Inny pokój

Coraz liczniejsze są w Polsce przejścia między wyznaniami chrześcijańskimi. Katolicy zostają protestantami, nie brak zmian na prawosławie, bywają też konwersje na katolicyzm. Dlaczego tak się dzieje?

27.01.2020

Czyta się kilka minut

Balbina, Maciej i Marysia Całowie – wspólnie przeszli na protestantyzm / JACEK TARAN
Balbina, Maciej i Marysia Całowie – wspólnie przeszli na protestantyzm / JACEK TARAN

Maciej, Balbina, Marysia i Hania właśnie wrócili całą rodziną z nabożeństwa w ewangelicko-augsburskim kościele św. Marcina. Spotykamy się w jednej z krakowskich kawiarni.

Niegdyś jak większość co niedzielę chodzili na mszę do swojego ulubionego kościoła katolickiego w centrum miasta – to wszystko. Na luterańskie nabożeństwo pierwszy poszedł Maciej. Chciał po prostu zobaczyć, jak ono wygląda. – Żona z córkami dołączyły do mnie po miesiącu – mówi.

Przez pierwszy rok nie załatwiali żadnych formalności – dali sobie czas, żeby mieć pewność, że ich decyzja jest słuszna. Dopiero rok temu formalnie zmienili wyznanie, składając ślubowanie przed członkami zboru.

Nie przeciw komuś

Skąd w ogóle decyzja zmiany? Stało się to po samobójstwie ich 22-letniego wówczas bratanka Alka. – Alek miał kłopoty psychiczne, a ponieważ to myśmy go praktycznie wychowywali, jego śmierć bardzo nas dotknęła – tłumaczy Maciej Cała. – Zacząłem się wtedy zastanawiać nad sprawami ostatecznymi, nad śmiercią, poznawałem też historię Kościoła i moja duchowość coraz bardziej się pogłębiała. Chciałem się skupić na tym, co w życiu najważniejsze – i pewne rzeczy w Kościele katolickim zaczęły mi po prostu przeszkadzać. Ale nie zrobiłem tego przeciwko komuś – podkreśla – tylko dla siebie. Żeby uśmierzyć ból.

U Balbiny poszukiwania duchowe zaczęły się dużo wcześniej. – Studiowałam historię Kościoła. Pewnych rzeczy w Kościele katolickim nie byłam też już w stanie tolerować. I to, co Maciek opowiadał o luteranach, padło w moim przypadku na podatny grunt.

Maciej: – Dla mnie Kościół katolicki obrósł tak bardzo różnymi tradycjami, obrzędowością, bogactwem – takim złotem – że coraz mniej jest w nim światła. Inne rzeczy są w nim ważniejsze od tego, co dla mnie najważniejsze.

– Co to jest? – pytam.

– Miłość do drugiego człowieka, prostota, bezpośredniość i skromność. Odnajduję to bardziej w Kościele protestanckim.

Balbina: – Reagowaliśmy na różne sytuacje w Kościele katolickim, na to całe Bizancjum.

Maciej: – Pedofilia, kwestie uchodźców – bardzo tym wszystkim byliśmy zniesmaczeni. Z jednej strony były sygnały ze strony władz kościelnych, że jako chrześcijanie powinniśmy uchodźców przyjąć, a z drugiej było stanowisko niektórych biskupów, że absolutnie nie – i to w kontrze do papieża.

Balbina: – Papież Franciszek nawołuje do ubóstwa i skromności, a tu któryś z polskich biskupów mówi nagle, że Kościół nie może być „dziadowski”.

Maciej: – Po filmie braci Sekielskich reakcja w Kościele luterańskim była natychmiastowa. Już na drugi dzień wydano komunikat, jak należy się zachować w takiej sytuacji – wraz z podaniem numerów na policję i do prokuratury.

Oboje jednak zgodnie podkreślają: konwersji nie dokonali przeciwko Kościołowi katolickiemu. To był rezultat ich poszukiwań własnej drogi. Swojej starszej córce Marysi zostawili wolną rękę.

