Długi nie do spłacenia

Wymiar polityczny wystaw sprawia, że etyka zastąpiła tu estetykę. Prace przestają funkcjonować jako dzieła sztuki. Dlatego w Kassel artyści nas nie usypiają.

25.07.2017

Czyta się kilka minut

Britta Marakatt-Labba, „Historja”, 2003–07. Fragment kilkumetrowej tkaniny opowiadającej historię ludu Sámi. / ROBERT ZAKRZEWSKI
Britta Marakatt-Labba, „Historja”, 2003–07. Fragment kilkumetrowej tkaniny opowiadającej historię ludu Sámi. / ROBERT ZAKRZEWSKI

W 1959 r. 23-letni Hans Haacke, dziś jedna z najważniejszych postaci współczesnej sztuki, pomagał w wieszaniu prac i pilnował ich podczas wystawy w Kassel. Robił też zdjęcia zwiedzającym. Utrwalał ich reakcje na widok wystawionych wtedy dzieł od Picassa i Kandinskiego po Pollocka i Moore’a. Od tego czasu organizowana co pięć lat i trwająca sto dni wystawa, kultowe już documenta (pisane właśnie z małej litery), stała się jedną z najważniejszych, jeżeli nie najważniejszą w świecie współczesnej sztuki. Anektuje ona całe Kassel: muzea, galerie, budynki poprzemysłowe, place i parki. Gromadzi też olbrzymią publiczność: poprzednie, w 2012 r., obejrzało ok. 900 tys. osób. W tym roku odbywa się po raz czternasty.

Zdjęcia Hansa Haacke – pokazane na tegorocznej edycji – przypominają o ich początkach. Documenta w 1955 r. założył zamieszkały w Kassel Arnold Bode, artysta, wykładowca i kurator. „Czuliśmy potrzebę powiedzenia czegoś o tym, co straciliśmy przez lata 1933-45” – tłumaczył. „Chcieliśmy przypomnieć o sztuce pierwszych dekad XX w.” – dodawał. Zainicjowana przez niego impreza miała wypełnić ogromną wyrwę okresu nazizmu, przywrócić sztukę, którą za czasów Hitlera uznano za zdegenerowaną, ale też pogodzić Niemców z nowoczesnością i uodpornić ich na wirus nacjonalizmu.

Ateńska lekcja

„A dziś po co nam documenta?” – to pytanie zadał Adam Szymczyk, który kierował przygotowaniem tegorocznej edycji imprezy. „Muszą przyjrzeć się sobie jako instytucji” – mówił w wywiadzie zamieszczonym w niemieckim magazynie „Art”. „Nawet jeśli są finansowane przez niemieckie instytucje państwowe – dodawał – ważne, aby nie były postrzegane jedynie jako narzędzie służące kulturalnym i politycznym zainteresowaniom Niemiec. Twórczość kulturalna powinna być własnością wszystkich”. I zdecydował się na radykalny krok. Wcześniej imprezie w Kassel towarzyszyły wydarzenia w innych miejscach (w 2012 r. w Kabulu), jednak w tym roku imprezę zorganizowano równolegle w Atenach. Decyzja o organizacji documenta właśnie tam wzbudziła kontrowersje: był to przecież akt polityczny. Podobnie jak decyzja o współpracy tylko z instytucjami publicznymi w Atenach. Jak podkreśla Paul Preciado na łamach „Libération”: wystawa sztuki w tym przypadku jest „rozumiana jako usługa publiczna, jako odtrutka na austerity w sferze ekonomii, polityki i moralności”.

W Grecji z kolei zarzucano, że to kolejna próba kolonizowania Aten przez ­niemiecki kapitał. Mówiono o zagarnięciu lokalnych środków na kulturę oraz o zignorowaniu greckiej sceny artystycznej. O temperaturze i znaczeniu tego sporu chyba najlepiej świadczy obszerna, opublikowana na łamach „Art-agenda” rozmowa kuratorki iLiany Fokianaki z... Janisem Warufakisem, byłym ministrem finansów, dziś jednym z najbardziej dyskutowanych na świecie ekonomistów. Trudno wyobrazić sobie podobną dyskusję w innym kraju.

Documenta miały skłonić do przemyślenia współczesnego systemu polityczno-ekonomicznego. Ich opowieść jest antyneoliberalna – podkreśla w tej rozmowie Warufakis: „W 2017 r. w Grecji niepowodzenie neoliberalizmu jest widoczne w odrzuceniu przez neoliberalne instytucje neoliberalnych polityk! To wyborny paradoks, którego documenta zupełnie nie widzą, ponieważ gdyby rozmawiano o prawdziwej tragedii, która dzisiaj ma miejsce w Grecji, to krytyka samego neoliberalizmu nie wystarczy. Trzeba wejść znacznie głębiej w krytykę obecnego systemu” – dodaje.

