Grzech się ulepsza

Książka Joanny Petry Mroczkowskiej ma przywrócić kategorii grzechu właściwy ciężar. Autorka podejmuje próbę jej ukonkretnienia i wyrwania ze szponów filozoficznego dyskursu. Nie kategoria grzechu, nie figura grzechu, ale: grzech - otchłań, pustka, przerażająca i banalna jednocześnie, siła, która (jak zauważa Simone Weil) nie zasługuje na to, by brać ją za negatyw dobra, bo trzeba by wówczas założyć, że zło i dobro są wartymi siebie przeciwnikami, a takie myślenie jest dobra upokorzeniem.

18.04.2004

Czyta się kilka minut

“Jak ma przebiegać walka z demonami? Przede wszystkim potrzebna jest wiedza na ich temat - demona trzeba nazwać, stawić mu czoło" - czy ten ambitny, sformułowany we wstępie zamiar udało się Autorce zrealizować? Zobaczmy.

W książce obowiązuje porządek iście scholastyczny; na pierwszych stronach, w oparciu o Ewangelie, pisma Ojców Kościoła, wreszcie o Dantejską wizję czyśćca, stara się Mroczkowska odpowiedzieć na pytanie kluczowe: czym jest grzech; później mamy historyczny rzut oka na rozmaite klasyfikacje grzechów głównych, bo - jak się okazuje - zdaniem teologów i etyków są wśród grzechów głównych główne i główniejsze. Autorka próbuje pokazać, że każdy z nich natychmiast pociąga za sobą inne; leniąc się, jemy bez przerwy i pijemy, budzi się w nas chciwość na widok osób, którym dzięki sumiennej pracy (czego staramy się nie zauważać) żyje się dostatnio i szczęśliwie, ogarnia nas gniew, rozsadza pycha, bo - choć nic nam nie wychodzi (jak ma wychodzić, skoro nie podejmujemy wysiłku) - i tak przecież znamy swoją wartość. Wreszcie nuda, nudząc się wszystkim wokół, nami i samą sobą, żąda atrakcji erotycznych, toteż surfuje po internecie w poszukiwaniu wirtualnych kochanek, a gdy działania na własną rękę przestają satysfakcjonować, mnoży myśli, żeby się kimś trójwymiarowym wyręczyć. Mroczkowska rzetelnie (choć skrótowo, wszak nie mamy do czynienia z traktatem o grzechu, lecz z “podręcznikiem cnotliwego życia") relacjonując cudze poglądy, ujawnia co i rusz swoje nonkonformistyczne zacięcie: “Ale choć wada jest słabością, braku słabości nie należy automatycznie uważać za cnotę" - czytamy.

Sporo w książce truizmów, żaden to jednak zarzut, ponieważ słusznych truizmów nie należy się obawiać, przeciwnie - trzeba je powtarzać, “powtarzać z uporem / jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku" (Herbert). Pisze Mroczkowska o tolerancji (“Rozpowszechnił się moralny leseferyzm. Panuje wiara w równość moralną, a tolerancję nierzadko myli się z akceptacją zła"), nie poświęca jednak wiele miejsca dzisiejszemu rozumieniu tego pojęcia. A szkoda, bo obserwując cywilizacyjne ciążenia współczesnego Zachodu można odnieść wrażenie, że tolerancja jest w wielu wypadkach skuteczną metodą odcinania się od współczucia. Zamiast współczuć - tolerujemy. Dlaczego? Szczere współczucie rodzi motywację do podjęcia altruistycznych kroków, wymaga postawy czynnej, podczas gdy źle pojęta tolerancja nie dość, że żadnych obowiązków nie nakłada, to jeszcze skłania do dumy z powodu naszej “otwartości" i “wielkoduszności".

Pycha, chciwość, zawiść, gniew, nieczystość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu oraz lenistwo; autorka skrupulatnie określa znaczenie każdego z tych terminów (wróć: grzechów po prostu) i poświęca sporo uwagi rozmaitym słabościom pokrewnym; będąc przy chciwości, zastanawia się nad skąpstwem, zawiść zestawia z zazdrością, a także z małodusznością, wskazując oczywiście na podobieństwa i różnice. Dwa przykłady, by nie być gołosłownym: zawiść traci z oczu przedmiot, który stał się jej przyczyną, można ją więc uznać za zwyrodniałą odmianę zazdrości. Tymczasem próżność jest pychą pozbawioną “dostojeństwa", bo: “pyszny żyje oburzeniem, że nie jest doceniany przez wyższych, próżny, w obawie przed upokorzeniem, bojąc się, iż wyda się jego prawdziwa wartość".

