To nie czary

Nigdy rządząca partia nie była tak blisko ponownego zwycięstwa. Co sprawia, że po roku ustawicznego kryzysu politycznego PiS cieszy się społecznym poparciem? Popierają go nie tylko "odrzuceni i sympatycy Radia Maryja.

13.09.2007

Czyta się kilka minut

rys. MIROSŁAW OWCZAREK /
rys. MIROSŁAW OWCZAREK /

Wokół wszystko zdaje się sypać, sypie zwłaszcza Janusz Kaczmarek. Misja rządu Jarosława Kaczyńskiego zakończyła się porażką, ale jedno się trzyma - poparcie dla PiS. Partia ta wyskakuje nawet ponad PO i jeśli Donald Tusk po jednym z sondaży odesłał przysłane przez PiS środki uspokajające, to chyba dlatego, że wcześniej przyniósł mu je własny personel. Na korzyść PiS działa wiele czynników: bezbarwna opozycja, wzrost gospodarczy, atmosfera społeczna.

- Polską nie rządzą oligarchowie - mówi liberalny politolog prof. Jan Kofman - ale były pewne nieprawidłowości przy prywatyzacji, zaś społeczeństwo było przekonane, że to ono ponosi koszty transformacji. Kaczyńscy przekonali ludzi, że jedno z drugim się łączy.

Z kolei konserwatywny politolog Rafał Matyja wskazuje na rewolucję semantyczną, która dokonała się po aferze Rywina i uczyniła prawomocnymi różne "języki". Od tej pory zdaniem wielu Polaków język braci Kaczyńskich wiernie opisuje rzeczywistość. Jak wielu, przekonamy się już 21 października.

Spektakl

Konkurencja zazdrości PiS doradców. Dobrą opinię o ludziach odpowiedzialnych za wizualną stronę partii potwierdza reżyser i felietonista "TP" Jan Klata: - Wiedzą, że w spektaklu istotny jest kontekst. Dlatego prezentacja tajemnic wind i korytarzy pewnego warszawskiego hotelu dla bogaczy była tak sugestywna. Znakomity show! Przejmująco poprowadzona narracja, podświetlane na czerwono napisy, sekwencje jak z gier komputerowych, znaczące pauzy i pue­nty. A kogo pogrąży kontekst? Wszystkich oprócz dobrego szeryfa - mówi Klata.

Szeryf, czyli PiS, po tym spektaklu zainkasował kolejne punkty. Ma ten plus, że jest podobny do zwykłego Polaka. Zdaniem socjologa i politologa Radosława Markowskiego PiS wykorzystuje i to.

- Ludzie się cieszą, że mają swojski rząd. To są "nasi". Czołowi politycy mają niezawiązane buty, są nieuczesani, a dochodzą do władzy. To, że nie mówią w obcych językach, jedynie podnosi dumę narodową, bo ucierają nosa tym zarozumialcom, co to mówią po francusku.

- Kaczyńscy wiedzą, jak silna w Polsce jest akceptacja dla rządów "twardej ręki" i ile w społeczeństwie jest zawiści - mówi Kofman. - Nieprzypadkowo sprowadzają świat do starcia biednych z bogatymi.

- Rozumieją, że podstawą dobrego spektaklu jest konflikt - wyjaśnia strategię "ucierania nosa" Klata. - Im bardziej radykalny, tym lepiej. Narzucając scenariusz, obsadzają się w rolach sprawiedliwych. Ich przeciwnicy muszą przyjąć role złych. Czasem widowisko jest dość żenujące, czasem fascynujące. Zawsze jednostronne.

PiS sam wywołuje konflikty i natychmiast ustawia się w roli ich ofiary, zyskując sympatię publiki, ale widowiskiem do tej pory najwyżej ocenionym przez wyborców była defilada wojskowa 15 sierpnia.

- Łopoczące sztandary, czołgi, ułani, wódz. To przyciąga tłumy żądne spektaklu, poczucia wspólnoty i dumy - mówi Jan Klata. - Łatwo to wyśmiać i przejazd prezydenta zmilitaryzowanym papamobilem może się wydawać przesadą, ale przecież święta państwowe i defilady są potrzebne.

Zdaniem reżysera tęsknota Polaków za Marszałkiem (Piłsudskim) została przez PiS kapitalnie rozpoznana.

