Czyściec

Sakralna sztuka Nowosielskiego wyprzedziła swój czas. Stąd jej dramatyczne dzieje: zniszczone, zamalowane, odrzucone przez parafian, zniekształcone przy konserwacji... Przyzwyczajeni do estetyki przepychu i złoceń - z trudem poddajemy się milczeniu.

27.02.2008

Czyta się kilka minut

Jerzy Nowosielski, Bez tytułu; ołówek, akwarela/papier; 14,3 x 44,6 cm; Tychy / Archiwum Galeria Starmach /
Jerzy Nowosielski, Bez tytułu; ołówek, akwarela/papier; 14,3 x 44,6 cm; Tychy / Archiwum Galeria Starmach /

Panu Ryszardowi Przybylskiemu w 80. rocznicę urodzin

Mam swoją koncepcję sztuki sakralnej, zupełnie odmienną od tego, co teraz się robi na Zachodzie - pisał Jerzy Nowosielski do niemieckiego kolekcjonera - Cieszę się, kiedy projektowane przeze mnie wnętrze nie przypomina kościoła, a raczej świątynię buddyjską". Skąd wziął się w naszym kraju artysta myślący w tak niezależny sposób? Jak mogły powstać wnętrza sakralne tak bardzo niezgodne z przeciętnym, "parafiańskim" gustem?

Sztuka jedności Kościoła

Malowania ikon, zgodnie z regułami kanonu, Nowosielski uczył się podczas wojennego nowicjatu w klasztorze Studytów pod Lwowem. Kulturę liturgiczną wyniósł z tradycji rodzinnej: wizyt z ojcem w cerkwi przy Wiślnej, wspólnych wypraw na Wołyń, do Poczajowa. To wewnętrzne, "domowe" spojrzenie na obrządek wschodni dało mu ogromną swobodę w posługiwaniu się językiem ikony. Dla niego była to sztuka współczesna, wciąż żywa.

W ikonie Nowosielski cenił szczególnie tradycje pogranicza, ikony jakby "skażone" w swym kanonie: ormiańskie, rumuńskie, łemkowskie - ludowe i prowincjonalne. Decydujący wpływ wywarła na niego jednak sztuka wczesnochrześcijańska. Jak Picasso i Apollinaire odkryli sztukę afrykańską - tak Nowosielski zachwycił się sztuką jedności Kościoła, sprzed podziału i schizmy. Zabytki chrześcijaństwa wschodniego: Syria, Azja mniejsza, Mezopotamia, sztuka koptyjska. Czas, kiedy abstrakcja istniała w przestrzeni sakralnej na równych prawach, nie bano się prostych, geometrycznych ornamentów, ceniono powściągliwość i nie "zagadywano" obecności Boga nachalną, pedagogiczną narracją.

Nowosielski z czasem narzucał swoim projektom coraz większą prostotę i dyscyplinę. Kto wie, czy właśnie ascetyczna uroda i surowość tego malarstwa nie okazały się najtrudniejsze do zaakceptowania. Przyzwyczajeni do teatralnej, barokowej estetyki przepychu i złoceń - z trudem poddajemy się milczeniu. Nawet nowożytna ikona "zaraziła się" wirusem naturalizmu i nabrała cech przyziemnych: rumieńców i okrągłości. Odwołując się do wczesnochrześcijańskich źródeł, Nowosielski na powrót ikonę odrealnił, tchnął w nią nowego ducha.

Ta sztuka wyprzedziła swój czas. Stąd jej dramatyczne, smutne często dzieje. "Katalog projektów i realizacji sakralnych Jerzego Nowosielskiego", stworzony dla potrzeb albumu "Nowosielski" (2006), jest lekturą przygnębiającą: zniszczone, zamalowane, odrzucone przez parafian, zaginęło, odrzucone przez Komisję Artystyczną przy kurii, zniekształcone przy konserwacji... Jakby jej - i jej Twórcy - przypisane było na tej ziemi jakieś cierpienie, czyściec.

