Efekt Synodu

Ostre dyskusje biskupów zainteresowały cały świat. Pierwszy raz tak szerokie kręgi katolików zaproszono do współmyślenia o problemach Kościoła. Czy tę energię uda się wykorzystać?

02.11.2015

Czyta się kilka minut

Podczas Synodu o rodzinie, Watykan, 9 października 2015 r. / Fot. Alessandra Tarantino / AP / EAST NEWS
Podczas Synodu o rodzinie, Watykan, 9 października 2015 r. / Fot. Alessandra Tarantino / AP / EAST NEWS

Franciszek opublikuje posynodalną adhortację niezwłocznie, aby nie zaprzepaścić efektu Synodu – zapowiedział generał jezuitów o. Adolfo Nicolas, który zasiadał w komitecie redagującym dokument końcowy zgromadzenia biskupów. Gdyby adhortacja nie pojawiła się do lata przyszłego roku, ludzie wróciliby do punktu wyjścia i proces synodalny trzeba byłoby rozpocząć od nowa – uważa przełożony jezuitów. Jego słowa potwierdził kard. Pietro Parolin, stwierdzając, że papież może ogłosić adhortację na temat małżeństwa i rodziny „w stosunkowo niedługim czasie”. Watykański sekretarz stanu – jeden z najbliższych współpracowników Franciszka – powtórzył też ten sam argument: dokument powinien zostać ogłoszony możliwie szybko, gdyż w przeciwnym razie może „trochę stracić ze swojej siły”.

Papież najwyraźniej powiedział współpracownikom, że z przygotowaniem podsumowania Synodu nie będzie zwlekać. Czy jednak rozstrzygnie dylematy pozostawione mu przez biskupów, dotyczące najbardziej palących spraw: komunii dla osób żyjących w związkach po rozwodzie, zmiany podejścia do antykoncepcji, dostrzeżenia wartości w związkach niesakramentalnych? Niezależnie od spekulacji na temat posynodalnej adhortacji, warto jednak zapytać, jak nie zmarnować energii wyzwolonej przez Synod.

Jednym z tematów mocno obecnych na Synodzie – także na wyraźne życzenie papieża – było „nawrócenie języka”, którym Kościół się posługuje, mówiąc o rodzinie. Taki postulat pojawił się już w relacji końcowej ubiegłorocznego Synodu, a jeszcze wcześniej wyraźnie sformułowano go na V Konferencji Ogólnej Episkopatu Ameryki Łacińskiej i Karaibów w Aparecida w maju 2007 r., której przewodniczył kard. Jorge Bergoglio, ówczesny metropolita Buenos Aires [zobacz ramka na następnej stronie].

O konieczności nawrócenia kościelnego języka przypomniał na początku Synodu relator generalny kard. Péter Erdő. Później ten postulat często się przewijał w wystąpieniach synodalnych. „Nie możemy mówić do ludzi niewierzących żargonem teologiczno-filozoficznym” – mówił abp Zbigniew Stankiewicz z Rygi. Przypominano, że Kościół jest Nauczycielką, która mówi językiem matki. Inni wskazywali, że trzeba powiedzieć „nie” kulturze wykluczenia tych, których małżeństwa się rozpadły. Na jednej z konferencji prasowych w trakcie Synodu abp Marc Benedict Coleridge z Australii ujawnił, że ok. 70 proc. ojców synodalnych opowiada się za „mniej potępiającym” językiem mówienia o homoseksualistach i lesbijkach. Dokument końcowy potwierdza, że „każda osoba, niezależnie od swojej orientacji seksualnej, musi być szanowana w swej godności i przyjęta z szacunkiem” (czym innym jednak jest – zdaniem biskupów – stanowcze odrzucenie małżeństw homoseksualnych).