Już na pierwszych stronach mowa jest o coraz powszechniejszym dziś przeciwstawieniu grzechów prywatnych i społecznych, jak również o tym, że grzech przestał być wstydliwy, co więcej - przekształcił się w “towar na rynku konsumpcji rozrywkowej, materiał znacznie bardziej chodliwy niż cnota czy dobro". Pojawiają się (nieszczególnie może odkrywcze w kontekście takich tekstów jak “Ziemia Ulro") tezy o postępującej erozji wyobraźni religijnej oraz dużo ciekawsze spostrzeżenia na temat New Age’owskich herezji mistycznych, które mają być przeciwwagą dla postoświeceniowego scjentyzmu. Piętnuje Mroczkowska absolutystyczne zapędy nauki, znajdujące wyraz w eksperymentach klonowania czy “wynalazku" eutanazji jako recepty na “godną śmierć".

O tym, że nauka - paradoksalnie - prowadzić może do intelektualnego regresu, zaświadcza psychoanaliza, określona przez autorkę mianem “nowoczesnego znachorstwa". Natomiast do osadzenia problemu chciwości we współczesnych realiach posłużył Mroczkowskiej taki oto przykład: “Były dyrektor centrum kart kredytowych Visa uważa, że ludzie obecnie nie cenią pieniędzy bardziej, lecz wszystko inne cenią mniej". Z kart “Siedmiu grzechów głównych dzisiaj" dowiemy się też, jak wydawać pieniądze: bez skąpstwa, ale i bez rozrzutności... Tylko jak wytyczyć obiektywną miarę rozrzutności... Kupno ciucha za 500 zł, jeżeli przed promocją kosztował 800 zł, to czysta oszczędność - usłyszałem niegdyś od ukochanej - “Zarobiłam, to kupuję!". Dzisiaj odpaliłbym jej Mroczkowską: “Zarobiłaś, lecz ze zbytnim zapałem!" (bo i o zapale w zarabianiu niniejsza książka traktuje).

Mógłbym jeszcze przytoczyć fragment o gniewie kierowców, o obżarstwie, którego współczesną mutacją bywa smakoszostwo (to intrygujące, że grzech podobnie jak wirus nieustannie “się ulepsza"), ale nie będę nudził. Tylko jedna pochwała i jeden, niespecjalnie ciężki, zarzut na koniec. Spodobała mi się ekonomiczność stylu, obcujemy z językiem prostym, nie skupiającym na sobie uwagi, mało wyrafinowanym (co w tym przypadku nie jest wadą), dyskretnym jak sama narratorka. Pisząc o wielkich sprawach, łatwo wpaść w pułapkę narcyzmu, Mroczkowska nie stroi min, stara się być pokorna niczym Maritainowski artysta-budowniczy katedr. Co mi się nie spodobało? Monotonna kompozycja; każdy rozdział zaczyna się podobnie, a cudze myśli przywoływane są w sposób, że się tak wyrażę - “fiszkowy"; mam karteczki z cytatami i muszę je w odpowiedniej kolejności wykorzystać...

Czy wiem coś więcej o grzechu po lekturze tej książki? Konkluzja szalona - niewiele. I, proszę mnie dobrze zrozumieć, nie ma to nic wspólnego z jej niekwestionowanymi walorami. Grzech nie poddaje się chyba eseistycznemu tudzież naukowemu opisowi. Zazwyczaj jest nieuchwytny, gdyż potrafi markować dobro. Wielka sztuka zbliża nas niekiedy do grzechu jako tajemnicy, choć - znów niebezpieczeństwo - “uartystycznianie" zdaje się być jedną z tych rzeczy, które grzech lubi najbardziej... Poczucie winy to doświadczenie nie mniej intymne niż miłość. Michał Paweł Markowski utożsamia grzech z “nierozumieniem samego siebie i świata wokół". Chciałoby się zapytać, jakim cudem głupi miałby zrozumieć, że jest głupi. Odpowiedź zawiera się w samym pytaniu - cudem. Poprzez łaskę. Lecz czy można prosić o łaskę bez łaski? I czy nie trzeba łaski, by łaskę umieć rozpoznać?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2004