Czy to już koniec?

Od tamtych wydarzeń minęły zaledwie 24 miesiące, ale czas “sprzed 11 września" wydaje się zamierzchłą przeszłością, epoką ignorancji, jeśli nie niewinności. Oczywiście wiele rzeczy, których się później nauczyliśmy, nie miało znaczenia - jak np. niemal mityczne nazwiska działaczy i szefów Al-Kaidy, dziś martwych bądź więzionych w Guantanamo i innych miejscach. To prawda, “numer jeden" nadal przebywa na wolności (jeśli w ogóle żyje), ukrywając się w pakistańskiej suterenie lub na wiejskim podwórzu w Jemenie, ale nie jest już szefem sprawnej organizacji.

14.09.2003

Czyta się kilka minut

Al-Kaida stała się sławna i zyskała sobie gorący podziw sfrustrowanych ekstremistów muzułmańskich poprzez ataki na “twarde" cele (by w ten spektakularny sposób zadać śmierć i upokorzyć “chrześcijańskich krzyżowców"): dobrze strzeżone ambasady, okręty, Pentagon, bliźniacze wieże WTC. Po 11 września powszechnie oczekiwano kolejnych efektownych ataków na całą listę celów w Stanach Zjednoczonych i Europie z elektrowniami atomowymi na czele. Jednak zamiast nich widzieliśmy tylko źle pomyślane zamachy, które nie przyniosły Al-Kaidzie nowych funduszy ani rekrutów, przeciwnie - wzbudziły silny sprzeciw. Załadowana materiałami wybuchowymi ciężarówka pod synagogą w Dżerbie miała zademonstrować pogląd wahhabitów, że powinno się zabijać także niesyjonistycznych żydów (żaden nie może postawić stopy na saudyjskiej ziemi). Skończyło się zabiciem niemieckich turystów. Masakra francuskich techników w Pakistanie oraz samobójczy atak na francuski tankowiec u wybrzeży Jemenu miały z kolei przypomnieć, że mimo obłudnych prób odróżnienia się od Amerykanów i Brytyjczyków, Francuzi też są zasługującymi na śmierć “krzyżowcami". Wreszcie majowe ataki w Rijadzie i Casablance - czyli w “miękkich" krajach w porównaniu z USA czy Europą - na tak bezbronne cele, jak restauracje, kluby i osiedla mieszkaniowe, w których zginęło więcej muzułmanów niż chrześcijan czy żydów. Także na Bali indonezyjscy sojusznicy Al-Kaidy uderzyli w najbardziej “miękki" z “miękkich" celów: dyskotekę w największej lokalnej turystycznej atrakcji. Atak poważnie nadwątlił stan gospodarki tego najliczniejszego muzułmańskiego kraju.

Żaden z tych ataków nie był dobrze planowaną operacją sfinansowaną i koordynowaną przez Al-Kaidę na wzór tej z 11 września z jednego prostego powodu - nie jest ona już tą samą organizacją, nie ma centrów dowodzenia, obozów treningowych, magazynów i schronów, którymi kiedyś dysponowała w Afganistanie. Gdy kilka tygodni po atakach z 11 września Ameryka wyruszała na wojnę w tym kraju, mówiło się, że ta próba się nie powiedzie z powodu rozległego terytorium Afganistanu, wysokogórskiego ukształtowania, nadejścia zimy i zażartego oporu talibów, którzy pokonają Amerykanów tak, jak ich poprzednicy pokonali Armię Sowiecką. Gdy reżim talibów upadł prawie bez walki (w trzy tygodnie pobiły go oddziały zwiadowcze, małe jednostki specjalne i lokalna opozycja), spodziewano się, że Al-Kaida tylko rozproszy się po krajach muzułmańskich, stając się jeszcze większym zagrożeniem. Dziś wiemy, że przetrwały jedynie jej fragmenty, rozsiane grupki z pewną ilością gotówki, doświadczeniem i bronią. Mogą one dalej przeprowadzać sporadyczne ataki, ale już nie zmasowaną terrorystyczną ofensywę, której kulminacją był 11 września 2001 roku.

Przede wszystkim jednak nie powiodła się próba sprowokowania globalnej wojny muzułmanów z “krzyżowcami i żydami". Próba ta wzbudziła za to gorzki protest tradycyjnych, ortodoksyjnych muzułmanów z całego świata, mających za złe krzywdę, jaką wyrządziła ich reputacji ludzi tolerancyjnych działalność Al-Kaidy i innych produktów salafistyczno-wahhabickiej sekty - heterodoksyjnych ekstremistów, którzy odmawiają zaakceptowania koranicznej zasady (przyjętej nawet przez Hamas!), że chrześcijanie i żydzi mają prawo praktykować swoją wiarę na ziemiach muzułmanów. Kiedyś wahhabici byli nieliczni, skupieni głównie w odległym skrawku Arabii Saudyjskiej - do czasu, gdy rządząca rodzina Saudów zaczęła finansować ich światowy rozwój subsydiując ich szkoły, budując wystawne meczety i opłacając duchownych. Przez długi czas upokarzali i podważali oni rolę tradycyjnych imamów, którzy teraz odgrywają się demaskując ich naruszenia Koranu. Wielką porażką kontrofensywy podjętej przeciwko terroryzmowi jest fakt, że Arabia Saudyjska wciąż finansuje owe szkoły nietolerancji i meczety ekstremizmu - nawet te oddalone o kilka kilometrów od Białego Domu, nawet te z widokiem na Watykan...

Przeł. MF

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2003