Dominikana

Drogą 871 można wjechać do Tarnobrzega od południa. Zanim zacznie się miasto, po prawej stronie mija się spore, jak na tę cześć kraju, jezioro.

17.02.2014

Czyta się kilka minut

Wiele lat temu na jego dnie pracowały gigantyczne maszyny. Była tutaj odkrywkowa kopalnia siarki. Koparki i transportery były rzeczywiście ogromne. Nie wiem, czy w ogóle w życiu widziałem większe maszyny. Wgryzały się w głąb ziemi. Nad okolicą unosiła się kwaśna, gryząca woń siarkowodoru. Miejsce wydawało się być piękne i przeklęte. Teraz przykrywa je nieruchome lustro wód.

Niedawno tamtędy jechałem. Była brudnawa polska zima. Za autami ciągnęła się czarna mgła i osiadała na szybie. Latem na zaimprowizowanej plaży nad jeziorem stało kilka bud ze smażoną rybą i frytkami i snuł się półgoły tłum. Ale w styczniu nie ma tam psa z kulową nogą. Czasami stają kierowcy, by odetchnąć i zapatrzeć się w burą przestrzeń. Ja też to robię.

Przez lata przybyło kilka piwnych i rybnych baraczków. Pojawiło się małe molo. Teraz – rok, może dwa temu – przy zjeździe z dwupasmówki ktoś postawił kilka palm z plastiku wielkości prawdopodobnie naturalnej. Stoją na pasie rozdzielającym jezdnie. Na dole brązowe, na górze zielone. Kokosowe, a może i daktylowe. Obok jadą ciężarówki z Włodawy, Pińczowa i Końskich. Z Włocławka i Zamościa. Jadą w obłokach błota. Jest plus trzy stopnie, zbierają się czarne kałuże i zaraz obok stoją te kokosowe albo daktylowe ze złotych plaż, znad błękitnych lagun. A tutaj tylko lepki dieslowski wyziew w powietrzu i kwas siarkowy wędrujący od plastikowych korzeni przez pień do polimerowej korony.

Lecz z drugiej strony, myślę sobie, dlaczego nie pokryć palmami całego kraju, by przesłonić widok na nieustanną strefę umiarkowaną, na wieczne przedwiośnie, na „myszy, deszcz i Polskę” – jak mówi poeta. Daktylowymi, kokosowymi, rafiami, syagrusami i tak dalej. Zabudować ten kraj innym krajem, rozcieńczyć go jakimś Manhattanem. Sprawdzam zaraz i to nawet nie wychodzi drogo, bo „używaną palmę kanaryjską, 5 metrów wysokości, cztery rozpiętości” można nabyć już za trzy czterysta.

Gdzie indziej z kolei da się dostać „ręcznie wykonane indywidualnie dla każdego klienta z wykorzystaniem różnych materiałów często z najdalszych zakątków świata”. A jeśli klienta nie stać, żeby na własność, to może skorzystać z „wynajmu dekoracji hawajskich 2200 za dobę”. W skład zestawu wchodzą: „10 palm po 3 metry, 1 palma 5 metrów, daszek hawajski, 10 kokosów naturalnych, 50 metrów sieci rybackich, flaga Kuby (zapewne już inkorporowanej do USA), sznury i liny, beczka dębowa, kufer i skrzynie...”.

2200 zł za dobę to nie jest drogo. Można by to rozstawiać z końcem października jak kraj długi i szeroki. Proszę pomyśleć, ile by zyskał zimowy Śląsk, gdyby go tak przykryć „daszkiem hawajskim”. Albo takie Zakopane, gdyby na całe dwanaście miesięcy owinąć je „rybacką siecią” i postawić na nim „beczkę dębową”. Bo jeśli idzie o palmy, to dziwnie jestem spokojny, że już tam są...

Tak, wszystko to się da wykonać, ponieważ nadeszły czasy płynnej tożsamości i każdy teraz może być, kim chce. Może się przebrać, dokupić parę rzeczy, zmienić sobie nicka oraz operację plastyczną zrobić. Każdy może być, kim chce. Niby więc dlaczego Tarnobrzeg nie miałby trochę być jak Las Palmas. Nie samą siarką oraz wspomnieniami człowiek żyje. Na razie mamy skromne trzy daktylowce albo kokosowce, ale przecież z czasem można by obsadzić całą dwupasmówkę od Siedleszczan, gdzie się zaczyna. Jakieś pnącza na tym zainstalować, liany, papirusy, agawy, kaktusy, hibiskusy, krokusy, baobaby, małpy wypuścić, liny rozwiesić, kufry w poprzek postawić i ludność napływową w strojach z trawy zatrudnić. Wszystko oczywiście przykryć hawajskim daszkiem, żeby nie padało. Żeby wreszcie przestał lać ten polski styczniowy czarny deszcz, który nigdy nie schnie, a co najwyżej zamarza i wtedy na drodze 871 nie ma przebacz. Na żadnej krajowej, wojewódzkiej, powiatowej ani gminnej nie ma. A pod palmą nie zamarza, ponieważ nie pada tam nigdy.

Może to żarty, a może i nie. Kto w końcu może zabronić miejscom i miastom kształtować swoją postać w odniesieniu do globalności? Przecież nic bardziej nie doskwiera współczesnym niż nuda codzienności, klimatu i miejsca narodzin. Mogą Chińczycy budować swoje pomniejszone Wenecje i Paryże, możemy i my swoją Dominikanę. Ale w odróżnieniu od Chińczyków my nie będziemy zwiedzać. My w swojej Dominikanie, albo i na niej, zamieszkamy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2014