Groza i moc

Magdalena Zych, antropolożka kultury: Okienko pandemiczne, które teraz trwa, to zielone światło dla wspólnoty. Okazja, żeby dzięki weselu zrozumieć, kim jesteśmy w relacji do innych.

12.07.2021

Czyta się kilka minut

Jaki czas, taki obyczaj: epidemiczna brama weselna, Munina k. Jarosławia, sierpień 2020 r. / GRAŻYNA MAKARA
Jaki czas, taki obyczaj: epidemiczna brama weselna, Munina k. Jarosławia, sierpień 2020 r. / GRAŻYNA MAKARA

MARCIN ŻYŁA: Czy pandemia zmieniła polskie wesela?

MAGDALENA ZYCH: Na pewno zweryfikowała ich ważność. Dla niektórych okazały się tak niezbywalne, że organizowali je mimo zakazów albo w pierwszym możliwym terminie. Byli też tacy, którzy sobie wesele odpuścili.

Sam rytuał ma się jednak dobrze. I choć mało jeszcze wiemy o skutkach, jakie wywołała pandemia, fakt, że teraz, gdy poluzowano ograniczenia, odbywa się wesele za weselem, jest znaczący.

Dlaczego?

Wraz z tym, jak zmienia się świat, rytuał weselny również podlega zmianom. Ale z badań, jakie prowadziliśmy jeszcze przed pandemią, wynikało, że dzieje się to głównie na powierzchni. Potrzeba, by rytualny proces łączenia się pary przebiegał w obecności świadków z najbliższego otoczenia, jest trwała. Ich obecność tworzy święto, osadza społecznie fakt powstania nowego węzła.


CZYTAJ TAKŻE

MARCIN NAPIÓRKOWSKI: Polskie wesele coraz bardziej przypomina amerykański film, po którym przez dziesięć minut suną napisy wymieniające niezliczonych ekspertów od scenariusza, światła, dźwięku, scenografii, choreografii i fryzur.


Podczas badań wyszłyśmy poza aspekt wizualny – powstały audioetnograficzne rejestracje wesel. Ten sposób pracy pozwolił zajrzeć pod powierzchnię podlegającą modom i przekonać się, że reguły, o których pisze klasyczna literatura etnograficzna, wciąż działają. Na przykład, że słowo ma sprawczą moc i wiele znaczy – to się ujawnia choćby w treści życzeń. Zaskoczyło nas, że podczas wesela tak ważna pozostaje figura koła, obecna w zabawie i tańcu, i w sytuacjach, gdy goście kręgiem otaczają parę. Tego nie da się zrobić zdalnie albo gdy nie ma gości – tylko obecność i energia ludzi pozwalają przeżyć rytualną przemianę dwojga ludzi w żonę i męża.

Czy to, co buduje wesele, jest w nas – czy to coś zewnętrznego w kulturze? Na ile my, jako uczestnicy kultury, poddajemy się temu?

O tym, jak ostatecznie wygląda wesele, decyduje wiele czynników. Podczas długiego okresu przygotowań pary często zmieniają podejście. Ktoś planuje skromną uroczystość dla przyjaciół, a kończy z weselem na 150 osób. Dlaczego? Ponieważ zaczyna wchodzić w interakcje, czuć, czym wesele jest, co ono czyni, jak wydobywa więzi między ludźmi, jak je odnawia i zawiązuje.

Tak działa przymus rytuału. On nie zaniknie po pandemii. Myślę, że ludzie będą wręcz spragnieni stabilności, którą daje.

Stabilność stabilnością, ale mocowanie się z organizacją wesela to szkoła kompromisu.

Tak, to rzeczywiście mocowanie się, ponieważ dobrze przeprowadzony ­rytuał nie jest czymś łatwym. Ludzie, zaczynając do niego przygotowania, muszą się mierzyć z niewidzialnymi, ale istniejącymi siłami społecznymi oraz prozą organizacji dużego wydarzenia. To właśnie z kompromisów związanych z negocjowaniem tego, jak ma wyglądać wesele, kto ma w nim brać udział, wyplata się tkanka społeczna.

Dlaczego to tak ważne?

Bo sam przebieg wesela ma znaczenie. Jeśli zadbamy o to, żeby goście byli właściwie uhonorowani, unikniemy wpadek, które źle wróżą trwałości i powodzeniu związku. Wesele to poligon doświadczeń, jeden z nielicznych, gdzie rzeczywiście wychodzimy poza codzienne punkty odniesienia. Bo nasi kuzyni, krewni, których nie chcemy, ale może jednak powinni być, decydowanie o usadzeniu gości... To jest właśnie to zetknięcie z odmiennością postaw. Wesele jest ramą wspólnoty, która jest ważniejsza od podziałów.


