremistów w akceptowaną formację konserwatywno-narodową. Pozbycie się z partyjnych szeregów neonazistów - większość z nich opuściła SD w 2001 r. i założyła własne ugrupowanie Narodowi Demokraci - nie zrobiło jednak automatycznie ze Szwedzkich Demokratów partii mainstreamowej. Tym bardziej że Jansson nadal akceptował finansowe wsparcie francuskiego Frontu Narodowego i z przyjemnością ściskał dłoń Le Pena.

Równocześnie, z roku na rok, Szwedzcy Demokraci coraz bardziej eksponowali temat imigracji. Teraz ich propaganda koncentruje się głównie na muzułmanach i rzekomym zagrożeniu, jakie niesie islam. W pewien sposób podążają śladami Austriaka Jörga Haidera i Holendra Geerta Wildersa. Groźba "islamizacji" jest regularnie wyolbrzymiana w ich retoryce. Przykładowo, sekretarz ugrupowania Björn Söder stwierdził, że "islamska rewolucja, jak ta w Iranie w 1979 roku, może wydarzyć się w Szwecji, i to naprawdę niedługo". Szwedzcy Demokraci starają się wykorzystywać dla wzmocnienia swych argumentów sporadyczne zamieszki czy inne formy zakłócenia porządku w dzielnicach zamieszkanych przez imigrantów, jak np. dzielnica Roseng?rd w Malmö czy Rinkeby w Sztokholmie.

"Element kulturowo niepożądany"

W kraju tym jedynie 5 proc. populacji deklaruje się jako muzułmanie, a tylko połowa z nich faktycznie jest praktykująca. Choć młodociane gangi oraz religijni szwedzcy muzułmanie nie mają ze sobą wiele wspólnego, w propagandzie Szwedzkich Demokratów byli pokazani jako część tego samego islamskiego zagrożenia.

Równocześnie imigranci lub osoby z kolejnego pokolenia imigrantów - ale ci bez islamskich korzeni - trafiają na wyborcze listy Szwedzkich Demokratów. W partii był więc np. Issa Issa, syryjski chrześcijanin (wycofał się z polityki po tym, jak został zaatakowany i ciężko pobity pod koniec września), zaś Erik Almqvist i Richard Jomshof, którzy mają fińskie pochodzenie, zostali dziś posłami do parlamentu (Riksdagu) z listy SD. Jednak muzułmańscy imigranci są uważani przez Szwedzkich Demokratów za "kulturowo niepożądany" element, reprezentujący "zły" rodzaj imigracji.

Szwedzcy Demokraci lubią się prezentować jako obrońcy szwedzkiego państwa opiekuńczego, a islamską imigrację - jako obciążenie dla publicznych finansów. Ich telewizyjna reklamówka pokazywała "wyścig po pieniądze z budżetu", kreując alternatywę: albo emerytury, albo imigracja. Na jednym torze wyścigowym widzieliśmy starszą, schorowaną Szwedkę, a na drugim grupę muzułmańskich kobiet w czarnych burkach, pchających przed sobą wózki z dziećmi.

Poglądy Szwedzkich Demokratów sprawiły, że stali się ulubionym celem bojówek antyfaszystowskiej grupy AFA, która przyjęła metody stosowane przez neonazistów w latach 90. Jednak ataki AFA tylko pozwoliły zbierać polityczne punkty Szwedzkim Demokratom, którzy teraz twierdzą, że są ofiarami lewackiego terroryzmu.

Pod koniec kampanii wyborczej doszło tutaj do dość kuriozalnego incydentu. David von Arnold Antoni, kandydat Szwedzkich Demokratów, zgłosił policji, że "dwóch imigrantów" napadło na niego i wycięło mu na czole swastykę. Tymczasem badania lekarskie wykazały, że Antoni prawdopodobnie poranił się sam.

