Czy straszenie migrantami pomoże PiS wygrać wybory

Pod rządami partii, która na sztandarach ma obronę polskich granic przed imigrantami, staliśmy się krajem absorbującym ogromną liczbę cudzoziemców. Popełniamy jednak te same błędy, co przed laty Zachód.

23.06.2023

Czyta się kilka minut

Olefin III - miasteczko pracownicze PKN Orlen w Starej Białej pod Płockiem, czerwiec 2023 r. / fot. Piotr Hejke / Agencja Wyborcza.pl /
Olefin III - miasteczko pracownicze PKN Orlen w Starej Białej pod Płockiem, czerwiec 2023 r. / fot. Piotr Hejke / Agencja Wyborcza.pl /

Setki tysięcy zezwoleń na pracę, które Polska w ostatnich latach przyznaje regularnie osobom spoza UE, ugodziły rykoszetem w partię władzy. Sprawiły, że nowy wymiar zyskał pomysł Jarosława Kaczyńskiego, planującego w dniu wyborów referendum na temat mechanizmu wymuszającego na państwach członkowskich Unii przyjęcie pewnej liczby imigrantów. Opozycja zarzuca PiS, że sam po cichu sprowadza tłumy przybyszów, by potem szczuć na nich Polaków i obwiniać Unię. 

Czy temat imigracji ma szansę być jednym z decydujących w kampanii, tak jak to było w 2015 r.? Cyniczne założenie, że da się na fali niechęci do ludzi z Azji i Afryki dopłynąć pomyślnie do wyborów, jest ryzykowne. Nie zmienia to faktu, że problem istnieje, a Polska nie jest przygotowana na harmonijne przyjęcie tysięcy ludzi z całego świata, gdyż nasz rząd nie prowadzi spójnej polityki migracyjnej, ograniczając się jedynie do wydawania zezwoleń na przyjazd. 

Zmiana kierunków

Pod Płockiem powstał kompleks baraków dla pracowników z zagranicy, który szumnie nazwano „miasteczkiem dla imigrantów”. Zamieszka w nim co najmniej kilka tysięcy pracowników sprowadzonych przez koreańskiego wykonawcę inwestycji dla Orlenu. W 2020 r. podobny kompleks powstał w woj. zachodniopomorskim, gdzie ten sam wykonawca realizował inwestycję dla Polimeru Police. 

To tylko najgłośniejsze przykłady. Pracowników z Azji, a nawet z Afryki ściągają mniejsze i większe przedsiębiorstwa z całej Polski, niemal z wszystkich działów gospodarki. Według badania przeprowadzonego przez Polski Instytut Ekonomiczny, z takich ludzi korzysta co czwarta polska firma i ponad połowa dużych, czyli zatrudniających powyżej 250 osób. 

Według danych Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, w 2021 r. wydano ponad pół miliona zezwoleń dla pracowników spoza UE. Wtedy dotyczyło to jeszcze w większości Ukraińców i Białorusinów. Rok temu takich zgód wydano 365 tys., jednak obie te grupy narodowe należały już do zdecydowanej mniejszości.

– Liczbę wszystkich cudzoziemców spoza UE pracujących obecnie w Polsce, z wyłączeniem Ukraińców i Białorusinów, możemy oszacować pomiędzy 500 a 600 tysięcy – wyjaśnia prof. Maciej Duszczyk, członek rady naukowej Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego. – Wliczamy w to zezwolenia na pracę, także tę sezonową, oraz oświadczenia o powierzeniu pracy cudzoziemcowi, co dotyczy obywateli pięciu państw, w tym Armenii, Gruzji i Mołdawii. Doliczyć trzeba jeszcze cudzoziemców, którzy mogą podejmować pracę bez zezwolenia, to np. studenci i absolwenci polskich uczelni. A jest ich coraz więcej, gdyż polskie szkoły wyższe kilka lat temu szeroko otworzyły się na osoby z zagranicy.


ŚMIERĆ PÓŁ TYSIĄCA LUDZI JEST EFEKTEM BEZPRAWIA NA MORZU. EUROPA JE TOLERUJE

MARCIN ŻYŁA: W nocy z 13 na 14 czerwca na wodach międzynarodowych 80 km od Peloponezu zatonął kuter, którym podróżowało od 400 do nawet 750 osób. Ocalały tylko 104.


