Dwutlenek albo śmierć

Unijna polityka ekologiczna może wpłynąć nie tylko na nasze portfele, lecz również na miejsca pracy i styl życia. Z Warszawy do Brukseli płynie wyraźny sygnał: nie jesteśmy gotowi na radykalne zmiany.

28.10.2008

Czyta się kilka minut

Ogólna formuła, w jakiej zamyka się unijne rozumienie ekologii, wygląda na przejrzystą. "3x20" oznacza, że do 2020 r. wszystkie kraje członkowskie mają osiągnąć następujące cele: o 20 proc. zmniejszyć emisję CO2, zwiększyć efektywność energetyczną i udział odnawialnych źródeł energii. Poszczególne kraje mogą nieco różnić się od siebie w osiąganych efektach.

Co do zarysu zarówno polski rząd, jak i ekolodzy są zgodni: pakiet klimatyczny jest potrzebny. Choćby po to, by występować wspólnym frontem przed krajami spoza Unii, które emitują największe ilości CO2 i wpływają tym samym na zwiększenie efektu cieplarnianego. Unia chce zachować pozycję lidera w walce z globalnym ociepleniem i wywierać skuteczniejszy nacisk na Chiny, Indie, Brazylię czy RPA, które zmieniły się w potęgi gospodarcze, a ochronę środowiska traktują z lekceważeniem.

Kłopoty zaczynają się przy konkretach. Niektóre szczegóły pakietu klimatycznego sprawiły, że spójność unijnej polityki stanęła pod znakiem zapytania. Jednym z krajów, które najkrytyczniej wypowiadają się o ekologicznych regulacjach, jest Polska, postrzegana w tej chwili jako główny blokujący wprowadzenie pakietu. Polskie zabiegi dyplomatyczne sprawiły, że ustalenia muszą być przyjęte jednogłośnie. Prawo weta skomplikowało i bez tego trudne negocjacje.

Cena zaniedbań

Główny powodem polskich protestów jest regulacja, która ma sprawić, że od 2013 r. sektor energetyczny będzie zobowiązany do udziału w handlu emisjami (ETS). Do 2012 r. polskie przedsiębiorstwa mają uprawnienia do bezpłatnej emisji 208 mln ton CO2 na rok - to o 76 mln ton mniej, niż domagali się przedstawiciele przemysłu. Jeżeli uprawnień brakuje, zakłady muszą je dokupić. Na razie cena uprawnień do jednej tony CO2 wynosi około 23 euro. W 2013 r. sytuacja zmieni się jednak radykalnie. Zgoda na emisję każdej tony CO2 będzie kupowana na ogólnoeuropejskich aukcjach. Wstępne szacunki mówią, że koszt jednej tony CO2 będzie się wahał pomiędzy 35 a 40 euro, pesymiści szacują, że może osiągnąć poziom nawet 60 euro lub więcej.

Prowadzący negocjacje minister środowiska prof. Maciej Nowicki ma przed sobą trudne zadanie: gdyby weszły w życie regulacje proponowane przez Komisję Europejską, nie wytrzymałaby ich energetyka polska, która 96 proc. energii wytwarza z węgla. To jedna z najbardziej zaniedbanych dziedzin przemysłu: brak prywatyzacji i radykalnych rozwiązań sprawił, że kolejne rządy otrzymują w spadku niewydolnego molocha, z przestarzałymi elektrowniami i starymi liniami przesyłowymi. 40 proc. naszej mocy ma ponad 30 lat, ostatnia elektrownia została oddana do użytku pod koniec lat 80., od tamtego czasu przybyły jedynie trzy nowoczesne bloki energetyczne. Na jedną megawatogodzinę (MWh) polskiej energii przypada około tony CO2, średnia europejska jest dwa razy niższa. Dla porównania: Francuzi, którzy oparli swoją energetykę na elektrowniach jądrowych, mają ten wskaźnik prawie 10 razy mniejszy niż Polacy. Żeby wyprodukować jednostkę PKB, Polacy muszą wyprodukować 2,5 raza więcej energii niż przeciętny Europejczyk. To marnotrawstwo już wkrótce będzie nas drogo kosztować.