Nauka historii

W samym centrum Kassel argentyńska artystka Marta Minujín wzniosła ogromną budowlę, przypominającą główną świątynię ateńskiego Akropolu. Marmur zastąpiły książki przytwierdzane do metalowej konstrukcji. Codziennie przybywają nowe: ostatecznie ma się tu znaleźć 170 tytułów w tysiącach egzemplarzy wydanych w wielu językach. Wszystkie one w swoim czasie były, a czasami nadal są zabronione. „Partenon książek” wzniesiono w miejscu, w którym 19 maja 1933 r. naziści palili „nieprawomyślną” literaturę usuwaną wówczas z bibliotek. Dziś jednak – obok tytułów skazanych wówczas na zniszczenie – znalazły się te, które padały ofiarą cenzury w ZSRR i innych krajach.

Monumentalna praca Minujín już stała się symbolem tegorocznych documenta. Co więcej, w Kassel znalazły się dzieła artystów wystawianych już w Atenach. Jednak jest to inna, rozpisana na wiele miejsc wystawa. Skupia się na kluczowych kwestiach społeczno-politycznych kształtujących dziś Europę: wzroście postaw nacjonalistycznych, problemach imigracji i wykluczeń. Patrzy na nie z niemieckiej perspektywy. Zaś przeszłość, problem rozliczeń z II wojną światową, niemiecką pamięć i odpowiedzialność za przeszłość umieszczono w Kassel w centralnym miejscu.

Documenta wracają też do problemu zagrabionych dóbr kultury. W Neue Galerie, ważnym miejscu dla Kassel – to historyczna siedziba zbiorów sztuki w tym mieście – zajęła się nimi Maria Eichhorn. Artystka, która powołała Instytut Rose Valland, nazwany imieniem francuskiej historyczki sztuki zbierającej podczas II wojny informacje o niemieckich grabieżach, pokazuje losy księgozbiorów zrabowanych przez nazistów. Przypomina o kolekcji Alexandra Fiorino, żydowskiego kolekcjonera z Kassel, skonfiskowanej w 1939 r., oraz o losach zbiorów Davida Friedmanna z przedwojennego Wrocławia, z których pochodzi odnaleziony u Gurlitta obraz wybitnego niemieckiego impresjonisty Maxa Liebermanna.

Neue Galerie jest kluczem do tegorocznej edycji imprezy i tłumaczy najważniejsze decyzje, w tym obecność w Atenach. Pokazane tam dzieła – w tym „Prawdziwi naziści” Piotra Uklańskiego, nowa wersja znanej pracy, w której zdjęcia aktorów zostały zastąpione wizerunkami ludzi z III Rzeszy i kolaborantami z innych krajów – układają się w wielowątkową opowieść o XX-wiecznych autorytaryzmach, II wojnie i innych konfliktach, dziedzictwie kolonializmu i rozliczeniach z przeszłością, dalece wychodząc poza niemiecki czy też europejski kontekst. Adam Szymczyk przywołuje także wcześniejsze dzieje Niemiec. Na wystawie znalazły się m.in. grafiki siostry Hildebranda Gurlitta, Cornelii – ciekawej, związanej z ­ekspresjonizmem artystki, która w młodości popełniła samobójstwo – ale też pejzaże ich dziadka, Louisa Gurlitta. Wreszcie bardzo ważnym wątkiem w Neue Galerie są skomplikowane relacje niemiecko-greckie od czasów Oświecenia. Długi nie do spłacenia.

Za sprawą Johanna Joachima Winckelmanna – którego portret znalazł się także na documenta – starożytna Grecja, jej kultura, filozofia, ale też system polityczny stały się dla Niemców oraz dla całej Europy przez kolejne stulecia głównym punktem odniesienia, spychając Rzym na plan dalszy. I to Niemcy mieli ważny udział w tworzeniu nowoczesnej Grecji: pierwszym władcą po odzyskaniu przez ten kraj niepodległości – nieszczególnie zresztą udanym – został w 1832 r. Otton Wittelsbach. Plany urbanistyczne dla Aten tworzył wybitny architekt Leo von Klenze. Friedrich von Gärtner jest autorem Pałacu Królewskiego (dzisiejszej siedziby parlamentu), a inne kluczowe budynki dla stolicy Grecji – w tym Nowy Pałac Królewski oraz Teatr Narodowy – zaprojektował Ernst Ziller. Istotne jest przypomnienie tych skomplikowanych relacji, w których rachunek wzajemnych zysków i strat nie jest wcale oczywisty, gdy dziś dominują oskarżenia. Przy czym cała opowieść w Neue Galerie jest trudna, wręcz bolesna. Pablo Larios na łamach „Frieze” doszukuje się nawet religijnych korzeni wizji tej wystawy („wina, tak, ale także wymagająca skruchy, odkupienia, wyznania”) – i nie udziela rozgrzeszenia. Zasadnie przypomina, że są inne tradycje niemieckie, nieobecne w Neue Galerie, z Immanuelem Kantem, krytykiem niewolnictwa i kolonializmu na czele.

