Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
RED.: Areszt, podobno się z nim liczysz. Czy „areszt” to metafora losu poety-anarchisty, czy bardzo konkretna perspektywa?
KONRAD GÓRA: Metafory w tym nie ma nawet metra kwadratowego, nie mówiąc o trzech.
Jesteś poetą gniewnym... Na czym zależy Ci bardziej: na rozwaleniu ugłaskanych, fałszywych obrazów rzeczywistości czy na zbudowaniu dobrego wiersza?
To jest za dobre – przyjemne – pytanie, żebym faktycznie szukał na nie odpowiedzi. Ja piszę wiersze np. dlatego, żeby się zmęczyć i śnić co innego, niżbym śnił niezmęczony.
Czy da się jeszcze działać – zdziałać, coś zmienić – wierszem?
Tak, po odrzuceniu wstydu. Widzisz, ja mieszkam na Cibulce [squat w czeskiej Pradze – red.] m.in. z Rybą [Robertem Rybickim – red.] i tutejsza brać i siostrzec regularnie go proszą, żeby przeczytał wiersz przed obiadem, albo do prac porządkowych. I mam wtedy żal do siebie, że ja nie mam dobrych wierszy do obiadu, bo jakby większość tego, co napisałem, to są wiersze albo pod wódkę, albo zamiast obiadu.
Co uważasz za swoją tradycję polityczną i poetycką?
Polityczna? Kazimierz Pużak!
Poetycka – wszyscy ci bez języka: Celan, Blatný, Borowski Tadeusz, Jiří Kolář, do tego nieco surrealizmu przeciw smutkowi, jakiś ludowy śpiew. Psy, lisy, ptaki, pijacy, błaźni, nieszczęśliwe kobiety.
Jak, gdzie i przez kogo chciałbyś być czytany?
Jak kiedyś już gdzieś powiedziałem, mocno mi zależy na nieutraceniu kontaktu z moimi czytelnikami w przeszłości [może w przyszłości? – red.], choćby ze wspomnianymi w poprzedniej odpowiedzi. No, chciałbym być też czytany w więzieniach, na barykadach, zamiast piwa, zamiast wódki, do chleba, do ziemniaków z kapustą. ©