Dialog społeczny warunkiem rozwoju Polski

To prawda, że zwrot ku gospodarce rynkowej i liberalnemu państwu, który dokonał się w Polsce, doprowadził do wzrostu różnic w poziomie zamożności Polaków. Rozwarstwienie społeczne nie jest jednak aż tak duże, jak chcieliby tego niektórzy zwolennicy społecznego egalitaryzmu i nie powoduje aż tak znaczących napięć społecznych, jak przedstawiają to niektórzy uczestnicy polskiej debaty politycznej.

20.09.2010

Czyta się kilka minut

Debaty Tezeusza /
Debaty Tezeusza /

Rynek nieuchronnie prowadzi do społecznego podziału na wygranych i przegranych. W życie społeczne jest jednak także wbudowany mechanizm uczenia się. Rynek dokonuje selekcji skutecznych i mniej skutecznych strategii, pozwalając na odniesienie sukcesu tym, którzy przyjęli strategie bardziej skuteczne.

Wprowadzanie do dyskusji o tolerancji problemu rozwarstwienia społecznego - podziału na biednych i bogatych, wykształconych i mniej wykształconych - jest, moim zdaniem, zadaniem dość karkołomnym. Zawiera bowiem wewnętrzne, ukryte założenie, że podział na biednych i bogatych, wykształconych i niewykształconych, wygranych i przegranych, samodzielnych i roszczeniowych, beneficjentów systemu gospodarczego i jego ofiary, należących do middle class i członków underclass - jest trwały i ostry.

Takie założenie być może jest prawdziwe w odniesieniu do społeczeństw kastowych, a także - w jakimś stopniu - wobec feudalnych społeczeństw stanowych. Może nawet odpowiada opisowi społeczeństwa epoki przemysłowej z jego względnie trwałymi podziałami klasowymi. Jednak wobec współczesnego polskiego społeczeństwa wydaje się chybione.

Liberalne społeczeństwa epoki postindustrialnej charakteryzuje bowiem znaczna mobilność pionowa. W czasie życia jednostki możliwe jest przemieszczanie się wzdłuż drabiny społecznej zarówno z dołu do góry, jak i w przeciwnym kierunku. Chociaż wiele badań wskazuje na to, że zazwyczaj ruch ten odbywa się o jeden, góra dwa szczeble, to przecież znane są przypadki fortun, zdobywanych - dzięki własnym umiejętnościom, przedsiębiorczości czy innym talentom - w ciągu życia jednostki.

Podział na warstwy społeczne jest przy tym zdecydowanie nieostry. Nie chodzi mi tu o problemy definicyjne, z jakimi borykają się badacze próbujący opisywać fenomen biedy czy bogactwa, ale o rzeczywisty obraz społeczeństwa, które stanowi pewne dynamiczne kontinuum.

Różnice te są nieostre i mają tendencję do zacierania się. Pewne style życia i mody, kreowane przez wyższe warstwy społeczne, przenikają do niższych. Niektóre rozrywki klas niższych dyfundują do sfer wyższych. Próby zhierarchizowania i ustrukturyzowania społeczeństwa na podstawie kryterium zamożności, stylu życia czy stylu konsumpcji doprowadziłyby do kompletnego chaosu. Dotyczy to szczególnie społeczeństwa polskiego, gdzie procesy te są wyjątkowo dynamiczne, ze względu na stosunkowo krótki okres od początku transformacji. Sytuacja Polski jest przy tym odmienna od wielu innych krajów europejskich - i nie tylko tych - z jeszcze jednego powodu. Nasze społeczeństwo jest niemal homogeniczne pod względem rasowym i narodowościowym. To dodatkowo zaciera linię podziału pomiędzy biednymi i bogatymi, która w wielu krajach Zachodu w znacznej mierze pokrywa się z tymi właśnie podziałami, wzmacniając je i utrwalając. Te czynniki powodują, że w Polsce, mimo iż wielu polityków chciałoby inaczej, trudno mówić o bezpośrednim i faktycznym konflikcie pomiędzy mniej i bardziej zamożnymi warstwami społecznymi, a co za tym idzie - o konieczności wdrażania na tym polu jakiegoś szczególnego programu tolerancji.

Bardziej trafnie stan rzeczy opisuje teza amerykańskiego teoretyka społecznego Daniela Bella, który prawie pół wieku temu stwierdził, że "nowe <<walki klasowe>> w społeczeństwie postindustrialnym w mniejszym stopniu związane są z wewnętrznymi konfliktami w przedsiębiorstwie między robotnikami a zarządzającymi, w większym natomiast - z naciskami rozmaitych zorganizowanych grup na budżet państwa".