Więcej niż symboliczna była też kolejna decyzja Szymczyka. Fridericianum, gmach będący od początku istnienia documenta ich centrum, zajmuje kolekcja ateńskiego Muzeum Sztuki Współczesnej EMST. Przygotowana przez jego szefową Katerinę Koskinę ekspozycja to opowieść o greckiej sztuce – w kontekście międzynarodowym – od czasów powojennej transformacji, czasów dyktatury, powrotu demokracji, do czasów ostatniego kryzysu. Chyba jeszcze nigdy tamtejsza sztuka ostatniego półwiecza nie miała tak obszernej i ciekawej prezentacji poza granicami (a przecież zignorowanie greckich artystów Szymczykowi zarzucano).

Wielość opowieści

„Zapomnienie o wszystkim, o czym jesteśmy przeświadczeni, że wiemy, jest najlepszym początkiem” – przekonywał Szymczyk podczas otwarcia documenta. Nieporozumieniem byłoby sprowadzenie całej imprezy do polityki. Wystawy pokazują sztukę w bardzo różnych jej wymiarach, unikając skupiania się na artystycznych gwiazdach i na sztuce jako celebryckim spektaklu. Jest tu miejsce na malarstwo: zarówno na niepokojące obrazy i rysunki urodzonej w Bazylei Miriam Cahn, w ­których realizm miesza się z fantazją, jak i dla wielobarwnych abstrakcji Amerykanina Stanleya Whitneya. Dla wyciszonych, oszczędnych obrazów Greka Andreasa Ragnara Kassapisa i dla ekspresyjnych, malowanych na grubo tkanym płótnie prac malarza i aktywisty El Hadjiego Sy z Senegalu. A jednocześnie bardzo wiele miejsca zajmuje performance, działania na pograniczu sztuk wizualnych, teatru, tańca, muzyki.

Obok siebie znaleźli się artyści o wielkim dorobku i młode, intrygujące postaci. Niezwykle ciekawe jest to pokazanie artystów od wielu lat tworzących, lecz dotąd mniej dostrzeganych w głównych artystycznych centrach, czasami trochę pomijanych. Jest wśród nich działająca od lat 60. Beatriz González z Kolumbii, proponująca własną, ciekawą wersję zaangażowanego politycznie pop-artu, jedna z pionierek eksperymentalnej sztuki Amerykanka Anna Halprin czy też klasyczka rumuńskiej sztuki Geta Brătescu, autorka przewrotnych, pełnych humoru dzieł. Są tu artyści zazwyczaj mniej obecni na podobnych wielkich artystycznych imprezach, z odległych krajów, jak Australia, Kamerun czy Mongolia, czy geograficznie bliżsi, jak twórcy związani z ludem Saami. Oglądamy całkiem odmienną mapę artystyczną współczesnego świata.

Na documenta – i to chyba największe osiągnięcie – zaproponowano inne, intrygujące odczytania sztuki powstającej przed laty, a nawet stuleciami. Niektóre zaskakujące i pokazujące znaną niby twórczość w całkiem innym świetle. Jak choćby wstrząsające „Rozstrzelanie VIII” z 1949 r. Andrzeja Wróblewskiego zawieszono obok obrazów Pawła Fiłonowa, ciekawego, ale bardzo odrębnego przedstawiciela rosyjskiej awangardy, proponującego w latach 20. i 30. ubiegłego stulecia własną wersję sztuki zaangażowanej społecznie.

Jesteśmy ludem

„Wystawa powinna być doświadczeniem” – przekonuje Adam Szymczyk. A jednak wymiar polityczny ekspozycji sprawia, że etyka na documenta zastąpiła estetykę, pokazane tu prace zaś w wielu przypadkach przestają funkcjonować jako dzieła sztuki. Narzekała na to Jeni Fulton, redaktor naczelna magazynu „Sleek”. To prawda, w Kassel sztuka nie usypia. Nie jest też miłym dodatkiem do rzeczywistości. Czy przez to przestaje być sztuką, gubi swą odrębność? Nie sądzę.

Na documenta znalazła się zarówno twórczość będąca czysto estetycznym doświadczeniem, jak i dotykająca spraw bardzo trudnych, ważnych nie tylko dla świata sztuki. I właśnie te dzieła przykuwają największą uwagę, bo wykraczają poza bezpieczny świat art worldu. Na Königsplatz, jednym z centralnych miejsc Kassel, Olu Oguibe, artysta, który dzieciństwo spędził w latach 60. w Biafrze (w Nigerii trwała wtedy wojna domowa), ustawił obelisk. Doskonale wpisał go w pejzaż miasta. Wydaje się, jakby stał tam od dziesiątków lat. Dopiero po chwili dostrzega się, że zostały na nim wyryte – w czterech językach – słowa Ewangelii wg św. Mateusza: „Byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie”. Monument nie dotyczy odległej historii, lecz spraw najbardziej aktualnych. W całym Kassel zaś zawisły billboardy i plakaty autorstwa Hansa Haacke ze słowami – znów w różnych językach – „Wir (alle) sind das Volk”, „My (wszyscy) jesteśmy ludem”, po niemiecku, arabsku, rosyjsku, polsku, turecku... To nimi posługują się dzisiejsi mieszkańcy miasta. ©

Współpraca Robert Zakrzewski

Documenta 14 – w Atenach impreza zakończyła się 16 lipca, w Kassel potrwa do 17 września; dyrektor artystyczny Adam Szymczyk.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2017