Gdzież jest, o śmierci, twój oścień?

Za śmierci czynimy zbyt wielkie i sensacyjne wydarzenie. Bóg nie jest skąpcem, wręcz przeciwnie: jest szczodry i każdego może obdarować śmiałością wobec śmierci. Pan każdemu z nas daje tyle, ile zdołamy w sobie pomieścić.

---ramka 340809|prawo|1---Jak wątły jest nasz ludzki żywot, Panie,

Co z lat przybytkiem wciąż krótszy się staje,

A porównany z czasem niezmierzonym

Trwa ledwie chwilę. (...)

Jeśli się w porę z czasem nie ugodzisz,

Śmierć cię zaskoczy znienacka.

Co pocznę, kiedy na Sąd Ostateczny

Pan mnie wywoła z mogiły?

Anonim (XI w.), “Kantyczka na krótkość życia", tłum. Julia Hartwig

TYGODNIK POWSZECHNY: - Ojcze, czy zakonnik cierpi jak zwykły człowiek?

O. JOACHIM BADENI: - Jesteśmy tylko ludźmi. Nieraz czułem ból, zmęczenie i wygaszenie, cierpienia psycho-duchowe, lecz to rzecz normalna w życiu mnichów, zresztą moje cierpienia nigdy nie były zbyt bolesne. Dziś też zdarza mi się niekiedy cierpieć duchowo, ale kiedy prosi o pomoc człowiek chory bądź zagubiony, zapominam o swoich bólach.

  • Cierpienie i czułość

Przeczytałem w życiu kilka dzieł mistycznych, podejrzewam więc, że w moich cierpieniach nie kryje się nic nadzwyczajnego; że doświadcza ich każdy, kto dąży do Boga, zatem muszę znosić je z pokorą. Cierpienia zakonnika, jak każdego człowieka, bywają bolesne i zarazem pozytywne, czyli twórcze. Jeśli zmagamy się ze złem, otrzymujemy ogromną moc, bo zło jest wrogiem Boga, więc Bóg staje po stronie walczącego człowieka i go wspiera. Identycznego poczucia mocy doznajemy, zmagając się z osobistym cierpieniem.

Nerwice, bo tak nazwałbym własne cierpienia, zdarzają się wielu ludziom, lecz nie każdy postrzega ich zdolność oczyszczenia duchowego. Z każdą przezwyciężoną nerwicą człowiek staje się coraz silniejszy. Czy potwierdziłby to psychiatra, nie wiem. Ale to nie jest tylko kwestia medyczna, to przede wszystkim kwestia wiary - jeśli nam jej zabraknie, nie wydobędziemy się z ciemności duchowej.

- Już w nowicjacie uczula się kleryków, by się nazbyt do siebie nie zbliżali. Jeśli więc zakonnik cierpi, cierpi w samotności, jeśli umiera, to bez miłości, jaka towarzyszy odchodzącemu, gdy opiekuje się nim rodzina. Nie jest tak?

- Krótko mówiąc: czy w zakonie spotykamy bezpośrednią, by tak rzec, czułość w obliczu cierpienia? Gdy jeden z braci umierał na raka, zajmował się nim brat konwers, który nie opuszczał umierającego ani na chwilę i jestem pewien, że okazał mu czułość i bliskość. Ale czy to postawa powszechna? Wiemy, jak nieoceniona w zmaganiach z cierpieniem jest pomoc kobiety, na co w zakonach męskich liczyć nie można. Gdybym się ciężko rozchorował, z pewnością poczułbym, że brakuje mi współczucia, jakim kobieta darzy cierpiącego. Dawno temu wściekłem się potwornie, aż mi spadła siatkówka z oka. Wylądowałem w szpitalu, operacja, leżę w łóżku, a przykazano mi leżeć wyłącznie na plecach i ani się ruszyć, na oczach położono mi opatrunki. W końcu zdejmują mi je i cóż widzę? Śliczną twarz pani docent. Natychmiast poczułem się zdrowy! Piękna kobieta to dowód, że człowiek nie całkiem spaskudził zamiary dobrego Pana Boga. Odwiedzała mnie wtedy studentka z duszpasterstwa i nie mogłem wprost doczekać się godziny, kiedy kończyła zajęcia i pojawiała się przy moim łóżku, bo przy niej powracała mi siła i radość, tym bardziej że dziewczyna przynosiła mi zawsze bułki i kiełbasę myśliwską...

- Cóż człowiekowi potrzeba do szczęścia: ładna twarzyczka, bułka i pętko kiełbasy!

- I odrobina wiary!

