Do trzech razy sztuka: Artemis wystartowała – dokąd nas zaprowadzi?

Po dwóch huraganach, serii awarii i niemal 20 latach przygotowań, Ameryka – z Europą – wraca do podboju kosmosu.

16.11.2022

Czyta się kilka minut

Start Artemis 1, 16 listopada 2022 r.  / / fot. NASA / Bill Ingalls
Start Artemis 1, 16 listopada 2022 r. / / fot. NASA / Bill Ingalls

Noc nad Florydą na kilkanaście sekund zmieniła się w dzień. Tuż przed 2.00 miejscowego czasu najpotężniejsza rakieta kiedykolwiek zbudowana przez NASA ruszyła w drogę. Półtorej godziny później jej ostatni człon uruchomił jeszcze raz swoje silniki i pchnął kapsułę kosmiczną Orion w stronę Księżyca. Tak zaczęła się niezwykle ważna misja, od której zależy to, czy ludzkość wróci na powierzchnię naszego satelity. A potem ruszy dalej na podbój Układu Słonecznego. 

Miało być łatwo: 20 lat drogi na Księżyc

Złośliwcy wątpili, czy ten moment kiedykolwiek nadejdzie. Cały projekt powrotu na Księżyc od lat padał ofiarą cięć budżetowych, problemów technicznych i zwykłego pecha, które sprawiły, że zdanie „zrobimy to po starcie SLS” stało się odpowiednikiem „odkładamy to na świętego nigdy”. 

SLS to najpotężniejsza rakieta NASA w historii. Choć przy 98 metrach wysokości jest nieco niższa od Saturna V, który zabrał Neila Armstronga i spółkę w pierwszą podróż na Księżyc w 1969 r., to jest od niego o ok. 20 proc. mocniejsza (może zabrać na Księżyc niemal 30 ton ładunku), a jej przyszłe warianty mają być jeszcze potężniejsze. Cena za tę moc jest jednak bardzo wysoka – opracowanie rakiety i kapsuły Orion kosztowało Amerykanów 50 mld dolarów, a każdy jej start oznacza uszczuplenie budżetu NASA o kolejne 4 mld. 

Miało być łatwo, bo rakieta jest w dużej części oparta o sprawdzone komponenty promów kosmicznych. Nie było. Do tego problemy techniczne, finansowe i pandemia opóźniły start o wiele lat. Program SLS oficjalnie zaczął się w 2011 r., a pierwszy start nowej rakiety miał mieć miejsce w 2016 r. Ale korzenie programu sięgają jeszcze dalej, bo protoplasta rakiety SLS oraz kapsuła Orion były projektowane jeszcze na potrzeby programu „Constellation”, ogłoszonego w 2005 r. Pokonanie drogi na Księżyc zajęło niemal 20 lat.

Pech nie odpuszczał do końca

Nawet na ostatniej prostej wydawało się, że wszystko sprzysięgło się przeciw temu projektowi. To była trzecia próba startu. Pierwsze podejście, 29 sierpnia, nie udało się, bo system chłodzenia jednego z wielkich silników SLS zawiódł i nie udało się go naprawić na czas. Druga próba, 3 września, została przerwana po wykryciu wycieku wodoru podczas tankowania. A wkrótce potem rakietę trzeba było ewakuować do hangaru, bo Centrum Lotów Kosmicznych im. Kennedy’ego znalazło się dokładnie na ścieżce huraganu Ian. 


CZYTAJ TAKŻE: Rakieta SLS, najważniejszy program NASA, opiera się na elementach sprzed niemal pół wieku


Mało brakowało, by kolejny huragan – Nicole – przerwał także ostatnią próbę startu. Wichura zerwała fragmenty izolacji kapsuły Orion, ale uszkodzenia okazały się na tyle drobne, że nie wymagały przerwania startu. 

Pech nie opuszczał rakiety do końca. Podczas ostatniego odliczania najpierw wykryto wyciek w jej systemie tankowania, a następnie okazało się, że jedna ze stacji monitorujących jej lot nie przekazuje danych do centrum kontroli lotów. Trzyosobowy zespół musiał wdrapać się na wieżę startową, tuż obok wypełnionej paliwem rakiety, i dokręcić poluzowane śruby. Inny – naprawić łącze. Misja na Księżyc ruszyła dzięki kluczowi dynamometrycznemu i nowej karcie sieciowej. 