Kłopoty potęguje to, że udział odnawialnych źródeł energii w polskim bilansie energetycznym jest bardzo mały i wynosi w tej chwili niecałe 7 proc. energii finalnej. Polska akceptuje zobowiązanie uzyskania 15 proc. w roku 2020, choć przez chwilę pojawił się pomysł na obniżenie tego wskaźnika do 11 proc. Trudno jednak uznać nas za pokrzywdzonych - Szwedzi mają obowiązek uzyskania prawie połowy energii z OZE, Łotysze - 42 proc., Finowie - 38 proc. Winę za ten stan ponoszą kolejne rządy, które energetyką odnawialną nie miały czasu się zajmować albo ustępowały przed lobby energetycznym, niechętnie spoglądającym na "zieloną" energię.

Efekt jest oczywisty: na starcie systemu aukcyjnego znajdujemy się w fatalnej sytuacji. - Polska energetyka przespała ostatnie 30 lat, rok 1989 nic tu nie zmienił. Inne kraje modernizowały swoje elektrownie, my staliśmy w miejscu. A koszty systemu aukcyjnego poniosą odbiorcy - przestrzega Tomasz Chruszczow, wiceprzewodniczący Forum CO2, organizacji skupiającej największych emitentów CO2 w kraju. - Jeśli wejdzie w życie proponowany przez Komisję Europejską system, zapłacimy horrendalne kwoty. Koszt energii elektrycznej może wzrosnąć nawet dwukrotnie.

Ostrożniejsi w tych wyliczeniach są ekolodzy, jednak oni również przyznają, że podwyżki są nieuniknione. Według raportu WWF, przyjęcie obecnych rozwiązań sprawi, że ceny prądu wzrosną o 28 proc.

Nawet kompromisowe rozwiązanie, jakie w ubiegłym tygodniu zaproponował min. Nowicki, oznacza dla polskiej energetyki poważne kłopoty. - Nadal nie zgadzamy się na obowiązek kupowania 100 proc. pozwoleń emisyjnych przez elektrownie od 2013 r. Ale proponujemy system benchmarking. Oznacza to, że najlepsze technologie energetyczne w UE zwolnione są z obowiązku aukcyjnego i dostają pozwolenia za darmo, a pozostałe kupują pozwolenia na część emisji - tłumaczy polski minister środowiska. - To dla nas i tak oznacza olbrzymi wysiłek, bo polskie elektrownie musiałyby błyskawicznie się zmodernizować.

Kara dla prymusa

W cieniu sporu o energetykę pozostają inne branże - chemia, hutnictwo stali i szkła, cementownie. Parasol dla elektrowni leży również w ich interesie: wysoka energochłonność tych przemysłów sprawi, że podwyżki cen prądu znacząco wpłyną na koszty funkcjonowania tych zakładów. Z drugiej jednak strony zdominowanie polskich negocjacji przez sprawę elektrowni przyjmowane jest z niepokojem, który miesza się z rozgoryczeniem. Może się bowiem okazać, że największe straty poniosą te zakłady, które najbardziej zaangażowały się w redukcję emisji CO2.

W przeciwieństwie do państwowego sektora energetycznego, który minione 20 lat przetrwał w nienaruszonej formie, cementownie czy huty przeszły bowiem gruntowną modernizację. Polskie cementownie należą w tej chwili do najnowocześniejszych na świecie. - W porównaniu z 1988 r. obniżyliśmy zużycie energii o 24 proc., a emisję CO2 o 34 proc. - wylicza prof. Jan Deja, dyrektor Biura Stowarzyszenia Producentów Cementu. - Nie da się zrobić wiele więcej, bo dwutlenek węgla jest nieodłączną częścią procesu produkcji cementu. Jeśli nie dostaniemy darmowych pozwoleń, zwycięży poczucie, że zostaliśmy ukarani za wzorowe odrobienie lekcji pt. "ekologia".

