Iran robi pierwszy ruch

Fot.A.P - Agencja Gazeta

19.07.2006

Czyta się kilka minut

Kłócący się i współzawodniczący liderzy Iranu zdecydowali wreszcie o odrzuceniu amerykańsko-europejskiej oferty źródeł energii, części zamiennych do samolotów, współpracy ekonomicznej i innych korzyści w zamian za wycofanie się z programu wzbogacania uranu, pozwalającego na otrzymanie broni jądrowej.

Wielu miało nadzieję, że pomimo ekstremizmu, przywódcy Iranu zaakceptują ofertę, by tylko uniknąć sankcji - które są pewne, nawet gdy koniec końców Chiny i Rosja odmówią głosowania za nimi w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. USA i Europa tym razem są zgodne i potrafią same zrobić wiele, by odciąć Iran od światowego systemu bankowego, zabronić jego przywódcom podróżowania i powstrzymać eksport do tego kraju wszystkiego poza żywnością i lekami.

Zamiast biernie czekać na nieuniknione sankcje, irańscy przywódcy zdecydowali się wszcząć kryzys na Bliskim Wschodzie, organizując ataki przeciw Izraelowi. Ich celem jest odwiedzenie USA i Europy od rozpoczynania kolejnego kryzysu - przeciw sobie: rynki finansowe, a zwłaszcza codzienna europejska polityka nie strawiłyby większej ilości konfliktów naraz.

Gambit ten mógłby przynieść i inne korzyści. Irańskie roszczenia przywództwa w świecie islamskim są dziś poważnie zagrożone poprzez konflikt z Irakiem, w którym Iran popiera szyickie bojówki mordujące sunnitów. Każdy krwawy dzień bombardowań i egzekucji przypomina Arabom, że perscy przywódcy Iranu nie są Arabami, zaś przeważającym liczebnie sunnitom na całym świecie - że Persowie nie są sunnitami. Atakowanie Izraela przezwycięża podziały między muzułmanami i zaskarbia Iranowi arabską wdzięczność za pomoc.

Irańskie posunięcie przygotowywane było przez szereg spotkań z lokalnymi sprzymierzeńcami, zarówno z palestyńskiego Hamasu, jak i z libańskiego Hezbollahu. Khaled Mashaal, lider Hamasu, który przebywa bezpiecznie w Damaszku pod opieką Syrii, udał się do Teheranu, gdzie otrzymał ok. 50 mln dolarów w gotówce.

Będąc odgałęzieniem ściśle sunnickich Braci Muzułmańskich, których arabscy sponsorzy nienawidzą Ajatollahów, Hamas ewidentnie zdecydował się jednak współpracować z planem irańskim. Był już odcięty od finansowego wsparcia Zachodu ze względu na odmowę uznania państwa Izrael oraz znajdował się w dyplomatycznej izolacji. Gdy zaś chodzi o wpływ na życie ubogiej i udręczonej Strefy Gazy, Hamas nie różni się od Arafata, znacznie bardziej poświęcając się sprawie Palestyny niż dobrobytowi Palestyńczyków. Hamas zadziałał zwiększając ataki rakietowe na pobliskie terytoria izraelskie i prowadząc przez międzynarodową granicę ataki na terytorium Izraela, w których zginęło dwóch żołnierzy, a jednego pojmano. To słusznie sprowokowało izraelski odwet, zaczynając kryzys od strony Gazy, czego chciał Iran.

Hezbollah utrzymuje opłacane i umundurowane bojówki terrorystyczne w liczbie ok. 5 tys. ludzi. Jego lider Hassan Nasrallah przez lata walczył o wypracowanie Hezbollahowi na libańskiej scenie politycznej pozycji legitymizowanej partii i głównego przedstawiciela szyickiej części ludności. Pracował tak skutecznie, że w dzisiejszym rządzie koalicyjnym Hezbollah dzierży dwa ministerstwa.

Wszystko pod jednym surowym warunkiem. By być zaakceptowanym przez innych Libańczyków, a nawet by otrzymywać wsparcie od bratnich szyitów, Hezbollah musiał podporządkować się libańskiemu konsensusowi co do absolutnego pierwszeństwa dla odbudowy i poprawy sytuacji ekonomicznej po latach wojny domowej.

To oznaczało unikanie wojny z Izraelem.

Hezbollah był zobowiązany przez Radę Bezpieczeństwa do rozbrojenia i rozwiązania sił zbrojnych, ale twierdził, że potrzebował broni nawet po całkowitym wycofaniu się przez Izrael, jako że musiał dalej wyzwalać "terytorium libańskie". Chodzi o maleńki fragment ziemi, tak zwane farmy Szeba, co do których inspektorzy ONZ orzekli, że znajdują się po stronie izraelskiej, ale które Hezbollah uważa za część Libanu.

Inne partie polityczne Libanu zgodziły się, by Hezbollah zatrzymał uzbrojenie do walki na tym terenie - ale wyłącznie pod warunkiem utrzymania pokoju na pozostałej części granicy libańsko-izraelskiej, by uniknąć odwetu Izraela i zniszczeń w nowo odbudowanej infrastrukturze.

