Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na domiar złego 11 grudnia, dwa i pół roku po zamachu w Nicei, znów uderzyli terroryści. 29-letni Cherif Chekatt, urodzony w Strasburgu i znany wcześniej policji, zabił na jarmarku bożonarodzeniowym w swoim mieście 3 osoby, a 13 zranił (w chwili zamykania tego numeru „Tygodnika” kilka z nich było w stanie krytycznym). Sprawcę zastrzeliła policja.
W obliczu terroryzmu prezydent Macron wzywa Francuzów, żeby przerwali manifestacje przeciw podwyżce podatków paliwowych. Na próżno. Nie pomogły obietnice, jakie złożył w wystąpieniu telewizyjnym 10 grudnia. Zapowiedział m.in., że płaca minimalna od przyszłego roku wzrośnie o dodatkowe sto euro miesięcznie (z obecnych 1188 euro netto). W istocie jednak – prostuje dziennik „Le Monde” – płace wzrosną, ale mniej, niż mówi prezydent. Od tych stu euro trzeba odjąć kwotę już wcześniej wpisanej w budżet rewaloryzacji płac, o czym szef państwa nie wspomniał.
„Macron do dymisji!” – woła radykalne skrzydło „żółtych kamizelek”. Zagrzewa je opozycja. Kto skorzysta z zamętu? Zapewne formacje skrajne. Nie tylko nacjonaliści Marine Le Pen, ale i radykalnie lewicowa La France Insoumise. Dzieli ich prawie wszystko z wyjątkiem jednego – pochwały rządów silnej ręki. ©
Czytaj także: Szymon Łucyk: Bunt żółtych kamizelek