W ubiegłym roku zezwolenie na pracę otrzymało m.in. rekordowe 41 tys. mieszkańców Indii, 33 tys. Uzbeków, 22 tys. Filipińczyków i 20 tys. Nepalczyków. Na szeroką skalę zaczynają pojawiać się także mieszkańcy państw afrykańskich – najwięcej z Nigerii (1,6 tys.), ale po kilkaset osób przyjechało także z Angoli, Kamerunu czy Demokratycznej Republiki Konga. Łącznie zezwolenie na pracę w Polsce otrzymali w zeszłym roku obywatele 140 państw świata – w tym z Dżibuti, Beninu, Haiti i Jamajki. 

– W zeszłym roku wydano też w Polsce ponad sto tysięcy zezwoleń na pobyt stały. To jedna z pierwszych wskazówek, że imigracja czasowa przekształca się w imigrację stałą. Co jest też jednym z wyznaczników przekształcania się danego kraju w państwo imigracyjne – tłumaczy prof. Duszczyk.

Obecnie zezwolenia na pobyt stały dotyczą głównie Ukraińców i Białorusinów, gdyż to oni dominowali w pierwszych falach imigracji zarobkowej do Polski. Od około dwóch lat struktura narodowościowa imigrantów wyraźnie się różnicuje, co jest częściowo spowodowane dynamicznym odbiciem gospodarki po pandemii, ale przede wszystkim wojną w Ukrainie. Przedsiębiorcy nie mogą już tak łatwo znaleźć pracowników za naszą wschodnią granicą, więc zaczęli ich szukać dosłownie wszędzie.

– Pracodawcy, którzy mieli zakontraktowanych obywateli Ukrainy, z powodu wojny nagle zostali ich pozbawieni. Gdy spojrzymy na statystyki przyjazdów z krajów spoza UE, Ukrainy i Białorusi, zobaczymy wzrosty o 80-100 procent – mówi Maciej Duszczyk.

Od emigracji do imigracji

Imigranci trafiają głównie do tych branż i działów gospodarki, w których jest najwięcej wakatów. Według GUS, w 2021 r. przemysł miał 35 tys. nieobsadzonych miejsc pracy, a budownictwo 20 tys. Następny w kolejności był handel (15 tys.), a zaraz za nim transport i logistyka (12 tys.). W tym samym roku przemysł, budownictwo i transport z logistyką odpowiadały też za dwie trzecie zezwoleń na pracę wydanych cudzoziemcom. Podobnie było w 2022 r. Struktura wykonywanych zawodów zaczyna się jednak zmieniać.

– Cechą państwa imigracyjnego jest to, że cudzoziemcy zaczynają pojawiać się właściwie wszędzie. Oczywiście nadal pracują głównie w kilku branżach, ale jeśli spojrzymy na obecnie wydawane zezwolenia na pracę, to znajdziemy je już we wszystkich działach gospodarki – twierdzi prof. Duszczyk.

Polska przez lata była państwem emigracyjnym, skąd więcej ludzi wyjeżdżało „za chlebem”, niż szukało tu szczęścia, jednak mniej więcej w połowie drugiej dekady XXI w. nastąpił znaczący przełom na rynku pracy – miejsc zatrudnienia zaczęło być więcej niż kandydatów, a firmy notowały pierwsze poważne problemy ze skompletowaniem załóg. Zarazem w latach 2013-2018 stopa bezrobocia spadła z niemal 11 do mniej niż 4 procent. W ciągu kilku lat nastąpiła więc niemalże rewolucja w zatrudnieniu, co wywołało presję na ściąganie pracowników z zagranicy. Pierwsze fale imigracji do Polski miały miejsce jeszcze pod koniec rządów PO-PSL, chociaż wtedy byli to przede wszystkim obywatele Ukrainy.