Andrzej Kassenberg, prezes Instytutu na rzecz Ekorozwoju, najstarszego polskiego think-tanku ekologicznego: - Trudno odmówić racji przedstawicielom cementowni. Trochę to przypomina sytuację szpitali. W Polsce szpital, który zaciąga długi, nie musi się kłopotać o przyszłość, bo zawsze pomoże mu rząd.

Organizacje branżowe są przekonane, że system aukcyjny dodatkowo zwiększy koszty produkcji. Paniki na rynku nie ma, rozpoczęte inwestycje, jak w Ożarowie czy Górażdżach, zostaną dokończone. Nieoficjalnie jednak wiadomo, że potentaci cementowi szukają wyjść awaryjnych. Najczarniejszy scenariusz zamyka się w sformułowaniu carbon leakage, oznaczającym, że część firm przeniesie swoje zakłady na wschód, na Ukrainę, do Rosji albo Chin, gdzie nie ma obowiązku kupowania uprawnień do emisji. Większe znaczenie niż dla ochrony środowiska taka decyzja będzie miała dla rynku pracy - polskie cementownie zatrudniają w tej chwili ponad 10 tys. pracowników, dwa razy więcej pracuje w związanych z nimi spółkach.

Min. Maciej Nowicki: - Rozumiem niepokój przemysłowców. Ale chcę zapewnić, że o nich nie zapominamy. Będziemy walczyć o dodatkowe uprawnienia dla tych gałęzi przemysłu. Akurat tutaj nasza sytuacja jest dobra, bo tworzymy wspólny front z Włochami i Niemcami.

Rozdajcie świetlówki

W sporze o pakiet klimatyczny argumenty merytoryczne mieszają się z decyzjami czysto politycznymi. Polskie społeczeństwo jeszcze nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji rozstrzygnięć ekologicznych. Choćby takich, że wysokie rachunki zmuszą nas do radykalnych oszczędności.

Andrzej Kassenberg: - Nie wykluczam, że ceny energii wzrosną. Ale odbiorcy mogą tego nie zauważyć, jeśli w końcu zaczniemy oszczędzać. Sytuację poprawiłaby na pewno regulacja prawna, zakazująca wprowadzania do obrotu urządzeń, które zużywają zbyt dużo prądu w trybie stand-by. Jeśli to policzyć, otrzymujemy moc 650 MW energii, czyli tyle, ile wytwarza elektrownia w Ostrołęce. Można to ograniczyć kilka razy. Mimo wszystkich działań, jakie podjęliśmy w ostatnich latach w kraju, nadal nie potrafimy efektywnie oszczędzać energii.

Dariusz Szwed, przewodniczący partii Zieloni 2004, dodaje: - Możemy szybko wdrożyć działania ratunkowe. Choćby termomodernizację budynków, która zmniejszy koszty ogrzewania i da nowe miejsca pracy. To nie wszystko: kilka miesięcy temu rząd zaczął wspominać o pomocy finansowej dla obywateli, którzy już teraz nie płacą rachunków za prąd. Z jednej strony, to miłe, że neoliberałowie nie boją się rozwiązań socjalnych. Jednak z ekologicznego punktu widzenia jest to głupota.

Andrzej Kassenberg: - Zamiast dopłacać do rachunków, lepiej rozdać za darmo wszystkim gospodarstwom domowym w kraju po dwie świetlówki energooszczędne. Oszczędzimy w ten sposób 2 tys. MW rocznie, olbrzymią ilość energii.

- To są bardzo dobre pomysły, ale nie sprawdziły się nigdzie na świecie - tonuje prof. Jerzy Buzek, były premier, obecnie europoseł zaangażowany w prace nad pakietem klimatycznym. - Zapotrzebowanie na energię ciągle rośnie, więc samo oszczędzanie i zielona energia nie wystarczą.

Prof. Buzek należy do tych polityków, którzy uważają, że Polska nie poradzi sobie bez elektrowni jądrowych i powinna jak najszybciej rozpocząć ich budowę. Takiemu rozwiązaniu niechętny jest z kolei min. Nowicki, który postuluje poszukiwanie rezerw alternatywnych, m.in. w biomasie.