Przytaczam to sformułowanie, ponieważ Bell formułuje je z pozycji bądź co bądź konserwatywnych. Tymczasem we współczesnej Polsce to właśnie środowiska, określające swoją orientację polityczną jako konserwatywną, są najzagorzalszymi krytykami obecnego modelu społecznego. Opisywany przez Bella konflikt w jakimś stopniu uosabia - równie popularna jak fałszywa - dychotomia państwo liberalne - państwo socjalne. Ten sztucznie stworzony konstrukt, mający służyć polaryzacji pola politycznego, w rzeczywistości jest niezmiernie niebezpieczny. Promuje bowiem, dysfunkcjonalny z punktu widzenia rozwoju, model etatystyczno-redystrybucyjny, w którym państwo zamienia się w Lewiatana, pożerającego coraz większe zasoby i próbującego za pomocą biurokratycznej machiny regulować coraz szersze obszary życia.

Tymczasem dziś, w szybko zmieniającym się świecie, nie chodzi o solidaryzm na poziomie redystrybucji, ale o budowanie społecznej spójności i wzmacnianie konkurencyjności, pozwalające pomnażać dobrobyt społeczeństwa. Tego nie da się zrobić bez uwzględniania takich faktów, jak globalizacja, konkurencja międzynarodowa, przemiany demograficzne czy postęp technologiczny. Dylemat jest stosunkowo czytelny: wybieramy równość dzisiaj kosztem wyższego poziomu życia w przyszłości czy stawiamy na rozwój w długim okresie kosztem równości dzisiaj?

Pierwsza droga oznacza preferowanie podziału wytworzonego dochodu, a nie tworzenie warunków do dynamicznego wzrostu gospodarczego w średnim i długim okresie. Druga zakłada znacznie wyższe tempo wzrostu gospodarczego i w efekcie wyższe tempo wzrostu PKB. Przyjęcie takiej strategii oznacza intensywny rozwój gospodarczy i znacznie wyższą konsumpcję w przyszłości. Jedyny minus - ta droga musi oznaczać przyzwolenie na wyższe nierówności dochodowe, bo to one napędzają dynamikę wzrostu. I co ważne - w tym wariancie uzyskalibyśmy także znacznie szybsze tempo wzrostu dochodów najuboższych, czego dowodzą analizy dróg rozwojowych wielu państwa świata.

Większość z nas może się zresztą w tej mierze odwołać do własnego doświadczenia. Mamy za sobą ponad 20 lat transformacji. W gruncie rzeczy, poza nielicznymi wyjątkami, wygrani jesteśmy wszyscy. Średnia płaca w końcu lat 80. ubiegłego stulecia wynosiła ok. 25 dol. Dziś przekracza 1 tys. dolarów. Poprawie uległy niemal wszystkie wskaźniki społeczne. Jesteśmy zdrowsi, dłużej żyjemy, jesteśmy bogatsi i lepiej wykształceni.

To prawda, że zwrot ku gospodarce rynkowej i liberalnemu państwu, który dokonał się w Polsce, doprowadził do wzrostu różnic w poziomie zamożności Polaków. Rozwarstwienie społeczne nie jest jednak aż tak duże, jak chcieliby tego niektórzy zwolennicy społecznego egalitaryzmu i nie powoduje aż tak znaczących napięć społecznych, jak przedstawiają to niektórzy uczestnicy polskiej debaty politycznej. Zróżnicowanie dochodów jest we współczesnej Polsce zbliżone do europejskiej średniej. Mierzone współczynnikiem Giniego wynosi ok. 0,35, podobnie jak we Francji, na Litwie czy we Włoszech. Bardziej egalitarne od nas są kraje skandynawskie oraz Belgia i Czechy, gdzie wskaźnik ten osiąga wartość ok. 0,25. Z kolei nieco większe zróżnicowanie dochodów występuje w Wielkiej Brytanii czy Portugalii - ok. 0,4. Na przeciwnym biegunie znajdują się kraje Ameryki Łacińskiej i Afryki, gdzie wskaźnik ten sięga 0,65.