– Polska jest państwem, które najszybciej w historii przeobraziło się z kraju o charakterze emigracyjnym w państwo imigracyjne. Nastąpiło to w mniej niż dekadę. Jak na razie większe problemy na tym tle jeszcze nie wystąpiły, tak jak początkowo nie było ich w Szwecji, Niemczech czy Holandii. Wyzwania pojawiają się w momencie przekształcania się imigracji krótkookresowej w długookresową. Największe problemy notuje się w trzecim pokoleniu, gdy potomstwo dzieci pierwszych imigrantów jest nadal na różne sposoby wykluczone. Stara się więc szukać swoich korzeni, gdyż nie akceptuje własnej sytuacji społeczno-ekonomicznej. Radykalizacja imamów w Wielkiej Brytanii nastąpiła właśnie w trzecim pokoleniu – tłumaczy prof. Maciej Duszczyk.


POLITYCY, NIE LĘKAJCIE SIĘ

O. John Dardis SJ: Nie można w kontekście uchodźców mówić ludziom wyłącznie: „powinniście”. Trzeba tłumaczyć im źródła ich lęków. Działać inaczej niż ideologie, które wmawiają ludziom, co mają czuć.


Oczywiście brak rąk do pracy nie jest jedynym czynnikiem zachęcającym do zatrudniania pracowników spoza UE. Tym drugim są niższe koszty. Według badania przeprowadzonego przez Polski Instytut Ekonomiczny, prawie jedna trzecia przebadanych firm przyznała, że imigranci mają niższe oczekiwania płacowe niż Polacy. Jednak 40 proc. było innego zdania, co oznacza, że ta kwestia nie musi być głównym czynnikiem migracji do Polski, ale na pewno odgrywa istotną rolę.

– Pozycja imigrantów na rynku pracy zawsze jest słabsza, a celem pracodawców jest osiągnięcie zysków. To nie specyfika Polski, tylko każdego państwa imigracyjnego. Te miasteczka spod Płocka i spod Polic przypominają mi baraki, w których wcześniej mieszkali Polacy zbierający truskawki po kilkanaście godzin dziennie w Szwecji – wskazuje Maciej Duszczyk.

Tak dynamiczny napływ pracowników spoza Europy powinien zostać poprzedzony przygotowaniami ze strony rządu, by proces ten nie wywoływał napięć społecznych. Nie chodzi tylko o potencjalne nieporozumienia na tle kulturowym, ale też ekonomicznym – chociażby na rynku mieszkaniowym, gdzie z uwagi na duży popyt ceny czynszów biją absolutne rekordy. Niestety, Polska w ogóle nie podjęła takich działań przygotowawczych.

– Rząd idzie dokładnie tą samą drogą co wcześniej rządy niemiecki, francuski, holenderski i szwedzki. Kompletnie lekceważy słynne zdanie szwajcarskiego pisarza Maxa Frischa: „zaprosiliśmy siłę roboczą, a przyjechali ludzie”. Widzimy w imigrantach wyłącznie czynnik ekonomiczny zapewniający nam wzrost gospodarczy, a zupełnie nie dostrzegamy w nich osób mających swoje ambicje i marzenia – mówi prof. Duszczyk.

– Od lat powtarzam, że polska polityka polega na rywalizacji między tymi, którzy ignorują problemy, a tymi, którzy wykazują się ignorancją podczas ich rozwiązywania – dodaje prof. Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Polityczne gry

Pomimo trwającego od półtora roku kryzysu uchodźczego i rekordowego napływu pracowników z Azji, temat imigracji do Polski nie był w ubiegłym roku wiodącym w debacie publicznej. Stał się nim dopiero wtedy, gdy Rada UE przyjęła projekt pakietu azylowego w sprawie kryzysu uchodźczego na Morzu Śródziemnym, zobowiązujący państwa unijne do uczestniczenia w ich relokacji, a polska partia rządząca zapowiedziała referendum w tej sprawie. W 2015 r. zagranie na emocjach antyimigranckich przyniosło PiS korzyść, jednak powtórzenie tego manewru niemal dekadę później może być trudniejsze, zwłaszcza że istnieją przesłanki, by Polsce zaliczyć w ramach pakietu azylowego ciężar przyjęcia uchodźców wojennych z Ukrainy.

– Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Sytuacja się zmieniła, poza tym znacznie łatwiej podnosi się tego typu tematy, gdy samemu jest się w opozycji, jak PiS w 2015 r. Trudniej jest te postulaty egzekwować, gdy samemu się rządzi i pojawia się presja pracodawców – mówi prof. Flis. – Te setki tysięcy ludzi nie zostały przecież ściągnięte w ramach jakiejś akcji rządowej, ale decyzji poszczególnych przedsiębiorców, którzy potrzebują rąk do pracy.

Rząd z jednej strony deklaruje więc antyimigranckie nastawienie, ale z drugiej dobrze wie, że zablokowanie imigracji miałoby fatalne skutki dla gospodarki. Ten paradoks zaczęła wykorzystywać opozycja, która wytyka rządzącym rekordowe liczby ściągniętych nad Wisłę pracowników z Azji i Afryki.

– Sprawa imigracji wpisuje się w największy polski problem, czyli w nadmierną instrumentalizację wszystkich istotnych tematów. Nie prowadzimy dyskusji, tylko chcemy „zaorać” przeciwnika. Nie próbujemy rozwiązać problemu, tylko chcemy pokazać, że go rozwiązujemy, a to nie jest to samo – mówi prof. Flis.

Podczas niedawnego wiecu w Poznaniu lider PO Donald Tusk podawał liczbę pracowników z krajów muzułmańskich, którzy przybyli do nas w ostatnich latach. Dla porównania pokazywał wielokrotnie niższe statystyki z ostatnich lat rządów PO-PSL. Powtórzył to w Jeleniej Górze, nawiązując do zabójstwa młodej Polki na greckiej wyspie Kos, gdzie podejrzanym jest imigrant z Bangladeszu. „135 tysięcy ludzi wpuszczono do Polski w 2022 r. z państw muzułmańskich. W czasie ostatniego roku rządów PO to było 3,3 tysiąca osób. Nie mam nic przeciwko innej rasie i wyznaniu. Zawsze szanujemy ludzi. Mówię tu jednak o tym, żeby wreszcie ujawnić kłamstwa Morawieckiego w sprawie imigracji. Oskarżam pisowski rząd o sprowadzanie niekontrolowanej liczby ludzi, którymi nikt się nie zajmuje. Z samego Bangladeszu sprowadzili więcej migrantów niż mój rząd przez cały rok ze wszystkich tych państw” – alarmował Tusk, odwołując się zapewne do nieco zapomnianego, prawego skrzydła swojego elektoratu.

– Przewaga wyborców identyfikujących się w Polsce jako prawica jest tak duża, że partia określona w ten sposób ma wielki bonus. Dla opozycji kluczowe znaczenie ma więc to, żeby nie dała sobie przykleić łatki „lewicowo-liberalnej”, bo wtedy przegra – tłumaczy Jarosław Flis.


Tomasz Stawiszyński: Dawno nic nie wywarło na mnie takiego wrażenia jak reakcja na informację, że w nocy, kiedy doszło do morderstwa, spędziła ona wieczór w barze z mężczyznami o innym niż biały kolorze skóry.


 

Opozycja coraz częściej próbuje więc łowić wśród licznych wyborców konserwatywnych, którzy jednocześnie są przeciwni partii rządzącej. Kiedyś stanowili ważną grupę zwolenników PO, dziś spoglądają częściowo w stronę Konfederacji. Aby ich przyciągnąć, opozycja znacznie chętniej odwołuje się ostatnio do patriotyzmu i biało-czerwonych barw, które dominowały choćby podczas marszu 4 czerwca. W patriotycznej narracji nie ma oczywiście niczego złego, jest jednak ryzyko, że antyimigracyjny przekaz przyniesie korzyść głównie Konfederacji, dla której jest zdecydowanie bardziej naturalny.

– Oni w tej sprawie mają pełną swobodę manewru. Z jednej strony mogą krytykować paskudną Unię, z drugiej lekkomyślny PiS, który „wpuszcza do Polski tysiące Azjatów” – twierdzi Jarosław Flis.

Dla wszystkich stron sporu to gra niebezpieczna. Może się odbić nie tylko na tysiącach pracowników z Indii czy Pakistanu, ale też na półtora miliona ofiar wojny z Ukrainy, zarazem przynosząc nam kolejne niepokoje społeczne i poważne turbulencje w gospodarce

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2023