Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Takie smutne constans. I jak zawsze po publikacji raportu media przypominają sobie o książkach wyłącznie po to, by rozpocząć rytualny lament i załamywać ręce nad narodem, którego nie ciągnie do lektury. Po kilku dniach wszystko wraca do normy, czyli znów robi się ciszej nad tą trumną i o książkach się nie mówi prawie wcale. Aż do następnego roku. 63 proc. rodaków nie miało w ubiegłym roku ani jednej książki w ręce. Ulubionym pisarzem tych, co czytają, jest Henryk Sienkiewicz. Ludzie na wysokich stanowiskach nie podnoszą kwalifikacji poprzez lekturę książek ze swoich dziedzin. Jeśli już ktoś w ogóle czyta, to raczej kobiety. One stanowią większość w grupie osób sięgających po lekturę, one kupują książki, one korzystają z bibliotek. Wyraźnie tracimy dla czytelnictwa chłopców, widać, że nie poddają się procesowi socjalizacji do czytania tak jak dziewczynki. Wśród powodów, dla których nie sięgamy po książki, podawany jest przede wszystkim brak czasu i ochoty. Wolimy po prostu robić coś innego. Wielu ludzi zajmujących się rynkiem wydawniczym źródła problemu upatruje w rozwoju nowych technologii, które pożerają nam czas. Poza tym w wychowywaniu kolejnych pokoleń czytelników-pasjonatów na pewno nie pomaga szkoła, która zmusza do czytania, czyniąc z niego często kolejny przykry obowiązek. Ja jednak chętnie dorzucę kamyk do własnego ogródka i napiszę, że programy promocji czytelnictwa to niemal zawsze przekonywanie przekonanych, a nad samą czynnością czytania unosi się subtelny wyższościowy smrodek. „Nie czytasz? Nie idę z tobą do łóżka!”, „Nie jestem statystycznym Polakiem – czytam książki” – oto dwa pierwsze z brzegu hasła z sieci, które doskonale oddają częste podejście do tematu promocji literatury. My, czytający, czujemy się lepsi od was – tych, co nie czytacie – i damy wam to odczuć, a jeśli już poczujecie się wystarczająco gorsi, może zapragniecie dołączyć do naszego znakomitego grona.
Nie tędy droga. Taka postawa aż się prosi o to, by zrobić dokładnie wbrew, wzruszyć ramionami i powrócić do grania na konsoli/łowienia ryb/wklejania kotków na fejsie/jakiejkolwiek innej formy spędzania wolnego czasu. Może to daleko idąca analogia, ale lubię w kontekście nieczytania przywoływać przykład innej czynności, która z dość wzgardzonej w ciągu kilku lat stała się bardzo atrakcyjna, czyli gotowania. Z etapu smętnego stania nad garami przeszliśmy do szaleństwa na punkcie jedzenia, kucharzy, diet. Czy jest szansa na to, by i czytanie zyskało lepszy PR w narodzie? W raporcie autorzy wskazują na rolę otoczenia w procesie socjalizacji do czytania. Przykład kogoś, kogo podziwiamy, jest kluczowy. Czyż więc nie byłoby wspaniale, gdyby na przykład idol młodzieży, zwłaszcza męskiej, Robert Lewandowski, zechciał od czasu do czasu pokazać się z książką?
Nie dodając jednak przy okazji, że nie jest statystycznym Polakiem i że czuje się dużo lepszy od tych, którzy dziś niczego nie przeczytali. ©