Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bardzo dobrze, że nam je zabrali. Majątki nie są nam potrzebne. Dzięki temu możemy skupić się na pracy duszpasterskiej". Nie są to słowa księdza-radykała, który zbyt łatwo przyjmuje do wiadomości komunistyczną konfiskatę dóbr kościelnych. To wypowiedź kard. Stefana Wyszyńskiego przytoczona przez Ewę K. Czaczkowską w biografii Prymasa Tysiąclecia.
Z jednej strony, wytaczane przez parafie, diecezje czy zakony procesy, których celem jest odzyskanie utraconych dóbr, zawsze niosą za sobą ryzyko utraty wiarygodności Kościoła jako stronnika ubogich. Z drugiej strony, Kościół posiada bezdyskusyjne prawo do zwrotu bezprawnie zabranych w czasach PRL terenów i budynków lub do pieniężnego ekwiwalentu. Co w tej sytuacji robić: odstąpić od roszczeń, godząc się w ten sposób na nikczemność komunistycznych grabieży? Dochodzić bezwzględnie swoich praw przed sądami, nie zważając na wspomniane wyżej ryzyko?
Warto zaproponować kilka zasad, których stosowanie może pomóc w rozwiązaniu lub przynajmniej osłabieniu problemów, jakie wynikają z takich procesów i ich relacjonowania przez media.
Po pierwsze: kościelna instancja, która planuje dochodzić przed sądem swoich praw dotyczących odzyskania majątku, zanim rozpocznie faktyczne postępowanie, powinna ogłosić parafianom czy diecezjanom, że zamierza to uczynić. Po prostu powinna ten fakt upublicznić, publikując stosowny komunikat.
Po drugie: wraz z informacją o planowanym postępowaniu, komunikat powinien zawierać precyzyjną informację, kto, kiedy i ile zabrał, oraz o co dokładnie wnosimy do sądu.
Po trzecie: konieczne jest też powiadomienie, na jaki konkretnie cel ewentualnie odzyskana ziemia, nieruchomość czy w końcu pieniężny ekwiwalent zostaną przeznaczone.
I po czwarte: bardzo przydałaby się zawarta w tym samym komunikacie deklaracja, że w przypadku wygranej sprawy w sądzie i uzyskania pieniężnego ekwiwalentu za utracony majątek, dziesiąta część tej kwoty będzie przeznaczona na precyzyjnie ustalony cel "dla ubogich".
Taki prosty komunikat mógłby przynieść sporo dobrego. Dziennikarze utracą newsa o pazerności i skrytych działaniach Kościoła, a nawet jeśli i tak sprawę nagłośnią, to jej siła medialna będzie już o wiele słabsza. Tym bardziej że zarzut o zachłanność zostanie stępiony dokładną informacją o okolicznościach, w jakich dobra zostały zagrabione, oraz planem na pożyteczne wykorzystanie odzyskanego majątku. Deklaracja o dziesięcinie z uzyskanego dochodu, np. na rzecz hospicjum, mogłaby podejrzliwym uzmysłowić, że Kościół nie po to stara się o zwrot majątków, by się wzbogacić, ale żeby wykorzystywać je w inicjatywach charytatywnych, misyjnych czy edukacyjnych.
Taka deklaracja przezroczystości byłaby także pięknym hołdem złożonym Prymasowi Tysiąclecia i jego wizji Kościoła ubogiego w roku, w którym obchodzimy rocznice: 110 lat od dnia urodzenia Stefana Wyszyńskiego oraz 30 lat od jego śmierci.
Konrad Sawicki (ur. 1974) jest teologiem i dziennikarzem, menedżerem projektów, współpracownikiem miesięcznika "Więź".