Przekaz partii jest atrakcyjny dla biedniejszej, małomiasteczkowej części społeczeństwa, która szybko zapomina o niespełnionych obietnicach przedwyborczych. Państwo dziś jest droższe niż w 2005 r., o obiecywanych mieszkaniach ani słychu, służby specjalne szaleją, Euro 2012 leży. I co? I nic. Choć 24-godzinne sądy okazały się porażką, to w oczach wyborców PiS są sukcesem rządu. PiS atakując "łże-elity", "wykształciuchów", paktując z Lepperem, zyskał miano partii antyinteligenckiej, ale według Markowskiego ugrupowanie atakuje nie tyle inteligencję, co w ogóle ludzi zaradnych. Tym samym dewastuje świadomość ekonomiczną Polaków.

- Większość bogatych Polaków dorobiła się ciężką pracą i intelektem, a teraz państwo zamiast wesprzeć ich jako pracodawców, poniża ich. To uderzenie w infrastrukturę społeczną - mówi Markowski.

Polski wyborca wierzy obietnicom i wcale nie domaga się ich spełnienia. Czy cała strategia PiS sprowadza się do trików i populizmu?

- PiS nie robi wszystkiego, co chce społeczeństwo - twierdzi Rafał Matyja. - Szuka punktów stycznych między jego oczekiwaniami a własnymi przekonaniami i doprowadza program do wręcz plakatowej czytelności.

Zdaniem Matyi ta "plakatowa czytelność" ma głębsze podstawy: życiorysy i poglądy Kaczyńskich, obojętność na poprawność polityczną, przejmowanie się problemami ludzi spoza wielkich miast. PiS stał się siłą wiarygodną w przełamywaniu porządków postkomunistycznych. Sprytny PR to jedynie nakładka na program istniejący już od 1991 r.

Pytanie o sukces PiS to też pytanie o skuteczność krytyki tej partii.

Jan Klata: - W walce z PiS-em widać niestety negację totalną i niezrozumienie drugiej strony. Relację z defilady zatytułowano w TVN "Wojska na ulicach Warszawy". Brakowało tylko "Czasu Apokalipsy". Finezyjne wypowiedzi Dorna czy Kaczyńskiego sprowadzano do "wykształciuchów" lub dygresji demonologicznych, a to przecież był przejaw specyficznego, ale jednak erudycyjnego poczucia humoru Kaczyńskiego.

Wierność klerków

PiS ma więc wizerunek antyinteligencki, choć najważniejsi działacze partii to inteligenci i erudyci.

- Kaczyńscy są z Żoliborza, tego inteligenckiego. Zagadką jest ewolucja, jaką przeszli - mówi Kofman, który nie uważa, by inteligencja odwróciła się od PiS.

- Choć jego propaganda jest antyinteligencka. Można to zamazywać, jak robią to wybitni publicyści: Bronisław Wildstein czy Zdzisław Krasnodębski, ale i oni powinni sobie zdawać sprawę, że kierownictwo PiS uderza w ich grupę społeczną.

Zdaniem Radosława Markowskiego większość inteligencji niepokoi sytuacja w Polsce.

- I wcale nie oburzałbym się na to, co powiedział Havel. Oczywiście nie chodzi o obserwatorów, którzy jeżdżą do Turkmenistanu, ale w Polsce też mogą być komplikacje z wyborami.

Jako przykład "miękkich" nieprawidłowości Markowski przytacza TVP, która, jego zdaniem, stała się tubą propagandową jednej partii. To sprawia, że spora grupa wyborców może być wprowadzana w błąd.

Czym więc kierują się intelektualiści popierający PiS? Markowski twierdzi, że nie da się scharakteryzować tej części elektoratu. Średnia próba statystyczna wynosi ok. tysiąca osób, zatem ludzi spełniających takie kryteria jest w niej od czterech do ośmiu. Żaden socjolog nie podejmie się oceny takiej grupy.

Profesorowie Tomasz Gąsowski i Ryszard Terlecki są wyborcami PiS. Są cenionymi historykami, nie należą do przegranych. Pierwszy zakładał partię, drugi był jej kandydatem na prezydenta Krakowa. Prof. Gąsowski pamięta pierwsze spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim w sali PAN w Krakowie - tłumy były takie, że nie dało się wejść. Z czasem związek profesora z PiS-em, który stał się typową partią, a nie ruchem, rozluźnił się. W dodatku konflikt Zbigniewa Ziobry ze Zbigniewem Wassermannem sprawił, że ten pierwszy "wypisał" prof. Gąsowskiego z PiS.

- Na wypadek "dekaczyzacji" jestem kryty - żartuje Gąsowski, ale sympatii nie zmienia. Przy PiS trzyma go konserwatyzm. Zagłosowałby też na Jana Rokitę czy Jarosława Gowina, ale obawia się, że tym samym oddałby głos na Grzegorza Schetynę.

