Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po dwóch huraganach, serii awarii i niemal 20 latach przygotowań Ameryka – z Europą – wraca do podboju kosmosu.
To była trzecia próba startu. Pod koniec sierpnia zawiódł system chłodzenia jednego z silników. Na początku września wykryto wyciek wodoru. Potem rakietę trzeba było ewakuować, bo nadciągał huragan Ian. Udało się w końcu 16 listopada. Start rakiety SLS – najpotężniejszej kiedykolwiek zbudowanej przez NASA – z kapsułą Orion rozpoczął misję, od której zależy, czy ludzkość wróci na powierzchnię naszego satelity. A potem ruszy dalej na podbój Układu Słonecznego.
Bezzałogowy Orion (w jego fotelach umieszczono trzy manekiny) spędzi w kosmosie aż 25 dni, wykonując rozmaite pomiary i testy. Finałem misji będzie ogniste wejście w atmosferę Ziemi i wodowanie na Pacyfiku 11 grudnia. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, w 2025 r. w lot wokół Księżyca wyruszy załogowa misja Artemis 2. Około roku później astronauci misji Artemis 3 jako pierwsi od przeszło półwiecza zejdą na księżycowy grunt.
Tym razem celem nie jest, jak w czasach zimnej wojny, prosty propagandowy triumf. W programie Artemis chodzi o zbudowanie trwałej ludzkiej obecności na Księżycu – bazy na jego powierzchni i stacji kosmicznej Gateway, która będzie go okrążać.
„Na Księżycu możemy nauczyć się tego, jak przetrwać we wrogim środowisku w odległości trzech-czterech dni drogi od Ziemi, zanim ruszymy dalej i oddalimy się od niej na odległość, której pokonanie zajmuje wiele miesięcy” – mówił były szef NASA Bill Nelson. „To jest cel tego programu: wracamy na Księżyc, żeby nauczyć się, jak tam żyć”.
7 grudnia minie pół wieku od chwili, gdy w drogę na Księżyc wyruszyła ostatnia jak dotąd załogowa misja Apollo 17. Orion uczci tę rocznicę 60 tys. km od domu. ©