Pierwsze świątynie Nowosielski malował jako pomocnik Adama Stalony-Dobrzańskiego. Ten etap miał kolosalne znaczenie; każdy, kto widział drewnianą cerkiew w Michałowie na Podlasiu, z wielobarwnymi aniołami na sosnowych deskach - zrozumie, skąd wzięły się malowane 30 lat później Tychy. Dalej potoczyło się już samo: gdy któryś kapłan akceptował odważną wizję Nowosielskiego, trudno mu było odnaleźć się w konwencjonalnej przestrzeni. Przenoszony na inną parafię, "zabierał" artystę ze sobą. Ks. Jerzy Klinger po cerkwi w Kętrzynie zlecił mu malowanie cerkwi na Woli, ks. Włodzimierz Doroszkiewicz - po cerkwi w Gródku, już jako metropolita Bazyli, ściągnął Nowosielskiego do Wrocławia. Czasem pomagał przypadek. Biskup unicki Piotr Kryk wspomina: "Kiedy w Krakowie przyznali nam kaplicę św. Doroty przy klasztorze Augustianów - nic w niej nie było. I wtedy ojciec Nowosielskiego, emerytowany kolejarz, który codziennie służył do Mszy księdzu Deńko - mówi: ja mam syna, który maluje, gdyby ksiądz mitrat zechciał, to on namaluje jakieś ikony...". Ikonostas do kaplicy św. Doroty został poświęcony 1 stycznia 1972 r.

Twarze rozweselić

Z czasem realizacje Nowosielskiego przyniosły mu sławę. Nie brakowało inwestorów, gotowych podjąć ryzyko. W kwietniu 1969 r. Nowosielski pisał w jednym z listów: "Mam w perspektywie też dłuższy wyjazd do Asun 30 km na północ od Kętrzyna, gdzie muszę pomierzyć i pofotografować piękny gotycki kościółek, który mam adaptować na cerkiew greckokatolicką. Obiekt tam naprawdę interesujący. Jest to wspaniały przykład ceglanego gotyku pomorskiego - nawet posadzka także ceglana. Myślę zrobić parę witraży, trochę malowidła w ślepych oknach i framugach, reszta w bieli i mały, symboliczny niemalże ikonostas".

Adaptacja nie doszła do skutku. Po Asunach zostały jednak projekty: trzy warianty ikonostasu, w nietypowej, zielono-pomarańczowej gamie barwnej. Można je obejrzeć - obok 70 innych projektów i szkiców - na wystawie "Notatki IV" w Galerii Starmacha. Prace na papierze to często jedyny ślad, jaki pozostał po ambitnych planach. Pokazano m.in. pierwotny projekt cerkwi w Hajnówce - jedną z zaprzepaszczonych szans na współczesne, sakralne arcydzieło; odrzucony w konkursie projekt polichromii kościoła KUL w Lublinie; projekty ikonostasu do wrocławskiej cerkwi Cyryla i Metodego, trzykrotnie odrzucane przez konserwatora. Oglądamy konkretne projekty, ale także szkice "wirtualne" - świątynie wyobraźni, rysowane dla przyjemności. Ściany całe w sieci trójkątnych "bytów subtelnych", cerkwie-twierdze, cerkwie-rotundy, okręty. To zaledwie część zachowanych projektów - wystawa gromadzi prace z archiwum malarza, cenny katalog przywraca je zbiorowej pamięci. Warto mieć świadomość, że dziesiątki rysunków kryje się jeszcze gdzieś w archiwach parafialnych, w szufladach konserwatorów, dokumentacji komisji kurialnych. To zadanie do wykonania: odnalezienie i zinwentaryzowanie tych prac - zanim przy kolejnym sprzątaniu zostaną wyrzucone.

