Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
„Czy były w naszym życiu takie chwile – pytał – w których czuliśmy się naprawdę wolnymi istotami, ludźmi wolnymi? Czy były takie chwile, w których wiedzieliśmy, że mamy wokół siebie jakąś przestrzeń wolności, której zagospodarowanie wyłącznie od nas zależy? Co więcej, zadajmy sobie jeszcze drugie pytanie: czy takie chwile wolności były dla nas radością, czy były dla nas ciężarem?”.
Wsłuchuję się dziś w głosy ludzi młodszych ode mnie o dwa pokolenia. Także oni – jak wtedy my – stają przed wyzwaniem. Jaka ma być Polska? Jaka ma być Europa? Czy mamy i czy chcemy mieć wpływ na losy świata? W 1989 r. mieliśmy poczucie, że oto nareszcie, po wielu latach przymusowej izolacji, otwierają się drzwi do świata prowadzące. Niektórzy mówili wręcz, że czują się tak, jakby otwarły się bramy więzienia. Można będzie pisać, co się chce. Nie będzie indeksu zakazanych książek ani idei, o których nie wolno głośno mówić. Można będzie mieć paszport w domu.
Można będzie, po załatwieniu koniecznych formalności, wsiąść do pociągu w Warszawie i wysiąść w Paryżu. Nie mieliśmy pieniędzy ani gwarancji, że wszystko potoczy się spokojnie – była jednak przed nami wizja otwartej przestrzeni, po której będzie można biec w każdym kierunku, w jakim przyjdzie nam ochota.
Wsłuchuję się w głosy obecnych dwudziestolatków i z niepokojem zauważam, że coraz częściej słyszę w nich nutę zwątpienia. Owszem, możemy jechać, dokąd chcemy, ale i do nas przyjechać może każdy – a to już mniej się nam podoba.
Owszem, przez otwarte okna i drzwi wpada nowe powietrze, ale czy wraz z nim nie dostają się do środka trucizny, które sprawiają, że zapadamy na nieznane wcześniej choroby? Na naszym otwarciu skorzystali inni, nie my. Trzeba zrobić z tym porządek. Jak? Na początku przymknąć drzwi i zamknąć okna. Nie należy wpuszczać do domu byle kogo i byle czego. Nie można też żyć w ciągłych przeciągach. Trzeba na nowo poustawiać to, co przeciąg wywrócił.
Czy w tego typu myśleniu nie ma jakiejś racji? Czy we własnym domu nie trzeba co jakiś czas zrobić porządku? Czy otwarte drzwi to nie zaproszenie dla złodzieja, a otwarte na przestrzał okna – murowany katar? Jedni patrzą na świat od strony otwierających się możliwości, inni od strony czyhających niebezpieczeństw. Może nie sposób uciec od takiej sinusoidy: raz do głosu dochodzą jedni, raz drudzy?
Pewnie nie sposób. Martwi mnie tylko, że ta mowa o porządku sama bywa nieporządna. Może jestem uprzedzony, ale często odnoszę wrażenie, że im ktoś bardziej nieuporządkowany, tym chętniej porządkowałby świat innym. Piszę to jako człowiek, który uważnie wsłuchuje się w to, co do niego mówią. Nie domyślam się ukrytych intencji, tylko słucham: jak zbudowane są zdania, czy wynikają logicznie jedno z drugiego, jak formułowany jest problem, jak przedstawiany jest przeciwnik, i tak dalej.
Realnych powodów do obaw jest mnóstwo. Czy lekarstwem na nie ma być kolejna „ucieczka od wolności”? W każdym razie takie głosy słyszę. I dlatego myślę sobie, że trzeba wrócić do prostych pytań, które Tischner postawił w 1989 r. Pytania te padną także podczas najbliższych Dni Tischnerowskich [początek – 20 kwietnia; więcej na stronie: tischner.pl – red.]. ©
PS. Tych, którzy po moim ostatnim felietonie zainteresowali się akcją „Przepisuję ten wiersz”, informuję, że 14 kwietnia (czwartek) zorganizujemy ją w Krakowie. W godz. 14.00–16.00 zapraszamy do klubokawiarni De Revolutionibus (ul. Bracka 14), a w godz. 16.00–17.00 do budynku Radia Kraków (al. Słowackiego 22). W tym drugim miejscu o godz. 17.00 będzie też można obejrzeć film dokumentalny Wojciecha Szumowskiego „Notatki z ciemności. Aleppo”. Zapraszam!