Nowy ład

Choć na scenę parlamentarną Szwedzcy Demokraci wkroczyli z paroprocentowym tylko poparciem, sama ich obecność zmieniła układ partyjno-polityczny w kraju. Ponieważ żadne z innych ugrupowań parlamentarnych nie chce z nimi współpracować, jedynym sposobem, by stworzyć funkcjonujący rząd, jest zbudowanie nowego politycznego konsensusu. Mówiąc krótko, przyszłość pokaże, czy szwedzcy Zieloni (Miljöpartiet), którzy osiągnęli swój najlepszy wynik w historii i stali się trzecią partią co do wielkości, będą skłonni ponownie rozważyć swój dotychczasowy sojusz z socjaldemokratami i Partią Lewicy. Premier Reinfeldt i centroprawicowi Umiarkowani (Moderaterna) już zasygnalizowali, że chcieliby z Zielonymi współpracować. Tymczasem wydaje się, że Zieloni nie są na taki krok gotowi - zarówno z powodów ideologicznych, jak i własnej wiarygodności politycznej. Maria Wetterstrand, wiceprzewodnicząca partii, odrzuciła współpracę z centroprawicowym sojuszem, powołując się na obowiązki Zielonych wobec ich własnych wyborców, którzy oddali głosy na zielono-lewicową opozycję.

Kolejnym ważnym punktem jest rekordowo niski wynik socjaldemokratów, który pokazuje, że partia ta nie odnalazła swojego miejsca w postprzemysłowym społeczeństwie. W prostych czasach opiekuńczego państwa narodowego, Socjaldemokracja mogła dbać o swą utopijną wizję świata, pośrednicząc między pracownikami a kapitałem oraz budując społeczeństwo dobrobytu, szwedzki folkhemmet.

W globalizującym się świecie, gdzie rola tradycyjnego przemysłu podupadła, zmiany strukturalne sprawiły, że krótkoterminowe zatrudnienie stało się coraz bardziej powszechne i gdzie nawet sektor publiczny liczy się z kosztami, szwedzcy socjaldemokraci okazali się niezdolni do dostosowania swojego programu do sytuacji na początku tysiąclecia. Pojawiła się nowa postmodernistyczna klasa pracująca, nowy niepewny proletariat, ale przesłanie socjaldemokratów nadal skonstruowane jest tak, by służyć interesom dawnych, zorganizowanych robotników.

Pod tym względem wybory mogą być postrzegane jako kulminacja procesu, który rozpoczął się w latach 90.

Pytanie, czy socjaldemokraci zdołają dotrzeć do nowego pokolenia i odzyskać swoją pozycję, pozostaje na razie bez odpowiedzi. Wybrnięcie z obecnej sytuacji będzie wymagało iskry politycznego geniuszu. Tymczasem populistyczne ruchy, takie jak Szwedzcy Demokraci, mają zdecydowanie prostsze zadania - jedyne, co muszą robić, to apelować do najniższych, najciemniejszych ludzkich uczuć. Do pewnego stopnia udało im się także przejąć dawny program socjaldemokratów i wymieszać go ze swoją populistyczną, nacjonalistyczną i ksenofobiczną agendą oraz tradycyjnymi sloganami społecznej sprawiedliwości, dobrobytu i ekonomicznej równości.

Chwilowy sukces i wyzwania

Nie powinno dziwić, że niektórzy dawni wyborcy Socjaldemokratów zwrócili się teraz do Szwedzkich Demokratów. Typowym przykładem jest miasto Landskrona, które cierpi na chroniczne bezrobocie i inne związane z tym problemy społeczne - od czasu zamknięcia miejscowej stoczni w latach 80. W tym samym czasie zaczęli przybywać tu pierwsi imigranci. Szczególnie duża była fala podczas wojny w byłej Jugosławii w połowie lat 90. W rezultacie w małym miasteczku obarczonym wysokim bezrobociem pojawiła się 20 - 25-procentowa populacja imigrantów, a z nią wszystkie znane problemy jak segregacja, zależność od zasiłków, napięcia etniczne i przestępczość. Podczas lokalnych wyborów w 2006 r. Szwedzcy Demokraci odnieśli tu oszałamiające zwycięstwo, zdobywając ponad 22 proc. głosów i 12 miejsc w radzie miejskiej. Proste przesłanie tej partii z łatwością trafiło do młodej generacji robotników w Landskronie, których rozczarowanie i niepewność siebie uczyniło z nich idealny cel populistycznego nawracania.