"Prawosławni mi mówią, że maluję za katolicko - a katolicy, że za prawosławnie" - wzdychał Nowosielski. Projekty padały z różnych powodów: finansowych, organizacyjnych, odrzucane przez parafian lub zwierzchników. Ks. Eugeniusz Cybulski, w latach 60. wikary w prawosławnej cerkwi we Wrocławiu, wspomina: "Gdyby pozwolono Nowosielskiemu zrealizować tę polichromię w katedrze wrocławskiej, to po lubelskiej kaplicy zamkowej, kaplicy św. Krzyża na Wawelu i tej w Sandomierzu, byłoby to wspaniałe, współczesne zwieńczenie tej tradycji! Projekty były gotowe - pasy fresków na całe ściany, były już nawet przepróchy w skali 1:1 i szablony do malowania! No, ale była też duża niechęć starszego pokolenia. Babcie wolały papierkowe, cukierkowe oleodruki, a on to wyprzedzał, szedł jakby o krok za daleko. Więc projekty zwinięto w rulony, schowano do szafy i przy jakimś sprzątaniu wyrzucono".

Problem z odbiorem sztuki Nowosielskiego najlepiej ilustruje przykład polichromii w Jerzmanowicach, nigdy do końca nie zaakceptowanej przez wiernych. Zachowana korespondencja między malarzem, proboszczem i konserwatorem ilustruje cały splot nieporozumień, dramat artysty chcącego dochować wierności własnej wizji - i kłopot kapłana, który tej wizji nie rozumie.

"Pragnę nadmienić - pisze Nowosielski - że honorarium, które mam otrzymać, nie jest jedynie wynagrodzeniem za wykonanie, ale i za moją kompetencję artystyczną, czyli za to, że ja właśnie powinienem wiedzieć, jak najlepiej rozwiązać całą polichromię tak pod względem tematycznym, jak i formalnym - jak i kolorystycznym. W przeciwnym razie całą pracę mógłby wykonać technicznie tylko kompetentny malarz pokojowy". Proboszcz Jan Rachtan odpowiada: "Spotkał mnie przykry afront od moich parafian, gdyż w niedzielę 21 sierpnia br. zebrali się po sumie w kościele i oświadczyli, że oni nie chcą takiego malowania jak zaczęte (...) za tym idzie odmowa ofiar i koniec sprawy. (...) radzę, aby sprawę rozsądnie załatwić: zniżyć się do ludu i spełnić w olbrzymich ramach artyzmu i sztuki ich życzenia. (...) Niech się Panowie umówią dać kolory pastelowe (niebieski kolor szpeci kościół, bo przypomina »chałupę«); pasy z sufitu wraz z prorokami usunąć (...) dać świętych nowych, z jasnymi, pięknymi twarzami, żeby je było widać. Nie silić się na antyki, bo kościół ma dopiero 130 lat i »zabytki« mu nie pasują"... "Prosiłbym bardzo, żeby te usterki poprawić, twarze wyrównać i rozweselić, głowy oszlifować, pasy wzbogacić, lub usunąć. Taki kościół lubi bogactwo polichromii, a nie monotonny prymityw".

Ostatecznie prace przekazano innej ekipie, po protestach konserwatora Nowosielski zgodził się kościół ukończyć, redukując projekt do minimum. Osiem lat temu polichromię znów chciano zamalować - uratowali ją konserwatorzy z krakowskiej ASP, zdjęta ze ścian czeka cierpliwie na nowe miejsce.

Polski szowinista

Konserwacja tych polichromii to osobny problem, niektóre wnętrza mają już pół wieku, są brudne i zniszczone. W Kętrzynie, Jelonkach, Zbylitowskiej Górze polichromię zniekształcono, malując ją bezceremonialnie na nowo. Czas nie oszczędził nawet najmłodszego, ukochanego dziecka artysty: cerkwi w Białym Borze - chluby współczesnej architektury sakralnej. Usterki techniczne, kłopoty z wentylacją spowodowały zawilgocenie i odpadanie tynku. Freski z fasady, wystawione na wiatry i deszcze, praktycznie spłynęły, są nieczytelne.