  • Starość ma przyszłość

- Ojcze, czy Panu Bogu wszystko się udało? Starzy ludzie często powtarzają, że Stwórcy nie udała się starość: cierpią fizycznie i psychicznie.

- W pierwotnym zamyśle Stwórcy cierpienie w świecie nie istniało. Bóg, obdarzając nas wolną wolą, zaryzykował, że zrodzi się zło, a jedno z jego imion brzmi: cierpienie i choroba, ta zaś jest swojego rodzaju pułapką na człowieka. Gdy chorujemy, zdarza nam się odrzucać to, co cierpienie niesie dobrego. Czy starość będzie wspaniała, zależy od splotu okoliczności, na przykład od stanu naszego ducha. Jeśli człowiek w podeszłym wieku zaniecha aktywności, jeśli przestanie być akceptowany przez innych, a czuje przy tym, że życie dobiega kresu, wówczas popada w gorycz i przygnębienie. Czy słusznie? Otóż niesłusznie, bo dopiero rozpoczyna się jego największa przygoda, zaczyna się jego życie duchowe - z tą chwilą będzie stawiał akcent przede wszystkim na Ducha i na kontemplację. Mając sporo wolnego czasu i jako tako sprawne ciało oraz umysł, stary człowiek z dnia na dzień może stawać się mądrzejszy - bo myślenie o Bogu przysparza autentycznej mądrości.

- A jeśli ból nie pozwala się w niej ćwiczyć?

- Wówczas trzeba ofiarować swoje cierpienie Bogu, a ta ofiara może okazać się potrzebna dla Kościoła. Dzięki bólowi i świadomemu uczestnictwu w cierpieniu Ukrzyżowanego nasza starość cierpiąca nabiera wartości większej od jakichkolwiek ludzkich czynów. Cała sztuka polega na tym, byśmy umieli ofiarować Bogu indywidualne cierpienie.

Sztuka arcytrudna, przyznaję, jak więc tego dokonać? Tu widzę zadanie dla duchownych, bo naszym obowiązkiem jest przekonanie wiernych o uroku uczestniczenia w ofierze Chrystusa. Urok ten znają nie tylko duchowni. Poznałem kiedyś wolontariuszy pracujących w hospicjum - wielu z nich rozumie, czym jest ofiara oraz współuczestnictwo w cierpieniach Zbawiciela, a niejeden ze skazanych na śmierć w hospicjum stoicko oczekuje tego, co nieuniknione. Nie mam jednak złudzeń: pokorne pogodzenie się ze śmiercią jest arcytrudne, wymaga silnej wiary oraz łaski Chrystusa, aby Jego męka mogła zafascynować człowieka cierpiącego.

Swoje cierpienie składa Bogu w ofierze tysiące ludzi - o jednych jest głośno, o innych nie. Marta Robin, świecka mistyczka, cierpiała potwornie, była sparaliżowana. Mając 20 lat poświęciła się całkowicie Bogu, mówiąc: “Panie mój, poprosiłeś o wszystko swoją małą służebnicę, weź więc i przyjmij wszystko". W końcu straciła nawet wzrok - ofiarowując Bogu oczy za pokonaną przez Hitlera Francję. Od czasu, gdy w wieku 28 lat otrzymała stygmaty, co piątek przeżywała Mękę Pańską. Cierpiała, ale nie straciła sił, by wspierać tysiące ludzi, którzy szukali u niej rady duchowej. Marta Robin to postać sławna, a kto zliczy wszystkie anonimowe ofiary składane Bogu? Wie o nich tylko On, ale czasami dowiadujemy się i my. Kiedy byłem duszpasterzem, pewna kobieta opowiadała mi o pożyciu z mężem alkoholikiem, a było to piekło na ziemi. “Niechże pani go zostawi - powiadam - bo Kościół przewiduje w takich przypadkach separację!". Na co ona: “ale ja mu ślubowałam...". Z wrażenia poczułem ciarki na ciele: mąż bił ją i katował psychicznie, a ona za wszelką cenę chciała pozostać wierna ślubowaniu. Mówiła to głosem cichym, którego nie zapomniałem, bo nie puszcza się w niepamięć głosu świętych.

- Ale przecież nie zostaliśmy stworzeni do cierpienia! I czy urok cierpienia, który Ojciec zachwala, nie wiedzie człowieka do pychy?

