Gross trafia pod strzechy

Wieś w filmie Pasikowskiego została zbudowana z samych klisz: antysemickie graffiti wita już na przystanku, a tłuszcza ogniem i siekierą broni zdobytego w niejasnych okolicznościach mienia.

05.11.2012

Czyta się kilka minut

Zbigniew Zamachowski w filmie „Pokłosie” / Fotografia z materiałów dystrybutora
Zbigniew Zamachowski w filmie „Pokłosie” / Fotografia z materiałów dystrybutora

Trudno dyskutować z filmem, który bezwzględnie powinien był powstać. Jeszcze trudniej krytykować pierwszą tak spektakularną próbę zmierzenia się z przeklętym tematem „polskich sąsiadów” na gruncie kina popularnego. Władysław Pasikowski musiał nakręcić „Pokłosie”, bo nie widać w dzisiejszej Polsce nikogo, kto mógłby zrobić to lepiej. Niewielu też miałoby w sobie tyle determinacji, by przez siedem lat walczyć o zrealizowanie niewygodnego scenariusza (pod pierwotnym tytułem „Kadysz”). Ten sam Pasikowski ma na swoim koncie „Psy”, najważniejszy polski film lat dziewięćdziesiątych, w którym przebrany za twardziela i cynika wyartykułował nastroje rozczarowania, będące udziałem wielu Polaków we wczesnym okresie politycznej transformacji. Co nie bez znaczenia, sięgnął wówczas po superatrakcyjną, „amerykańską” formułę, dzięki czemu jego film nie zamknął się w sferze inteligenckich obrachunków, był oglądany masowo i przez lata szeroko komentowany.

„Pokłosie” nie powtórzy raczej tamtego sukcesu, choć wielu widzów na pewno dotknie do żywego. I to jest jego niekwestionowana siła. Pasikowski wnosi pod strzechy multipleksów to wszystko, co w wąskich, „wykształciuchowskich” kręgach zostało już dawno przepracowane. Po dziesięciu latach nieobecności na dużym ekranie przemyca nań treści powszechnie nieprzyswojone: słynny „Tygodnikowy” esej Jana Błońskiego o „biednych chrześcijanach patrzących na getto”, przełomowe książki Jana Tomasza Grossa i Barbary Engelking, „Naszą klasę” Tadeusza Słobodzianka i „My z Jedwabnego” Anny Bikont, wystawę fotograficzną „Macewy codziennego użytku”, performance z płonącą stodołą Rafała Betlejewskiego, a także filmy dokumentalne Agnieszki Arnold, Mariana Marzyńskiego czy Pawła Łozińskiego. Jednak mając cały ten bagaż gdzieś w tyle głowy, Pasikowski robi coś zaskakującego: kręci mrożący krew w żyłach thriller osadzony na współczesnej polskiej wsi. Nie próbuje przekonywać przekonanych. Wkracza ze swoją kontrabandą tam, gdzie dotychczas nikogo jeszcze nie było.

Film siłą rzeczy musiał odwołać się do rozpoznawalnych schematów. Historia dwóch braci, Franciszka i Józefa, już na poziomie obsady zakłada daleko posuniętą umowność: Ireneusz Czop i Maciej Stuhr ze swoim inteligenckimi „gębami” dziwnie nie pasują do ról współczesnych wieśniaków opętanych idée fixe, czyli rozgrzebywaniem lokalnej historii dotyczącej zniknięcia z wioski Żydów. I nie chodzi o to, czy podobne zdarzenia rzeczywiście miały miejsce w przeszłości (bo miały), ale o jej wiarygodność na ekranie. U Pasikowskiego od początku do końca pozostajemy w okowach pewnej konwencji i upraszczających figur. Przybyły z Ameryki starszy brat reprezentuje łagodną odmianę antysemityzmu polonijnego, podczas gdy Józef to przypadek wioskowego wariata, który „upomina się o obcych zmarłych” i przepuszcza ojcowiznę, wykupując od miejscowych zutylizowane w gospodarstwach macewy. Dowiadujemy się, że kiedyś zdemolował nawet lokalną drogę, by odzyskać nagrobki użyte w czasie wojny do jej utwardzenia, i nawet hebrajskiego zdążył się nauczyć, by móc studiować nagrobne inskrypcje. Sceptyczny z początku Franciszek rychło zaraża się tą obsesją – odtąd bracia razem stawiają czoła zbiorowej niepamięci.