Nawet te najsłynniejsze, "flagowe" realizacje artysty cierpią jakąś niedolę. Azory i Wesoła są zagracone, zastawione sprzętami. Serwetki, wazoniki, chodniczki, zasłonki, figurki - estetyczno-pobożny sztafaż, bez którego podobno Polak nie potrafi się modlić. Największe dzieło Nowosielskiego - Tychy - pozostaje nieskończone, choć zachowały się projekty brakującej połaci stropu. W kaplicy seminaryjnej w Lublinie "uzupełniono" ikonostas, zaślepiając gotyckie okna kolorowymi panneaux, malowanymi niezgrabnie "pod Nowosielskiego". Polichromię w Lourdes - źle oświetloną neonowym światłem, oślepia dodatkowo słońce, padające przez okna pozbawione planowanych witraży.

Projekty dla greckokatolickich cerkwi doświadczały losu przypisanego tej wspólnocie: ciągłych przenosin, tułaczki i bezdomności. Wrocławscy unici, po przeprowadzce do gotyckiego kościoła św. Wincentego, w dawnym, dolnym kościele św. Krzyża pozostawili 11 pięknych witraży Nowosielskiego. Ikonostas dla krakowskiej kaplicy św. Doroty stoi dziś w przycerkiewnym sklepiku, tylko tam znalazło się dla niego miejsce.

Zdarzało się, że ta sztuka doświadczała agresji. Szafirowy ikonostas dla Orzeszkowa - odrzucony i zdemolowany przez wiernych - przygarnęła krakowska parafia prawosławna, dziś leży rozmontowany pod ścianą refektarza. Polichromię przedsionka cerkwi przy Szpitalnej w Krakowie, niszczoną sprayami przez wandali, konserwatorzy zdjęli na płótno jeszcze w latach 90. Ikony dla cerkwi greckokatolickiej we Wrocławiu ktoś zniszczył jeszcze w trakcie prac nad ikonostasem - dziurawiąc płótna i bazgrając pomarańczową farbą. Niewiele brakowało, by agresji doświadczył sam artysta: Ukrainiec z australijskiej diaspory groził, że za freski w Lourdes "obije mu mordę", jako polskiemu szowiniście...

Lekcja pokory

Sztuka Nowosielskiego budzi skrajne emocje - od olśnienia do kompletnego odrzucenia. Taki był zawsze los wizjonerów zderzających się z rutyną pospolitego gustu, z nieufnością i niezrozumieniem. Kształtowanie zbiorowego smaku to często proces bolesny.

Pouczająca może się tu okazać lektura dokumentów z czasów Wyspiańskiego. Jego utarczki z zakonem franciszkanów, wszystkie te listy, protesty, protokoły, problemy z wypłatą... Spór, w którym argumenty i winy rozkładały się po obu stronach, bo wybitni artyści zwykle nie mają łatwych charakterów. Właściwie należy się dziwić, że w tych warunkach dzieło tak rewolucyjne, jak polichromia i witraże u krakowskich franciszkanów mogło w ogóle zaistnieć - choć w istocie nieukończone przez autora.

Gdy na jednym ze spotkań w Bielsku Podlaskim ubolewano nad losem współczesnych projektów sakralnych, Nowosielski zareagował z pobłażliwym rozbawieniem: "A czy Michał Anioł wiedział, jak to się skończy? Przecież i tak mu tam podmalowywali w Sądzie Ostatecznym! Artyści nigdy nie wiedzieli, jaki będzie koniec. To nam się tylko tak wydaje, że dawniej było dobrze, a ile oni się tam naujadali, nawykłócali. Przecież życie Michała Anioła to było życie męczennika!".

