Głową w mur Kościoła

Co robić w sytuacji, gdy biskup nadużywa władzy? Są świeccy, którzy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce.

04.05.2020

Czyta się kilka minut

Abp Sławoj Leszek Głódź,  metropolita gdański, i abp Salvatore Pennacchio, nuncjusz apostolski w Polsce, na uroczystościach podniesienia gdyńskiej kolegiaty NMP do godności bazyliki mniejszej. Gdynia, 4 maja 2019 r. / KS. RAFAŁ STARKOWICZ / FOTO GOŚĆ / FORUM
Abp Sławoj Leszek Głódź, metropolita gdański, i abp Salvatore Pennacchio, nuncjusz apostolski w Polsce, na uroczystościach podniesienia gdyńskiej kolegiaty NMP do godności bazyliki mniejszej. Gdynia, 4 maja 2019 r. / KS. RAFAŁ STARKOWICZ / FOTO GOŚĆ / FORUM

Pierwszy protest zorganizowała w listopadzie 37-letnia Justyna Zorn. Kiedy przekraczam próg jej domu, karmi swoje drugie, niepełnosprawne dziecko. W środku domowy rozgardiasz: przestrzeń zaanektowana jest przez dzieci, na kanapie leżą zeszyty najstarszego syna, który ma zajęcia online. Spokojnie porozmawiać możemy w ogrodzie.

– Pochodzę z bardzo wierzącej rodziny – opowiada. – Wielu moich krewnych wstąpiło do zakonów. Kiedy odwiedzałam babcię, wiedziałam, że równo o piętnastej będziemy odmawiać koronkę.

Teraz mieszka na terenie gdyńskiej parafii, gdzie świeccy są wyjątkowo aktywni: – Wystarczy pójść do proboszcza i powiedzieć o swoim pomyśle. Działam w grupie wsparcia rodziców dzieci niepełnosprawnych. Zorganizowaliśmy też z mężem warsztaty dla małżeństw w parafii. Pojechaliśmy później z nimi do diecezji pelplińskiej i to się przyjęło: regularnie działają tam teraz wieczory dla małżeństw – mówi z przekonaniem.

Maraton

Od kilku lat coraz bardziej dociera jednak do niej, że ten najbliższy, wspólnotowy Kościół oddala się od Kościoła reprezentowanego przez biskupów.

W 2013 r. tygodnik „Wprost” opublikował dwa reportaże oskarżające metropolitę gdańskiego abp. Sławoja Leszka Głódzia o pijaństwo i wulgarne zachowania wobec najbliższych współpracowników.

– Słyszeliśmy o tym – mówi Zorn.

Jakiś czas później doszło do konfliktu arcybiskupa z jej proboszczem, Jackiem Sochą. Po uroczystości stulecia parafii, podczas której mszę odprawiał metropolita, proboszcz wręczył mu tysiąc złotych intencji mszalnej. Okazało się, że to za mało. „Czy księdza nie nauczono, że po uroczystości trzeba przyjść do kurii z podziękowaniem?” – powiedział arcybiskup.

Ponieważ ks. Socha tego nie zrobił, był przez abp. Głódzia publicznie krytykowany. Został też niespodziewanie usunięty ze sprawowanej przez kilkanaście lat funkcji wykładowcy teologii moralnej w seminarium. Zapytany o powód, arcybiskup odparł, że nie musi się tłumaczyć. Na ks. Sochę naciskano też, by sprzedał budynek starej plebanii, z którego parafia korzysta: znajduje się tam klub muzyczny i studio nagrań dla młodzieży, spotykają się wspólnoty parafialne. Dwie trzecie zysku z transakcji miałaby dostać kuria, pozostałą część parafia. Proboszcz odmówił.

