Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Duża frekwencja niekoniecznie musi być wyrazem dojrzałości obywatelskiej: doświadczenie pokazuje, że może być ona także efektem emocjonalnego zaangażowania w walkę między partiami. W wyborach parlamentarnych w 2005 r. wzięło udział 40 proc. osób uprawnionych do głosowania (była to najniższa frekwencja od czasu wprowadzenia wolnych wyborów) i Jarosław Kaczyński został premierem przy poparciu koalicji partii, które otrzymały niespełna 5,5 mln głosów na ponad 30 mln osób uprawnionych do głosowania. Dwa lata później, gdy lider PiS ogłosił nowe wybory (pamiętamy, jakie emocje im towarzyszyły...), frekwencja wyniosła prawie 54 proc. Przypuszczam, że i teraz emocje odegrają dużą rolę - u progu ostatniego tygodnia kampanii widać zresztą, że politycy próbują je podgrzewać.
Zwolennicy PO i PiS są jak fani drużyn sportowych. Polacy dziś nie różnią się pięknie. Jedni podejrzewają drugich o lansowanie "prawie Putina", drudzy biją na alarm, ostrzegając przed ewentualnością "dalszych rządów Targowicy". Te podziały są głębokie i biegną przez domy rodzinne i... zakonne.
Owszem, są jeszcze niezdecydowani. Ich motywacja nie jest tak finezyjnie uzasadniona, jak u Jana Rokity. Oni po prostu nikomu już nie wierzą, bo na wszystkich - powiadają - się zawiedli. Może spodziewali się zbyt wiele, może nazbyt wierzyli w obietnice wyborcze. Znaczny procent "niezdecydowanych" po prostu nie ma zamiaru iść na wybory, bo
co o kim pomyśli, to ten właśnie wydaje się gorszy. Oni nie czytają programów ("czcze gadanie..."), nie studiują ekonomicznych periodyków, statystyk, prognoz itd. Jak moi przyjaciele spod Kleparza (ściśle mówiąc: spod budynku LOT-u na Basztowej), którzy na chodniku sprzedają maliny, biustonosze, kwiaty i miód z własnej pasieki. Mówię im, że nadeszły dla nich ciężkie czasy, bo teraz ustawa ich zlikwiduje. Oni na to, jeden przez drugiego, że wszystkiemu winien Tusk. Mówię: nie Tusk, tylko parlament. I słyszę zdziwienie: to naprawdę nie Tusk?
Przekonanie, że mój jeden głos nie ma znaczenia, jest dość powszechne. Oby nie tak powszechne, by jednak miało znaczenie. Wygląda na to, że jak w 2005 r., o przyszłości Polski zadecyduje głos jednej szóstej uprawnionych do głosowania. Czy na pewno chcemy właśnie ich (tych, co pójdą) delegować do wypowiedzenia się w naszym imieniu? Jeśli tak, to proszę bardzo.
Ja w każdym razie wybieram się na głosowanie.
Rozmównica z ks. Adamem Bonieckim
W każdy piątek o godz. 22.00 naszego redaktora seniora ks. Adama Bonieckiego można oglądać w roli prowadzącego program "Rozmównica" w telewizji Religia.tv. To program dla osób poszukujących, stawiających trudne pytania na tematy duchowe, etyczne czy społeczne. W pełni interaktywny: z prowadzącym można porozmawiać za pośrednictwem telefonu, e-maila albo Skype’a. W dotychczasowych swoich programach ks. Boniecki zastanawiał się wspólnie z widzami, jak powinien głosować chrześcijanin oraz czy protest to najlepsza forma wyrażania poglądów.
Oglądaj pierwszą "Rozmównicę" z ks. Adamem Bonieckim o sprawie Nergala w TVP >>