Ten właśnie warunek Hassan Nasrallah naruszył, nakazując swoim ludziom napaść na patrol izraelski bynajmniej nie w okolicach farm Szeba i zaatakować rakietami terytorium Izraela. W ten sposób Hezbollah obalił własną pozycję polityczną w Libanie, bo dla wszystkich jest jasne, że dla kraju oznacza to falę zniszczeń.

Oczywiście, Nasrallah czuł się zobligowany do podporządkowania się strategii Iranu. Nie licząc wielomilionowych miesięcznych dotacji, jakie odeń dostaje Hezbollah, Iran jest duchową ojczyzną dla liderów tej organizacji, a także dla co bardziej religijnych z jej zwolenników, z których niektórzy studiowali w irańskich szkołach religijnych.

Poza tym, Nasrallah uwielbia publicity i bardzo chętnie występuje jako ważna postać na arenie międzynarodowej.

Dla izraelskiego rządu koalicyjnego, któremu przewodzi nowy premier Ehud Olmert, sprawy mają się względnie prosto. Nakazał on wycofanie się ze Strefy Gazy, by powstrzymać tam pętlę przemocy, zakładając, że terytorium Izraela nie zostanie zaatakowane.

Ale taką możliwość oczywiście przewidywano, a wojskowi stratedzy ustalili, że jedyną właściwą odpowiedzią byłby kontratak, tak silny i tak długo trwający, jak tylko będzie trzeba - aż ataki palestyńskie nie ustaną ze względu na wyczerpanie sił lub porozumienie.

To, że Autonomią Palestyńską rządzi dziś Hamas, nie zmniejsza ani nie zwiększa potrzeby dla izraelskiej akcji zbrojnej, ale istotnie zwiększa jej polityczne korzyści. Walka i zniszczenia komunikują ludności Gazy, że ich przywódcy z Hamasu zagrażają ich fizycznemu przetrwaniu.

Gdy chodzi o Hezbollah, izraelska zbrojna odpowiedź w żadnym razie nie ogranicza się do odwetu, nie mówiąc o próbach odbicia dwóch rannych żołnierzy - ma znacznie szersze wojskowe i polityczne cele. Przez lata Hezbollah otrzymał i zgromadził kilka tysięcy rakiet do bombardowań i ok. stu pocisków dalekiego zasięgu z Iranu, poprzez syryjskie porty i lotniska. Osiągnął zdolność do natychmiastowego bombardowania Izraela.

Ostatnio - i w bardzo wiele ujawniający sposób - dwóch przywódców irańskich groziło Izraelowi ostrzałem rakietami Hezbollahu, jeśli zaatakowałby on irańskie instalacje atomowe.

Izrael korzysta zatem z okazji, jaką stwarzają obecne walki, by odnaleźć i zniszczyć podziemne i ukryte w inny sposób magazyny Hezbollahu, w którym składuje on swe rakiety i pociski. Niektóre z nich wystrzeliwane są właśnie przeciw izraelskim celom, ale niestarannie, nie osiągając efektu szoku i zniszczeń, który dałby skoordynowany ogień na setki celów równocześnie.

Z drugiej strony, celem politycznym Izraela jest zniszczenie wymarzonej przez Hezbollah i niezbędnej mu pozycji legalnej libańskiej partii politycznej, poprzez ukazanie, że jest on opłacaną ekspozyturą Iranu, służącą obcym celom i to kosztem Libanu. Izrael blokuje zatem libańskie porty, zniszczył pasy startowe wszystkich trzech lotnisk zdolnych przyjąć odrzutowce, z międzynarodowym lotniskiem w Bejrucie włącznie, i pozostaje w gotowości do zniszczenia elektrowni i innych cennych celów, jeśli miałoby to wyzwolić odpowiednią presję polityczną na Hezbollah. Pierwszym jego sukcesem było skłonienie Hezbollahu do zaprzeczenia, że wystrzelił pocisk na Hajfę (który eksplodował bez ofiar) - w przeszłości chwaliłby się takim wyczynem. Gdy chodzi o premiera Libanu, zdążył już zadeklarować, że nie wiedział nic o planowanych długo atakach Hezbollahu.

Jeśli inne libańskie siły polityczne i sami jego zwolennicy nie potrafią przekonać Hassana Nasrallaha do zawieszenia broni, Izrael zbombarduje jeszcze więcej celów (biura Nasrallaha w południowym Bejrucie już zbombardował). A jeśli wystrzelonych zostanie więcej pocisków, świeżo zmobilizowane dywizje izraelskie przekroczą granicę, wchodząc głęboko na terytorium Libanu...

Zarówno w Gazie, jak i w południowym Libanie wynik jest, rzecz jasna, determinowany przez ogromną przewagę zbrojną jednej strony. Jedynym otwartym pytaniem w obu tych miejscach jest to, ile zniszczeń będzie musiał wyrządzić Izrael, by uzyskać nowe zawieszenia broni.

Przełożył MK

EDWARD N. LUTTWAK jest amerykańskim politologiem, pracownikiem Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS); stale współpracuje z "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2006