Justyna i parafianie nie znali szczegółów, ale czuli, że ksiądz nie jest sprawiedliwie traktowany. – Napisaliśmy do arcy­biskupa list. Mieliśmy też poczucie, że działanie w pełni chrześcijańskie wymaga również modlitwy. Dlatego urządziliśmy w tej intencji tygodniowy maraton modlitewny. Każdy miał piętnasto­minutowy dyżur. Moja kolej wypadła o trzeciej trzydzieści w nocy. Akurat byłam na weselu, więc przynajmniej nie musiałam wstawać – śmieje się.

Protest

W maju 2019 r. odbyła się premiera filmu braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”. W jednym z ujęć nagrywanych ukrytą kamerą ks. Franciszek Cybula, b. kapelan prezydenta Wałęsy, przyznaje się w rozmowie z ofiarą do molestowania, tłumacząc dorosłemu obecnie mężczyźnie, że „równorzędnie się tym darzyli”. Z dokumentu Sekielskich wynika, że doniesienie o tym molestowaniu oraz dowody zostały przekazane do kurii gdańskiej kilka miesięcy przed premierą filmu i nie doczekały się reakcji. Arcybiskup, poproszony o komentarz do filmu, odpowiedział początkowo, że „nie ogląda byle czego”. Taka reakcja nie mogła uspokoić wiernych, przekonanych, że ich archidiecezja jest źle zarządzana.

– Spotkaliśmy się w małej grupie w lipcu, zastanawiając się, co można zrobić, żeby dotrzeć do papieża Franciszka – kontynuuje Justyna. – Wiedziałam o wcześniejszych doniesieniach, ale miałam poczucie, że może to ciągle za mało. Kiedy w Krakowie zorganizowano ­ protesty pod hasłem „Odzyskajmy nasz Kościół”, pomyśleliśmy, że u nas też może się coś takiego udać.

Justynę ostatecznie przekonało spotkanie z abp. Grzegorzem Rysiem na temat kryzysu w Kościele, które odbyło się w Sopocie we wrześniu. Pytano o problemy i zaniedbania w Kościele instytucjonalnym. Abp Ryś, dopytywany o sensowność protestowania, odpowiedział: „Jak trzeba, to niech będzie”.

Justyna próbowała skontaktować się z abp. Głódziem. – Pomyślałam, że może ma w najbliższym otoczeniu ludzi, którzy zawsze przyznają mu rację, i że po prostu nie zdaje sobie sprawy z tego, że krzywdzi ludzi. Planowałam pójść sama, bez żadnego komitetu. Wielokrotnie dzwoniłam do sekretarza arcybiskupa. Okazało się, że to niemożliwe.

Nie była jedyną osobą, która próbowała wtedy rozmawiać.

W październiku telewizja TVN wyemitowała materiał, w którym anonimowo wypowiadali się księża, oskarżając abp. Głódzia o symonię i mobbing.

– Najbardziej wyprowadziła mnie z równowagi reakcja kurii, która stwierdziła, że to „systemowy atak na Kościół” i oszczerstwa – mówi Zorn. – To nie były oszczerstwa. Od dawna towarzyszyła nam świadomość, że coś trzeba zrobić. Skoro listy nie wystarczają, potrzeba radykalnych kroków.

Tak samo myśleli oskarżeni o kłamstwo księża: w szesnastu wystosowali pod swoimi nazwiskami list do nuncjusza apostolskiego w Polsce abp. Salvatorego Pennacchia, potwierdzający, że to, co zostało powiedziane w materiale filmowym, jest prawdą. Tego samego dnia, pod wpływem impulsu, Justyna zgłosiła do władz zamiar zorganizowania manifestacji. Nie konsultowała tego z nikim. Nie była pewna, czy się uda. Okazało się, że są ludzie, którzy tak jak ona czują potrzebę działania. Pod kurią zebrało się ponad sto osób. Nikt nie wyszedł, by z nimi porozmawiać: manifestanci po kilku przemówieniach, modlitwie i chwili milczenia rozeszli się do domów. Nawiązały się jednak znajomości, które umożliwiły późniejsze działania.

