Demokracja absolutna

Przez lata partie wodzowskie w Polsce miały się świetnie. Dziś widać gołym okiem, że gonią w piętkę. I bardzo dobrze.

26.03.2012

Czyta się kilka minut

Wydarzeniem politycznym w USA są obecnie prawybory, mające wyłonić kandydata Republikanów na prezydenta. W większości pozostałych krajów świata to, co się dzieje wewnątrz partii, ma znaczenie bez porównania mniejsze. Nie inaczej jest w Polsce. Co nie znaczy, że rywalizacja wewnętrzna odbywa się za kulisami.

Rodzina, ach rodzina

W Prawie i Sprawiedliwości wyłoniono właśnie nowe władze okręgowe. Wypadałoby napisać „wybrano”, lecz to określenie nie całkiem adekwatne: słowo „wybór” kojarzy się z obecnością przynajmniej dwóch kandydatów. Tymczasem statut PiS przewiduje, że głosowanie dotyczy jednej kandydatury zgłoszonej przez prezesa, która może zostać przyjęta lub odrzucona.

Podobne problemy pojawiły się przy okazji napięć w koalicji w związku z reformą emerytalną. Jednym z wyjaśnień oporu wicepremiera Pawlaka wobec rządowych planów są jesienne wybory władz w PSL. Wybory, które nie są tylko formalnością i których wynik nie jest przesądzony. Pojawiają się tutaj dwa przekazy: według jednego Pawlak, jeśli okaże się zbyt miękki w relacjach z Tuskiem, może przegrać ze swoim konkurentem, na którego wyrasta minister rolnictwa Marek Sawicki. Według drugiego przekazu pojawiają się głosy, że gdyby postawa Pawlaka doprowadziła do rozpadu koalicji, jego los jako szefa partii byłby także przesądzony.

Te dwie sytuacje wyznaczają skrajne bieguny problemu, który dotyczy wszystkich polskich partii, ale w żadnej nie jest tak klarowny jak w PiS i w PSL. PSL to jedyna partia, w której wynik wyborów przed zjazdem jest niepewny, natomiast rywalizacja odbywa się jawnie, a ci, którzy aktualnie kierują partią, nie odsądzają od czci i wiary swoich konkurentów ani nie starają się wykluczyć ich z organizacji. Z drugiej strony jest PiS, które ustawowy wymóg „powoływania organów partii w drodze wyborów” traktuje z przymrużeniem oka.

Na niedawnym seminarium zorganizowanym w tej sprawie przez Fundację Batorego uznani badacze otwarcie podważali sens demokracji wewnątrzpartyjnej, traktując ją jako wewnętrzną sprawę danego ugrupowania. Można przypuszczać, że taki brak wiary w demokrację dla całego kraju zostałby uznany za kuriozum niewarte dyskusji, tu jednak nie było takiej reakcji. Warto zatem zrobić przegląd, jakie argumenty pojawiają się w dyskusjach – tych otwartych i tych kuluarowych – przeciwko demokracji wewnątrz partii.

Nie cieszy, gdy jest

Pierwszy problem jest taki, że demokracja wewnątrzpartyjna może prowadzić do eskalacji konfliktów i tym samym do rozpadu poszczególnych ugrupowań. Takie podziały przeżywaliśmy w latach 90. Z kolei ugrupowania ukształtowane po przełomie 2005 r. i dominujące dziś na scenie politycznej okazały się partiami, łagodnie mówiąc, autorskimi, a wielu określa je po prostu jako wodzowskie.

Można też usłyszeć argument, że wewnątrzpartyjna demokracja jedynie legitymizuje oligarchię. Grozi więc, że życie wewnętrzne w partiach sprowadzi się do gry koterii i politycznego klientyzmu. Oba te argumenty sprawiają, że na liderów partii patrzy się jak na XVIII-wiecznych monarchów – oddaje się im absolutną władzę, by uniknąć permanentnej domowej wojny wszystkich ze wszystkimi.

Kolejne dwa argumenty dotyczą sprawności w rywalizacji z innymi partiami. Amerykańskie prawybory pokazują, że otwarta konkurencja wewnętrzna angażuje zasoby, których może zabraknąć w ostatecznym starciu – przedłużająca się rywalizacja w obozie Republikanów na pewno nie smuci Demokratów. Jest szansa, że wiele słabych punktów wyłonionego tą drogą kandydata zostanie ujawnionych rękami jego partyjnych kolegów.