Marysia (15 lat): – Ucieszyłam się, że rodzice dokonali takiego wyboru. Ja też szukałam swojej duchowej drogi – w Kościele katolickim nie mogłam się już odnaleźć. Gdy poszłam do Kościoła protestanckiego, to urzekła mnie panująca w nim atmosfera i to, że dokładnie mówią, o co w naszej wierze chodzi. Tu jakby bardziej poczułam Boga. Tutaj czuję pełnię.

Dla Marysi jedną z ważnych pobudek były kwestie związane z LGBT. – Mam takich znajomych. I cieszę się, że w Kościele protestanckim oni są akceptowani, że są traktowani jak normalni ludzie, a nie jak jacyś kosmici – mówi.

Drugi pokój

Problematyka społeczności LGBT była też ważna dla psycholożki Natalii de Barbaro – między innymi z tego powodu kilka miesięcy temu odeszła z Kościoła katolickiego.

– Powstało we mnie pytanie, czego jestem częścią – opowiada. – Bo jeżeli ktoś mówi o „tęczowej zarazie”, to kieruje te słowa do żywych, konkretnych ludzi i ich rodzin. Czułam wtedy ból moich przyjaciół gejów i przyjaciółek lesbijek, i nie chciałam być postrzegana jako część tego głosu.

Inne powody? Rola kobiet w Kościele, stosunek do osób rozwiedzionych, stanowisko polskiego Episkopatu w wielu sprawach pozbawione chrześcijańskiej miłości.

– Gdyby Bóg był taki, jak wynika to ze słów niektórych polskich hierarchów, to byłby po prostu zimnym Bogiem – tłumaczy. – A ja nie wierzę w zimnego Boga, bo przecież fundamentem tej religii jest miłość.


Czytaj także: Ks. Adam Boniecki: Nie cieszę się, że odchodzą


Mówi wprost: według niej hierarchowie są w ten sposób nielojalni wobec Chrystusa. Bo gdzie w tym wszystkim jest dobry Bóg?

Co odnalazła w Kościele protestanckim?

– Gdy spotkałam się z proboszczem luterańskiej parafii w Krakowie, ks. ­Romanem Prackim, usłyszałam zdanie, które mnie ujęło: „Nie zmieniasz domu, zmieniasz tylko pokój”.

Na jaki? – pytam.

– Na taki, w którym czuję się bardziej u siebie. W którym wszystko, co jest wokół, odpowiada bardziej temu, w co wierzę. Tu mam poczucie, że nie muszę na każdej mszy słuchać rzeczy, które stoją w sprzeczności z moim sumieniem, które kłócą się ze sobą na poziomie wartości. Tu od ponad roku nie usłyszałam ani jednego zdania wykluczenia, natomiast bardzo wiele zdań inkluzywnych i o miłości Boga. Bardzo czuję tutaj wspólnotowość. I nie oznacza to, że nie ma wspólnotowości w Kościele katolickim – bo ją w nim też znajdowałam. W kościele protestanckim mam poczucie jakiegoś powrotu – już nawet przez sam fakt, że za ołtarzem widzę mężczyznę i kobietę, którzy razem się modlą, co jest dla mnie odzwierciedleniem prostego faktu, że wiernymi są i mężczyźni, i kobiety.

Maciej: – Gdyby ktoś wszedł z ulicy na nabożeństwo do krakowskiego kościoła św. Marcina, mógłby się nie zorientować, że to świątynia protestancka. Liturgia jest bardzo podobna do katolickiej, a sam kościół był kiedyś świątynią katolicką, są więc w nim figury świętych. Widoczna różnica polega na tym, że za ołtarzem stoi pastor i pani diakon.

Strach o zbawienie

W ołtarzu kościoła św. Marcina przy ulicy Grodzkiej w Krakowie wisi obraz Henryka Siemiradzkiego „Chrystus uciszający burzę morską”, po bokach ołtarza cztery złocone figury Ewangelistów, powyżej olbrzymi, gotycki krucyfiks, a w jego tle duży witraż.

