I z lekkością, i z powagą

Może to prawda, że muzyka – przenikająca nas na wskroś, a przy tym nieograniczona zasadami tak jak słowo – potrafi najlepiej przekazać rzeczywistość ducha.

23.04.2016

Czyta się kilka minut

Alexander Liebreich, dyrektor artystyczny i I dyrygent NOSPR, poprowadzi koncerty 13 i 19 maja. / Fot. Bartek Barczyk / NOSPR
Alexander Liebreich, dyrektor artystyczny i I dyrygent NOSPR, poprowadzi koncerty 13 i 19 maja. / Fot. Bartek Barczyk / NOSPR

Rozmyślając o sytuacji poezji XX wieku, Czesław Miłosz napisał: „Poezja zamiast religii, czyli powołana przez te same potrzeby, które zwracają człowieka do religii”. „Nie przesadą byłoby szukać analogii w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, kiedy wskutek ogromnych nawarstwień umysłowego wyrafinowania (...) nowa religia wykształconym nie wystarczała i dlatego szerzyły się wśród nich różne rodzaje gnozy.

Gnostycyzm byłby wtedy tym, czym dzisiaj jest dla wykształconych poezja, która bynajmniej nie może być sprowadzona do »przeżyć estetycznych«. W swoich najważniejszych utworach poezja jest eksploracją miejsca człowieka w kosmosie” („Rok myśliwego”, 1988).

Od ekstazy do rozpaczy

To samo można powiedzieć, rzecz jasna, o muzyce nowoczesnej, czyli pisanej po romantycznym przełomie. Jest wyprawą w Nieznane, której towarzyszy całe spektrum doświadczeń i intuicji – od ekstazy do rozpaczy. Ale diagnoza Miłosza sprawdza się także w odniesieniu do naszego sposobu słuchania muzyki epok wcześniejszych, z której wydobywamy dziś treści nowe. Miłośnicy muzyki dawnej nie muszą właściwie czytać Hansa Georga Gadamera, który twierdził, że „umysł autora nie jest miarą znaczenia dzieła sztuki”, gdyż o prawdziwości tej tezy przekonują się na własnej skórze. „Duchowość” – temat tegorocznej edycji Festiwalu Katowice Kultura Natura – zrodził się z potrzeby wyeksponowania tej szczególnej perspektywy. Dziesięć koncertów złoży się w kalejdoskopowy obraz muzycznej duchowości A.D. 2016.

Na otwarcie zabrzmi jeden z filarów muzyki XX w.: monumentalna Symfonia „Turangalîla” na fortepian, fale Martenota i wielką orkiestrę Oliviera Messiaena.

Kompozytor, katolik niezachwiany w swej wierze, czerpał pełną garścią z kultur pozaeuropejskich, zwłaszcza z tradycji hinduskiej. Stąd m.in. bogactwo rytmów, wzorowanych na systemie deci-tāla, opisanym w traktacie Ćarngadevy (XIII w.). „Turangalîla” jest apoteozą miłości, by tak rzec, ziemskiej i niebiańskiej. Ale ów augustyńsko-wagnerowski temat rzucony jest tu na wyobrażenie tańca Sziwy, boga zarazem stwórczego i niszczącego, a dzięki temu gładzącego też nasze przewiny.

Wątek biblijny...

W programie całego Festiwalu można wyodrębnić kilka nurtów. Pierwszy z nich nazwijmy biblijnym. Obejmuje Symfonię nr 26 „Lamentatione” Josepha Haydna (z cytatem wziętym z pasyjnego chorału), „Symfonię psalmów” Igora Strawińskiego, „Litanię do Marii Panny” Karola Szymanowskiego (do słów Jerzego Lieberta), oraz „Elohim” Giacinto Scelsiego. Każdy utwór odmienny – nie tylko ze względu na epokę, ale też z powodu różnych postaw wobec tradycji judeochrześcijańskiej. Haydn był przedstawicielem pogodnego, oświeceniowego katolicyzmu i nawet emocjonalny styl okresu Sturm und Drang (wtedy właśnie powstała Symfonia „Lamentatione”) trudno traktować jako wstrząs naruszający podstawy jego optymizmu. Strawiński skomponował swe arcydzieło jako neofita, który wrócił do Kościoła prawosławnego w sile wieku, po długiej fazie witalistycznej i „nietzscheańskiej”, której emblematem jest balet „Święto wiosny” (z podtytułem „Sceny z pogańskiej Rusi”).

