Dysydent, więzień, idealista

Uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla Liu Xiaobo jest symbolem szlachetnego, niezłomnego idealizmu w stylu Mahatmy Gandhiego. W Chinach to dziś gatunek na wymarciu.

12.10.2010

Czyta się kilka minut

W eseju napisanym cztery lata temu Liu Xiaobo zauważa, że za sprawą blokady informacyjnej czołowi dysydenci mieszkający w Chinach znajdują się w sytuacji rośliny, która zasadzona pod naszym płotem, zakwita po stronie sąsiada: są sławni za granicą, ale w ojczyźnie mało kto ich zna.

Sam jest w takiej sytuacji. Dotąd jego nazwisko było w Chinach niemal nieznane i wcale nie jest pewne, czy nagroda - pierwszy Nobel w historii dla Chińczyka zamieszkałego w Chinach - wiele w tej materii zmieni. Chińskie media poinformowały o niej tylko na marginesie protestów wystosowanych przez władze. Programy informacyjne BBC i CNN zostały po ogłoszeniu werdyktu odcięte, zablokowano strony internetowe, a nawet esemesy z nazwiskiem Liu Xiaobo.

Niewdzięczna rola symbolu

Ale nie tylko cenzura jest przyczyną nieznajomości tegorocznego noblisty w jego własnym społeczeństwie. Liu to nie Mandela, Havel czy Wałęsa. Chińska opozycja nie ma jednego lidera - i jego wybór przez Komitet Noblowski jest w dużej mierze symboliczny. Człowiek odsiadujący wyrok 11 lat więzienia za opublikowanie manifestu demokratycznego doskonale nadaje się na symbol. To typ dysydenta, jakiego chińska partia komunistyczna boi się najbardziej: weteran walki o wolność z pokolenia Tiananmen, daleki od radykalizmu i, co ważne, żyjący w Chinach, a nie na emigracji.

To władze w Pekinie pierwsze wyznaczyły Liu do niewdzięcznej roli symbolu. Chińczycy mówią: "Zabij kurczaka, żeby przestraszyć małpy". Drastyczny wyrok na jednego z czołowych dysydentów miał powstrzymać innych przed występowaniem z otwartą przyłbicą oraz zapobiec konsolidacji ruchu sprzeciwu wokół Karty 08 - opublikowanego przed dwoma laty apelu o reformy polityczne, rządy prawa i demokratyzację Chin.

Droga Liu Xiaobo od doktora literatury do opozycjonisty numer jeden zaczęła się w kwietniu 1989 r. Na wieść o wydarzeniach w Pekinie, 33-letni Liu zrezygnował z posady wykładowcy na amerykańskim Uniwersytecie Columbia i wrócił do domu. Na Placu Tiananmen studenci żądali od partii ukrócenia korupcji, otwarcia na świat i zwracania większej uwagi na potrzeby ludu. Liu mówił później, że udział w tym proteście zmienił całe jego życie. Uwierzył, że jego rodacy nie są już bezwolną masą, że Chiny mogą być inne.

2 czerwca 1989 r. razem z trzema przyjaciółmi podjął strajk głodowy, by zaprotestować przeciw wprowadzeniu stanu wyjątkowego i zmusić rząd do negocjacji. Kiedy kilkadziesiąt godzin później na plac wkraczało wojsko, namawiał studentów, by się poddali i uniknęli rozlewu krwi.

Nie udało się. Po zmasakrowaniu protestujących na Tiananmen przez wojsko, Liu został uznany za winnego "propagandy kontrrewolucyjnej i podżegania". Z więzienia wyszedł po dwóch latach. Porzucił badania nad literaturą, skupiając się na pisaniu esejów i manifestów politycznych, w których wytykał władzom korupcję, żądał zmiany oceny wydarzeń na Tiananmen, bronił Tybetańczyków, postulował współpracę Komunistycznej Partii Chin z tajwańskim Kuomintangiem. W 1996 r. skazano go za to na trzy lata "reedukacji przez pracę".

Przepisali z konstytucji

Z czasem uwiąd ruchu demokratycznego w Chinach stawał się coraz bardziej oczywisty. Reformy ekonomiczne przynosiły rezultaty, Chińczycy uznali, że lepiej się dorabiać niż spiskować. Najbardziej radykalni opozycjoniści wyjechali na Zachód, wielu innych poszło na ugodę z partią; w zamian za pracę i spokój poparli obowiązujący pogląd, że od demokracji ważniejsza jest stabilizacja.

Liu krytykował obie postawy i trwał w sprzeciwie. Był jednym z twórców Karty 08, wzorowanej na słynnej czechosłowackiej Karcie 77. Budziło podziw, że w zastraszonych Chinach znalazło się 350 intelektualistów i obrońców praw człowieka, którzy własnym nazwiskiem podpisali się pod tym dokumentem. Zanim zdjęto go z internetu, liczba podpisów przekroczyła 8 tysięcy.

Liu za "podżeganie do obalenia władzy państwowej" dostał drastycznie wysoki wyrok:11 lat. Zanim zniknął w kazamatach, oświadczył, że nie żywi nienawiści do policjantów, prokuratorów ani sędziów: "Nienawiść niszczy rozwagę i świadomość; wrogość może zatruć ducha narodu, zabić tolerancję i humanizm, zablokować drogę narodu do wolności i demokracji".