ZACZĄĆ OD HAPPY ENDU

MAREK RABIJ: Każdego roku ten spektakl powtarza się w Polsce dwieście tysięcy razy. Popularności nie odbiera mu nawet laicyzacja: ślubu kościelnego może nie być, wesele – być musi.


Dlatego ludzie, którzy planują skromny ślub daleko od krewnych, często finiszują z hucznym weselem. Ustępując, robią miejsce czemuś, co jest ważniejsze od ich indywidualizmu, dominującego w kulturze. Wspólnota wesela powstaje na styku wszystkich ludzkich obecności, musi się z czegoś wydarzyć. A długi czas przygotowań służy temu, żeby to wszystko miało szansę wybrzmieć, zrealizować się.

Co jeszcze odsłania się podczas wesela?

Objawia się czas. Ze sceny ustępuje starsza część rodziny, wchodzi kolejne pokolenie. Jest chwila, która to podkreśla, tzw. błogosławieństwo, czyli pożegnanie z domem rodzinnym. Rodzice pary odczuwają wówczas wyraźnie upływ czasu i jednocześnie jego nielinearność – sami przecież dwie, trzy dekady wcześniej żegnali swoje domy, więc są sobą, ale i widzą się w młodych.

Żyjemy dziś wyizolowani, mało jest sytuacji, które łączą pokolenia. Nasze doświadczenia społeczne są horyzontalne. A wesele to doświadczenie „w głąb”. Nasuwają się metafory geologiczne – coś się rozkrusza i coś bardzo starego wychodzi z miejsca, gdzie to rozkruszenie następuje. Na weselach wspomina się też bliskich zmarłych. Ta wspólnota sięga dużo dalej niż świat żywych.

Nie zapominajmy też, że wesele jest symbolem i wyrazem siły witalnej. Na jednym z planów to święto płodności – jego efektem jest powołanie nowej rodziny, chodzi też o seks, w tańcach, strojach, całej zmysłowej otoczce święta, w tym całym weselnym rauszu jest dużo życiodajnej energii.

Czy ta witalność nabrała nowego znaczenia w chwili poluzowania ograniczeń? Po tym dojmującym okresie, kiedy osoby starsze – które również odgrywają rolę w rytuale weselnym – były, poprzez uczestnictwo w weselach, narażone na chorobę lub śmierć?

To może mieć duże znaczenie. Okienko pandemiczne, w którym jesteśmy, to zielone światło dla wspólnoty, które w końcu się zapaliło. Przypuszczam, że ludzie będą z tego korzystać, ponieważ wyczuwają – choć może tego nie werbalizują – że to okazja, by dzięki weselu zrozumieć, kim jesteśmy w relacji do innych.

Mamy teraz do czynienia z natężeniem uroczystości, jeszcze bardziej niż wcześniej brakuje terminów. Uznaliśmy, że pewnych rzeczy nie można odkładać na później, ponieważ podczas pierwszych fal pandemii ujawniła się nam jakby groza końca świata. W jej obliczu sięgnięcie po stare rytuały, choćby i w nowych szatach, jest lekarstwem. To może być wręcz rodzaj magicznego zabiegu: zróbmy wesele tak, jak należy, to nam pozwoli odczarować rzeczywistość.

W czasie największych ograniczeń, gdy był właściwie absolutny zakaz organizowania imprez, wesela i tak się odbywały – istniało weselne podziemie.

Tu spotykają się różne sprawy. Choćby podejście do zakazów właściwe dla naszego kręgu kulturowego – raczej się je omija, a obecna w kulturze kreatywność jest świadectwem pewnej zaradności, mocy sprzeciwienia się struktury nieformalnej, niepaństwowej, światu, który coś nam narzuca. Ale też ci, którzy podporządkowali się zakazom, wysyłali inny komunikat – że szanują prawo.

I życie.

Tak, bo wielu ludzi nie chciało stawiać gości w trudnej sytuacji. Ci zaś, którzy decydowali się jednak ich narażać, mieli inną argumentację. Przeważała właśnie witalność – hasło „raz się żyje”, oraz: musimy to zrobić, bo tak się zawsze robiło, sankcja tradycji. Byli też tacy, którzy decydowali się organizować wesele nielegalnie, ponieważ w ich otoczeniu ten rytuał okazywał się mocniejszy od pandemii.

Ze względu na presję otoczenia?

Nie tylko. Również ze względu na uwewnętrznioną presję rytuału – że on taki jest i nie da się go inaczej przeprowadzić, bo to nie będzie wesele. Spotkaliśmy się z taką postawą w badaniach. O wszystkich rozwiązaniach hybrydowych – obiad dla znajomych, osobno przyjęcie dla rodziny – wielu gości mówiło, że to nie wesele. Co najwyżej pewien ukłon w stronę schematu, jak zgodnie z prawem usankcjonować związek małżeński.

