Grzech zawodzi

Pytając o pierwszą spowiedź, pytamy przede wszystkim o Eucharystię oraz – szerzej – o fundamentalną relację niedoskonałego człowieka do doskonałego Boga. Nasi krytycy to przeoczyli.

28.05.2012

Czyta się kilka minut

W artykule „Żeby biel była jeszcze bielsza” („TP” nr 20/12) Piotr Sikora apelował o przeniesienie pierwszej spowiedzi dzieci na okres po Pierwszej Komunii, pokazując, że dotychczasowa praktyka może prowadzić do błędnego rozumienia Eucharystii jako nagrody za dobre sprawowanie oraz utrwalać wykrzywiony obraz religijności, oparty na poczuciu winy i grzechu, którego sensu dzieci nie są w stanie zrozumieć. „Jest bardzo wątpliwe, by ośmioletnie dzieci były w stanie popełnić grzech ciężki” – pisał Sikora, inicjując dyskusję, która przeniosła się także poza łamy „TP”.

Nerwowe reakcje na tę publikację komentował Artur Sporniak w artykule „Wiara i wina”. „Jeżeli merytoryczny przekaz zamiast konstruktywnej odpowiedzi wywołuje negatywne emocje, oznacza to, że dotyka głęboko w nas tkwiącego lęku, a ten z kolei wskazuje na podświadome tabu. O jakie tabu chodzi w przypadku pytań o spowiedź dzieci?” – pytał szef działu Wiara.
O skomentowanie naszych propozycji poprosiliśmy przewodniczącego Komisji Episkopatu ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, bp. Adama Bałabucha, który w rozmowie „Spowiedź to spotkanie z kochającym Ojcem” bronił dotychczasowej praktyki; w kolejnych numerach głos zabrali także Cezary Kościelniak i o. Dariusz Piórkowski SJ.

Nasz postulat, by wprowadzenie dzieci w sakrament pojednania przesunąć na – indywidualnie rozeznany – czas między Pierwszą Komunią a bierzmowaniem, wywołał medialną burzę: „Tygodnik” zarówno chwalono, jak ostro z nim polemizowano. Szkoda, że część głosów w tej debacie opierało się na nieporozumieniach.

NIE MUSZĄ, CZYLI MUSZĄ

Przede wszystkim: nie pisaliśmy, że pierwsza spowiedź musi kończyć się dla ośmiolatka traumą. Przeciwnie: dobrze przygotowana niesie wiele pozytywnych skutków. Sam mam trójkę dzieci, wszystkie przystąpiły do Pierwszej Komunii (najmłodsze w tym roku), a wcześniej do spowiedzi. Sądzę, że dla wszystkich było to pozytywne doświadczenie, choć oczywiście wiązało się z trudem i stresem. Nie jestem, jak widać, zwolennikiem bezstresowego wychowania dzieci – również w wymiarze religijnym. „Tygodnikowy” postulat nie ma nic wspólnego z pragnieniem oszczędzenia dziecku trudu. Czym innym jest jednak trauma – i przed nią warto chronić zwłaszcza dzieci.

Nasze zasadnicze argumenty miały charakter teologiczny, motywowany troską o głębsze wprowadzenie w tajemnicę Eucharystii. W tym kontekście nieporozumieniem jest zarzut Cezarego Kościelniaka („TP” nr 22/12), że mówienie o zamianie kolejności sakramentów to przykład myślenia sekularyzacyjnego, traktującego sakrament jako pretekst do festynu, wesołego, ludycznego święta.

Niestety, wiele głosów zniekształca nasze stanowisko daleko bardziej niż Kościelniak, atakując następnie wizję, która na łamach „Tygodnika” nigdy się nie pojawiła. Chodzi tu o wszelkie sugestie (m.in. w „Naszym Dzienniku”, „Przewodniku Katolickim” czy „Gościu Niedzielnym”) łączące wątpliwość co do sensu spowiedzi przed Pierwszą Komunią z chęcią znieczulenia na kwestię dobra i zła albo z poglądem, iż dzieci nie są zdolne do popełnienia grzechu i rozpoznania swej winy.