Nawrócenie języka

Zmiana języka wydaje się dobrym pomysłem na czas oczekiwania adhortacji – język zmienia myślenie, a za zmianą myślenia idzie zmiana postawy. Nie jest chyba też zbyt „energochłonna”. Problem w tym, że Kościół w różnych miejscach na ziemi mówi różnymi językami, czego doświadczyliśmy właśnie na Synodzie. „I – pomijając kwestie dogmatyczne jasno zdefiniowane przez Magisterium Kościoła – widzieliśmy również, że to, co wydaje się normalne dla biskupa jednego kontynentu, jest oceniane jako dziwne, prawie jako skandaliczne – prawie! – przez biskupa z innego kontynentu; (...) to, co dla niektórych jest wolnością sumienia, dla innych jest tylko zamieszaniem” – zauważył papież. Franciszek wyjaśnił to, odwołując się do różnorodności kultur: „W rzeczywistości kultury bardzo różnią się między sobą i każda ogólna zasada – jak powiedziałem, kwestie dogmatyczne, dobrze zdefiniowane przez Magisterium Kościoła – każda ogólna zasada potrzebuje inkulturacji, jeśli ma być zachowana i wprowadzona w życie”.

Dla Franciszka ta różnorodność ma wartość: „Różne opinie, które zostały w sposób wolny wyrażone (...) z pewnością wzbogaciły i ożywiły dialog, ujawniając żywy obraz Kościoła, który nie posługuje się »spreparowanymi formularzami«”. Poza jednym aspektem – owe różne opinie zostały wyrażone „niestety czasami metodami nie całkiem życzliwymi” – jak zauważył papież. „Nawrócenie języka” nie dotyczy zatem jego różnorodności, z czym zmaga się inkulturacja, tylko jego „życzliwości”. „Pierwszym obowiązkiem Kościoła nie jest szafować wyrokami skazującymi czy anatemami, ale głosić miłosierdzie Boga, wzywać do nawrócenia i prowadzić wszystkich ludzi do zbawienia” – podsumował Franciszek w przemówieniu końcowym.

Synod w amazońskiej dżungli

Tak to, co się stało podczas Synodu, postrzegać można z polskiego podwórka. Czy z innych perspektyw, np. z terenu misyjnego, Synod był równie frapującym wydarzeniem?

– Trudno porównywać tutejszą rzeczywistość do sytuacji w Polsce czy też innych krajach europejskich – mówi o. Kasper Kaproń, wieloletni misjonarz w amazońskiej dżungli, obecnie wykładowca Katolickiego Uniwersytetu w Cochabamba w Boliwii. – Ameryka Południowa to ogromny kontynent, gdzie kapłanów jest bardzo mało w stosunku do potrzeb. Do niektórych wiosek zagubionych w buszu kapłan przyjeżdża nie częściej niż 3-4 razy w roku; a są wioski, gdzie kapłan bywa tylko raz w roku.

W takich miejscach np. kwestie moralne kształtują realia życia, a nie dyskusje synodalne.
– To, że religijność wśród mieszkańców tych wiosek nie zanika, samo w sobie już jest cudem – zauważa misjonarz. – Lokalny lider religijny co niedzielę gromadzi społeczność na celebracji Słowa. Jest to osoba oddana, jednakże nie posiada jakiejś głębszej formacji teologicznej. Czasami nawet jest analfabetą: w takich przypadkach przewodzi ona liturgii, a osoba umiejąca czytać przekazuje wspólnocie treść biblijnego orędzia. Gdy przyjeżdża kapłan, prawie wszyscy mieszkańcy przystępują do sakramentu pokuty i pojednania. Brakuje jednak wiedzy katechizmowej, a w konsekwencji świadomości i umiejętności rozeznania grzechów. Należałoby więc zrobić wcześniejszą katechezę, ale czy można w ciągu godziny lub dwóch nauczyć katechizmu? – pyta retorycznie o. Kaproń.

Najbardziej podstawowym etycznym problemem jest status związków małżeńskich. Gdy księdza nie ma przez wiele miesięcy, jest czymś normalnym, że ludzie łączą się w tym czasie w pary.
– Są to związki oparte jedynie na prawie naturalnym – zauważa franciszkanin. – Uroczystość religijnych zaślubin łączy się bowiem w tutejszej kulturze z obowiązkiem zorganizowania uroczystego i wystawnego przyjęcia dla całej wioski, a nie wszystkie pary mogą sobie na to pozwolić. Nie istnieje przy tym świadomość grzechu wynikającego z życia bez kościelnego ślubu. Gdybym stosował się do sztywnej litery prawa, musiałbym prawie wszystkim penitentom odmówić rozgrzeszenia. Zasada moralna mówi jednak, iż brak świadomości grzechu sprawia, że grzech nie został popełniony.

