Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Blisko problemu elit intelektualnych znajdują się problemy „autorytetów moralnych” i „duchowego przywództwa”. Często słyszę ubolewanie, że dziś brak tych pierwszych, i wzdychanie, że potrzeba nam tego drugiego. Najbardziej ubolewają ci, którzy obecności autorytetów i przywództwa doświadczyli. Gdzie jest – pytają – prymas nowego tysiąclecia? Jak wypełnić pustkę po „naszym papieżu”? Jednym brak Jerzego Giedroycia, Jerzego Turowicza, Jana Nowaka Jeziorańskiego, Władysława Bartoszewskiego, Tadeusza Mazowieckiego, Jacka Kuronia i ks. Józefa Tischnera, innym – następców tych niegdysiejszych autorytetów i duchowych przywódców. Są i tacy, którzy znaleźli sobie nowe autorytety i nowych przewodników, np. w Ojcu Dyrektorze, co niestety ma niewiele wspólnego z pytaniem o rolę intelektualistów w społeczeństwie, nawet wprost przeciwnie.
Przeczytaj także:
Autorytetów moralnych nie stworzą media. Jeśli czasem im się to udaje, to na krótko. Bo autorytet długo się buduje, a media mogą go co najwyżej odkryć. Głos autorytetu był dla ludzi ważny nie dzięki mediom – media go przekazywały, bo był wyczekiwany przez ludzi. A dziś? Na czyj głos czekają masy chłonące potoki słów wygłaszanych przez dość przewidywalnych komentatorów?
Mam nadzieję, że toczący się po wspomnianej równi pochyłej intelektualiści nie stoczą się w nicość. Nawet jeśli dziś z mediów „gorszy pieniądz wyparł pieniądz lepszy”, to w rozmaitych środowiskach moralne autorytety nadal kwitną i funkcjonują. Ich głos można znaleźć w mediach drukowanych (nie w tabloidach) i rzadko w poważnych, wielonakładowych tygodnikach, ale głównie w tzw. periodykach niszowych. Z tego, że się ich nie widuje w telewizorach, nie wynika, że ich w ogóle nie ma. Są, a czy i jaki mają wpływ na społeczeństwo, to się dopiero okaże.
Duchowego przywództwa intelektualistów nie lubią dyktatorzy. Lenin pisał o intelektualistach w liście do Maksima Gorkiego: „Uważają się za mózg narodu, tymczasem to nie mózg, lecz g...”. Problemu jednak nie lekceważył i przygotowywał dla Dzierżyńskiego spisy intelektualistów, którzy się ośmielili go krytykować, jako kandydatów do deportacji – o czym przeczytałem w pasjonującej książce „Dzierżyński. Miłość i rewolucja” pióra Sylwii Frołow. ZSRR nie znosił Sołżenicyna, PRL – Miłosza i kard. Wyszyńskiego, z którym władze nie umiały sobie poradzić; inwigilowano też Karola Wojtyłę. Każdy, kto zdawał się kandydować do duchowego przywództwa, był narażony na groźbę aresztowania.
Duchowe przywództwo jest potrzebne w czasach zniewolenia. W oblężonej twierdzy musi być przywódca, któremu się okazuje całkowite posłuszeństwo, bo wewnętrznie skłóceni przegrywają. Ale na czym przywództwo duchowe ma polegać w wolnym społeczeństwie? Czy w ogóle jest możliwe? Czy potrzebne?
Co innego intelektualiści. Nie muszą przewodzić: wystarczy, że wnikliwie obnażają gry pozorów, reklam, propagandy, że dzieląc się swoją mądrością, chłodzą masowe namiętności, że słowu przywracają wartość, a zajadłym pieniaczom – dystans do siebie i poczucie humoru. Nie są i nie muszą być „trendy”. „Trendy” są fryzjerzy, producenci ubrań, oprawek do okularów i stacje radiowe (by wymienić najliczniej wymieniane w mojej przeglądarce pod tym hasłem desygnaty), ale nie intelektualiści. To dlatego ich głos w homogenicznej mieszance głosów się wyróżnia i choć nie zawsze jest z entuzjazmem przyjmowany, powoli przenika do ludzkiej świadomości i ją zmienia.
Chrońmy mędrców, bez względu na ich proweniencję. Szukajmy mędrców (prawdziwych intelektualistów) i słuchajmy ich, żeby wyrobić sobie własny sąd i własne zdanie. A jeśli nie chcemy, by inni, nawet charyzmatyczni przywódcy, za nas myśleli i za nas dokonywali wyborów, z intronizowaniem duchowych przywódców narodu się nie spieszmy. ©℗