Oczywiście, wysunięto także wiele argumentów merytorycznych. Najpoważniejszy z nich głosi, że atakujemy nauczanie Kościoła. Prawdopodobnie opiera się on na tym, że o konieczności spowiedzi przed Pierwszą Komunią mówi kilka instrukcji watykańskich kongregacji, sugeruje ją też Kodeks Prawa Kanonicznego – na co zwraca uwagę w publikowanym obok wyjaśnieniu ks. Piotr Majer, kanclerz krakowskiej kurii. Jednak ani te instrukcje, ani prawo kanoniczne nie są dogmatem wiary i czymś niezmiennym. Ponadto wspomniane przepisy pozostają w napięciu z innymi, posiadającymi głębsze teologicznie uzasadnienie. Wedle tych ostatnich jedyną sytuacją, w której człowiek ochrzczony przed przystąpieniem do Komunii musi się wyspowiadać, jest stan grzechu śmiertelnego. Napięcie to widać jasno na przykładzie przywołanego przez ks. Majera „Dyrektorium” z 1971 r. Zakazuje ono udzielania Pierwszej Komunii bez spowiedzi, a jednocześnie zaleca czuwanie nad tym, by dzieciom nie wydawało się, że spowiedź jest konieczna nawet wtedy, gdy ktoś nie zgrzeszył ciężko. Trzeba zatem dzieciom, które ciężko nie zgrzeszyły, powiedzieć, że muszą przed przyjęciem Komunii przystąpić do spowiedzi, ale zarazem wytłumaczyć, że... nie muszą tego robić!

Postulat zmiany niedoskonałego prawa nie jest podważaniem nauki Kościoła.

ZAĆMIENIE EUCHARYSTII

Uważna lektura głosów krytycznych wzmacnia przekonanie, że to prawo jest niedoskonałe i „tygodnikowy” postulat był słuszny. Chodzi przy tym nie tyle o spowiedź, co o Eucharystię oraz – szerzej – o fundamentalną relację niedoskonałego człowieka do doskonałego Boga.

W tekście „Żeby biel była jeszcze bielsza” („TP” nr 20/12) zwracałem uwagę na niebezpieczeństwo „przyćmienia” przez praktykę spowiedzi przed Pierwszą Komunią pełni prawdy o Eucharystii, a mianowicie jej wymiaru niszczącego grzech i leczącego naszą słabość. Że tego wymiaru nie bierze się wystarczająco pod uwagę, pokazują właśnie krytyczne wobec „TP” wypowiedzi (nawet komentatorów z wykształceniem teologicznym), w których ujawnił się lęk przed dopuszczeniem dzieci do Pierwszej Komunii bez spowiedzi: taka praktyka ma rzekomo narazić Eucharystię na jakiś rodzaj profanacji.

Z punktu widzenia teologii sakramentów, a zwłaszcza Eucharystii, ujęcie takie jest – delikatnie mówiąc nieporozumieniem. Przecież to nie my, lecz Chrystus przez samo Swoje przyjście oczyszcza miejsce swojego zamieszkania. W sytuacji, w której człowiek pomimo swoich grzechów nie odwrócił się całkiem od Boga (tj. nie popełnił grzechu śmiertelnego), podstawowym i normalnym sposobem spotkania z Bożym Miłosierdziem jest Eucharystia. Jeśli regularnie w niej uczestniczymy, brak spowiedzi nie pozbawia nas – wbrew temu, co twierdził np. w rozmowie z „Tygodnikiem” bp Adam Bałabuch – dobra spotkania z przebaczającym i kochającym Ojcem oraz łaski, „która wspiera nas w podejmowaniu dobrych wyborów i odrzuceniu grzechu”.

Trudności w przyjęciu tej prawdy ujawnia też głos Cezarego Kościelniaka. Powołuje się on, co prawda, na fakt, że „inicjacja eucharystyczna jest procesem oczyszczającym”, wyciąga stąd jednak wniosek, że dlatego właśnie Pierwsza Komunia powinna być poprzedzona spowiedzią. Brak tu logiki. Jeśli sama inicjacja eucharystyczna jest procesem oczyszczającym, to nie potrzeba do niej dodawać żadnego innego sakramentu oczyszczenia (jeśli tylko dzieci nie grzeszą śmiertelnie).

Zastanawiające, że nawet ci, którzy zgadzają się tezą, że warto wyraźnie rozdzielić przygotowanie i przystąpienie do spowiedzi i Pierwszej Komunii (m.in. o. Dariusz Piórkowski SJ, „TP” 22/12), chcą zachować kolejność: najpierw spowiedź, potem Pierwsza Komunia. Dlaczego nie wprowadzić odwrotnej praktyki: Pierwsza Komunia w wieku lat sześciu, spowiedź – np. dwa lata później (jeśli już uznamy, że pomysł indywidualnego rozeznania czasu przystąpienia do sakramentu pokuty jest utopijny)? Taki porządek wyraźniej ujawniałby to, na czym zależy o. Piórkowskiemu: bezinteresowną i darmową miłość Boga.