Zaangażowanie

Jedną z osób, które pojechały później z Justyną Zorn do nuncjusza, była radczyni prawna Marta Nowicka. O swojej pracy mówi w kategoriach misji. – Zdarza się, że klient trafia do mnie w najtrudniejszym momencie swojego życia. Moim zadaniem jest pomóc mu przejść przez cały ten proces, bez nadużywania prawniczej wiedzy, która czasem pozwala, by zwyciężyło… kłamstwo – mówi.

Wychowała się w wierzącej rodzinie, ale z wizją Boga, którego należy się bać. Opowiada o swoim nawróceniu jak o procesie, który wciąż trwa.

– Zaczęło się od rekolekcji ignacjańskich, później była długa seria ucieczek i powrotów. Ostatecznie chciałam zrobić coś dla kogoś, samej szukając sensu.

Tak trafiła do tej samej parafii, co Justyna, gdzie zaangażowała się jako wolontariuszka w przygotowywanie i wydawanie zupy ubogim i bezdomnym. Pomogła też założyć spółdzielnię ułatwiającą ludziom poszukiwania pracy.

– Od dłuższego czasu zdawałam sobie sprawę, że w Kościele wiele rzeczy jest inaczej, niż powinno – opowiada. – Nie miałam poczucia, że to mnie dotyczy, ani tym bardziej że sama mogę cokolwiek z tym zrobić. A później dotarło do mnie, że te wszystkie sprawy są znacznie bliżej, niż mi się wydawało. Że dotyczą osób, na których mi zależy. I ja też jestem w pewien sposób odpowiedzialna za zło, które je dotknęło: właśnie z powodu mojej obojętności.

Podobną historię opowiada Tomasz Brodecki – trzecia ze świeckich osób, które spotkały się z nuncjuszem. On też zaczął odkrywać wiarę już jako dorosły. Od 13 lat działa we wspólnocie studiującej Pismo Święte. Przypadkiem trafił do tej samej parafii, co pozostała dwójka, podobnie zaangażował się w jej życie, doraźnie pomagając przy prowadzeniu kanału na YouTubie. O zarzutach dowiedział się z mediów.

– Całe życie znałem tylko wspaniałych księży i szokujące było zorientowanie się, że choroba toczy Kościół – mówi. – Nie zetknąłem się z tym osobiście, ale nie chcę słyszeć od kolegów czy dzieciaków z podwórka, że nie chodzą do kościoła ze względu na takie sytuacje.

Justyna, Marta i Tomasz spotkali się na pierwszym proteście. Dzięki zbiórce w internecie udało się w Gdańsku powiesić dwa billboardy: jeden nieopodal kurii, drugi przy rezydencji arcybiskupa. „Zadośćuczyńmy za krzywdy: spotkanie pod kurią gdańską 1.12.2019” – głosił napis. Również tym razem kuria nie zareagowała. Telewizja publiczna opublikowała wcześniej materiał sugerujący, że zarzuty pod adresem arcybiskupa są bezpodstawne, a „prawdziwe intencje” wrogie Kościołowi, skoro na proteście pojawili się lewicowi działacze sympatyzujący ze społecznością LGBT.

– Nigdy nie myślałem, że będę mieć coś wspólnego ze środowiskami lewicowymi czy LGBT – opowiada Tomasz – ale pomyślałem, że mało mnie interesuje, jakiej ktoś jest orientacji politycznej. Jeśli ktoś chce dobra ofiar, to chce dobra Ewangelii. Tyle że we wspólnocie, do której należę, usłyszałem, że „jestem z opcji niemieckiej”. Namawiano mnie, żebym nie angażował się w podobne awantury i nie szkodził Kościołowi. Na szczęście temat później nie wracał.


Czytaj także: Niezatapialny - Marcin Choduń o abp. Sławoju Leszku Głodziu


Niektóre osoby ze względu na nacisk duchownych lub świeckich wycofały się z aktywnego zaangażowania w protest. Ale docierały też sygnały poparcia.