Bardzo często demokracja wewnętrzna może paraliżować podejmowanie trudnych decyzji, które wymagają więcej czasu. Gdyby Waldemar Pawlak nie musiał jesienią startować w wyborach, pewnie jego swoboda manewru w negocjacjach w sprawie reformy emerytalnej byłaby większa. Istotną rolę mają tu media, które eskalują i rozgrywają wewnętrzne konflikty. Jest faktem, że olbrzymia część informacji od osób „pragnących zachować anonimowość” służy dyskredytacji partyjnych kolegów.

Jeszcze innym argumentem jest to, że demokracja wewnętrzna zwiększa rolę twardych wyborców danej partii i skrzydłowego elektoratu. Jeśli ugrupowania walczą w wyborach powszechnych, sprawę rozstrzygają wyborcy o umiarkowanych poglądach – właśnie pod nich partie przygotowują swoje propozycje, co w większości przypadków prowadzi do stonowania samej rywalizacji. Natomiast demokracja w obrębie nawet najszerszego obozu sympatyków danej partii przesuwa punkt równowagi z dala od centrum. Decydujący głos mogą mieć środowiska, które najsilniej się mobilizują, stąd w takiej rywalizacji bardzo często wygrywają kandydaci bardziej radykalni, a nie ci skłonni do kompromisu.

Lecz kiedy jej ni ma

Co do jednego aspektu demokracji wewnątrzpartyjnej nie ma wątpliwości: stawia wysoko poprzeczkę kulturze politycznej. Wymaga dojrzałości, akceptacji porażki, późniejszego wsparcia dla zwycięzcy przez przegranego – co zawsze trudne. I wreszcie na koniec pojawia się pytanie: co wtedy, kiedy przywódca danego ugrupowania naprawdę jest darzony zaufaniem i naprawdę większość członków uważa, że rozstrzyganie kluczowych problemów powinno być jego rolą?

Czy jednak lista wymienionych zagrożeń powinna skłonić do odrzucenia takiego rozwiązania? Poza tym za demokracją wewnętrzną przemawiają argumenty etyczne. Trudno uznać za ideał system, w którym choćby najbardziej świadomy obywatel ma coś do powiedzenia w sprawach wspólnoty raz na cztery lata. Jeśli – zgodnie z konstytucją – partie mają służyć zaangażowaniu obywateli, to przecież nie jako statystów oklaskujących wystąpienia zawodowych polityków. Tym bardziej że całe życie społeczne orientuje się na takie zaangażowanie: ludzie przywykli, że prosi się ich na bieżąco o ocenę artykułów w gazetach, produktów, jakości usług czy wykładów, dlaczego więc w tak kluczowej sprawie mają do powiedzenia tak mało?

Nie brakuje też argumentów praktycznych. Jednym z nich jest to, że takie wydarzenia są po prostu medialne (przypomnijmy rywalizację między Radosławem Sikorskim a Bronisławem Komorowskim o nominację prezydencką PO). Istotnym punktem jest też to, że współczesna polityka dotyczy działania w kolosalnej skali i alternatywą dla demokracji jest hierarchiczna biurokracja. Wiadomo, że lider partii nie jest w stanie zweryfikować każdego kandydata na posła, a co dopiero na radnego. Czy koniecznie musi zlecić to zadanie swojemu dworowi? Nie lepiej zrobi to lud, który z bliższa oceniając danego kandydata, może mieć bardziej trafną opinię na temat jego słabości czy przewag? Otwarta rywalizacja z jasnymi zasadami, w której wiadomo, że zwycięstwo nie wymaga zdobycia zaufania „kapciowych” lidera, jest też szansą na poszerzenie grona wartościowych dla partii osobowości.

Samotnyś jak pies

Polskie partie są najmniej liczne, jeśli chodzi o liczbę członków przypadających na głowę mieszkańca ze wszystkich krajów UE. W tej sytuacji członkowie partii, jak pokazuje choćby przykład PSL, są jednym z elementów przewagi konkurencyjnej – dlatego łatwość, z jaką największe ugrupowania wyzbywają się takiego narzędzia, musi budzić zdziwienie. Wewnętrzna demokracja jest elementem niezbędnym do tego, żeby mobilizować ludzi i dać im poczucie wpływu na daną sprawę. Warto też pamiętać, że w każdej partii ujęty w przewidywalne ramy konflikt cywilizuje i integruje nieuchronną rywalizację.

Brak wewnętrznej demokracji skazuje liderów partii na zależność od donosów i układów różnych koterii. Absolutyzm pewne problemy rozwiązuje, ale jeszcze więcej ich rodzi – szczególnie wtedy, kiedy partie są w coraz mniejszym stopniu spajane przez wielkie ideologie i poddawane coraz większym próbom, jeżeli chodzi o spójność. Wewnętrzna demokracja jest bez wątpienia rozwiązaniem trudnym, ale argumenty, że jest zbędna, trudno uznać za przekonujące.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2012