W jego walce jest metoda: konsekwentnie domaga się od partii, by przestrzegała obowiązującego prawa i własnych obietnic. W internecie krążył dowcip, jak to śledczy po przesłuchaniu Liu na temat Karty 08 zdają relację prezydentowi Hu Jintao:

- Skąd - pyta Hu śledczych - wzięli oni [tj. dysydenci] ten pomysł na budowę "republiki federalnej"?

- Z komunikatu II Zjazdu Komunistycznej Partii Chin - wyjaśnia śledczy. - Tylko opuścili słowo "wolna". W komunikacie stało dokładnie: "zbudujemy wolną republikę federalną".

- A "zniesienie zakazu zakładania partii politycznych?" - pyta dalej Hu.

- To słowa przewodniczącego Mao z czasów wojny z Kuomintangiem. Przewodniczący dodał jeszcze: "Precz z jednopartyjną dyktaturą!".

- A "wolność zgromadzeń, wolność słowa, wolne media?".

- Przepisali z naszej konstytucji…

Po uwięzieniu Liu ponad 600 sygnatariuszy Karty 08 podpisało w internecie oświadczenie, że solidarnie ponoszą współwinę za jego "przestępstwo". Ale praktycznie Karta nie miała żadnego wpływu na sytuację polityczną w Chinach. Wydaje się, że nawet sam Liu zwątpił w możliwość zmiany ustroju. "Jedną tego przyczyną" - pisał - "są represje stosowane przez dyktaturę. Ale druga, nawet ważniejsza przyczyna, to obojętność społeczeństwa".

Noblem w propagandę

Niektórzy porównują Nobla dla Liu do Nobla dla Dalajlamy z 1989 r. Uhonorowanie tybetańskiego przywódcy przydało mu na świecie prestiżu i znakomicie nagłośniło sprawę Tybetu. Ale Tybetowi ani trochę nie pomogło. Wówczas, po masakrze na Tiananmen, Chiny były pariasem. Dziś są drugim państwem na świecie.

Partia rządząca nie musi się bać ani rewolty, ani nacisku zewnętrznego. Po ogłoszeniu Nobla dla Liu, prezydent USA Barack Obama pochwalił laureata za odwagę, wezwał Pekin do jego uwolnienia i przypomniał o konieczności poszanowania praw człowieka. Ale nadzieje, że Zachód na serio zacznie się tego domagać, są płonne. Obowiązuje doktryna sekretarz stanu USA Hillary Clinton, która dwa miesiące po aresztowaniu Liu powiedziała w Pekinie, że owszem, w rozmowach z chińskimi władzami podniosła kwestię praw człowieka, ale ważniejsze są: "kryzys ekonomiczny, zmiany klimatyczne i sprawy bezpieczeństwa". Mimo to Pekin poczuł się dziś upokorzony Noblem dla "kryminalisty". Nazwał to "bluźnierstwem" i zagroził Norwegii pogorszeniem stosunków.

Według teorii francuskiego politologa Dominique’a Mo?si, emocje - strach, nadzieja, upokorzenie - są w polityce międzynarodowej tak samo ważne, jak kalkulacje gospodarcze czy wojskowe. Chiny, mając ambicje supermocarstwowe, przeznaczają ogromne środki na zmianę swego wizerunku w świecie: wysyłają pomoc Afryce, uczestniczą w misjach pokojowych, tworzą media dla zagranicy, budują chińskie instytuty kulturalne, organizują huczne międzynarodowe imprezy, jak Expo czy olimpiada. Nobel dla Liu rujnuje tę ciężką propagandową robotę i wyznacza granice chińskiej "ofensywy wdzięku".

- Nagroda zwiększy presję na partię, by dalej reagować na żądania społeczeństwa: stworzenia funkcjonującego systemu prawnego, przestrzegania rządów prawa, zwiększenia wolności słowa i mediów - mówi Nicholas Bequelin z Human Rights Watch. Amerykański sinolog Perry Link zauważa zaś: - Ten Nobel pomoże milionom Chińczyków zrozumieć, że "Chiny" to nie tylko partia komunistyczna.

"Nominacja" na przywódcę?

Ale uhonorowanie Liu może mieć jeszcze jeden istotny efekt: wyznacza przywódcę chińskiej opozycji. Przynajmniej dla Zachodu, bo nie wszyscy chińscy dysydenci go popierają: w przeddzień przyznania Liu Nagrody kilkunastu emigrantów zarzuciło mu, że nie dość zdecydowanie krytykuje partię.

To jednak będzie mieć znaczenie dopiero wtedy, kiedy Liu Xiaobo wyjdzie na wolność. Pekin może wypuścić go przed terminem, gdy będzie potrzebował poprawy w stosunkach z Zachodem.

Czy w przyszłości Liu odegra jakąkolwiek rolę w chińskich przemianach? Dziś trudno to sobie wyobrazić. Ale warto pamiętać, że kiedy Nobla dostawał Wałęsa, chyba nikt nie przewidywał, że siedem lat później będzie on prezydentem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2010