– Wystrój kościołów ewangelickich nie różni się zasadniczo od rzymskokatolickich. Można nawet powiedzieć, że jest przedsoborowy. W zdecydowanej większości zachowano pierwotny układ prezbiterium, gdzie Eucharystia sprawowana jest przodem do ołtarza, czyli tyłem do ludzi, komunię przyjmuje się zazwyczaj klęcząc przy balaskach. Natomiast homilie głosi się z wysokiej ambony – tłumaczy ks. Pracki.

Jak wielu katolików przechodzi do Kościoła ewangelicko-augsburskiego?

– Liczba konwersji nie jest większa niż średnia na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. W skali całego kraju w ciągu roku około 200 osób dokonuje zmiany wyznania. Najwięcej odnotowuje się w parafiach wielkomiejskich, gdzie jest ich średnio około 20. Formalna zmiana wyznania nie jest jednak konieczna do pełnego uczestnictwa w praktykach religijnych. W Polsce mamy trzy Kościoły ewangelickie: ewangelicko-augsburski (luterański), ewangelicko-reformowany (kalwiński) i ewangelicko-metodystyczny. Panuje między nimi pełna komunia wspólnoty sakramentów i posługi duchownych, który to konsensus został zawarty przez polskich protestantów w Sandomierzu w roku 1570. Kościoły ewangelickie praktykują też gościnność eucharystyczną dla wszystkich ochrzczonych bez konieczności uzyskania dyspensy biskupa. Nie ma zatem formalnego wymogu wstąpienia do Kościoła, aby de facto móc w pełni uczestniczyć w liturgii słowa i liturgii sakramentów. Do naszego kościoła przychodzi sporo osób, którymi kieruje zazwyczaj zaciekawienie, a czasem potrzeba skorzystania z opieki duszpasterskiej duchownego, który ma bardziej holistyczne podejście.

A konwersje? Ks. Roman Pracki wyjaśnia:

– Gdy pojawia się temat konwersji, zazwyczaj staram się wskazać, że taki krok wiąże się nie tylko z potencjalnymi zyskami, ale niesie ze sobą także różne koszty. Religijność w Polsce jest zazwyczaj częścią naszego dziedzictwa, a nie wyborem. Jeśli jakaś osoba, nawet niekoniecznie młoda, myśli o zmianie wyznania, u jej bliskich często rodzi się przekonanie, że jest nieszczęśliwa. Rodzice mogą nie rozumieć, dlaczego ich syn bądź córka nie odnajduje się w tym, co dla nich jest częścią tożsamości rodziny. Czasem przez wiele lat rodziny nie umieją tego zaakceptować. Uważają, że inna religijność jest pozbawiona ważnych lub nawet niezbędnych do zbawienia elementów, które gwarantuje tylko rzymski katolicyzm.

Marcin Cała: – Rodzina dowiedziała się o naszej konwersji dopiero wtedy, gdy zaprosiliśmy ją na chrzest naszej młodszej córki Hani. Dla niektórych był to szok. Moja mama zapytała: „Ojej, ale co się stało?!”. Gdy jednak wytłumaczyliśmy powody naszej decyzji, zaakceptowała ją. Ale wielu znajomych do dzisiaj zachowuje się tak, jakbyśmy nie wiadomo co zrobili.

Krytyka od środka

Wedle ks. Prackiego konwersje odwrotne – z Kościoła protestanckiego do katolickiego – dokonywane są bardzo rzadko, choć część może po prostu nie być zgłaszana.

Wyznanie protestanckie na katolickie zmieniła dwadzieścia lat temu socjolożka i działaczka społeczna Katarzyna Sztop-Rutkowska. Wychowała się w rodzinie katolickiej, ale po bierzmowaniu odeszła od Kościoła. Nie był to krok formalny – po prostu przestała chodzić na msze. Gdy rodzice przyjmowali kolędę, oświadczyła księdzu, że ona już jest poza Kościołem. W wieku szesnastu lat wstąpiła do Kościoła zielonoświątkowego w Łodzi i została w nim po raz drugi ochrzczona. Po czym mniej więcej po ośmiu latach wróciła do Kościoła katolickiego z powodów teologicznych.