Justyna: – Moja znajoma powiedziała, że sama doświadczyła molestowania i nie ma siły, by walczyć, ale cieszy się, że są osoby, które to robią w jej imieniu. Po proteście podeszła do mnie kobieta, mówiąc, że od dawna nie chodzi do kościoła, ale może wróci, bo widzi, że nie tylko ona nie zgadza się na wiele rzeczy. Śmialiśmy się, że wymyśliliśmy nową formę ewangelizacji.

Ściana

Zorn po pierwszym proteście napisała list do nuncjusza z prośbą o spotkanie. Odpowiedź otrzymała po dwóch miesiącach – dopiero gdy ogłosili kolejny protest, tym razem przed nuncjaturą. Spotkanie odbyło się 2 marca 2020 r.

– Było bardzo kurtuazyjnie. Ze strony nuncjatury wyraźnie podkreślano, że to prywatna audiencja z nuncjuszem, który jest przedstawicielem Stolicy Apostolskiej w Polsce – Justyna akcentuje każde słowo. – No dobrze, wiemy. Spotkanie odbyło się w uprzejmej atmosferze, padło wiele okrągłych słów i dowiedzieliśmy się, że Kongregacja ds. Biskupów ma związane ręce, ponieważ przez te wszystkie lata nie wpłynęła żadna oficjalna skarga. Wszystkie pisma, które nadeszły, zostały przekazane do Watykanu. Wychodziłam z poczuciem, że mur biurokracji kościelnej jest tak gruby, iż w ogóle nie da się go skruszyć.

Justyna po spotkaniu wysłała do nuncjusza list, w którym wyraziła rozczarowanie faktem, że mimo oświadczenia 16 księży gotowych zeznawać, mimo listu do papieża podpisanego przez ponad 2 tys. osób i mimo ich własnej inicjatywy, nie toczy się postępowanie wyjaśniające. Poważnych doniesień było zresztą znacznie więcej, np. o zignorowaniu skargi Barbary Borowieckiej, ofiary prałata Jankowskiego.

W dniu ich spotkania z nuncjuszem abp Głódź zeznawał jako świadek w sprawie ks. Michała L. oskarżonego o gwałt na 17-letniej dziewczynie (obecnie jest skazany jeszcze nieprawomocnym wyrokiem na 12 lat więzienia). Po zawiadomieniu kurii o przestępstwie miał być kilkakrotnie przenoszony między parafiami.

– Zapytaliśmy o to nuncjusza. Cała prasa o tym trąbiła. Odpowiedziano nam, że nic im o tym nie wiadomo i że nie napisaliśmy o tym w naszym piśmie – opowiada Marta. – To nie był sygnał, że nuncjatura chce rozmawiać i rozwiązać problem.

Lęk

– To, jak ci ludzie zostali potraktowani, było dla mnie przykre – komentuje ks. prof. Adam Świeżyński, którego Justyna, Marta i Tomasz poprosili, by uczestniczył w rozmowie z nuncjuszem. – Kiedy ktoś przychodzi w tak ważnej sprawie, powinien zostać poważniej i uczciwiej potraktowany. Tak się nie stało.

Ks. Świeżyński jest dziekanem Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Jako gdański duchowny podlega abp. Głódziowi. Do 2009 r. pracował na stanowisku prorektora seminarium w Gdańsku. Po rozbieżności zdań co do spraw formacyjnych poprosił arcybiskupa o zwolnienie z zajęć związanych z formacją. Kilka dni później na mocy dekretu arcybiskupa jego prośba została spełniona. Przy okazji został zwolniony z wszystkich innych obowiązków: redaktora naczelnego diecezjalnego czasopisma naukowego i wykładowcy w seminarium. Od 11 lat nie ma wyznaczonej przez arcybiskupa żadnej funkcji w swojej diecezji.