Rynek nieuchronnie prowadzi do społecznego podziału na wygranych i przegranych. W życie społeczne jest jednak także wbudowany mechanizm uczenia się. Rynek dokonuje selekcji skutecznych i mniej skutecznych strategii, pozwalając na odniesienie sukcesu tym, którzy przyjęli strategie bardziej skuteczne. Selekcja ta nie dotyczy jedynie wytwarzania produktów czy świadczenia usług, ale także sposobów poruszania się w konkurencyjnym otoczeniu. Rynek promuje zachowania prowadzące do osiągnięcia sukcesu, ale wskazuje również na to, jakie zachowania prowadzą do porażki. Dzięki temu jednostki i grupy, które osiągają sukces, tworzą wzory zachowań wpływające na działania tych, którzy przegrali. Jednostki i grupy przegrane wyciągają wnioski ze swojej porażki i zdobytego dzięki niej doświadczenia, a następnie umiejętnie przejmują wzory zachowań i strategie zwycięzców.

Badacze społeczni dostrzegają te procesy także w Polsce. Ci, którzy pierwsi dokonali transgresji w nowy system, stanowią dziś grupę wygranych. Ale ci, który przegrali, także zaczynają dostrzegać swoją szansę. Biedniejsi uczą się poruszać w nowym systemie instytucji. Zmieniają strategie życiowe. Coraz częściej są przekonani, że oczekiwanie na państwową pomoc na niewiele się zda. Szukają dla siebie pól aktywności, które pozwolą im na lepsze życie. Coraz częściej dostrzegają także, że dla ich dzieci szansą na uniknięcie ubóstwa jest edukacja.

Zasoby kapitału kulturowego, jakim dysponują poszczególne jednostki, są jednym z najistotniejszych czynników determinujących ich życiowe szanse. Wykształcenie jest ich bodaj najważniejszym składnikiem. I tu jednak mamy do czynienia z istotnym postępem. Poziom scholaryzacji w szkolnictwie wyższym jest dziś nieporównywalny z tym sprzed 20 lat. Jakkolwiek można mieć zastrzeżenia do jakości kształcenia w wielu szkołach wyższych, to nie da się zaprzeczyć, że wykształcenie jest jednym z czynników ułatwiających mobilność społeczną i stanowi swego rodzaju przepustkę do lepszego świata.

Badania ilościowe - przeprowadzone na reprezentatywnych próbach -wskazują, że zdobycie kwalifikacji zawodowych przydatnych na rynku pracy jest najlepszym sposobem na osiągnięcie sukcesu ekonomicznego. Zagrożenie pauperyzacją wśród osób z wyższym wykształceniem i ich rodzin jest najniższe. Nawet jeśli osobom takim zdarzają się epizody biedy, to są one przejściowe i zazwyczaj stosunkowo krótkotrwałe. Odsetek rodzin biednych wśród absolwentów wyższych uczelni nie przekracza 2 proc., podczas gdy wśród rodzin z wykształceniem podstawowym sięga jednej piątej. Brak wykształcenia jest też najsilniejszym czynnikiem powodującym utrwalanie się biedy i prowadzącym do jej dziedziczenia.

Dyfuzja dobrobytu dokonuje się nie tylko na poziomie społecznym i kulturowym, ale także na poziomie ekonomicznym. Truizmem jest stwierdzenie, że bez ludzi aktywnych i przedsiębiorczych, którzy wypracowują istotne nadwyżki, trudno o zachowanie odpowiedniego poziomu inwestycji. I że to oni przyczyniają się do tworzenia miejsc pracy. W tym aspekcie pamiętać należy również o społecznej odpowiedzialności biznesu. Ta idea, promowana przez Polską Konfederację Pracodawców Prywatnych Lewiatan, polega na odczytaniu na nowo zobowiązań, jakie biznes ma wobec społeczeństwa. Chodzi tu o uwzględnienie w toku prowadzonej działalności nie tylko interesu udziałowców firmy, ale także innych interesariuszy: pracowników, klientów, lokalnej społeczności.

Od kilku lat promujemy ten sposób myślenia w środowiskach przedsiębiorców. Robimy to w przekonaniu, że cele gospodarcze muszą być harmonizowane ze społecznymi, pod warunkiem jednak, że nie sparaliżuje to wzrostu gospodarczego, który jest niezbędny do tego, żeby Polska przestała być jednym z najbiedniejszych krajów UE.