- W cierpieniu jako takim nie ma uroku, jest on natomiast w ofierze składanej w imię miłości. Bóg nie chce, by człowiek fascynował się cierpieniem. Kiedy więc przyjęcie współcierpienia z Chrystusem i bliźnim staje się aktem miłości? Jeśli współcierpimy dobrowolnie. Weźmy św. ojca Jana Beyzyma, który poświęcił się trędowatym z Madagaskaru. Chorzy byli dla niego ludźmi całkowicie obcymi, a zarazem niesłychanie bliskimi, bo ujrzał w nich Chrystusa. Nie mogąc cierpieć z Ukrzyżowanym w sensie historycznym, cierpiał wraz z Nim w człowieku współczesnym - oto czyste chrześcijaństwo.

- Jak przekonać ateistę, że powinien swoje cierpienie ofiarować Bogu, w którego nie wierzy?

- Próbując go nawrócić. Nawrócenia na łożu śmierci nie są rzadkością, co poświadczy niejeden kapelan szpitala czy hospicjum. Ale kapelan powinien mieć silną wiarę i wyrastać ponad struktury hierarchiczne Kościoła - musi sięgnąć do samego Boga, modląc się, żeby Stwórca natchnął go siłą i mądrością, by znalazł słowa, które umierającemu ateiście pozwolą odnaleźć sens w cierpieniu. Przed laty przyszedł do mnie pewien mężczyzna. “Żona umiera na raka" - powiada. Co mu odpowiedzieć? Żeby się uspokoił, że może nie będzie tak źle, że lekarze dokonają cudu? W takiej sytuacji żadne pocieszenie nie ma sensu. “Niech pan sobie uświadomi - mówię - że Duch Święty jest pocieszycielem". Tylko tyle. “Żaden ksiądz mi tego wcześniej nie powiedział" - on na to. Wyszedł pocieszony - nie przeze mnie, bo czułem bezradność w obliczu jego tragedii. My, księża, zbyt słabo ufamy, że przemawia przez nas Pan Bóg, blokują nas własne pojęcia (czasami nawet mądre), nie chcemy wyjść ku tajemnicy Boga, który działa jak chce i kiedy chce, nawet przeze mnie.

- Jak wiara pomaga Ojcu przezwyciężyć starość?

- Niedawno młody student spytał, jak się czuję. “Dogorywam stopniowo" - ja na to, bo denerwują mnie takie pytania. Podobno ojciec Jacek Woroniecki zwykł w takiej sytuacji odpowiadać: “Dziękuję, lepiej niż mi się należy". Ale serio: nie odczuwam zbyt silnie ograniczeń starości. Inni, nawet znacznie młodsi, cierpią bez chwili ulgi, choćby chorzy na raka. Wierzę, że jeśli modlą się głęboko, Bóg ukaże im urok uczestnictwa w cierpieniu Jego Syna. Pan Bóg jest niepojętą fascynacją; możemy podziwiać Jego nieskończoną dobroć czy piękno, lecz nasza fascynacja może się przesunąć we współcierpienie z Ukrzyżowanym, przy czym nie mam na myśli zwyczajnego cierpiętnictwa, lecz właśnie współ-cierpienie. Cierpiętnictwo bywa karykaturalne, jeśli ozdabiamy się nim niczym weterani medalami. Stanowi fałsz w oczach Boga, który jest prawdą, a wszelki fałsz oddala nas od Niego.

- Ojciec kluczy z odpowiedzią na pytanie o starość. Opowiada Ojciec, że przeżywa ją radośnie, ale...

- Nie, nie powiedziałem, że przeżywam ją radośnie, choć w jakimś sensie z pewnością tak jest, bo myślę, że starość bywa przyjemna. Niekiedy nawet przyjemniejsza od młodości. Wolę starość i - o zgrozo! - bezczynność, ale wypełnioną kontemplacją; przedkładam ją nawet nad aktywność, jaką okazywałem w czynnym okresie duszpasterstwa.

W starości irytuje mnie natomiast zwracanie się ku przeszłości, rozpamiętywanie starych dziejów. W każdym wieku trzeba żyć teraźniejszością i przyszłością.

  • Zostaw umarłych

- Każdy chciałby być wiecznie młody i wychylony ku przyszłości, ale z czasem coraz mniej w nas woli, by oczekiwać jutra, skoro dzień dzisiejszy wydaje nam się cierpieniem ponad miarę.