Przez lata konfliktów i niepowodzeń Nowosielski wypracował w sobie pewien rodzaj wewnętrznej zgody na niespełnienie. To wymagało ogromnej pokory, postawy w istocie religijnej - założenia, że jesteśmy tu tylko chwilowo, w drodze. Swoją pracę w świątyniach porównywał do wędrówki Izraela przez pustynię i okrutny Synaj, "wśród wzgardy i niezrozumienia". Póki był w dobrym zdrowiu, nigdy się nie uchylał od pytań i wątpliwości wiernych. Wokół najwybitniejszych realizacji toczyły się dyskusje z jego udziałem, pisał komentarze, głosił kazania - tłumacząc artystyczne racje w sposób porywający. Choć równocześnie nie miał złudzeń. "Uważałem, że mam obowiązek uczciwości. W przypadku realizacji obiektów sakralnych mam bezwzględny obowiązek mówienia prawdy artystycznej".

Prawdziwy dramat Nowosielskiego był głębszej natury niż bardzo nawet uciążliwe kłopoty praktyczne czy towarzyskie afronty - dotyczył samej obecności i statusu sztuki w Kościele. Jego osobisty charyzmat: przymus malowania ikon - stał się dla niego powodem rozdarcia. Artysta - simul sanctus i simul peccator - przeżywał dramat wstydu, niepewności i zwątpienia. Przed laty odważył się o tym pisać Ryszard Przybylski, pokazując ciężar charyzmatu i cenę, jaką malarz ikon płaci za trwanie przy swoim powołaniu.

"Jestem też bardzo samotny. Społecznie - pisał w liście do Tadeusza Różewicza z 18 listopada 1981 r. - Ponieważ nie czuję się przynależny do żadnej kategorii, do żadnej ortodoksji - świeckiej czy duchowej. A taka pozycja jest bardzo niewygodna. Gdybym miał poczucie, że np. ikony, które maluję do cerkwi, zostaną przyjęte i użyte w »dobrej wierze«, tzn. że wyrażają to, co chcą wyrażać, że mają mówić to, co naprawdę mówią, byłoby mi znacznie raźniej. Nie mam tej pewności, nawet przypuszczam, że jest odwrotnie (...) ja bym chciał, aby pomagały ludziom się uwalniać od terroru wewnętrznego, od cenzury »obiektywnych« kryteriów etycznych, moralnych, uczuciowych. A jestem pewny, że w 90 przypadkach na 100 malowidła te będą wykorzystane do działań na świadomość ludzką idących w innym kierunku. Ja bym chciał, żeby pomagały one ludziom uwolnić się od strachu, a tymczasem myślę, że używane są jako rekwizyty w akcji zastraszania. (...) czuję intuicyjnie, że jest to jakieś samookłamywanie się i że jestem z tym swoim malarstwem w tych instytucjach w fałszywej sytuacji".

***

Mówimy odruchowo: "bój się Boga!", słyszymy czasem: "nikogo się nie boję, tylko Pana Boga". Nowosielski mówił odwrotnie: "Wszystkiego na świecie się boję, nie boję się tylko Chrystusa. Bo jest moim osobistym Zbawcą". Czyli: świat bywa piekłem i cierpieniem, ludzie są słabi, wszyscy toniemy w grzechu, zaufać można tylko Chrystusowi. Czy tak postrzegana wiara nie wywraca katechizmowych przyzwyczajeń i pobożnych odruchów? Tę właśnie prawdę miały zwiastować jego ikony, sięgające do źródeł chrześcijaństwa. Prawdę - teologiczną i artystyczną - do której jeszcze nie dorośliśmy.

Jerzy Nowosielski, "Notatki IV", kurator: Andrzej Szczepaniak, Starmach Gallery, Kraków. Wystawa czynna do końca marca 2008 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk i historyk sztuki. Pracownik Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego, doktor nauk humanistycznych. Autorka licznych tekstów o sztuce, a także programów telewizyjnych opartych o wywiady z artystami.

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2008