Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niedawno ciekawie dyskutowałem z osobą, która twierdziła, że gospodarkę można naprawiać również przez naprawianie tego, co jej przeszkadza: niewydolnego sądownictwa, złej legislacji itp. Biorąc to pod uwagę, wydaje mi się, że najwyższe stanowisko, jakie można by Rokicie względnie bezpiecznie powierzyć, to kierowanie Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji lub Ministerstwem Sprawiedliwości. W tym drugim przypadku nasuwałyby się już jednak zastrzeżenia. Trudno przecież zapomnieć o oburzającym sformułowaniu “to nie błąd, to zbrodnia" po tragedii w Łodzi. Prawo nie zna zbrodni z winy nieumyślnej, więc nawet przyznając politykowi pewien margines na retorykę, nie można wybaczyć - zwłaszcza dobremu prawnikowi - czegoś, co jest antytezą kultury prawniczej. Zaś w przypadku hasła “Nicea albo śmierć" doszło do synergii skrajności. Jeśli PiS deklaruje, że po wyborach nie wejdzie w koalicję z żadną partią, która zaakceptuje traktat konstytucyjny (“Rzeczpospolita", 21 czerwca 2004 r.), to jest to dla mnie dowód na słuszność opinii, którą gdzieś przeczytałem, nim jeszcze Wiesław Walendziak wycofał się z polityki: że miejsce Rokity byłoby w PiS, a Walendziaka w Platformie. Nie jednak w “Platformie Rokity", ale raczej Tuska i Olechowskiego (“Pan jest anachroniczny, Panie Andrzeju" - cytat z Rokity).
Przyznając się do poglądów politycznych, które Jerzy Turowicz nazywał żartobliwie “skrajnym centrum", uważam, że zamiast walczyć o ten sam elektorat, PO i UW powinny stworzyć rozsądne centrum. Pod dominacją Rokity tak się jednak nie stanie. Żadnej z dotychczasowych partii jego przynależność na dobre nie wyszła, nawet jeśli nie miał w nich roli przywódczej. Obawiam się, że ostatecznie nie wyjdzie na dobre również PO.