Duchowny sam wielokrotnie zwracał uwagę na problemy archidiecezji. Po raz pierwszy w 2013 r., kiedy głośna stała się sprawa ks. Piotra, kapelana abp. Głódzia, opisana we wspomnianym materiale „Wprost”. Twierdził on, że był przez zwierzchnika wielokrotnie znieważany oraz poddawany przemocy słownej i psychicznej. W materiale znalazły się również anonimowe świadectwa innych duchownych o alkoholowych ekscesach metropolity.

Ks. Świeżyński zna ks. Piotra – przez dwa lata był opiekunem jego roku w seminarium. Spotkał się z nim, aby usłyszeć o wszystkim z pierwszej ręki. – Byłem bardzo poruszony. Zdawałem sobie sprawę z usposobienia arcybiskupa, ale nie wiedziałem, że sprawa zaszła tak daleko – wspomina.

Postanowił zareagować. – Pojechałem do nuncjusza, wtedy był nim abp Celestino Migliore, chcąc nadać sprawie tok oficjalny. Nie zostawiłem co prawda żadnego pisma, ale wysłuchano mnie. Nuncjusz robił notatki, więc myślałem, że do czegoś zmierzamy. Na koniec jednak podsumował, że „to dla niego nie są fakty”. Miałem wrażenie, że choć mnie słuchał, to nie zrozumiał, o co mi chodziło. Kiedy wychodziłem, powiedział, że rozmowa zostaje między nami. Później z dwóch niezależnych źródeł dowiedziałem się, że zadzwonił do abp. Głódzia i opowiedział mu o niej.

Na prasowe zarzuty metropolita gdański oświadczył, że został „przesadnie pomówiony” i podważył „anonimowe” świadectwa księży. Ks. Świeżyński uznał wówczas, że w takim razie wypowie się pod nazwiskiem. Sam nie doświadczył przemocy ze strony arcybiskupa, ale nie miał wątpliwości co do prawdziwości świadectw innych księży. Jego głos opublikował tygodnik „Wprost”.

– Najbardziej bolesne jest dla mnie to, że środowisko duchownych w żaden sposób nie zareagowało. Prawdziwym problemem nie jest więc samo zachowanie arcybiskupa, tylko bierność środowiska – mówi ks. Świeżyński.

Za tą biernością kryje się często lęk. Dlatego ks. Świeżyński ma duży szacunek do tych 16 kapłanów, którzy zdecydowali się kilka miesięcy temu napisać do abp. Pennacchia, a wcześniej wystąpili w materiale TVN-u, opowiadając o przemocy i korupcji w metropolii. – Wystąpili anonimowo, ale nawet przy zasłoniętej twarzy i zmienionym głosie ludzie, którzy ich znają, są w stanie domyślić się, kto mówi – zauważa duchowny i opowiada, jak po tym materiale ukazało się oświadczenie przeczące oskarżeniom podpisane przez dziekanów i biskupów pomocniczych. – Zadzwoniłem w tej sprawie do jednego z nich, pytając, dlaczego firmuje swoim nazwiskiem takie pismo, skoro jest na miejscu i lepiej niż ja wie, jaka jest prawda. W słuchawce zapadła cisza, po czym usłyszałem odpowiedź: „Ja nie wiem, jak ci to wytłumaczyć”.

Jakiś czas temu ks. Świerzyński próbował skontaktować się ze swoim przełożonym, żeby poprosić o zgodę na rozpoczęcie życia pustelniczego. Jest to forma życia konsekrowanego, w której pustelnik oddaje się modlitwie w surowej separacji od świata. Jej regułę – dotyczącą częstotliwości opuszczania pustelni, źródła utrzymania (w przypadku ks. Świeżyńskiego byłaby to praca naukowa), rozkładu dnia i technik ascetycznych – ustala pustelnik z biskupem. Ksiądz dwukrotnie prosił abp. Głódzia o zgodę. Pisemnie, ponieważ przez sekretariat został poinformowany, że arcybiskup nie chce się z nim spotkać osobiście.