Jednocześnie Landskrona jest przykładem, że sukces Szwedzkich Demokratów jest tyleż spektakularny, co krótkotrwały. Po korupcyjnych aferach i przykładach niekompetencji SD we władzach miasta, ich popularność spadła i podczas ostatnich wyborów (razem z parlamentarnymi odbyły się samorządowe) poparcie dla nich spadło o jedną trzecią. Mimo dobrego wyniku w wyborach parlamentarnych, porażka w Landskronie wskazuje, że Szwedzcy Demokraci są zupełnie nieprzygotowani do sprawowania władzy i odgrywania konstruktywnej roli w polityce. Tak też może wyglądać ich przyszłość w skali kraju - ludzie oddadzą na nich głos protestu, ale... tylko raz.

W tej chwili jednak Szwedzkich Demokratów trudno ignorować. Przed wyborami inne ugrupowania polityczne starały się ich nie zauważać, ale nie jest to już możliwe. Henning Mankell, słynny autor kryminałów, twórca kultowej postaci Wallandera, skrytykował w komentarzu dla "Guardiana" takie zachowanie politycznego establishmentu. Jego zdaniem, należało doprowadzić do konfrontacji ze Szwedzkimi Demokratami, bo wtedy ich propaganda zostałaby ośmieszona w otwartej debacie. Mankell jest krytyczny nie tylko wobec SD, ale także szwedzkiej polityki integracji, w której - jak mówił w fińskim dzienniku "Helsingin Sanomat" - "wykształceni cudzoziemcy pracują jako taksówkarze" a "młodzież z rodzin imigrantów kończy szkoły i nadal nie mówi płynnie po szwedzku". Podczas gdy Szwedzcy Demokraci obwiniali za rosnącą przestępczość "wielokulturową różnorodność", Mankell, którego powieści opisują również ciemną stronę szwedzkiego społeczeństwa, wierzy, że rosnące wskaźniki przestępczości i inne problemy mogą być wyjaśnione poprzez wzrastające ubóstwo i różnice dochodów. Pisarz jest także przekonany, że młoda generacja Szwedów, wychowywana już z imigrantami, będzie zupełnie inna niż ich rodzice - bardziej tolerancyjna. I ksenofobiczne poglądy nie będą miały posłuchu.

Trend europejski

Sukces Szwedzkich Demokratów nie przeszedł niezauważony w Finlandii, gdzie wybory parlamentarne odbędą się w kwietniu 2011 r. i gdzie ostatnie sondaże wykazały wzrost poparcia dla populistycznej partii Prawdziwi Finowie - teraz sięga ono 12,5 proc. i są to najlepsze notowania tego ugrupowania w historii. Prawdziwi Finowie to stara ludowa partia protestu, która teraz za cel obrała Unię Europejską, a jej przewodniczący Timo Soini - obecnie europarlametarzysta - stwierdził bez ogródek, że Szwedzcy Demokraci nie są ich "bratnią partią", ponieważ nie mają ze sobą "nic wspólnego". Jednak frakcja miejskich "krytyków imigracji" wewnątrz tego ugrupowania jest pełna entuzjazmu po wiktorii SD i stosuje mniej więcej tę samą retorykę.

Sukces Szwedzkich Demokratów jest częścią większej tendencji w polityce. Podczas gdy różne konserwatywne, nowoczesne i liberalne partie centroprawicowe radzą sobie w Europie lepiej niż kiedykolwiek, mogą stanąć twarzą w twarz z nowym wyzwaniem. Są nim rozmaite populistyczne, nacjonalistyczne, rasistowskie i ksenofobiczne ruchy, sceptyczne lub wrogie wobec Unii Europejskiej, które często umiejscawiają się na prawym skrzydle sceny politycznej, ale sięgają po tradycyjne postulaty partii lewicowych.

Sukces Geerta Wildersa i jego Partii Wolności (PVV) w Holandii oraz pojawienie się Szwedzkich Demokratów są wydarzeniami, które mainstreamowe partie centroprawicowe powinny traktować poważnie. Rozwój populistów jest wywołany strachem, że otwarte granice, globalizacja i imigracja doprowadzą do zmian na gorsze, może nawet do zniszczenia starego, tradycyjnego społeczeństwa i utraty tożsamości narodowej. Można uważać, że takie lęki są przesadne i nawet irracjonalne, jednak dla tych, którzy je odczuwają - są w stu procentach realne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2010