Hospicjum Pani Kasi

To najstarsze hospicjum domowe w Warszawie. W 1987 r. jego inicjatorką była 80-letnia Katarzyna Dembińska.

15.11.2021

Czyta się kilka minut

 / ADOBE STOCK
/ ADOBE STOCK

Chirurg rozłożył ręce. Powiedział: już nic się nie da zrobić. I dodał z troską w głosie: oddajcie chorą do hospicjum, sami nie dacie rady. Odpowiedzieli: damy radę. Zadzwonili do działającego przy parafii św. Zygmunta na Żoliborzu hospicjum domowego. Powiedzieli, że diagnoza jest taka, jaka jest, a chorą dziś zabierają ze szpitala.

Rozmowa trwała kilka minut. Dyrektor hospicjum, ks. Władysław Duda, który przyjął zgłoszenie, powiedział, że jeśli trzeba, to zaraz przyśle regulowane elektrycznie szpitalne łóżko. I zaraz przysłał, tak że kiedy chora wróciła, łóżko już czekało w jej pokoju. Nazajutrz zjawiły się lekarka i pielęgniarka. Od tej pory chorej towarzyszyła ich spokojna, troskliwa obecność. To dzięki nim do końca byli z nią najbliżsi. W czasie, gdy lekarze udzielali porad przez telefon, a w szpitalach i hospicjach ludzie chorowali i umierali w samotności.

Bielańskie hospicjum jest najstarszym hospicjum domowym w Warszawie. Inicjatywa wyszła od Katarzyny Dembińskiej z domu Szeptyckiej (1905-1997), starszej pani, która widząc jak w Gdańsku palotyn ksiądz Eugeniusz Dutkiewicz, wzorując się na hospicjum Cicely Saunders w Anglii, zakłada hospicjum, postanowiła przenieść ten pomysł do Warszawy.

80-letnia wówczas Pani Kasia (tak była nazywana) zabrała się do tego w 1987 r. W połowie maja zwołała pierwsze spotkanie organizacyjne, na które zaprosiła swoich znajomych warszawskich lekarzy i ks. Dutkiewicza z Gdańska. Do września kompletowała zespół. Dowiedziała się, że w Zalesiu Górnym pracuje młody ksiądz Władysław Duda, który mógłby się nadać. Najpierw wysłała kogoś do Zalesia na zwiady, w czerwcu księdza zaprosiła do siebie i się dogadali.

Na wrześniowym zebraniu ks. Dudę przedstawiono jako kapelana hospicjum. Na tym zebraniu podzielono Warszawę na 10 zespołów pokrywających się z dzielnicami. Do każdej został przydzielony lekarz, jedna dyplomowana pielęgniarka i kilkoro wolontariuszy. Pierwsi podopieczni byli już w październiku. Pani Kasia informowała o hospicjum na spotkaniach Klubu Inteligencji Katolickiej, w którym żywo uczestniczyła. Ukazało się ogłoszenie w „Życiu Warszawy”.

Informacje o hospicjum i o tym, że potrzebują wolontariuszy, wysłali do wszystkich warszawskich parafii. Z niewielkim skutkiem, bo parafie na ogół nie publikowały tego ogłoszenia. Co innego parafia pani Kasi – św. Zygmunta na warszawskich Bielanach. Proboszcz ks. Kazimierz Kalinowski, który już wcześniej powierzył jej zorganizowanie, a potem prowadzenie apteki z darów, ideę hospicjum zaakceptował. Parafialna apteka z darów stała się pierwszą siedzibą hospicjum. Od tego czasu upłynęły 34 lata, a pierwsze warszawskie hospicjum domowe nadal ma swoją siedzibę przy placu Konfederacji 55.

Ksiądz Władysław Duda jako kapelan przyjeżdżał raz w miesiącu. Odprawiał mszę św. dla pracujących w hospicjum („hospicjantów”) i organizował dla nich spotkania. Na te spotkania zapraszał najlepszych znawców będącego w Polsce nowością ruchu hospicyjnego, np. dr. Jerzego Jarosza specjalizującego się w leczeniu bólu. W 1989 r. ks. Duda zamieszkał w parafii św. Zygmunta jako wikary zajmujący się hospicjum.

