Fantastyka inaczej

Sporo ciekawego dzieje się w fantastycznych książkach. Bliskiego, bo przemyconego za pomocą środków niedostępnych realizmowi.

06.10.2009

Czyta się kilka minut

Co jakiś czas krytycy próbowali uporać się z nurtem fantastycznym w polskiej literaturze. Rozprawić się z tym nabrzmiewającym marginesem, który podkrada nie tylko uwagę czytelników przypisywanych głównemu nurtowi, ale i narzędzia do opisu zastanego świata.

"Fantastyka" w dyskusjach uczelnianych, krytycznoliterackich przypominała raczej słowo wytrych do świata, któremu obcość została nadana. Bo co w niej obcego? Słowo "fantastyka" znaczyło: inność, niedojrzałość, brak powagi. Tchnie od słowa "fantastyka" czymś "innym". Czyli - czym?

Co takiego hasa po terenie naznaczonym mianem "fantastyki", że książki naznaczone piętnem "fantastycznych" spychane były do działu "varia" oraz "lektury wstydliwe"? No, nie licząc książek Stanisława Lema. Lem to był Lem, jakość sama w sobie, ponad ograniczeniami (dziś w podobny sposób funkcjonuje Jacek Dukaj, ale na tym kończą się podobieństwa między twórcami). Kryminały - owszem, mogły znaleźć się na liście lektur. Czytanie kryminałów (i wyznawanie skłonności do takiego upodobania) przez głównonurtowych literaturoznawców traktowane bywało jak szczypta frywolności dodająca smaku życiu intelektualnemu. Romanse też mają swoją tradycję. Ale fantastyka? A nie daj Bóg wyznać jeszcze słabość do powieści graficznej (popularnie zwanej "komiksem"). No nie... Tego już zbyt wiele.

***

Granica między "fantastyczną" a "realistyczną" częścią literatury jest płynna, więc fantastykę omapować trudno. Jest niewyraźna, niezrozumiała, zamykana w getcie. Literatura niska, dla czytelników łaknących nie tyle wzruszeń głębokich, co szybkiego rozładowania napięcia emocjonalnego. Jest taka klisza myślowa, która na hasło "fantastyka" wyciąga z zestawu wyobrażeń smoka, wiedźmę, maga, wojownika lub szalonego naukowca i wymykającą się spod kontroli rakietę (możliwie najgrubiej dzieląc "fantastykę" na podhasła: fantasy i science fiction). Nic poważnego i nic ważnego, szkoda czasu. Krytyka macha ręką z niecierpliwością, bo przecież są ważniejsze sprawy.

Krytyka może machać bez wyrzutów sumienia, ponieważ brak jej narzędzi, którymi mogłaby teksty "fantastyczne" poddać analizie. Zasłona niezrozumiałości używana jest dowolnie. A szkoda. Sporo ciekawego - już nie tyle "fantastycznego", co wyjątkowo "bliskiego" - dzieje się w tych fantastycznych książkach. Bliskiego, bo przemyconego za pomocą środków niedostępnych realizmowi.

Jacek Dukaj był długo identyfikowany ze środowiskiem literatury fantastycznej, lecz nagle zaczął płynne granice środowiska omijać. Cichną głosy wyrażające obawę, że Dukaj jakiejś nagrody nie dostanie, bo to fantasta. Dukaj nagrody dostaje, jakby z jego książek zdarte zostały banderole fantastyczności. Pytanie o to, w jaki sposób owe oznaczenia (i zarazem: ograniczenia) funkcjonują, podejmuje problem mechanizmu grupowania tekstów. Nie jest on ani niewinny, ani oczywisty.

Kilka lat temu Jacek Dukaj zamieścił w "Dekadzie Literackiej" (2002, nr 1-2) artykuł zatytułowany "SF po Lemie". Pisarz stawia w nim pytanie o to, jak właściwie wygląda polska fantastyka, podkreślając przy tym jednostronność odbioru i olbrzymiej różnorodności w obrębie tego nurtu. Dukaj pisze:

"Przeciętnemu czytelnikowi na hasło »polska fantastyka« przychodzi na myśl Stanisław Lem, poza nim Andrzej Sapkowski i, być może, Janusz A. Zajdel. Czytelnik bardziej zorientowany skojarzy zapewne nazwiska Rafała Ziemkiewicza czy Marka Oramusa; i to wszystko. Pada więc pytanie: jak właściwie wygląda ta fantastyka? I tu zaczynają się problemy, ponieważ mamy do czynienia z tworem tak amorficznym i niejednorodnym, że wszystkie uogólnienia będą ułomne, a nazwiska niezbyt reprezentatywne".

