Intelektualiści i polityka

1.

01.10.2007

Czyta się kilka minut

Powiada Alain Finkielkraut: "Nie sposób rządzić w otoczeniu elity intelektualistów. W większości bowiem nie rozumieją oni, czym jest polityka. Wydaje im się, że polega ona na wprowadzaniu w życie pięknych idei, a tymczasem działanie polityczne składa się przede wszystkim z negocjacji i kompromisów. Mężowi stanu potrzebna jest nie umiejętność głębokiego myślenia, ale praktycznego działania. Ponieważ intelektualiści zwykle tego nie rozumieją, sprawni politycy wystawieni są na ich brutalną krytykę. Cała platońska idea filozofów-królów jest więc nie do zaakceptowania - na całe szczęście nie mamy dziś żadnego Platona, który wmawiałby nam podobne rzeczy. A nawet gdybyśmy mieli, nie należałoby go słuchać" ("Europa", dodatek do "Dziennika" z 15 września; cały numer poświęcony jest wojnie polskich elit z władzą PiS; zwierzęta polityczne znajdą w nim bardzo wiele pożywienia).

2.

Jeśli nawet myśli Finkielkrauta nie są oryginalne, to tu i teraz, w konkretnym momencie życia polityczno-intelektualnego, brzmią one smacznie i ożywczo. Ucieszą one tych, którzy nie znoszą myślowych głębi (imię ich legion); zirytują miłośników Platona, a także tych, którzy wiedzą, że dobrze jest w każdej sytuacji zacytować trzy zdania z "Polityki" Arystotelesa; premiera Kaczyńskiego utwierdzą w przekonaniu, że to on właśnie jest przedmiotem histerycznych ataków.

3.

Zaczynając rzecz z innej strony: wypowiedź francuskiego filozofa można zderzyć z fenomenem skupiania się wokół braci Kaczyńskich grupy wspierających ich intelektualistów. Są w tej grupie żołnierze, gotowi zginąć za cesarza (w jego dwóch osobach); są fundamentaliści, co każde cesarskie słowo rozumieją lepiej niż ten, kto je wygłosił; są też (mam nadzieję) niepokorni indywidualiści. Jedni są dalej od centrum władzy, inni - bliżej. Inna jest pozycja trzech wieszczów IV RP (profesorów Krasnodębskiego, Legutki i Zybertowicza), inna - Jadwigi Staniszkis albo Jarosława Marka Rymkiewicza czy Jacka Trznadla, jeszcze inna - współtwórców idei polityki historycznej (która w praktyce zamieniła się w propagandę). Zapewne: ktoś tę grupę kiedyś dokładnie opisze, ktoś ją zestawi z podobnymi zjawiskami z poprzednich dziesięcioleci. Mnie zastanawia sam fakt jej istnienia.

4.

To, co mówi Finkielkraut, odsyła także do przypadku znacznie ciekawszego od wspomnianych: intelektualisty, który wszedł nie tak dawno w świat polityki, a teraz postanowił wrócić do siebie i do swoich książek. Myślę o Pawle Śpiewaku (i jego rozmowie z Małgorzatą Subotić, "Plus-Minus", dodatek "Rzeczpospolitej" z 15-16 września).

Śpiewak trafił do polityki z doświadczeniami socjologa, historyka idei, publicysty rozzłoszczonego stanem państwa i sposobem rządzenia. Czy miał jakieś plany, czy liczył, że jego wiedza ułatwi mu poruszanie się w parlamentarnej rzeczywistości? Zapewne. Teraz mówi: "Wierzyłem, podobnie jak wielu socjologów, że gdyby politycy podejmowali decyzje pod wpływem socjologów, politologów, racjonalnie myślących doradców, to coś by się stało dobrego. Dzisiaj wiem, że decyzja polityczna jest efektem bardzo wielu czynników, różnych małych gier personalnych. (...) Raczej jest wynikiem bezsilności niż jakiegoś działania".

5.

Śpiewak mówi nie tyle głosem przegranego polityka, ile zawiedzionego i bezradnego intelektualisty. Nie atakuje polityków. Ale: jego dzisiejsze świadectwo jest mocne; chyba mocniejsze niż gniewne teksty, jakie pisywał nie tak dawno temu. "Wracam do siebie - bo człowiek, który przeżył już ileś lat, ma swoje miejsce, swoją muszelkę, do której się chowa". I jeszcze: "Skończył się mój czas w polityce (...). Muszę pomyśleć. W roli osoby, która siedzi i rozmawia z młodymi ludźmi, pisze, czuję się najlepiej. W jedną rolę nie potrafię się wcielić - członka partii".

Dobrze rozumiem te zdania. Pozostaje pytanie: co jest pomiędzy wyborem (powiedzmy) Andrzeja Zybertowicza, zostającego doradcą premiera, i wyborem (powiedzmy) Pawła Śpiewaka, wracającego na uniwersytet. Co jest poza tymi wyborami.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2007