„Litania” jest ostatnim dziełem Szymanowskiego – przejmującą prośbą o łaskę wiary („Jak krzak skarlały, jałowiec ciemny, jest moja wiara”) zanoszoną przez człowieka, który wcześniej, w swym opus magnum, operze „Król Roger”, dawał wyraz swej „ulubionej idejce – o tajnych pokrewieństwach Chrystusa i Dionizosa”. Scelsi traktował religie podobnie jak Carl Gustav Jung, którego był entuzjastycznym czytelnikiem: były dlań wyrazem głębokich intuicji nawiedzających zbiorową psyche. Sięgał więc po motywy licznych wierzeń i mitologii, ukazując ich zasadniczą jedność i równoważność.

...i antyczny

Drugi nurt Festiwalu określić można jako grecki. Skupi się w trzech kantatach na chór i orkiestrę, które zabrzmią jednego wieczoru. Autorem dwóch kompozycji jest Johannes Brahms, którego twórczość, pełna melancholii powściąganej przez męski etos o inklinacjach stoickich, prowadzi w końcu ku jakiejś pogodnej rezygnacji.

„Pieśń przeznaczenia” napisana została do wiersza Friedricha Hölderlina (zamieszczonego w epistolarnej powieści „Hyperion”), w epoce, gdy poezja ta nie weszła jeszcze do literackiego kanonu. Muzyka, idąc za treścią poematu, szczęśliwości bogów przeciwstawia tragiczny los człowieka. Ale Brahms zamyka dzieło instrumentalną puentą, która polemizuje z wymową wiersza, choć zarazem harmonizuje z wydźwiękiem całej powieści Hölderlina. Z kolei niby-żałobna „Nänie”, do słów Friedricha Schillera, z odniesieniami homeryckimi, jest pochwałą dążenia ku Pięknu – ze świadomością, że „co piękne, też umrzeć musi”.

Dopełnia ten wątek grecki „Das Augenlicht” Antona Weberna, do słów Hildegardy Jone – przejaw modernistycznego pitagoreizmu, czyli przekonania o symbiotycznym związku liczby i muzyki. Webern podejmuje w tej krótkiej kantacie także motywy orfickie: muzyka scala tu świat żywych i zmarłych (również jego „Pięć części” na kwartet smyczkowy, także umieszczone w programie Festiwalu, wpisuje się w krąg tej problematyki). Pitagoreizm i orfizm, tematy w programie skromnie zaznaczone, przez tysiąclecia kładły w Europie podwaliny pod duchowe rozumienie sztuki dźwięków.

Intuicje...

Nurtowi trzeciemu dajmy miano romantycznych „przeczuć nieśmiertelności”, często zresztą „czerpanych ze wspomnień dzieciństwa” – jak w sławnej „Odzie” Williama Wordswortha. To afirmacja życia, odczuwanego jako przygoda, w ostatecznym rachunku warta wszelkich trudów i cierpień.

Do tego kręgu należą kameralne opracowania „idyllicznych” fragmentów symfonii Mahlera dokonane przez Brittena (nie lada gratka!), dwie wielkie symfonie w C-dur (obie ostatnie) – Franza Schuberta i Jeana Sibeliusa, „Idylla Zygfryda” Richarda Wagnera (uświetniająca drugie urodziny jego syna), Fantazja C-dur Roberta Schumanna (w której miłość, tęsknota i muzyka tworzą splot nierozerwalny) oraz XII Kwartet smyczkowy Es-dur op. 127 Ludwiga van Beethovena (pierwszy z serii kwartetów ostatnich, stanowiących klasyczny przykład stylu późnego, w którym łamie się wszelkie reguły, by przemówić głosem jakby już ponadludzkim; notabene, niedawne badania wykazały, że pisząc ów kwartet, Beethoven inspirował się mitami indyjskimi i ideą „wiecznego powrotu”).