– Wróciłam ze względu na Eucharystię. W Kościele zielonoświątkowym jest ona traktowana symbolicznie, jako przypomnienie Ostatniej Wieczerzy. To przestało mi wystarczać. Zdarzało się, że wchodziłam do kościoła katolickiego tylko po to, by przyjąć komunię, po czym wychodziłam. To było po prostu ogromne pragnienie. Przez kilka lat wahałam się, co dalej robić. Wyjechałam do Taizé, gdzie dużo rozmawiałam na temat moich rozterek. Potem po rekolekcjach ignacjańskich u karmelitanek w Gdyni-Orłowie podjęłam decyzję o powrocie do Kościoła rzymskokatolickiego. Z jedną z sióstr poszłam do księdza i tam przy świadku musiałam powiedzieć „Skład Apostolski”. Gdy to zrobiłam, ksiądz uznał, że jestem z powrotem katoliczką.

Przyznaje jednak: wcześniejsze rozterki znów wracają. Stosunek Kościoła katolickiego do kobiet, homoseksualizmu, klerykalizmu, hierarchiczności, pedofilia – z tych wszystkich powodów przeżywa od jakiegoś czasu duży kryzys. Postanowiła jednak zostać w Kościele – żeby móc go krytykować i próbować zmieniać od środka.

Ostatnio uczestniczyła w białostockim Marszu Równości. Napisała po nim list do papieża. – Wyjaśniłam w nim, dlaczego jako katoliczka, matka niepełnosprawnego dziecka i wykładowczyni wyższej uczelni wzięłam w nim udział i dlaczego poczułam się zgorszona listem arcybiskupa białostockiego Tadeusza Wojdy, który ukazał się dwa tygodnie przed tym marszem. List ten mówił o problematyce LGBT jako o grzechu i zawierał wezwanie do obrony wiary. W rezultacie największa agresja wobec uczestników marszu była pod białostocką katedrą. Czułam się wtedy, jakby rodzina splunęła mi w twarz.

Potrzebny długi namysł

Najwięcej konwersji z prawosławia na katolicyzm dokonuje się u nas na Podlasiu.

– Wiąże się to z sytuacjami rodzinnymi – tłumaczy pochodzący z Drohiczyna ks. dr hab. Artur Aleksiejuk, wykładowca warszawskiej Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, pełniący posługę kapłańską w prawosławnej kaplicy św. Grzegorza Peradze w Warszawie. – W religijnie mieszanych rodzinach większość katolicka wywiera presję na wyznawców prawosławia.

Sytuacja jest inna w dużych miastach i innych częściach Polski. – W Warszawie konwersje dokonywane są w zdecydowanej większości w odwrotnym kierunku, czyli na prawosławie. Decydują się na nie głównie osoby z wyższym wykształceniem, które już poznały teologię prawosławną i do których ta teologia przemówiła. Są to osoby, które chcą w ten sposób pogłębiać swoją duchowość.

Nie wiadomo, ile ich jest. – Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny nie prowadzi statystyk konwersji – mówi duchowny. – Mogę jedynie powiedzieć, że w naszej kaplicy św. Grzegorza Peradze na warszawskiej Pradze takich konwersji jest około piętnastu w ciągu roku. Taki akt nie jest jednak łatwą sprawą. Właściwie jedyną przesłanką do przyjęcia prawosławia jest długotrwały namysł teologiczny – nie może się to odbywać pod wpływem emocji czy zachwytu nad prawosławną obrzędowością. My, jako duchowni prawosławni, raczej od takiego kroku staramy się odwieść, zalecając pogłębienie wiary w swojej wspólnocie – bo przychodzą do nas często osoby zniechęcone do swojego Kościoła, które tak naprawdę w ogóle go nie znają.

