Czy religie niechrześcijańskie niosą zbawienie?

Poszukiwanie szybkiej i zwięzłej odpowiedzi na to pytanie jest jak bieg przez pole minowe skrzyżowane z trzęsawiskiem. Mało tu gruntu pewnego, na którym by można postawić stopę bez większego ryzyka. Nie jest to w dodatku pytanie wyłącznie akademickie. Choć społeczeństwo polskie wciąż nie jest typowo multikulturowe i multireligijne, to przecież coraz więcej wokół nas innowierców, wierzących inaczej w innego (?) Boga (boga).

10.02.2009

Czyta się kilka minut

Już ten zapis sygnalizuje skomplikowany węzeł problemów. Bo jeśli - jak wierzymy - innego Boga nie ma, to w jakiego wierzą Ci, którzy w Niego nie wierzą? A jeśli jest jeden, to dlaczego innym chciał się objawić inaczej niż nam? Bo jeśli to nie On się im objawił, to kto? I jedno z trudniejszych pytań: czy - aby osiągnąć zbawienie - wystarczy, by wierzyli tak jak wierzą, czy może jednak lepiej (bezpieczniej) by było, aby zaczęli wierzyć "po naszemu"?

Co więc robić? Nawracać, mając świadomość wyłączności na prawdę, czy może dialogować jak równy z równym? Modlić się razem czy osobno?

Na temat zbawczej wartości innych religii najdobitniej Kościół wypowiedział się w ostatnich latach w Deklaracji "Dominus Iesus", która doczekała się wielu komentarzy i głosów krytycznych, także wśród teologów katolickich. Jej intencja jest jasna. Ma przypomnieć naukę o "jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła". W gruncie rzeczy naukę tej Deklaracji można sprowadzić do dwóch znanych twierdzeń teologicznych: Extra ecclesiam nulla salus i Extra Christum nulla salus - nie ma zbawienia poza Chrystusem i Kościołem; i Kościół, i Chrystus są w porządku zbawienia konieczni i jedyni. Przyznajmy, że w perspektywie dialogu nie brzmi to najlepiej.

Teologowie - do czego zresztą zachęca sama Deklaracja ("Należy popierać wysiłki teologii zmierzające w tym kierunku") - poszukują takich uzgodnień, które najlepiej określałyby relację pomiędzy Chrystusem i Kościołem z jednej strony a innymi religiami z drugiej. Te rozwiązania bywają radykalne. Skrajny ekskluzywizm odrzuca jakąkolwiek nadprzyrodzoną i zbawczą wartość religii niechrześcijańskich, zarzucając im nawet czasami szatańskie pochodzenie. Skrajny inkluzywizm uważa chrześcijaństwo za religię jedną z wielu, a Chrystusa wlicza pomiędzy innych założycieli, czasami tylko przyznając mu wybitniejsze znaczenie. Obu tych postaw nie da się jednak pogodzić ani z Objawieniem, ani z logiką Bożego planu. Wierzymy bowiem, że Bóg chciał objawić się przez swojego Syna w konkretnym miejscu, czasie i kulturze. Ale wierzymy też, że Bóg ma swój plan zbawienia także dla tych, co byli przed Chrystusem i Kościołem, i tych, którzy - z różnych powodów - są poza.

Nie można pojmować chrześcijaństwa jako drogi równoległej do innych religii. Nie wiem nawet, czy są takie religie, które bezwarunkowo i bezdyskusyjnie akceptowałyby równoległość i równowartość wszystkich tradycji religijnych. Gdyby tak było, to poza argumentami kulturowymi nie byłoby żadnych racji, by trzymać się własnej wiary, własnej religii i własnej wspólnoty. Przekonanie o prawdziwości własnej drogi jest przecież warunkiem koniecznym, by po niej pójść. Jan Paweł II pisał, że "Duch Święty działa w sercach ludzi i w dziejach narodów, w kulturach i w religiach" ("Redemptoris missio"). Wydaje się, że nie wszystkie jeszcze działania Ducha zostały rozpoznane. I być może nigdy nie zostaną rozpoznane.

"Chrystusowe zbawienie dostępne jest mocą łaski - pisał Jan Paweł II o innowiercach - która, choć ma tajemniczy związek z Kościołem, nie wprowadza ich do niego formalnie, ale oświeca ich w sposób odpowiedni do ich sytuacji wewnętrznej i środowiskowej. Łaska ta pochodzi od Chrystusa, jest owocem Jego ofiary i zostaje udzielana przez Ducha Świętego". Można więc - w jakiś tajemniczy i nie do końca rozpoznany sposób - korzystać z pośrednictwa Kościoła, nic o tym nie wiedząc, i być włączonym w Chrystusa, nigdy o Nim nie słysząc.

Bo przecież - jeśli istotą zbawczego dzieła Chrystusa jest Jego samoofiarowanie się Ojcu, to zbawcza obecność Chrystusa aktualizuje się w każdej sytuacji, gdzie dokonuje się prawdziwa ofiara, tzn. gdzie człowiek w sposób zaangażowany oddaje siebie jako dar. I choć w wielu przypadkach nie jest to jeszcze świadome chrześcijaństwo, to przecież jest to w pełni Chrystusowa postawa. Czasami może nawet bliższa Prawdzie?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2009