Można by wszystkie te dzieła umieścić w tym nurcie nowoczesnej duchowości, który Charles Taylor nazywa „epifanicznym”. Jego istotą jest transformacja w dziele sztuki zwykłego doświadczenia w intuicję czegoś większego. Tak odsłania się, choć na chwilę, wymiar głębszy, którego z zasady nie próbuje się nawet uchwycić w ramy pojęciowe.

...i gnoza

Nurt czwarty najlepiej nazwać gnostyckim. Pobyt na ziemi jest tu odczuwany jako wygnanie w najmocniejszym sensie tego słowa. Egzystencję naznaczają ból i niepewność, których nic nie zdoła rozproszyć (w tym punkcie zresztą analogie gnostyckie się kończą, bo wszystkie typy gnozy zawierały przecież element soteriologiczny). Romantycy jako pierwsi ośmielili się otworzyć bramy tego czarnego ogrodu, po którym włóczyli się liczni klasycy melancholii XX wieku.

Tę duchowość saturnijską najpełniej ukaże wieczór pieśni (w sali koncertowej Akademii Muzycznej w Katowicach), którego dominantą są dzieła Hugona Wolfa do słów Goethego i Michała Anioła, dopełnione utworami Franza Schuberta, Richarda Straussa i Rudiego Stephana (pewnie wszyscy byśmy go znali, gdyby w roku 1916, w wieku lat 28, nie poległ pod Tarnopolem – był jednym z największych talentów muzycznych swej epoki). Będzie to zaiste podróż do kresu nocy – tragiczna, choć chyba nie można powiedzieć, że tragiczna nieodwołalnie, bo zarazem bezkresna, z rozwiniętym zmysłem tajemnicy i przebłyskami mistycznymi.

Jeszcze ciemniejszą eskapadą jest XIV Symfonia Dmitrija Szostakowicza, otwierająca ostatni okres jego twórczości – retrospektywny i „prywatny”. Składa się na nią 11 pieśni orkiestrowych do słów Federica Garcíi Lorki, Guillaume’a Apollinaire’a, Wilhelma Küchelbeckera i Rainera Marii Rilkego. Wszystkie mówią o śmierci.

Szostakowicz, komentując znane dzieła muzyczne, w których śmierć traktowana jest jako przejście i przemiana, stwierdził: „Dla mnie zaś śmierć jest końcem wszystkiego: po niej nie ma już niczego”. Taka jest perspektywa tej Symfonii. Czy w festiwalu poświęconym duchowości A.D. 2016 może zabraknąć takiego głosu?

Jako swoiste pendant symfonię Szostakowicza poprzedzi Mahlerowska wersja (na orkiestrę smyczkową) Kwartetu d-moll „Śmierć i dziewczyna” Franza Schuberta, ze sławnymi wariacjami na temat wzięty z pieśni o tymże tytule, do tekstu Matthiasa Claudiusa. W pieśni tej śmierć okazuje się „przyjacielem”, który obiecuje dziewczynie spokojny sen w swych ramionach. Last but not least, do grupy tanatycznej należy także Chopinowska Sonata b-moll.

Iluminacje

Nurt piąty można określić jako duchowość estetyzującą o odcieniu surrealnym. To utwory enigmatyczne, przykuwające uwagę swym dziwnym pięknem. Nie wiadomo, czy porównać ten urok do zasłony Mai, czy do okna transcendencji. Sztandarowym dziełem są „Illuminations” Benjamina Brittena, do słów Arthura Rimbauda.

