Ciche kneble

Zamykanie ust i upokarzanie ks. Adama Bonieckiego w imię jakkolwiek rozumianej "poprawności eklezjalnej" ośmiesza Kościół - pisze Piotr Mucharski, redaktor naczelny Tygodnika Powszechnego.

03.11.2011

Czyta się kilka minut

Ks. Adam Boniecki w redakcji "Tygodnika Powszechnego" / fot. Grażyna Makara /
Ks. Adam Boniecki w redakcji "Tygodnika Powszechnego" / fot. Grażyna Makara /

W środę ubiegłego tygodnia opinia publiczna dowiedziała się, że ks. Adam Boniecki nie poprowadzi piątkowej "Rozmównicy" w Religia.tv. Poinformowali o tym odpowiedzialni za program, którego nasz redaktor senior był gospodarzem. Medialny knebel zafundowali mu przełożeni ze Zgromadzenia Księży Marianów. Pokorny podwładny po raz kolejny poddał się ich decyzji (podobnie było kilkanaście miesięcy temu, kiedy nakazano mu rezygnację z funkcji redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego" i przeprowadzkę do Warszawy). Nie ma wątpliwości, że wierność ślubom posłuszeństwa jest tu wartością nadrzędną. Ale...

Nie ma dobrych argumentów, by w tym przypadku wola przełożonych nie została publicznie uzasadniona. Decyzja o zakazie wypowiadania się w mediach poza "Tygodnikiem" dotyczy kogoś, kto ma z nimi niemal codzienny kontakt i cotygodniową autorską audycję telewizyjną. Dziennikarze przychodzą do niego pytać o zdanie w kwestiach związanych z wiarą i moralnością, świadomi, że nie ma wielu księży równie kompetentnych, a zarazem rozumiejących logikę mediów.

Trudno wyobrazić sobie, by przełożeni ks. Adama Bonieckiego nie brali tego pod uwagę. Jest on przecież osobą publiczną, ze wszystkimi obowiązkami, którym musi w związku z tym sprostać. Ale reguły te dotyczą również - czy tego chcą, czy nie i cokolwiek mówi o tym prawo zakonne - osób, które czują się w obowiązku, by jego losem zawiadywać. Nie sposób tłumaczyć się w tej sytuacji zakonną tajemnicą czy dobrem Kościoła. To dobro właśnie ucierpiało - spontaniczna reakcja opinii publicznej jest tego najlepszym dowodem. W dodatku winą za decyzję marianów jest obarczany cały Kościół - to oczywiste.

Dzisiaj wydaje mi się, że podejmując ową decyzję, marianie w ogóle nie wzięli pod uwagę, że będzie ona upubliczniona. To jeszcze gorzej, bo świadczyłoby o zupełnym niezrozumieniu reguł, które rządzą dzisiejszym światem. Posłuszeństwo posłuszeństwem, dyscyplina dyscypliną, w niczym to jednak nie tłumaczy zgorszenia i nie sposób już zliczyć czar goryczy, które w związku z decyzją władz zgromadzenia się przelały, osoba za osobą, środowisko za środowiskiem. Koszta przyrastają lawinowo.

Powinniśmy się więc dowiedzieć, jakie za ową decyzją stały argumenty. Czy - i w którym momencie - w poniedziałkowej rozmowie z Moniką Olejnik w "Kropce nad i" ks. Boniecki sprzeniewierzył się Ewangelii i swemu powołaniu? Zbieżność dat emisji tego programu i orzeczenia władz zakonnych jest uderzająca. Fora internetowe i media huczą od spekulacji i domysłów o wpływach, którym marianie jakoby ulegli. Pora, by je przeciąć. Albo decyzję wycofać (nie do pomyślenia - nie miejmy tu złudzeń).

Co najważniejsze jednak: nie uśmierzy to absurdu całej sytuacji. Zamykanie ust i upokarzanie ks. Bonieckiego w imię jakkolwiek rozumianej "poprawności eklezjalnej" ośmiesza Kościół. Debata wokół Nergala czy krzyża w Sejmie została sprowadzona do sporu o pryncypia wiary, lecz - co ks. Boniecki próbował uświadomić - działa się poza nimi, w aurze politycznej i kulturowej doraźności. Czyli wpisana w ramy wojny, której już wszyscy mają dość - jałowej, nudnej, bezproduktywnej, z góry przegranej dla obu stron.

Jeśli nasz redaktor senior twierdził, że sukces Palikota powinien dać Kościołowi do myślenia, znaczyło to tylko (i aż) tyle, że zamiast zastygać w świętym oburzeniu, należałoby się zastanowić, z jakiego to powodu pierwsze pokolenie, które uczęszczało na lekcje religii w szkole, wyrosło na pokolenie antyklerykałów i zagłosowało, jak zagłosowało. Przecież to nie Palikot ich wychował - on tylko zagospodarował realne poglądy i emocje.

Jeśli ks. Adam Boniecki tłumaczył, żeby nie mylić szatana z Nergalem, to tylko z tego powodu, że chciał ocucić tych, którzy wreszcie "złapali diabła za rogi", lecz są bezradni albo i ślepi wobec realnego zła.

Nie wyobrażam sobie podobnego zakazu, który mógłby dotyczyć obecności ks. Bonieckiego na łamach "Tygodnika". Nie takie debaty z Kościołem to pismo już wiodło. Największe postaci polskiego Kościoła miały wolę i rozum, by wieść z nim spory. Albo i nie wieść - jeśli były błahe lub jeśli (zdarzało się) "Tygodnik" miał rację. Bywało już dużo gorzej dla Kościoła i Polski, lecz nikt nie ruszał na wojnę, raczej - po rozum do głowy. Dlaczego teraz nikt nie rusza?

Tysiące e-maili, które przychodzą wciąż pod adres redakcji "TP" , wzywają do opamiętania.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, publicysta, autor wywiadów, kierownik działu Kultura. W „Tygodniku” od 1988 r., Współtwórca telewizyjnych cykli wywiadów „Rozmowy na koniec wieku”, „Rozmowy na nowy wiek” i „Rozmowy na czasie” (TVP).… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2011