Nie uzyskał zgody.

Pokusa

W marcu 2020 r. wciąż nie prowadzono żadnego postępowania wyjaśniającego w sprawie abp. Głódzia. – Nie twierdzę, że na podstawie materiałów w mediach, listów wiernych czy oświadczenia grupy duchownych należy arcybiskupa odwołać – mówi ks. Świeżyński. – Chciałbym jedynie, żeby ktoś mający ku temu kompetencje zbadał sprawę, ponieważ jest poważna. Wyczerpałem już wszystkie szczeble służbowe, od dołu do góry.

Ks. Świeżyński dodaje: – Przez pewien czas zmagałem się z myślą, że Kościół instytucjonalny mnie do niczego nie potrzebuje. Ale Kościół to nie tylko i nie przede wszystkim instytucja, lecz miejsce działania Boga i spotkania z Nim. Nadal w to wierzę. Kiedy rozmawialiśmy w czwórkę po wizycie u nuncjusza, ktoś powiedział, że przegraliśmy. Myślę, że nie można przegrać, kiedy celem nie jest zwycięstwo nad kimś, lecz opowiedzenie się po stronie prawdy. Prawdopodobnie niewiele, albo i nic nie zyskaliśmy, ale konkretni ludzie odważyli się mówić o bolesnych sprawach w Kościele oraz działać na rzecz jego dobra rozumianego jako coś więcej niż tylko pozytywny wizerunek. To ich sukces.

– Czasem czuję się bezsilna w zderzeniu z machiną administracyjną Kościoła – przyznaje Marta Nowicka. – Zdarzają się myśli, żeby uciekać. Ale wierzę, że w Kościele jest Chrystus.

– Nigdy nie miałem takiego pomysłu, żeby odwrócić się od Kościoła. Muszę powiedzieć, że przekonuje mnie pewien Żyd, który go założył – śmieje się Tomasz Brodecki.

Taktyka

– Po spotkaniu z nuncjuszem chyba zrozumieliśmy, że z instytucją kościelną trzeba postępować za pomocą określonej taktyki – mówi Justyna Zorn. – Będziemy próbować dotrzeć do papieża różnymi kanałami. Sądzę, że bez presji medialnej nic się nie zmieni. Myśleliśmy o opublikowaniu listu otwartego do Franciszka we włoskich czasopismach.

Zastanawia się nad przyszłością: – Podejrzewam, że ja sama wielkich zmian w Kościele nie doczekam, może moje dzieci. Ostatnio dopadały mnie czarne myśli, pokusa, żeby po prostu zmienić denominację. Ale myślę, że skoro Pan Bóg powołał mnie do życia w rodzinie katolickiej, w Kościele, to muszę mieć w nim swoje zadanie.

Kropla drąży skałę. Kuria gdańska wysłała właśnie do Barbary Borowieckiej pismo z datą 17 kwietnia, w którym informuje o powołaniu przez abp. Głódzia na polecenie Nuncjatury Apostolskiej komisji historycznej, mającej wyjaśnić oskarżenia stawiane prałatowi Jankowskiemu. W tej konkretnej sprawie coś drgnęło. ©

JUSTYNA ZORN: Myślę, że skoro Pan Bóg powołał mnie do życia w rodzinie katolickiej, w Kościele, to muszę mieć w nim swoje zadanie.

TOMASZ BRODECKI: Nigdy nie miałem takiego pomysłu, żeby odwrócić się od Kościoła. Muszę powiedzieć, że przekonuje mnie pewien Żyd, który go założył.

MARTA NOWICKA: Czasem czuję się bezsilna w zderzeniu z machiną administracyjną Kościoła. Zdarzają się myśli, żeby uciekać. Ale wierzę, że w Kościele jest Chrystus.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2020