Postulat: najpierw solidna formacja, a potem sakramenty, jest w amazońskiej dżungli mało realny. Tym bardziej że polski misjonarz dostrzega u ludzi „z końca świata” silne pragnienie Eucharystii. – Ludzie wiedzą, że Eucharystia jest czymś bardzo ważnym, i dlatego czekają na msze. Zatem msza, ale przy zastrzeżeniu, że nie wszyscy mają prawo przystąpić do komunii? – zastanawia się. – W praktyce oznaczałoby to, że do komunii przystąpią tylko dzieci. Jaki jednak jest sens celebrowania i jednoczesnego niedopuszczania wiernych do pełnego uczestnictwa w liturgii? Czy lepiej już nie celebrować? Błędne koło!

– Bardzo często, podejmując decyzję, balansuję na granicy tego, co mogę, a czego już nie powinienem – przyznaje o. Kaproń. – Biskupi zdają sobie sprawę z tych wyzwań, dlatego też trudno mówić o jakimś potępieniu związków pozasakramentalnych.

Potwierdza to inny polski misjonarz, o. Jarosław Wysoczański: – Pary niesakramentalne nie są potępiane – żyją bez ślubu i nikt z tego nie robi problemu. Niedawno odwiedziłem jedną z najbiedniejszych wiosek naszej parafii w Pariacoto w Peru. W tej wiosce poza jednym wdowcem nikt nigdy nie przyjął sakramentu małżeństwa. Dlaczego tak się dzieje? Mają specyficzną skalę wartości. Podam przykład: kobieta tuż przed porodem była bardzo chora, a mąż nie zgadzał się, aby zawieźć ją do szpitala. Pielęgniarka zagroziła, że zgłosi go na policję. Wówczas zrozpaczony mężczyzna odpowiedział: „A kto będzie się zajmował moimi krowami?”. Okazuje się, że nieraz krowy są ważniejsze niż zdrowie czy życie żony i dziecka.

To może nas szokować, ale ojciec Wysoczański zastrzega, że trzeba pamiętać, iż dla tych ludzi, żyjących wysoko w górach, zwierzęta stanowią o ich być albo nie być.

Dwa światy

Bezradność wobec szczegółowego aplikowania doktryny w amazońskiej dżungli czy peruwiańskich Andach nie oznacza, że wobec istniejących tutaj wyzwań episkopaty są obojętne. – Problemy takie, jak duża liczba aborcji czy maczyzm stanowią stały temat pasterskiego nauczania – zauważa o. Kaproń. – To, że papież wywodzący się z tego kręgu kulturowego postanowił poświęcić rodzinie synod, związane jest z doświadczeniami tego regionu. Tyle tylko, że dwa światy się rozminęły.

Polski zakonnik ocenia surowo: – Problemy Europy wynikają z dobrobytu i z nudy, a tutejsze wynikają z biedy. Bieda prowadzi do licznych aborcji, do emigracji i w konsekwencji do dezintegracji rodzin. Dzieci, pozostawione bez opieki rodziców, wpadają w sidła narkotyków, rodzi się prostytucja nieletnich; pozbawione ciepła rodzinnego szybko szukają kogoś, kto by dał tego namiastkę. Stąd bardzo wczesna inicjacja seksualna.

Dla o. Kapronia postulowany przez Synod bardziej „miłosierny” język jest czymś oczywistym. – Nie sztuka potępiać aborcję i wczesną inicjację seksualną, gdy stworzy się warunki, żeby rodzina mogła normalnie istnieć, rozwijać się z zapewnionym koniecznym minimum.

