Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W ubiegły piątek pani Ewa poinformowała na Twitterze, że wskutek „bezprecedensowej, brutalnej” nagonki rezygnuje z etatu w największej polskiej firmie paliwowej, której chciała służyć swym siedmioletnim doświadczeniem dziennikarskim. Wcześniej pogroziła prawnikami każdemu, kto podważy jej „kompetencje i wizerunek”, by tuż potem zapewnić, że umiejętności dowodzić będzie jednak nie w sądzie, lecz w pracy. Od 8 do 9 lutego Orlen miał więc rzecznika zajętego głównie samym sobą – i to w momencie, gdy po zmianie zarządu wartość firmy na giełdzie spadła o 2 mld zł.
Czytając Ewę Bugałę na Twitterze, trudno było pozbyć się również wrażenia, że ktoś w Orlenie lepiej obeznany w meandrach PR najpierw poradził pani dyrektor komunikacji, by zmieniła jej styl, a potem być może szepnął też firmowym decydentom, by przerwali tę komedię omyłek. W wielu spółkach kontrolowanych przez Skarb Państwa zarządzanie od lat (nie jest to wyłącznie efekt uboczny „dobrej zmiany”) odbywa się właśnie na dwóch płaszczyznach. W gabinetach zarządów nominaci z partyjnymi paliuszami pilnują politycznych konfitur, a bieżącą działalność zostawiają podwładnym drugiego i trzeciego szczebla, którzy co prawda nie występowali nigdy w Wiadomościach, ale za to znają się na swojej robocie. ©℗