Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jednak w odróżnieniu od szkolnego lockdownu, którego sens trudno odgadnąć (jedyna racjonalna hipoteza to polityczna ustawka: udajemy, że coś robimy, ale ograniczamy się do sześciu dni zdalnej nauki, by nikogo zbytnio nie rozdrażnić), tu przynajmniej jasne jest, o co chodzi – o władzę i kontrolę.
Co prawda w nierównej walce z resortem edukacji i nauki krytycy nowego prawa (chodzi o nowelizację ustawy Prawo oświatowe, zwaną „lex Czarnek”) odnoszą swoje małe sukcesy. Najpierw ministerstwo wycofało się z pomysłu, by zwiększyć kontrolę kuratoriów nad procesem wyboru dyrektorów szkół. Z kolei we wtorek 14 grudnia opozycji udało się udaremnić pierwsze czytanie projektu nowelizacji. Tyle że prace nad nią zostaną prawdopodobnie wznowione, a MEiN ani myśli wycofywać się z dwóch innych przepisów dających kuratorom większą niż dotąd władzę.
SZKOLNE PLAGI WSPÓŁISTNIEJĄCE
PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: Przez etapy epidemii władza oświatowa prowadziła nas dotąd na oślep. Teraz przegapia kryzysy, które zostaną z nami po opadnięciu chorobowych krzywych.
Po pierwsze, chodzi o możliwość odwołania dyrektora nawet w roku szkolnym i bez wypowiedzenia, jeśli ten nie zrealizuje kuratoryjnych zaleceń pokontrolnych. Po drugie, nowelizacja wprowadzi bezpośrednią kontrolę kuratoriów nad zajęciami prowadzonymi w szkołach przez organizacje pozarządowe (minister Czarnek mówi w wywiadach, że chodzi o treści „niestosowne, niewłaściwe i demoralizujące”). Do tej pory do ich prowadzenia wystarczała zgoda dyrektora, po otrzymaniu pozytywnej opinii rady szkoły oraz rady rodziców. Teraz wymagana będzie jeszcze pieczęć kuratorium, o którą dyrektor będzie musiał wystąpić… dwa miesiące przed organizacją zajęć.
O ile rzecz jasna po wejściu w życie nowego prawa ktokolwiek będzie miał jeszcze ochotę cokolwiek w polskich szkołach organizować.
Artykuł został zaktualizowany 15 grudnia