- Więc powiem prawdę jak na spowiedzi: niekiedy irytuję się, że powłóczę nogami, czasami wkurza mnie aparacik w uchu, ale starość nie powaliła mnie jeszcze całkowicie. Powtarzam: nawet staruszek powinien spoglądać przede wszystkim w przyszłość! Bo co w nas wyprzedza teraźniejszość? Jedynie Duch. Materia pozostawiona sama sobie bądź przewaga życia fizycznego nad duchowym zmusza nas do pogodzenia się ze świadomością, że jesteśmy starzy i niedołężni. Jeśli natomiast człowiek żyje bardziej sprawami ducha niż ciała, to im bliższa śmierć, tym bardziej Duch się wyzwala spod więzów ciała, aż w końcu wyrwie się całkiem. Żyjąc Duchem, z każdą sekundą jesteśmy gdzieś dalej, więc wbrew naturze starość może okazać się niesłychanie dynamiczna, ponieważ duch nasz zbliża się do pełni życia i powinniśmy się z tego świadomie radować. “Gdzież jest, o śmierci, twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój oścień?" (1 Kor 15, 54-55) - jak czytamy w Piśmie. Gdzie, jeśli Życie pokonało śmierć?

Może powiem zdanie nie całkiem poprawne teologicznie, lecz Duch nie może siedzieć w miejscu, bo sam w sobie jest dynamizmem i nieustannym pędem zwróconym ku przyszłości. Duch wieje, kędy chce. Jeśli Go zabraknie, materia - że tak powiem - siedzi, a jeśli pojawi się w niej Duch, pociąga On za sobą świadomość. Człowiek nie musi czuć się przegrany, niedołężny. Być może i fizycznie takim jest, lecz duchowo nie został pokonany, wiedząc, że coś wyrywa się w nim ku przyszłości.

Powołanie zakonne i kapłańskie wzmacniają świadomość, że u kresu życia oczekuje nas coś niebywałego. Kapłan, odprawiając codziennie Mszę świętą, podczas Przemienienia doświadcza jej ponadczasowości. Jeśli duchowny żyje chwilą, nie zaś czasem, pozostanie na zawsze młody. Żyję czasem, mam lat 92 i jestem starcem, lecz byłem nim i wtedy, gdy miałem lat 40, bo wówczas także żyłem tylko czasem. Lecz jeśli zawsze żyję chwilą - mówiąc: “Oto jest ciało moje, które wam daję" - skaczę w wieczność, każdego dnia jestem ponad czasem i mogę siedzieć w celi, czując, że ciągle dążę do przodu.

- Ale wokół mnie coraz bardziej pusto, bo wszyscy bliscy już odeszli. Nie sprawia to Ojcu bólu?

- To naturalna kolej rzeczy, którą rekompensuję przyjaźnią wychowanków. Gdyby zabrakło mi kontaktów z dawnymi podopiecznymi z duszpasterstwa, gdybym nie należał do wspólnoty zakonnej, w której dominują młodzi ojcowie, z pewnością boleśnie odczuwałbym pustkę wokół siebie. Na szczęście wokół mnie panuje żywioł młodości, czasem nawet hałaśliwy - to wielka pociecha, bo nie wszyscy ludzie w moim wieku otoczeni są młodzieżą. Radziłbym każdemu, kto czuje ciężar przeżytych lat i komu doskwiera samotność, by jako chrześcijanin kontemplował i poszukiwał wiecznego teraz. Teraz i do przodu! Bo wszelka nostalgia jest zabójcza. Przeszłości nie wolno wymazać z pamięci, trzeba wyciągać z niej wnioski, lecz nie warto nostalgicznie trwać w łzawych zlepkach faktów.

Moja Matka zmarła w roku 1986, mając 96 lat. Nie byłem przy jej śmierci, nawet na jej pogrzebie, bo zmarła w Szwecji. Prawdę mówiąc, nie przepadam za pogrzebami, co bowiem daje uczestniczenie w nich? Dożyła słusznego wieku i jej śmierć przyjąłem jako rzecz naturalną. Poza tym, zastanówmy się, jaka jest tajemnica Kościoła i po co Kościół został ustanowiony? Został ustanowiony w imię życia, Kościół przekazuje życie, zatem żaden członek tej wspólnoty nie umiera. Ciągle odczuwam obecność Mamy - nie w sensie spirytystycznym, ten bowiem jest nam zakazany. Ona nadal żyje, jest. Inaczej wprawdzie, lecz jest! To właśnie wiara w życie i my, kapłani, zbyt słabo głosimy, że Kościół istnieje po to, by ludzie żyli. W Ewangelii św. Łukasza czytamy: “Do innego powiada: »Pójdź za mną«. Ten zaś odpowiedział: »Panie, pozwól mi najpierw pójść pogrzebać mojego ojca«. Odparł mu: »Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże«" (Łk 9, 59-60).