- A poza tym Kaczyński to urodzony lider. Nie to co Tusk - mówi Gąsowski.

Prof. Terlecki szefuje krakowskiemu IPN. Jest zadowolony ze swojej pozycji, także materialnej. Dla niego najważniejszy jest społeczny wymiar polityki PiS.

- Państwo powinno mieć większe obowiązki niż tylko pilnowanie bezpieczeństwa obywateli - mówi.

Obaj historycy cenią politykę historyczną rządzącej ekipy.

- Gdy w Niemczech odszedł Helmut Kohl i zmienił się tam klimat, okazało się, że jesteśmy bezbronni, nie mamy argumentów - mówi prof. Gąsowski. - Podoba mi się, że teraz mówiąc o historii patrzymy na Zachód i podejmujemy niezałatwione sprawy.

Obaj też, co może być pewnym zaskoczeniem po fali krytyki, jaka dotknęła polskie MSZ, chwalą politykę zagraniczną.

- Przewietrzono służbę dyplomatyczną, walczymy o należne miejsce w Europie - mówi prof. Terlecki.

Obaj za poważny uważają problem powiązań biznesowych sięgających czasów komuny.

Terlecki: - Panowało przekonanie: trudno, nic już nie poradzimy, bo nikogo nie złapaliśmy za rękę. PiS zanegował ten dogmat.

Czy koalicja z LPR i Samoobroną nie zachwiała ich zaufaniem? Nie. Ta koalicja była matematyczną koniecznością. Choć prof. Gąsowski przyznaje, że może dziwić, iż PiS uznał demokratyczny mandat Leppera, a odmawiał go politykom SLD. Prof. Terlecki zastanawia się nad ceną koalicji.

- Rwałem włosy, słuchając Giertycha - przyznaje. - Ale też za łatwo stwierdza się, że ten rząd nic nie zrobił. Dzięki PiS nie ma już przyzwolenia na łapówki.

A sojusz z Radiem Maryja?

Gąsowski: - Nie słucham, ale jeśli abp Michalik broni go, jako katolik nie mogę tego ignorować.

Co przeszkadza w PiS? Prof. Terlecki wymienia podejrzliwość wobec świata i surowość: - Te marsowe oblicza są trochę na wyrost.

- Nadmierne przekonanie o nieomylności - dodaje prof. Gąsowski - i tendencje do niekonwencjonalnych działań "dla dobra sprawy". PiS stał się też partią władzy, dlatego pewne nieprawidłowości go nie ominęły, ale to bolączka całej polskiej polityki.

Praca u podstaw

Co takiego wie o Polakach PiS, że potrafi utrzymać poparcie krakowskiego profesora, a jednocześnie odbierać głosy Samoobronie? Zdaniem Rafała Matyi nie można tu mówić o jakiejś tajemnej wiedzy: - Preferencje Polaków są znane od dawna. Wiele partii nie potrafiło tej wiedzy wykorzystać ani przełamać intelektualnych stereotypów. Rzetelność pracy nad wizerunkiem PiS jest rzeczywiście novum na scenie partyjnej, ale to samo można było powiedzieć wcześniej o Kwaśniewskim.

PiS jest jedyną formacją w kraju, która może w zależności od potrzeby pokazać wyborcom twarz Jacka Kurskiego, ale też - wciąż - Kazimierza Ujazdowskiego czy prof. Zbigniewa Religi. Podpowiedzią może być również zachowanie polskiego elektoratu, który, jak wykazał Radosław Markowski, z wyborów na wybory całkiem się zmienia. Stały w poglądach profesor raczej 21 października nie spotka przy urnach tych samych ludzi co dwa lata temu. A może PiS jest w stanie "uwodzić masy" dlatego, że potrafi wiązać ze sobą specjalistów służących mu swym intelektem? Zdaniem Matyi, różne ośrodki próbują swymi koncepcjami zainteresować rządzących: - Zaplecze intelektualne to raczej wynik oddolnych i indywidualnych działań np. wiceministra skarbu Pawła Szałamachy czy europosła Konrada Szymańskiego, a nie władz partyjnych.

Matyja wymienia też działalność ministra Ujazdowskiego, który skupia wokół siebie ambitnych ludzi. Jednak prezes Fundacji Batorego Aleksander Smolar pyta: -

Gdzie są owe think-tanki PiS, przygotowujące politykę gospodarczą, zagraniczną, społeczną, prawną przed 2005 r.?

Wtedy, zdaniem Smolara, PiS zdawał się dysponować ogólnym poparciem ideowym grupy intelektualistów, dla których PO nie była alternatywą.

