Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jeśli wierzyć ich samozwańczym władzom, aż do początku kwietnia tzw. republiki ludowe (doniecka i ługańska) były wolne od koronawirusa. Wiele sygnałów wskazuje jednak, że przypadki infekcji i śmierci są systematycznie ukrywane, a wirus przybył tam z Rosji wraz z migrantami zarobkowymi. Oficjalny brak chorych nie przeszkodził separatystom w zamknięciu już w drugiej połowie marca przejść na tzw. linii rozgraniczenia z pozostałą częścią Ukrainy, uznaną przez nich za rozsadnik wirusa. Całkowicie wstrzymało to intensywny wcześniej ruch ludności i uniemożliwiło donbaskim emerytom wyjazdy po świadczenia socjalne na tereny kontrolowane przez Kijów. Również misja monitoringowa OBWE została pozbawiona możliwości wjazdu na obszar obu parapaństw. Z własnej woli Donieck i Ługańsk odcięły się od Ukrainy. Natomiast na granicy z Rosją wprowadzono tylko częściowe ograniczenia.
Jednocześnie Moskwa oskarżyła Kijów oraz Berlin i Paryż, że próbują storpedować rozpoczęcie prac tzw. rady konsultacyjnej – powołanego miesiąc wcześniej organu, który miał być platformą bezpośrednich kontaktów władz ukraińskich i separatystów. Jednym z kluczowych celów Kremla jest bowiem doprowadzenie do tego, by jego donbaskie protektoraty zaczęły z Kijowem bezpośrednie negocjacje, co potwierdziłoby rosyjską (fałszywą) tezę, że konflikt ma charakter wojny domowej.
Zamknięcie granicy – wraz z masowym wydawaniem rosyjskich paszportów – ma wytworzyć dodatkową presję na Kijów i Zachód, aby przystały na rozwiązanie konfliktu na warunkach Moskwy. Sygnał jest czytelny: w miarę upływu czasu i pogłębiającej się izolacji Donbasu doprowadzenie do pokoju będzie trudniejsze. Jak na razie, oba parapaństwa zderzają się z pandemią, do czego są zupełnie nieprzygotowane. ©