To odległe skojarzenie i jednak nie te proporcje, ale wesela podziemne kojarzyły mi się ze ślubami branymi np. w czasie powstania warszawskiego. W tym sensie lockdown był okolicznością znaczącą dla przyszłości tych związków, dla ich wspomnień.

Wielu badaczy twierdzi, że pandemia jest rodzajem katastrofy, końca świata, odczuwalnym w osobistych doświadczeniach biograficznych. Widać to wśród osób, które miały w tym czasie zaplanowane uroczystości weselne, ale też tych, którzy nie mogli spotkać osobiście przychodzących na świat wnuków, i tych, którzy nie mogli brać udziału w pogrzebach swych bliskich. Wszystko było inaczej, a przepisy mówiły jasno – ma być bez ludzi. A to jest nieludzkie. W czasie największych obostrzeń ważniejsze niż zwykle były też święta – niektórzy łamali przepisy i jechali do rodziny, inni robili święta online.

W tych ekstremalnych okolicznościach ciekawa była obserwacja, jak jednostka może udźwignąć odpowiedzialność za trwanie świata społecznego. Może się podporządkować prawu, ale też zrobić coś wbrew niemu i rozsądkowi, zachowując tym samym porządek mitu, symbolicznie odwracając tę katastrofę.

To jak ważenie dwóch racji: z jednej strony zdrowia i przepisów, z drugiej tego, że postąpienie wbrew prawu ratowało na przyszłość, wzmacniało?

Na wadze są tu dwa porządki funkcjonowania świata. Podziemne wesela niszczyły zaufanie do państwa prawa, szacunek dla innych związany z przestrzeganiem higienicznych obostrzeń. Z drugiej strony ratowały porządek rytuału, który dla wielu ludzi ma ogromne znaczenie, jest ważniejszą wartością, bo tworzy więź, której państwo nie może zastąpić. Przynajmniej nie tutaj.

Ostatnio, już nie tylko za sprawą pandemii, nowego znaczenia nabrały domy weselne. Przybyło ich – stały się naturalnym elementem pejzażu wielu wsi, obok kościoła, remizy strażackiej czy szkoły.

Dodałabym do tego jeszcze kluby fitness – to również miejsca, które scalają społeczność i pozwalają komunikować się określonym stylem życia. To prawda, przestrzeń domu weselnego zbiera energię wspólnoty. Sam fakt, że dom weselny jest, stanowi pewnego rodzaju nobilitację miejscowości – to u nas odbywają się zacne uroczystości, takie, które wymagają odpowiedniej oprawy. Z drugiej strony restauracje w mieście nas nie dziwią, przestrzenie wsi i miasta po prostu się upodabniają.

W czasie badań spotykaliśmy pary, które rezerwowały termin w dopiero powstających domach weselnych. Obserwowałam reakcje gości z zagranicy, którzy nie mogli pojąć, dlaczego ta przestrzeń jest tak urządzona. Dlaczego głośnik towarzyszący tańcom jest blisko stołów, więc nie można swobodnie rozmawiać? Nieoddzielanie tych miejsc jest w pewnym stopniu naśladowaniem wnętrza zwykłego domu. Ale technologia wprowadza do tego zakłócenia i hałas. Hałas, dodajmy, rytualny. Dom weselny jest bramą, przez którą kapitalizm wkracza w starą strukturę z innego porządku, tym samym wesele to coraz częściej już nie świat przysług, ale płatnych usług.

Żeby się mocować z weselem, wejść w ten mit w działaniu, trzeba mieć trochę sił i mocy. Skąd się je bierze w czasach, gdy więzy rodzinne nie są tak mocne jak kiedyś?

Niekoniecznie są słabsze, lecz inne. Dziś wsparciem bywają ludzie, z którymi łączą nas inne sprawy niż więzy krwi. Oczywiście, stały jest lęk wejścia w relacje, które w czasie rytuału weselnego są niejako spotęgowane. To trudna, wymagająca społecznie sytuacja. Jeśli odpowiedzialność za pomyślność imprezy, jak w ostatnich latach, spada coraz bardziej na parę młodą, robi się trudniej. Nie można się oprzeć na doświadczeniu życiowym starszych, ono się zbyt różni.

Oczywiście, lęk przed pewnego rodzaju grozą wesela, jako wydarzenia z radykalnie innego porządku, rodzi komentarze, które chcą je osłabić – stąd umniejszanie, obśmiewanie wesel. Ale to jeszcze jeden dowód na to, że moc tej uroczystości bardzo na nas oddziałuje i zwykle nadchodzi taki moment, że trzeba się z nią skonfrontować. ©℗

MAGDALENA ZYCH jest kustoszką i kuratorką w Muzeum Etnograficznym w Krakowie, gdzie wraz ze współpracowniczkami realizowała projekt badawczy „Wesela 21” (2009-14). Zaowocował on kolekcją, książką (2015) i wystawą (2016) pod tym samym tytułem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2021