Dukaj przypomina, że to pisarze wiązani z fantastyką wykazywali najmniej zachowawczości i najwięcej odwagi w opisywaniu nowej rzeczywistości. To "fantaści" potrafili ominąć kompleksy towarzyszące tak zwanej literaturze głównego nurtu i stawiać czoło - o dziwo - problemom nowej, potransformacyjnej rzeczywistości. Czynili to nad wyraz trafnie, wnikliwie, z odwagą stawiali czoło temu, od czego twarze odwracali pisarze "niefantastyczni". Nie ma to zjawisko charakteru nadprzyrodzonego.

Dukaj w "SF po Lemie" przypomniał nazwiska pisarzy związanych z SF socjologiczną. W latach 70. i 80. alegoryzacja, którą przejawiały utwory tego nurtu, pozwalała ominąć kłopoty z cenzurą. Dukaj przypomina, że "podmiana" nazw własnych sprawiała, że na bok odkładano wiedzę o tym, czego naprawdę dany utwór dotyczy. Odlot na obcą planetę, zabieg uniezwyklenia pozwalały udawać, że to rodzaj baśni dla dorosłych; baśni, która wcale nie trafia w najdotkliwsze, najboleśniejsze miejsca "tu i teraz". Powykrzywiany w udziwnionym słowniku PRL został wyjątkowo trafnie przez pisarzy takich jak Janusz A. Zajdel (najwybitniejszy przedstawiciel tego, socjologicznego, nurtu) sportretowany. Pisze Dukaj:

"Ta wymuszona-niewymuszona alegoryczność dawała autorom swobodę wyjaskrawiania, ekstrapolacji i projekcji nie do pomyślenia w prozie realistycznej. Możliwe (konieczne!) były fantastyczne obrazy »PRL-u do kwadratu«, »PRL-u za sto lat«, »PRL-u zwycięskiego«, »PRL-u w ostatecznej degeneracji« etc. Człowiek najbardziej jest do siebie podobny nie na fotografii, lecz w umiejętnej karykaturze".

Annie Brzezińskiej udało się wytworzyć świat, w którym kultura popularna łączy się z kulturą wysoką. Miały na to wpływ doświadczenia związane z pracami badawczymi nad kulturą dworską czasu Jagiellonów. Nurt plebejski przenikał do wszystkich warstw społecznych - elementy magiczne silnie oddziaływały na elitę tamtych czasów. Próby "realistycznego" rozumienia tamtych czasów, czyli negowanie wartości zjawisk nadprzyrodzonych, muszą zakończyć się klęską, mówieniem czy pisaniem "obok". Pisanie realistyczne jest raczej tworzeniem nowej rzeczywistości niż próbą rozłupania (z zamiarem zrozumienia, czyli wypowiedzenia) tej, która już jest. Nie jest też zwolenniczką podziału na "fantastykę" i "nie-". W rozmowie z Agatą Czarnacką ("W fantastyce można pozwolić sobie na więcej", "Lampa" 2007, nr 11) mówi:

"Nie chciałabym odwoływać się do tego utartego podziału na literaturę fantastyczną i niefantastyczną, bo wydaje mi się, że w dużym stopniu te podziały zależą od tego, w jakim wydawnictwie się wydaje".

Prowadzone przez nią wydawnictwo Runa jest rodzajem wolnej trybuny; oficyną, która wypuszcza w świat książki gmerające w zasobach wiedzy o świecie. I w samym języku. Bo to język - ten przedromantyczny - wydaje się być dla Brzezińskiej źródłem wiedzy o nagromadzonym, choć niewypisanym do tej pory doświadczeniu.

Tak, w fantastyce można sobie pozwolić na więcej. Ale to "więcej" odnosi się do opisu granic zastanej rzeczywistości. Przelewa się w niej to, co niesamowite, miesza z tym, co swojskie. Okazuje się po raz kolejny, że to pierwsze jest odmianą tego drugiego. Brzezińska zdaje się pokazywać, jak cenne mogą być próby scalenia realizmu i fantastyki. Scalenia lub poddania się możliwemu rozmyciu kategorii, dopuszczenia do świadomości istnienia tego, co niewiarygodne. Rzecz nie tyle w estetyzacji, ornamentach i dekoracjach, ile w pozyskaniu miejsc poszerzających możliwości poznawcze i opisowe, w nowych środkach wyrazu. Tak, by już nie trzeba było mówić, że "w fantastyce można pozwolić sobie na więcej", ale by można sobie pozwolić bez wyznaczania granicy nierealności.

Łukasz Orbitowski w zestawie przypowieści "Prezes i Kreska. Jak koty tłumaczą sobie świat" zastosował niby-baśniową konwencję, która pozwoliła mu wskazać na "drzwiczki narracyjne" do milczącego świata, który jest tuż pod bokiem. Jest, a jakby go nie było, bo milczy i tylko czasem się przejawia. Orbitowski w tej niby marginalnej dla swojej twórczości książce rozpisuje możliwość tłumaczenia obcych światów - pozamykanych w kapsułach osobnych "ja". Daje lekcje opowiadania "inności" i wiązania językiem opowieści, czyli światów.