- Czy śmierci można oczekiwać z radosną ciekawością?

- Podejrzewam, że nawet człowiek bezgranicznie ufający Bogu zawsze będzie czuł nieco lęku. Istnieją stany mistyczne, które opisuje św. Jan od Krzyża w “Żywym płomieniu miłości", kiedy uwalniamy się od tego lęku, a śmierć jawi się nam jako silne zderzenie miłości, wyzwalającej z więzów ciała. Szok miłości Bożej wyzwala nas z więzów ciała, zasłona życia jest tak cienka - powiada mistyk - że pęka pod wpływem uderzenia miłości. Myślę, że nie tylko mistyk może się nie lękać śmierci, także zwykły człowiek okazuje się nieulękły, pod warunkiem że ożywia go miłość do Boga. Ale nie każdy ma tak wielką wiarę i miłość, by się nie bać, nie zauważyć rozłączenia ciała od duszy - zresztą dla każdego z nas to rozłączenie musi być bolesne. Z pewnością wielka miłość do Boga pozwala łatwiej przekroczyć granicę między życiem ziemskim i wiecznym, w momencie agonii możemy być już gdzie indziej, ujrzeć nieśmiertelność, a wtedy nasz lęk na pewno będzie słabszy. Kapelani szpitalni często opowiadają, że ludzie umierają z uśmiechem na twarzy.

- Powtarza Ojciec, że Duch się wyrywa, pragnie się uwolnić od więzów ciała, ale przecież chrześcijaństwo głosi zmartwychwstanie.

- Ale wstępem do niego jest śmierć. Jaki będę w chwili pożegnania ze światem, taki też będę w dniu zmartwychwstania. Mogę zmartwychwstać do życia lub do śmierci, jak uczy Ewangelia. Powtarzam: jeśli starość nas dopadnie i przykuje do fotela, nie znaczy to wcale, że musimy pogodzić się z tym, że jesteśmy jedynie tam, gdzie jest nasze ciało.

Moim zdaniem ze śmierci czynimy zbyt wielkie i sensacyjne wydarzenie. Bóg nie jest skąpcem, wręcz przeciwnie: jest szczodry i każdego może obdarować śmiałością wobec śmierci. Pan każdemu z nas daje tyle, ile zdołamy w sobie pomieścić - w świętym zmieści się wiele darów Bożych, w człowieku dalekim od świętości zmieści się ich nieco mniej, ale każdy z nas został obdarowany.

- Dlaczego nie każdy otrzymał tyle samo, a niektórzy - zdaje się - jakby nic nie otrzymali? Dlaczego Bóg nie stworzył nas tak pojemnymi, abyśmy pomieścili w sobie tyle, aby każdy był jak święty?

To tajemnica powołania. Stasia Kowalskiego nie zadowala jednak, że to tajemnica i kropka. Staś chce wiedzieć, i ma do tego prawo. Słuchaj zatem, Stasiu: jeśli chcesz być święty, staraj się o to usilnie. Narzekasz, że jesteś mało pojemny, proś w pokorze i z ufnością, by się powiększyła twoja pojemność duchowa: “Panie Boże, ciasny jestem niebywale, mało się we mnie mieści Ciebie, otwórz mnie, aby się we mnie mieściło Ciebie więcej!". Bóg wysłucha tej modlitwy i Staś się otworzy, a w tym otwarciu na Boga nie będzie żadnego przymusu, bo Staś nie jest puszką sardynek. Wiem, co mówię, bo kiedy przed sześćdziesięciu laty miałem wizję Chrystusa, poraził mnie On swoim przerażającym, wręcz nadludzkim urokiem, porwał mnie za sobą, wcale przy tym nie gwałcąc mojej natury, nie ograniczając mojej wolności. Co ciekawe, nie uległem od razu powołaniu, nawet wzbraniałem się przed nim, i Bóg nie ponowił swojej woli. Nie wtargnął drugi raz w moje życie, grzmiąc: “Słuchaj, Badeni, co ty wyprawiasz, chyba jasno powiedziałem, o co mi chodzi?!". Raz mnie powołał i koniec. Może i dobrze, że ujrzałem Go tylko raz? Gdyby objawiał się częściej, może nie dałbym rady? Bóg nas nie zmusza do niczego, lecz swoim urokiem potrafi złamać naszą wolną wolę - przyczyna pierwsza działa urokiem i fascynacją, może nawet częściej, niż nam się zdaje. Kto wie, czy w niejednym przypadku nawrócenie na łożu śmierci nie rodzi się z nagłego odczucia Jego uroku?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2004