– Problemy takie jak komunia dla osób rozwiedzionych czy też związki homoseksualne nie stanowią w Boliwii problemu. Europa, stawiając te kwestie, nie zdaje sobie sprawy, jaka tutaj rozgrywa się walka o rodzinę – konkluduje zakonnik.

Problem języka, jakim Kościół mówi np. o homoseksualistach, jest jednak dotkliwy tam, gdzie za homoseksualizm zamyka się w więzieniach. Np. w krajach afrykańskich.

Nie słyszałem, aby Kościół hierarchiczny wstawiał się za karanymi więzieniem homoseksualistami – przyznaje o. Wysoczański, który przez kilka lat pracował również w Ugandzie. – Do naszej franciszkańskiej misji w Kakooge w Ugandzie docierały informacje o homoseksualistach dyskryminowanych przez swoje społeczności: byli wyśmiewani, stygmatyzowani.

Obecny na Synodzie kardynał kurialny Peter Turkson z Ghany w lutym 2013 r. wzburzył światowe media wypowiedzią, w której odpowiedzialnością za pedofilię w Kościele obarczył homoseksualistów. Stwierdził, że podobne skandale nigdy nie wydarzyłyby się w Afryce, gdyż tamtejsza kultura jest wrogo nastawiona do homoseksualizmu. – W większości społeczności homoseksualizm, a nawet jakiekolwiek bliskie kontakty pomiędzy osobami tej samej płci są bardzo źle postrzegane. To kulturowe tabu chroni nasze społeczeństwo od wielu lat – dodał.

– Jesteśmy w stanie wskazać bardzo dużą liczbę seksualnych skandali z udziałem afrykańskich księży. Nie jest ich mniej niż przypadków z krajów rozwiniętych. Co więcej: księża w Afryce czują się bardziej bezkarni i rzadziej trafiają przed oblicze wymiaru sprawiedliwości – ripostował szybko John Nolson, rzecznik organizacji zrzeszającej osoby wykorzystane przez księży.

Taki właśnie język obecny na wyżynach kościelnej hierarchii wymaga nawrócenia. Tym bardziej jeśli się weźmie pod uwagę, że Ghana należy do krajów penalizujących homoseksualizm.
O. Wysoczański przyznaje, że Kościół afrykański wiele robi w zakresie innych wyzwań, np. poprawy sytuacji kobiet. Kościół katolicki w całej niemal Afryce wsparł tworzenie Stowarzyszenia Kobiet Katolickich. Ta organizacja mocno stawia na uświadamianie kobietom ich praw i godności. To ruch masowy, którego członkinie uczestniczą też w życiu politycznym swoich społeczności. Świetnie zorganizowane, zwykle pomagają jako pierwsze podczas klęsk żywiołowych.

– Nie zapomnę świadectwa kobiety bardzo aktywnej w naszej misji, która podkreślała, że właśnie w Stowarzyszeniu Kobiet Katolickich odzyskuje swoją godność i rzeczywiście czuje się szczęśliwa. Była najstarszą żoną w poligynicznym małżeństwie. Jej mąż miał kilka młodszych żon – przypomina sobie franciszkański misjonarz.

Pouczająca różnorodność

– Jest bardzo ważne, abyśmy szanowali różnorodność i wielokulturowość. Zwłaszcza gdy wypowiadamy się o sposobie życia w jakimś zapomnianym zakątku świata. Nie jest możliwe, by wychodząc od ogólnych zasad móc trafnie oceniać konkretne sytuacje dziejące się w danym plemieniu. Natomiast jest ważne, byśmy próbowali odnajdywać uniwersalny klucz danej kultury, uniwersalne dobro obecne w lokalnej społeczności, i na nim budowali. A to pozwoli nam coraz lepiej rozumieć się wzajemnie i sobie pomagać – mówi o. Wysoczański.

To brzmi jak mądry komentarz z pierwszej linii ewangelizacyjnych zmagań. Najprawdopodobniej „efekt Synodu” nie wszędzie zatem będzie odczuwany równie mocno. I chyba tak powinno być: są miejsca, które dają do myślenia, i takie, które nauki potrzebują. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2015