Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ale przecież był właśnie wielkim krytykiem, myślicielem, człowiekiem, który przerastał wielu innych. Był pisarzem o formacji europejskiej, znakomicie wykształconym, obcy mu był nacjonalizm czy prowincjonalizm, tak często u nas spotykany. Nie miał w sobie nic ze specjalisty śledzącego tylko jedną dziedzinę wiedzy. Był także doskonałym przeciwieństwem homo sovieticus, czy też homo peerlensis. O komunizmie wiedział dużo więcej, niż mógł o tym wówczas napisać. Wystarczy zaglądnąć do jego korespondencji ze Sławomirem Mrożkiem, żeby się o tym przekonać. Czasem się mylił - kto się nie myli - na przykład wtedy, gdy po powrocie z dłuższego pobytu we Francji sankcjonował swym artykułem pozorną dominację dwu autorów, Brychta i Brylla; może zwiódł go onomastyczny asonans. Na ogół jednak mylił się rzadko.
Interesowało go wszystko - pisał o Sępie Szarzyńskim i Marcelu Prouście, ale i o poetach dopiero debiutujących. Cechowała go ogromna ciekawość intelektualna i świetny, żywy styl, w niczym nie przypominający akademickiego żargonu niektórych rozpraw filologicznych. Mówił nam mądrze i wcześnie o skazanym na banicję Czesławie Miłoszu, wprowadzając go stopniowo do krajowego dyskursu literackiego. Pisał o Gombrowiczu, Witkacym, o polskich modernistach, nie odrzucając innych kierunków i poszukiwań literackich, nie był bowiem doktrynerem. Odważnie - i, jak się okazało, skutecznie - zainicjował trwającą nadal historyczną debatę o wielkiej ranie stosunków polsko-żydowskich, debatę, bez której trudno sobie dzisiaj wyobrazić powietrze naszej przestrzeni publicznej.
Był uczniem Kazimierza Wyki, rówieśnikiem Andrzeja Kijowskiego, Ludwika Flaszena, Konstantego Puzyny. Był kimś więcej niż krytykiem literackim: Amerykanie posługują się określeniem public intellectual, intelektualista obecny w życiu publicznym. My zresztą nie potrzebujemy tu sięgać po wyrażenia angielskie, wystarczy odwołać się do tradycji polskiej inteligencji.
Miał żywy, czujny umysł i pełną ekspresji twarz, na której jak na ekranie malowały się jego myśli i emocje. Kto go słyszał lub czytał w latach demokracji ludowej, wiedział natychmiast, że ma do czynienia z duchem wolnym i błyskotliwym, i mógł przeczuwać, że kraj, który wydaje takich pisarzy, wyjdzie któregoś dnia z szarej strefy beznadziejności.