Przez pierwsze dwa lata hospicjum było zupełnie nieformalne. Wspomina ks. Władysław: „Wszystko się robiło zupełnie bez pieniędzy – pracowali tu tylko i wyłącznie wolontariusze. Wszystko było z darów. Przychodziły transporty z darami: bardzo dużo leków, pieluchomajtek itp. Te transporty, głównie z Francji, organizowała przez swoich znajomych pani Kasia Dembińska. Miała ich mnóstwo w całej Europie. Transporty przychodziły na jej nazwisko. Ona tym wszystkim kierowała. Miała fantastyczny talent organizacyjny, była zaangażowana w wiele różnych inicjatyw. Osoba niezwykła, niziutka, szczupła, ruchliwa jak wróbelek”.

Często tiry rozładowywało się po nocach. Pani Kasia miała przyjaciół w Hucie Warszawa i Solidarność z Huty kierowała ludzi do rozładunku. Pomieszczenie, gdzie dziś jest hospicjum, było zawalone pakami.

Pani Kasi bardzo zależało, żeby to była grupa nieformalna. Co roku składała do kurii dwa sprawozdania, z apteki i z działalności hospicjum: ile osób pracuje, ilu podopiecznych itd. Kuria zresztą w sprawy hospicjum zbyt się nie angażowała, wiedząc, że akcja charytatywna zawsze pociąga za sobą jakieś koszty.

Tymczasem w Polsce zaczęły powstawać hospicja, wszędzie jako stowarzyszenia. Po konsultacjach ze znajomymi prawnikami zapadła decyzja, że trzeba hospicjum zarejestrować. Pani Kasia wymyśliła nazwę. Żarliwa katoliczka nie chciała, żeby organizacja miała charakter kościelny i zaproponowała nazwę stowarzyszenia: Warszawskie Hospicjum Społeczne.

W 1996 r. z Ministerstwa Zdrowia nadeszła wiadomość, że po raz pierwszy przyznano pulę pieniędzy na opiekę hospicyjną. Ktoś doradził, żeby w nazwie znalazło się słowo „paliatywny”, bo „na paliatywny pieniądze z miejsca pójdą”. Wtedy, w porozumieniu z kurią, ks. Władysław Duda zaczął organizować kościelne hospicjum. 2 października 1996 r. kardynał Glemp podpisał dekret powołujący do życia Archidiecezjalny Zespół Domowej Opieki Paliatywnej. Ten dzień – Święto Aniołów Stróżów – uważają za datę powstania hospicjum.

Kiedy zaczynali w 1996 r., były 4 lekarki, 4 pielęgniarki, księgowa, pół sekretariatu i dyrektor. Teraz jest 20 pielęgniarek i 11 lekarzy (za mało!), 3 rehabilitantów, 3 psychologów, pracownik socjalny, 3 osoby w sekretariacie. Wolontariuszy jest ok. 15. Średnia wieku jest dość wysoka, jednak są wśród nich także ludzie młodzi. Wolontariusze muszą pokonać lęk przed spotkaniem z osobami ciężko chorymi, z obawą „co ja mam powiedzieć?”. A przecież nie chodzi o mówienie, tylko o wysłuchanie.

Tak piszą o sobie: „Archidiecezjalny Zespół Domowej Opieki Paliatywnej znajduje się w Warszawie na placu Konfederacji. Jest to instytucja, która została powołana w 1996 roku. Placówka sprawuje opiekę hospicyjną nad osobami, które umierają na choroby nowotworowe. To profesjonalna i komfortowa opieka lekarska, duchowa, pielęgniarska oraz socjalna, która sprawowana jest w domu chorego. Jest to nie tylko wsparcie dla chorego, ale również dla całej jego rodziny. Hospicjum opiekuje się dziennie ponad 130 pacjentami. To pełna pomoc zarówno lekarska, jak i pielęgniarska. Placówka zapewnia też pacjentom cały niezbędny sprzęt medyczny oraz aparaturę w ich domach. Wszystko po to, aby zapewnić chorym jak najlepsze warunki w ostatnich chwilach ich życia”.

Hospicjum przyjmuje każdego, kto się zgłosi. Koszty opieki nad „nadliczbowymi” pacjentami, których nie refunduje NFZ, pokrywa z własnych funduszy. Może to robić dzięki licznym darczyńcom. Co miesiąc za tych, którzy wsparli to dzieło, odprawiana jest specjalna msza św. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2021