Jako jedyni sprawiedliwi buszują w archiwach i zadają sąsiadom niewygodne pytania, narażając się tym samym na zbiorowy ostracyzm. Groźba linczu od początku wisi w powietrzu, albowiem wieś u Pasikowskiego zbudowana została z samych klisz narosłych wokół polskiego piekiełka. To nie jest kraj dla prawych ludzi: antysemickie graffiti wita już na przystanku, ksiądz oświecony musi się zmierzyć z księdzem ciemnym, a wykarmiona strachem tłuszcza gotowa ogniem i siekierą bronić zdobytego w niejasnych okolicznościach mienia. Również w dialogach pobrzmiewają ograne teksty (o „Żydkach” czy o ukrzyżowaniu Pana Jezusa), skontrastowane z manifestami poprawności wygłaszanymi przez sprawiedliwych braci.

Pasikowski brutalizuje współczesną rzeczywistość, by pokazać, jak kolejne pokolenia naznaczone zostały przez nierozliczoną winę. Po krwawych żniwach sprzed ponad półwiecza ciągle trzeba zbierać zostawione na ściernisku pokłosie. Twórca „Krolla” nie boi się dosłowności: zarosłe zbożem macewy w końcu ujrzą światło dzienne, a wraz z nimi stosy odkopanych kości i czaszek. Wszystko to stworzy sztafaż niczym z klasycznego kina grozy: pojawi się skrywająca tajemnicę stara chałupa na mokradłach, a nawet wioskowa wiedźma (Danuta Szaflarska) zjawiająca się niczym postać z mrocznej bajki w kulminacyjnej scenie odkopywania przeszłości... Weźmy jeszcze dramatyczną muzykę Jana Duszyńskiego wzmacniającą efekt niesamowitości, a niechybnie pojawi się pytanie: czy jest sens ubierać autentyczny horror w tak kiczowate imaginarium?

Film Pasikowskiego rozdrażni więc nie tylko tych, którzy z uporem maniaka pielęgnują mit polskiej niewinności, ale i tych, którym przeszkadzać będzie jasełkowa wizja ukrytego antysemityzmu polskiego. Szczególne emocje wywoła zapewne scena finałowa, będąca symbolicznym powtórzeniem pogromu sprzed lat, a zarazem bezczelnym nawiązaniem do ofiary Chrystusa. Znajdzie się jednak spora grupa widzów, która właśnie dzięki tym efekciarskim figurom ma szansę zmierzyć się z nieuświadomioną traumą – nie tyle z przeszłością Jedwabnego, Wąsosza czy Radziłowa, ale historią własnych miast i miasteczek, którym odebrano ich dawną tożsamość. Z czymś, czego nie nauczyły ich szkolne lekcje historii. Filmowi bracia uosabiają bowiem coś więcej niż dramat ludzi, którzy za wszelką cenę próbują dociec prawdy i w końcu muszą zapłacić za to najwyższą cenę. To także film o tym, że prawda wcale nie tak łatwo nas wyzwala. Co zrobić z tą prawdą? Jak się wobec niej zachować? – to jest właśnie najtrudniejsze pytanie skierowane do widzów filmu Pasikowskiego. Dobrze, że ktoś je w końcu postawił wprost. Dla niego jestem gotowa wybaczyć reżyserowi ten efekciarski język.  


„Pokłosie” – scen i reż. Władysław Pasikowski, zdj. Paweł Edelman, muz. Jan Duszyński, wyst. Maciej Stuhr, Ireneusz Czop, Danuta Szaflarska, Jerzy Radziwiłowicz, Zuzana Fialová i inni. Prod. Polska, Słowacja 2012. Dystryb. Monolith Films. W kinach od 9 listopada 2012 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2012