DZIEJE GRZECHU

Drugi najczęściej podnoszony argument odwoływał się nie do teologii sakramentów, lecz do teologii duchowości. Przeniesienie spowiedzi na czas po Pierwszej Komunii miałoby skutkować utrudnieniem rozwoju wewnętrznego dziecka (pisali o tym m.in. bp Bałabuch oraz o. Piórkowski). Przygotowanie i przystępowanie do spowiedzi wiąże się bowiem z umiejętnością konfrontacji z samym sobą, wyczula na dobro i zło, uczy prosić Boga o miłosierdzie.

Wszystko to prawda. Nie wolno jednak zapominać, że wszystkie te elementy (a zwłaszcza ostatni) powinny być kształcone w przygotowaniu do samej Eucharystii. Ponadto wspomniane przez naszych polemistów pozytywne skutki regularnej spowiedzi nie zależą od jej sakramentalnego charakteru, lecz są owocem tego, co tradycja chrześcijańska nazywa towarzyszeniem lub kierownictwem duchowym. Owszem, może być ono łączone ze spowiedzią, ale wcale nie musi. W wielu zaś przypadkach najlepszymi „kierownikami” duchowymi dla danej osoby wcale nie są księża, lecz świeccy. W przypadku dzieci mogą to być rodzice lub inne bliskie dziecku osoby – które znają je lepiej niż ksiądz, widzą w rozmaitych sytuacjach życiowych, nieustannie towarzyszą w rozwoju. Oczywiście nie wszyscy rodzice są przygotowani do takiej roli. Nasza propozycja zakłada jednak podjęcie wysiłku przygotowania ich do niej (a więc skupienie się bardziej na formacji dorosłych niż duszpasterstwie dzieci i młodzieży).

Jest też inny powód, dla którego rozdzielenie spowiedzi i kierownictwa duchowego nie musi być złe. Otóż w rozwoju duchowym wcale nie trzeba skupiać się na grzechu. Jak głosi Pismo: ci są dziećmi Bożymi, którzy dają się prowadzić Duchowi (por. Rz 8,14). Dla wzrostu wiary najważniejsza jest umiejętność rozpoznawania poruszeń Ducha zamieszkującego ludzkie serce, a więc rozeznawania dobra i tego, co istotne (por. Flp 1,10) oraz rozwój cnót, czyli zdolności do dobrego działania. Towarzysząc dziecku w jego rozwoju, na tym warto się skupiać – kwestia grzechu będzie pojawiać się tylko czasami (wówczas sensowna może być rada: „warto by pójść do spowiedzi”).

Pojawiające się w dyskusji głosy, że „bez poczucia grzechu” nie ma chrześcijaństwa, stawiają świat na głowie. Chrześcijaństwo jest religią tych, których grzech został zniszczony i których świadomość wypełnia piękno Bożej Miłości.

BEZ WYWYŻSZANIA

Prowadzi to do kolejnego często powtarzanego zarzutu (m.in. przez bpa Bałabucha): że propozycja „Tygodnika” doprowadzi do zaniku poczucia grzechu, zaniechania praktyki spowiedzi, a w konsekwencji opróżni nasze kościoły – jak na Zachodzie.

Odrzucam takie rozumowanie. Po pierwsze, przyczyny głębokiej sekularyzacji Europy Zachodniej (bo przecież już nie USA) są znacznie bardziej skomplikowane. Sprowadzanie ich do osłabienia poczucia grzechu i rzadszego korzystania z sakramentu pojednania jest demagogią i fałszuje rzeczywistość.

Po drugie, wskazywanie z wyższością na zaangażowanych katolików żyjących na Zachodzie jako na negatywny przykład uważam za wysoce niestosowne. Chodzi tu bowiem o ludzi, którzy angażują się w swoją wiarę i we wspólnotę Kościoła w niesprzyjającym środowisku kulturowym. Nie mamy prawa oceniać ich sumień, a nawet podejrzewać, że będąc tak zaangażowani, trwają w grzechu śmiertelnym i regularnie uczestniczą w Eucharystii świętokradzko. Jeśli zaś nie mają na sumieniu grzechu ciężkiego, to przyjmując regularnie Komunię bez uprzedniej czy systematycznej spowiedzi nie czynią nic złego i nie są od nas gorsi.

Zdaję sobie sprawę, że postawiony w „Tygodniku” postulat porusza bardzo głębokie struny naszej religijności – co utrudnia spokojną rozmowę. Warto jednak nie zakładać złej woli tych, z którymi się nie zgadzamy, i słuchać ich uważniej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2012