Efekty wprowadzenia pakietu klimatycznego mogą zmienić też nasze przyzwyczajenia. Negocjacjom z niepokojem przygląda się przemysł samochodowy - pojawiły się już szacunki, że przyjęcie pakietu klimatycznego w niezmienionej formie będzie oznaczało wzrost cen o 4 tys. euro za samochód osobowy i doprowadzi do załamania rynku.

Andrzej Kassenberg: - Przestrzegam przed traktowaniem pakietu jak dopustu bożego, który zniszczy Polskę. Mam nadzieję, że zmusi on nas do szybszych działań proekologicznych i poszukiwania alternatywnych rozwiązań. W sferze oszczędzania energii i zielonej energii nasi politycy robią drobne kroki, zamiast dokonać zasadniczych zmian. Teraz muszą to zrobić.

Gdzie byliście trzy lata temu?

Ostatnie dni pokazują, że linie podziałów i konfliktów wokół pakietu klimatycznego nie muszą przebiegać tak jak granice państw. Propozycja Polski, która lobbuje głównie za sektorem energetycznym, nie podoba się np. Niemcom, którzy swoją energetykę zmodernizowali już dawno. Niemcy chcą z kolei, by darmowymi uprawnieniami emisyjnymi zostały przede wszystkim objęte takie gałęzie przemysłu, jak branże chemiczna, stalowa czy cementowa. Na takie stanowisko przychylnie spogląda część przemysłowców polskich. Nie chcą jednak wypowiadać się na ten temat oficjalnie, obawiając się, że osłabią pozycję negocjacyjną Polski. W kuluarach Komisji Europejskiej nieustannie pojawia się też argument, że pakiet "3x20" jest biczem ukręconym przez kraje "starej" Unii na dynamiczne gospodarki nowych członków. W przypadku Polski dodatkową trudność stanowi to, że limity emisyjne określane są na podstawie roku 2005, czyli okresu, kiedy polska gospodarka znajdowała się w dołku. W porównaniu ze stanem sprzed trzech lat wzrosła produkcja właściwie we wszystkich dziedzinach przemysłu. Pakiet klimatyczny może ten wzrost spowolnić bądź nawet uniemożliwić.

W tym niezwykle skomplikowanym systemie naczyń połączonych coraz częściej pojawiają się zarzuty w stosunku do Komisji Europejskiej. - Z całą pewnością stwierdzam, że poza troską o środowisko w grę wchodzą również interesy wielkich konsorcjów energetycznych. Tendencja jest taka, żeby wyciąć elektrownie węglowe, wprowadzając na ich miejsce energetykę jądrową - twierdzi min. Nowicki.

Tomasz Chruszczow: - Nie można twierdzić, że Polska nic nie zrobiła w dziedzinie ochrony środowiska, a teraz stawia wygórowane żądania. Wypełniliśmy z nawiązką zobowiązania protokołu z Kioto. Energochłonność polskiej gospodarki znacznie spadła. Kraje Europy Zachodniej startują z innych pozycji niż Polska i inne kraje dawnego bloku wschodniego, które musiały sobie poradzić ze spadkiem po komunizmie.

- Polskie żale brzmią dzisiaj dziwnie - komentuje Dariusz Szwed. - Ciekawe, gdzie byli nasi politycy trzy lata temu, kiedy powstawała unijna polityka ekologiczna na najbliższe dekady? Budzimy się na kilka minut przed ostatnim dzwonkiem. Moim zdaniem tracimy w ten sposób wiarygodność.

Szwed dodaje, że odpowiedzialność za opóźnienie negocjacji jest bardzo duża. W grudniu w Poznaniu spotykają się politycy z całego świata, żeby omówić porozumienie w sprawie dalszej redukcji gazów cieplarnianych. Jeśli kraje unijne nie dojdą wcześniej do porozumienia, bardzo utrudni to przygotowania do szczytu w Kopenhadze, gdzie ma być podpisany protokół zobowiązujący do dalszych redukcji emisji.

Min. Maciej Nowicki: - Poznań jest ważny, ale wykluczam pośpiech w negocjacjach. Nie możemy sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Stawką jest przyszłość gospodarcza i społeczna nie tylko Polski, ale całej Europy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2008