Przypominamy podstawową prawdę, o której wielu uczestników debaty publicznej zdaje się zapominać: żeby móc dzielić, trzeba najpierw wypracować nadwyżkę. Racjonalnie dzielić można bowiem jedynie to, co zostało wytworzone. W tym kontekście możemy powrócić do zagadnienia tolerancji, które jest przedmiotem tej debaty, z jeszcze jednej strony. Do osiągnięcia sukcesu ekonomicznego w skali kraju potrzebujemy deficytowego dziś w Polsce kapitału społecznego. Jego budowa to dziś nasza najpilniejsza potrzeba. Niski poziom zaufania do instytucji i ludzi, uczestnictwa w życiu publicznym utrudnia rozwój gospodarczy i rozwiązywanie najważniejszych problemów społecznych. Deficyt zaufania i zaangażowania jest bez wątpienia skutkiem wielu lat życia w państwie autorytarnym, a także trudnego okresu transformacji gospodarczej, która dla części osób oznaczała relatywny spadek poziomu życia i wzrost dystansu do beneficjentów tejże transformacji.

Ograniczanie wykluczenia społecznego to wyzwanie dla wspólnot samorządowych, państwa, organizacji pozarządowych, ale także przedsiębiorców. Wyzwaniem dla nas wszystkich jest dialog społeczny. Jego osią są stosunki pomiędzy związkami zawodowymi i organizacjami pracodawców. Przedmiotem tego dialogu jest wspólne kształtowanie stosunków zawodowych, warunków pracy, płac, świadczeń socjalnych oraz innych obszarów z zakresu polityki społecznej i polityki gospodarczej.

Dialog społeczny jest warunkiem zachowania pokoju społecznego, a jego brak oznacza nie tylko napięcia społeczne, strajki i protesty, ale także obniża poziom zaufania do rządzących, którzy arbitralnie podejmują decyzje w kluczowych dla kraju, gospodarki i społeczeństwa sprawach. Dialog społeczny powinien być instrumentem godzenia celów gospodarczych z celami społecznymi w imię dobra publicznego. Chcąc prowadzić taki dialog, z pewnością potrzebna jest tolerancja dla różnych sposobów widzenia świata.

W ostatnim dwudziestoleciu polska gospodarka rozwijała się średnio na poziomie 4,5 proc. rocznie, a kraje strefy euro ok. 2 proc. Prosty rachunek pozwala wyliczyć, że jeśli oba wskaźniki pozostałyby przez kilka kolejnych dekad takie same, nasz dochód na głowę mieszkańca byłby wyższy niż w strefie euro ok. roku 2032. Młodzi są niecierpliwi, więc pewnie ta data wyda się im zbyt odległa. Starsi pomyślą z żalem - nie doczekamy. Jednym i drugim trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że ta droga do zamożności jest realna tylko pod warunkiem, że skutecznie zmierzymy się z wyzwaniami, jakimi są dla nas wszystkich: niska innowacyjność naszej gospodarki, sporo niższa w porównaniu z zachodnioeuropejską wydajność pracy, niższy niż w Europie Zachodniej wskaźnik aktywności zawodowej, rozrośnięta biurokracja, wysokie koszty pracy, wciąż zacofana infrastruktura drogowo-kolejowa i wiele innych. Mamy też nieefektywny system wydatków socjalnych i jesteśmy nieprzygotowani na wyzwania klimatyczno-energetyczne. Bez zmian w tych obszarach osiągnięcie średniego wskaźnika wzrostu na poziomie 4,5 proc. rocznie, pozwalającego gonić zamożną Europę, jest w dłuższym okresie nierealne.

Tolerancja i dialog są nam potrzebne, by uzgodnić narodowy plan działania, pozwalający na przyspieszony i zharmonizowany rozwój Polski w imię interesu naszych dzieci i wnuków. Mnie osobiście ten cel wydaje się wart nawet kolejnych wyrzeczeń, jakkolwiek według naszych analiz drugi etap polskiej transformacji nie musi oznaczać zaciskania pasa, a jedynie utrzymanie wydatków socjalnych na obecnym poziomie i zdecydowanie lepsze ich adresowanie. W praktyce oznaczałoby to poprawę losu tych grup społecznych, które nie ze swojej winy nie są w stanie korzystać z szans, jakie stworzyła transformacja.

Bez dialogu, tolerancji i wzajemnego zrozumienia ten ambitny projekt wybicia się na zamożność nigdy się nam jednak nie uda. Dlatego namawiam - rozmawiajmy!

Dr Henryka Bochniarz - Prezydent Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan.

Podyskutuj na  polskatolerancja.tezeusz.pl  >

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]