Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ostatnio w polskich mediach rozgorzała dyskusja na temat symetryzmu. Nie rozumiem, dlaczego w większości określenie „symetrysta” jest stosowane prześmiewczo i pejoratywnie, a nie jako jedna z możliwości zaangażowania w debatę. Przykładem takiego podejścia jest artykuł Adama Puchejdy „Bezradność symetrystów”, który określa symetryzm jako... przejaw egocentryzmu i braku poważnej troski o Polskę. Dowiadujemy się z niego, że symetryście chodzi w gruncie rzeczy jedynie o własną wygodę: „Gdy walczą ze sobą dwa nienawidzące się obozy (...) [symetrysta] ucieka, ma dość. Tyle że swój wybór musi zracjonalizować. Tu pomaga symetria”. I choć oczywiście tego rodzaju opisy doskonale pasują do osób, które najzwyczajniej w świecie są obojętne na politykę, to jednak autor ucieczką określa symetryzm definiowany jako takie zaangażowanie w debatę, które wykracza poza standardową polaryzację i niuansuje poglądy według wartości wyznawanych przez obserwatora. Przykładowo: tu powiem, że pomysł PiS na referendum konstytucyjne jest dobry, a tam powiem, że zły jest lipcowy zamach PiS na sądownictwo.
„Zamiast chować się w bezpiecznej, symetrystycznej niszy, lepiej wziąć udział w tych potyczkach. Punktować i spierać się” – stwierdza Puchejda na koniec tekstu. Okazuje się, że już samo krytyczne i nieufne patrzenie na oba obozy politycznego sporu z perspektywy ważnych dla mnie wartości jest zdaniem autora ucieczką od troski o kraj do „symetrystycznej niszy”.
Czy więc poglądy zniuansowane są… śmieszne? Tak wynikałoby z wielu tekstów krytykujących symetryzm. Źródłem tego ośmieszania – zresztą nieskutecznego, bo dlaczego totalne opowiedzenie się po jednej albo po drugiej stronie miałoby być poważniejsze od posiadania zniuansowanych przekonań – jest, jak mi się zdaje, strach, że symetryści „rozwalą” wygodną polaryzację, w której wiadomo co i jak, a ich uważne spojrzenie przerzedzi szeregi osób gotowych na bezkompromisową walkę z tymi, którzy są samym złem – czyli albo z PiS-em, albo z obozem liberalnym.
Wyśmiewanie zniuansowania poglądów i przekonanie, że słuszne i poważne jest jedynie wstąpienie w polaryzację, przypomina Orwellowską zamianę pojęć: „wolność to niewola”. Nietrudno się zorientować, że przeciwstawianie sobie „śmiesznego” symetryzmu i „odpowiedzialnego” uczestniczenia w polaryzacji jest obiektywnie pozbawione sensu, bo przecież to zniuansowanie jest bardziej ludzkie niż totalna opozycyjność bądź prorządowość. Strategia krytyków symetryzmu, mimo że ubrana w pióra zatroskanych o Polskę merytorycznych rozważań o polityce, jest czysto instrumentalna: symetrystów należy zamienić w zabawne stworzenia, zanim zgodnie z prawdą wszyscy się zorientujemy, że są to zwalczające wygodną polaryzację groźne stworzenia.
Anna Czepiel, politolog