Gry wojenne

W Polsce toczy się polityczna wojna, dlatego możemy mówić o polityce zagranicznej jako zewnętrznym wymiarze polityki krajowej. Nic dziwnego, że jej dominującą cechą jest "sejmowy" język, przejawy syndromu oblężonej twierdzy i logika "kto nie z nami, ten przeciwko nam".

27.10.2009

Czyta się kilka minut

Z ogromnym zainteresowaniem przeczytałem tekst Rafała Grupińskiego ("Wojny na razie nie będzie", TP nr 43/09) będący polemiką m.in. z tekstem mojego autorstwa ("Pochwała siły", "TP" nr 41/09). Nie zamierzam wchodzić w kontrpolemikę z tezami prominentnego polityka PO, zwłaszcza że i on nie był zainteresowany podjęciem sporu wobec głównych tez mojego artykułu. Poprzestanę jedynie na kilku obserwacjach.

Fotyga jako zmiana

Po pierwsze: punktem odniesienia dla oceny polskiej polityki zagranicznej i pozycji Polski są dla mnie programy PO i PiS-u z okresu, gdy te ugrupowania szykowały się do przejęcia władzy, i które w mojej ocenie trafnie definiowały negatywne zjawiska zachodzące w Europie i relacjach atlantyckich. Dla Grupińskiego punktem odniesienia jest dorobek rządu Jarosława Kaczyńskiego. Innymi słowy: ja uważam, że wyzwania dla Polski nie zmieniły się tylko dlatego, że PO wygrała wybory; mój polemista wydaje się zakładać, że odsunięcie minister Anny Fotygi było wydarzeniem przesądzającym o zmianie kontekstu geopolitycznego państwa.

Po drugie: Rafał Grupiński skłonny jest upatrywać sukcesów tam, gdzie możemy mówić jedynie o przywróceniu normalnej komunikacji politycznej między Polską a jej partnerami. Wybornym przykładem jest przywołane przez niego wystąpienie premiera na konferencji bezpieczeństwa w Monachium, na którym Donald Tusk zaproponował jakoby "nową strategię bezpieczeństwa dla Europy". Byłem w Monachium, widziałem, słyszałem i rozmawiałem z innymi uczestnikami: wszyscy byli usatysfakcjonowani stylem i językiem wystąpienia, ale nikt nie odniósł wrażenia, że Polska chciała zaprezentować własne pomysły na bezpieczeństwo międzynarodowe w XXI w. Było za to dużo o historii (wrzesień 1939), mało o polityce międzynarodowej, i żadnej "strategii bezpieczeństwa dla Europy". Prasa niemiecka nie odnotowała wystąpienia Donalda Tuska, mimo że mówił on w panelu z kanclerz Merkel i prezydentem Sarkozym. Wnioski są (chyba) oczywiste.

Pomiędzy barykadami

Polityka zagraniczna jest zawsze odbiciem wewnętrznej. W Polsce zaś toczy się polityczna wojna, dlatego możemy mówić o polityce zagranicznej jako zewnętrznym wymiarze polityki krajowej. Nic dziwnego, że dominującą cechą tej polityki jest "sejmowy" język opisu rzeczywistości, przejawy syndromu oblężonej twierdzy i logika "kto nie z nami, ten przeciwko nam".

Choć nie wszyscy zdają sobie sprawę z natury "gry", jeszcze mniej osób pojmuje jej konsekwencje. Należy do nich nie tylko zawłaszczanie coraz większej części przestrzeni publicznej przez walczące ugrupowania, ale i zabiegi, aby pomiędzy okopami nie było żadnych "wolnych elektronów", czyli ludzi i instytucji, które postrzegałyby sprawy państwa z innej niż "wojskowa" perspektywy.

Dążenie do pacyfikacji poglądów środka charakteryzowało nie tylko rząd PiS, ale - sądząc po piórze Grupińskiego - doskonale oddaje myślenie części obecnych decydentów. Dlatego to, co polityk PO uznaje za mój "atak" pod adresem Bartłomieja Sienkiewicza i ministra Radosława Sikorskiego, jest w istocie elementem normalnej dyskusji. Ponieważ obu Panów miałem możliwość poznać, a także rozmawiać z nimi, sądzę, że nawet nie podzielając mojego punktu widzenia, uważają tego rodzaju wymianę poglądów za coś nie tylko normalnego, ale i niezbędnego dla rozwoju poważnej debaty o Polsce i świecie.

