Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Utworów jest 11: 7 mazurków, 2 ballady i 2 polonezy. Początek bardzo spokojny (“Mazurki" op. 59), z ducha “chopinowski" i neutralny. Choć gdzieś w połowie pierwszego numeru zaczynamy czuć, że może decydujące będzie tu tempo rubato... Jeszcze mocniej widać to w “Mazurku fis-moll" (nr 3): tok co chwila zostaje zachwiany, jakby taniec nie mógł się do końca spełnić. Dalej pięknie dzieje się zwłaszcza podczas “Mazurka f-moll" (op. 63 nr 2): Anderszewski, chyba jak żaden inny pianista, potrafi stąpać miękko po klawiaturze, jak kot, i mruczeć. Tak bezgłośnie niemal i tak przyjemnie.
“Chopin, obok Mozarta, jest największy" - mówił na koniec sesji nagraniowej. “Chopin musi być grany jak Mozart, i vice versa" - powiedział kiedyś wielki wiolonczelista, Pablo Casals. Ale zupełnie inną, nową perspektywę pokazują choćby “Ballady" (szczególnie B-dur nr 3). Jeśli Anderszewski przyglądał się Chopinowi przez pryzmat Mozarta, to musiał też dojrzewać do niego przez Bacha. Nieraz wydaje się, jakby rozkładał Chopina na części, szukał kontrapunktycznych ścieżek i podziemnych struktur; rozbijał harmoniczny i pionowy tok myślenia na poziome układy. Przypominam sobie, że Jarosław Iwaszkiewicz wśród swoich kilku szkiców-książek o muzyce dwie poświęcił właśnie Bachowi i Chopinowi...
Zjawiskowo i genialnie zagrane zostają oba “Polonezy" (nr 5 fis-moll oraz nr 6 B-dur). Chopin staje się tu brutalny, drapieżny, rozsadzony od środka (szczególnie w kodach i nie tylko “polonezowych"). Anderszewski zagląda bardzo głęboko, walczy, wgryza się, zawiesza tok, przyspiesza, drapie. I znów, jak przy wszystkich poprzednich płytach-składankach, tworzy układ o czytelnej narracji i wyraźnej dramaturgii, którego kulminacją są właśnie oba “Polonezy" - niemal traktaty o polskości, poszarpane, zadziorne, zagrane z całą bezwzględnością i konsekwencją rubato.
Cudowną kodę-wytchnienie stanowi “Mazurek f-moll" (op. 68 nr 4), ostatni w ogóle utwór napisany przez Chopina. Anderszewski gra go właśnie z tą świadomością, choć jednocześnie z tych dźwięków bije przedziwne światło, miękkość wiecznego snu, który nigdy się nie skończy, którego nie trzeba się bać... Który jest jak poranek.