***

Wśród uczestników debaty zabraknie Aleksandra Kościowa (rocznik 1974), autora książek "Świat nura" i "Przeproś. Przewodnik gracza". Ten kompozytor i muzykolog jest jednym z najciekawszych współczesnych polskich pisarzy. To rozmowa o jego książkach wywołała pomysł na dyskusję o "nowym realizmie". Jego utworami zawiaduje "zasada komunikatywności". Kościów zderza ją z niebezpieczeństwem zagubienia się w zmaterializowanym fantazmacie. Pisarz wykorzystuje warsztat kompozytora utworów muzycznych, choć niewiele między utworem muzycznym a tekstowym podobieństw. Ten pierwszy co prawda zawiera "akcję muzyczną", "plan napięć muzycznych", ale przekaz utworu muzycznego jest przekazem emocjonalnym, nie semantycznym. Kościów jest pisarzem wyjątkowo dbającym o gramatykę tekstu. Pozornie oderwana od rzeczywistości fabuła "Świata nura" składa się z tak poukładanych i zorganizowanych klocków, by odbijały świat, w którym podmiot wypowiadający się jest zanurzony.

Wycieczki w światy alternatywne nie są jednak ucieczkami. Przeciwnie - ściąga w ten sposób Kościów na ziemię nie tylko swoich bohaterów (którzy jak w "Świecie nura" odbywają lot szamański lub jak w "Przeproś" giną w wirtualnym, wygenerowanym przez grę komputerową świecie), ale i czytelnika. Kunsztownie poskładane opowieści Kościowa napominają pogubionych w zmyśleniach, wskazują na materię.

Kościów przez dbałość o gramatykę swoich skomplikowanych, nasyconych znaczeniami utworach (o tekstach także - w "Świecie nura" puchnie i rozrasta się Księga) wskazuje na konieczność dbania o gramatykę relacyjności. Fantastyka to nie zbiór ekspresji, które odbić się mają od szklanej szyby, ściany, za którą uwięziony jest niezrozumiały, pojedynczy podmiot. Kładzie akcent na konieczność tłumaczenia inności.

W "Przeproś" Kościów pisze o odpowiedzialności za wysyłany w świat komunikat. Pusta koperta krótkiej wiadomości tekstowej wysłana przez Zuzannę jest pustym znakiem. "Zrób coś", "pomóż mi" - wiadomość jest pusta, ale niesie znaczenie emocjonalne. Tylko - co i jak zrobić, by pomóc, tego już nie wiadomo. Odpowiedzialność została przerzucona na tego, kto taką emocjonalną, asemantyczną wiadomość otrzymał. Nie może on pozostać obojętnym, ale też i nie wie, co ma zrobić. Błażej, bohater, który otrzymał taką "pustą kopertę", buduje opowieść o zagrożeniu i możliwej pomocy, choć nie jest już w stanie skonfrontować jej z pragnieniem nadawczyni. Ma tylko swoje zmyślenie, nic poza nim.

Kościów rozbija to złudzenie pozornej bliskości, w którym żyjemy. Ta łatwość nawiązywania kontaktów, którą daje nam telefon komórkowy czy poczta elektroniczna, jednak oddala. Za dużo miejsca zostaje na domysł, za dużo miejsca na wyobraźnię. Obcujemy ze zmaterializowanymi fantazmatami - pragnieniami miłości i obecności. Zrzucamy odpowiedzialność za rzucane w świat słowa; słowa, którymi zbroją się mury niezrozumienia między osamotnionymi jednostkami.

Ogrom spraw, na które nie można mieć wpływu, to morze niezapowiedzianych, niespodziewanych i niewyliczalnych zdarzeń - cóż, należy to zaakceptować. Ale konfrontacja z własnymi oczekiwaniami, pragnieniami jest konieczna. Podmiot ma obowiązek rozpoznawania "dziwnych" komunikatów, które generuje. Możliwe uporządkowanie, dojście do możliwego ładu z samym sobą to szansa na nawiązanie relacji. To szansa na sformułowanie komunikatu, to szansa na uzyskanie odpowiedzi i przetłumaczenie jej na język prywatny.

"Dziwność", "inność" Kościowa jest demonstracją siły jednostkowości i nawoływaniem do rzeczy, które są. Zmyślanie - języka, świata, osób - może stanowić znakomitą rozrywkę; znakomitą, ale i niebezpieczną. By nie zamknąć się na tych, których pragniemy tak mocno, należy wzbudzić w sobie poczucie odpowiedzialności za komunikat - zdaje się mówić Kościów. To "wytrącenie z naturalności" (taka jest definicja fantastyki Kościowa) ma służyć przypomnieniu nieoczywistości tego, co robimy, co jest i czym się posługujemy. "Nienaturalność" fantastycznego świata zmusza do zaktywizowania i konfrontacji słowników. "Puste wiadomości - jak mawia Kościów - zdarzają się naprawdę rzadko".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Conrad 02 (41/2009)