„Jesteśmy wszyscy częścią czegoś wyjątkowego – powiedziała po starcie Charlie Blackwell-Thompson, pierwsza w historii kobieta na stanowisku dyrektora startów NASA. – To pierwszy krok w drodze na Księżyc. Zasłużyliście na miejsce w historii”. Zgodnie z tradycją NASA, po starcie dyrektorce, debiutującej w tej roli, ceremonialnie obcięto krawat. 

Z Krakowa w kosmos

Misja kapsuły będzie wyjątkowo długa: pojazd spędzi w kosmosie aż 25 dni. Jej finałem będzie ogniste wejście w atmosferę Ziemi i wodowanie na Pacyfiku 11 grudnia. Jeśli wszystko pójdzie, jak powinno, w 2025 r. w lot wokół Księżyca wyruszy załogowa misja Artemis 2. Około roku później astronauci misji Artemis 3 jako pierwsi od przeszło półwiecza zejdą na księżycowy grunt. Pierwszy krok najprawdopodobniej postawi tam tym razem kobieta. Nazwę programu wybrano nieprzypadkowo: Artemida była siostrą-bliźniaczką Apolla. 

Tym razem w kapsule nie ma załogi, ale to nie oznacza, że Orion leci na Księżyc pusty. W fotelach znajdują się trzy manekiny (Helga, Zohar i Kapitan Campos), które pozwolą zmierzyć skutki promieniowania kosmicznego dla zdrowia załogi, oraz pluszowy pies Snoopy, który był maskotką amerykańskich lotów na Księżyc jeszcze w czasach programu Apollo. Kapsuła zabrała ze sobą także 10 małych satelitów, które przeprowadzą na orbicie serię niezależnych eksperymentów. 

Manekiny, a raczej czujniki, w które zostały wyposażone, mają zresztą krakowskie korzenie. Detektory promieniowania jonizującego zostały opracowane przez Instytut Fizyki Jądrowej PAN w Krakowie. Tu też prowadzona będzie analiza wyników badań. Z kolei system laserowego systemu monitoringu powietrza kapsuły jest wyposażony w detektory podczerwieni polskiej firmy VIGO Photonics, która wcześniej tworzyła już podobne detektory m.in. na potrzeby misji łazika Curiosity. 

NASA zapewnia, że tym razem celem nie jest, jak w czasach „zimnej wojny”, prosty propagandowy tryumf. Celem programu Artemida jest zbudowanie trwałej ludzkiej obecności na Księżycu pod postacią bazy na jego powierzchni i stacji kosmicznej Gateway, która będzie Srebrny Glob okrążać. 

Powrót po pół wieku

„Dlaczego Księżyc? – pytał w ubiegłym roku szef NASA Bill Nelson. – Bo prawdziwym celem jest Mars. Na Księżycu możemy nauczyć się tego, jak przetrwać we wrogim środowisku w odległości 3-4 dni drogi od Ziemi, zanim ruszymy dalej i oddalimy się od niej na odległość, której pokonanie zajmuje wiele miesięcy. To jest cel tego programu: wracamy na Księżyc, żeby nauczyć się, jak tam żyć”. Marsjańskie misje mają wystartować w połowie lat 30. 


CZYTAJ TAKŻE: Wspaniałe pustkowie – Księżyc, jakiego nie znacie


NASA nie leci na Księżyc sama. Kluczowy element Oriona – jego moduł serwisowy, zapewniający kapsule energię, a załodze wodę i powietrze – został zbudowany przez Europejską Agencję Kosmiczną. W programie bierze udział także japońska agencja JAXA – zarówno Europejczycy, jak i Japończycy chcą, by ich obywatele stanowili część księżycowych załóg. Kluczowe elementy programu tworzą też prywatne firmy, takie jak Blue Origin Jeffa Bezosa czy SpaceX Elona Muska, które zbudują przyszłe lądowniki księżycowe. Lądownik Muska będzie oparty na jego ogromnym pojeździe Starship, który sam ma po raz pierwszy polecieć w kosmos jeszcze w grudniu.

NASA czekała na ten moment niemal dokładnie 50 lat. 7 grudnia minie pół wieku od chwili, gdy w drogę na Księżyc wyruszyła ostatnia jak dotąd załogowa misja Apollo 17. Orion uczci tę rocznicę 60 tys. km od domu.

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]