Jako osoba od wielu lat zajmująca się nie tylko publicystyką, ale i profesjonalną analizą polityki międzynarodowej, mająca także pewne doświadczenie międzynarodowe, w ogóle nie odczuwam tęsknoty za "polską tromtadracją i pawim piórem". Myślę, że ten rodzaj myślenia o polityce bardziej charakteryzuje niepokoje pokolenia pana posła Grupińskiego niż spory generacji, która weszła w życie zawodowe po 1989 r. (w moim przypadku był to koniec lat 90.).

Podobnym nieporozumieniem jest utożsamianie ekspansji politycznej z podbojem terytorialnym i mieszaniem się w sprawy innych państw. Dla mnie poszerzanie wpływów politycznych państwa jest warunkiem jego ekspansji gospodarczej, bez której nie może być prawdziwej modernizacji. A na niej przecież tak nam zależy.

Czarowanie rzeczywistości

Traktowanie osób mających inną ocenę i pomysł na politykę zagraniczną Polski jako szkodników pozwala także ukryć, że dla przeoranej przez historię i wypalonej polityczną walką elity politycznej wizja nowego początku - konieczności ponownego odpowiedzenia sobie na pytanie, jaki sens ma państwo polskie, dokąd i po co idziemy - jest obezwładniająca. Stąd przekonywanie, że wszystko jest dobrze, a będzie lepiej, lub też pozorowanie "szarpania cuglami" za pomocą wojennej retoryki i walki z układem. Nie ma jednak żadnego powodu, aby nawet przyjmując obecny etap rozwoju sceny politycznej za trwały, rezygnować z debaty, której treść i cele nie znajdują zrozumienia wśród części decydentów.

Nie sądzę także, abyśmy musieli wybierać - jak złośliwie, ale nietrafnie sugeruje Rafał Grupiński - między jedzeniem kartofli a trzystutysięczną armią. Jestem przekonany, że stać nas i na kilkudziesięciotysięczną armię z prawdziwego zdarzenia, i jeszcze na porządny posiłek z butelką dobrego wina.

Trwający od kilku lat podział na swoich i obcych oraz ponadprzeciętne "czarowanie rzeczywistości" ma jednak swoje granice. Tą granicą jest realna polityka; realna, czyli ta prowadzona w zaciszu gabinetów. Właśnie w tych gabinetach kolejni politycy po wygranych wyborach odkrywają, że choćby nawet wiedzieli, po co szli do władzy (i mieli koncepcję jej sprawowania), to nie mają narzędzi, aby swe ideały wcielić w życie.

Eksperci do kąta

W sytuacji daleko posuniętej profesjonalizacji polityki, która w państwach o rozwiniętej demokracji dzieli się na "sprzedawanie pomysłów" i "realizację pomysłów", logiczne wydaje się m.in. budowanie mostów między politykami a ekspertami. Inaczej ci pierwsi sami osłabiają swe szanse na sukces. Poseł Grupiński woli jednak ustawić do kąta i wyśmiać poglądy niewłaściwe.

Dzieje się tak, choć od dłuższego czasu toczy się w Polsce debata nad sposobem budowy zaplecza merytorycznego rządu i ugrupowań politycznych. Także w ugrupowaniu reprezentowanym przez Rafała Grupińskiego prowadzone są prace nad stworzeniem własnego "trustu mózgów", czemu patronował (i może nadal patronuje) on sam.

Zaryzykuję opinię, że w Polsce prace te nie przyniosą pożądanego skutku. Wprawdzie za jakiś czas wszystkie ugrupowania będą się chwalić własnymi think tankami (ustawa o finansowaniu partii umożliwia ich budowę), ale niewielu znajdzie się w nich ekspertów, którzy rzeczywiście mogą wnieść wartość dodaną do analizowania i prognozowania polityki. Nie będą tam nie dlatego, że są zbyt dumni, aby zejść do poziomu polityki, lub zbyt bojaźliwi, aby się w nią zaangażować. Nie będą tam, ponieważ cenią sobie intelektualną autonomię oraz oczekują podmiotowego traktowania. Tymczasem oferta polityków sprowadza się z reguły do narzucania "partyjnej dyscypliny", w ramach której następuje szybka utylizacja "mądrali".

Wbrew deklaracjom twórców zbudowanego po 1989 r. modelu uprawiania polityki, nie potrzebują oni niezależnej wiedzy i oceny. Zewnętrzni recenzenci są traktowani jako potencjalni intruzi, a nie partnerzy w dyskusji politycznej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2009