Przyjęcie prawosławia następuje po około dwuletnim okresie przygotowawczym, polegającym na spotkaniach z kapłanem i uczestnictwie w nabożeństwie.

Długi okres przygotowujący do konwersji istnieje także u polskich kalwinistów. Według ks. Michała Jabłońskiego, zastępcy radcy duchownego Konsystorza Kościoła ewangelicko-reformowanego i proboszcza warszawskiej parafii, trwa on cyklicznie od października do czerwca. – Okres taki obejmuje uczestnictwo w zajęciach dotyczących nauki Kościoła – tłumaczy duchowny. – Ludzie, którzy do nas przychodzą, są najczęściej już zdecydowani. Wiedzą, czego szukają. Chcą z nami, duchownymi, jedynie przejść ten okres przygotowawczy, potwierdzając swój wybór.

Według ks. Jabłońskiego liczba konwersji do Kościoła ewangelicko-reformowanego zdecydowanie rośnie. Kiedyś to były 2-3 osoby na rok, a od jakichś czterech lat w ciągu roku konwertuje kilkanaście osób.

Zarzuty o prozelityzm? Ksiądz Jabłoński nigdy z czymś takim się nie spotkał. – Jestem tu w parafii od 2006 r. i zawsze żyłem w dobrych relacjach ekumenicznych z duchownymi katolickimi. W prywatnych rozmowach zawsze mi mówią, że się bardzo cieszą, iż osoby odchodzące z Kościoła katolickiego nie trafiają w próżnię, tylko w dobre ręce.

Pojednana różnorodność

– Ja też powiedziałbym podobnie – mówi ks. prof. dr hab. Łukasz Kamykowski, dyrektor Instytutu Teologii Fundamentalnej, Ekumenii i Dialogu Uniwersytetu Jana Pawła II, przewodniczący Rady Dialogu Archidiecezji Krakowskiej.

Według katolickiego teologa drogę do właśnie takiego spojrzenia na inne Kościoły chrześcijańskie otworzył Dekret o ekumenizmie Soboru Watykańskiego II: ważniejsze jest to, co nas łączy, bo wszyscy jesteśmy braćmi w Chrystusie.

Jednym z najważniejszych elementów, od których należy zacząć dialog ekumeniczny, jest wspólna modlitwa. – Stąd obchody Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan – tłumaczy. – To modlitwa, która mówi, iż wiemy, że Jezus modlił się o jedność swoich wyznawców, że jego modlitwa jest skuteczna i że on tylko wie, jak ten Kościół pojednany w przyszłości ma wyglądać. A my tego na razie wiedzieć nie musimy.

Tegoroczny Tydzień, organizowany przez Radę Konferencji Episkopatu Polski ds. Ekumenizmu i Polską Radę Ekumeniczną, był obchodzony od 18 do 25 stycznia pod hasłem „Życzliwymi bądźmy”.

Ks. Roman Pracki: – W Tygodniu Modlitw mamy od niedawna taką praktykę, aby podczas nabożeństwa ekumenicznego duchowni i świeccy przedstawiciele różnych wyznań chrześcijańskich wygłosili trzyminutowe homilie oparte na tym samym tekście biblijnym. To bardzo ciekawe doświadczenie: wysłuchać pięciu czy siedmiu takich syntetycznych kazań i zobaczyć, jak one się wzajemnie przenikają i uzupełniają. Parafrazując ojca Wacława Hryniewicza powiedziałbym, że Ewangelia i Kościół jako taki są z gruntu polifoniczne, że Duch Święty działa wielogłosowo, jako pojednana różnorodność. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz oraz tłumacz z języka niemieckiego i angielskiego. Absolwent Filologii Germańskiej na UAM w Poznaniu. Studiował również dziennikarstwo na UJ. Z Tygodnikiem Powszechnym związany od 2007 roku. Swoje teksty publikował ponadto w "Newsweeku" oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2020