- Decydowały motywacje religijne, tęsknota za wspólnotą polityczną, wyrażającą się w idealizowaniu modelu republikańskiego, pewna niechęć do liberalnej demokracji. Zaskakująca była też wątłość intelektualnego zaplecza PO, choć to PO bardziej identyfikowano z inteligencją - mówi Smolar.

Kim są więc elity intelektualne IV RP?

- W jakimś sensie to dawny salon odrzuconych - mówi Kofman. - Zresztą prawicowi publicyści tego nie kryją. PiS dokonał też rewolucji pokoleniowej: - dał szansę młodym.

Zdaniem Smolara przejęcie kontroli nad państwem przez PiS sprawiło, że wielu młodych ludzi znalazło się w różnych instytucjach państwowych i "przypaństwowych". Ale jak zauważa prezes Fundacji Batorego, elit intelektualnych IV RP nie interesują konkretne rozwiązania systemowe czy gospodarcze.

- Symbolem tego jest prywatne seminarium u prezydenta - mówi. - Zbiera się tam czołówka prawicowych intelektualistów i rozmawia o historii, filozofii, ogólnie o Europie, ale nigdy o konkretnej praktyce politycznej.

Radosław Markowski: - Ciekawe, kim są eksperci i doradcy PiS? Zwróciłbym uwagę na to, czy oni w ogóle istnieją na światowym - bo taki tylko się liczy - rynku nauki? W jakich światowych czasopismach naukowych publikują, na jakich międzynarodowych kongresach występują, gdzie bywali jako visiting professors? Przecież to zaplecze ma podpowiadać PiS-owi, jak gonić świat. Nie chcę uogólniać, bo znam kilka światłych wyjątków, ale w większości nowe elity po prostu potrzebują państwa i politycznej promocji, by zaistnieć.

Z tymi tezami nie zgadza się prof. Gąsowski: - Tak, ci ludzie nie weszli do salonu, ale z różnych powodów, niekoniecznie z braku kompetencji czy osiągnięć w swojej dziedzinie. Nie kołatali do "salonu" i nie szukali wsparcia państwa, ono zostało im zaoferowane.

Prof. Gąsowski wymienia kompozytora Wojciecha Kilara czy poetę Jarosława Marka Rymkiewicza.

- Czy oni sobie nie radzą? - pyta.

Rafała Matyję też oburza stwierdzenie, że intelektualiści kojarzeni z IV RP wcześniej błąkali się po marginesie życia publicznego: - Nikt się nie błąkał, czekaliśmy na swój czas. Wiedzieliśmy, że ciekawe idee rodzą się poza główną, zrytualizowaną debatą, a potem zdobywają teren. Tak było np. z amerykańskimi neokonserwatystami.

W USA tradycyjnie silna jest lewicowa inteligencja i liberalne media, ale prawica w ostatnich dekadach odrobiła zaległe lekcje. Istnieje związek między elitarnym American Enterprise Institute - kuźnią prawicowych umysłów, popularną telewizją Fox News a sukcesami wyborczymi republikanów.

- PiS chce mieć swoją inteligencję - mówi Markowski. - Stąd pomysły, żeby powołać uniwersytet. Obecne elity, zdaniem władz PiS, nie myślą dość "patriotycznie".

Na razie partia próbuje jeszcze zwrócić się do centrum. Połknięte elektoraty byłych "przystawek" nie wystarczą. Walka rozegra się więc o dwieście, trzysta tysięcy ludzi. Zdaniem Markowskiego premierowi tylko się wydaje, że nie musi zabiegać o głosy czytelników "Gazety Wyborczej", "Polityki" i "Tygodnika", bo przejął elektorat LPR i Samoobrony.

- Myli się ten, kto uważa, że zreformuje kraj ze zwolennikami tych partii - przestrzega socjolog. - Polskę do przodu ciągną liberałowie oraz wykształciuchy i tego się nie zmieni, bo żaden kraj nie dokonał cywilizacyjnego skoku w oparciu o klasy transferowe. O Polskę zagubioną należy się troszczyć, ale nie można jej stawiać na piedestale i ustawiać w opozycji do demonizowanej "Polski liberalnej".

Być może to o niej myślał premier, gdy pod koniec sierpnia mówił: "Musimy skorzystać z odejścia naszych trudnych koalicjantów, żeby jeszcze raz zwrócić się do inteligencji".

Czy to się uda i czy PiS rzeczywiście posiadł kamień filozoficzny polityki? Czy zdobył klucz do rządu dusz? Na PiS chce głosować mniej więcej co dziesiąty uprawniony do tego Polak.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2007