Neoklasyczna muzyka łączy się tu osobliwie z Rimbaudowskimi „słowami na wolności”, co jakiś czas spiętymi refrenem-fanfarą: „Ja jeden znam klucz do tej dzikiej parady”.
Należy tu także umieścić erotyczno-baśniowo-kosmiczną fantazję „Lonely Child” Claude’a Viviera, Kanadyjczyka, jednego z pionierów muzyki spektralnej. Postać ta obrosła legendą, do czego przyczyniło się awanturnicze życie zakończone tragiczną śmiercią – jej zdumiewające przeczucie znalazło wyraz w jego ostatniej, niedokończonej partyturze.

Poniekąd także Kwartet smyczkowy 28-letniego Maurice’a Ravela mieści się w tej kategorii. Mamy tu do czynienia z pięknem czystym i hipnotyzującym. Claude Debussy, po zapoznaniu się z partyturą, przedstawił swą opinię młodemu kompozytorowi: „W imieniu bogów muzyki i własnym proszę niczego już nie ruszać w swoim kwartecie”.

„Miejsce człowieka”

Poza wszelkimi nurtami sytuują się dwa koncerty. Jeden z nich wypełnią świeckie dzieła Johanna Sebastiana Bacha (Koncerty brandenburskie i Suity orkiestrowe). Paradoks? Niezupełnie. Otóż romantyczni entuzjaści wynieśli muzykę na szczyt hierarchii sztuk z tego powodu, że jej znaczenia nie da się wypowiedzieć, i właśnie dlatego budzi w nas ona intuicję nieskończoności. Tę zaś intuicję uważali za esencję religijności. Oznaczało to predylekcję do muzyki instrumentalnej, która na początku wieku XIX stała się muzyką per se, po raz pierwszy w historii odsuwając w cień muzykę wokalną, obarczoną zbędnym tekstem. Za to symfonii słuchano z iście nabożnym skupieniem. Czy dziś nie odbieramy podobnie świeckiej muzyki baroku – wyjętej z komnat dworskich i umieszczonej w świeckiej świątyni sali koncertowej?

Drugim koncertem stanowiącym klasę dla siebie jest wieczór jazzowy, który zamknie Festiwal. Wystąpi legenda tej muzyki – Charles Llyod i jego Wild Man Dance Orchestra. Jazz będzie stałym punktem każdej edycji Festiwalu. Jak łączy się z duchowością? Na to pytanie każdy słuchacz znajdzie własną odpowiedź.

Zresztą zapewne każdy nieco inaczej odczyta także przedstawiony tu pokrótce program i na swój sposób przeprowadzi owe prowizoryczne klasyfikacje. Festiwal Katowice Kultura Natura jest wprawdzie festiwalem idei, ale nie stawia żadnej tezy. Spełni swe zadanie, jeśli stworzy okazję do zanurzenia się w doświadczeniu przede wszystkim estetycznym.

Ale na tym nie koniec. Bo potem, z całą estetyczną lekkością, ale i z przymieszką duchowej powagi, zaprasza do rozpoznań głębszych, związanych z kondycją duchową epoki, czyli z naszą indywidualną i wspólnotową „eksploracją miejsca człowieka w kosmosie”. Dlatego ukazywane w ramach Festiwalu oblicza duchowości mają różne barwy, obejmując także „noc ciemną”, a nawet ateizm – ten, o którym Simone Weil pisała, że „jest oczyszczeniem pojęcia Boga”.

Rzeczywistość ducha jest ponadkategorialna. Może nie całkiem od rzeczy twierdzi się czasem, że muzyka – przenikająca nas na wskroś, a przy tym wolna od ciężaru dystynkcji, jakie wprowadza słowo – potrafi tę rzeczywistość zasugerować najlepiej. ©

Autor jest teoretykiem muzyki i wykładowcą Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. Członek rady programowej Festiwalu Katowice Kultura Natura.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2016

Artykuł pochodzi z dodatku „Katowice. Kultura Natura 2016