Czuwanie

Daty: tylko jedno jest pewne - to napisane przed, a to po 21.37 w sobotę, 2 kwietnia. Wszystko się we mnie utrwaliło jako pasmo ciemnego czasu, podobnie jak dni po 13 grudnia 1981 r. To były Dni Wysokie, takie, w których człowiek żyje i działa jakby trochę ponad i poza sobą, bliżej innych, bliżej tego, co przenika i łączy w jednej fali ludzi skądinąd bardzo od siebie odmiennych.

17.04.2005

Czyta się kilka minut

Noc pod witrażem Stanisława Wyspiańskiego "Stworzenie świata" w krakowskim kościele franciszkanów /
Noc pod witrażem Stanisława Wyspiańskiego "Stworzenie świata" w krakowskim kościele franciszkanów /

Wiem, że to, co piszę, będzie czytane w innej epoce: po rozstaniu. Trudno pisać z taką świadomością. To jest bardzo wczesna, może przedwczesna próba zebrania pokłosia, gdy żniwo stoi. Ale to teraz można nawiązać kontakt z wyjątkowo skupionymi, wewnętrznie poruszonymi czytelnikami. A w mediach nagle otworzyła się przestrzeń dla pytań zasadniczych i ostatecznych.

Nie jestem na razie pewna, czy naprawdę i kiedy Jan Paweł II zdołał napisać - jak się domyślam, po włosku - że jest zadowolony, radosny, szczęśliwy i nam to zaleca. “E ben’ trovato..." - mam wewnętrzne przekonanie, że taki jest stan Jego ducha, taka wola, taki dar Najwyższego. “Jestem radosny, zadowolony" - jeśli zechciał, zdołał podzielić się tą tajemnicą. To piękna, potrzebna, niesłychanie zobowiązująca zachęta, by śmierć widzieć inaczej niż nauczyły ostatnie dwa wieki. Umieranie Jana Pawła II przywraca życiu finał - śmierć jako wydarzenie, które się akceptuje, świadomie przeżywa. Wobec Jego przykładu nie wypada mówić o zbliżającej się śmierci - że nadchodzi “najgorsze".

Od samej śmierci gorsza jest wzgarda dla umierających - ich odpychanie przez świat, z lekceważeniem dla już nieużytecznych, ze strachem, wstrętem. Ten wstręt dotyczy niepożądanego memento. Słyszeliśmy takie głosy, gdy Papież odwiedził Polskę, już chory, niepewny swego głosu i sił. Dziś zupełnie inne wypowiedzi wypełniają publiczną przestrzeń. Chwała Bogu za piękne głosy. Trzeba je zapamiętać, zatrzymać w sercu, by wnieść ich echo w to, co nas czeka - w świat z odmienioną obecnością Jana Pawła II i nowym przewodnikiem, proboszczem w miejscu, które tak bardzo i tak długo należało do “naszego" Papieża.

Pisze do mnie JK, współuczestniczka “Tygodnikowych" rekolekcji adwentowych: “Noc »przy łóżku« Ojca Świętego. Poczucie, że nie wolno Go zostawić ani na sekundę. Mieszanka smutku i spokoju. I poczucie, że dzieje się coś tak wielkiego, niewymownego. Na naszych oczach dzieje się cud, jesteśmy w samym jego środku. U nas, w Poznaniu, wczoraj po południu, kibice - tak, kibice, ta grupa kojarzona tak niedobrze - zażądali przerwania meczu, modlili się, płakali. Świat już nie będzie taki, jak był, coś się zmieni, już się zmienia. To już nie tylko słowa »Wstańcie, chodźmy...«. My już idziemy, a on tego dokonał. Wielkie wyzwanie przed nami. Nie wolno nam zawieść. Jaka Wielka Biblijna Chwila. On nas przeprowadza przez morze... Bóg ma nas w swojej opiece".

Nim do kościoła, nim przed mikrofon i kamery - żeby im jeszcze mówić o Papieżu, jak Go znałam - przedłużające się czuwanie, godziny przedranne, ciemne, ciche. Można odprawić własną Drogę Światła, taką ścieżkę wdzięczności. Spróbować przeliczyć spotkania, zdarzenia, odsłanianie się czegoś z myśli, kierunków dążenia Nauczyciela i Świadka, jakim dla mnie był zawsze, choć trzymałam też swój dystans. Nie wszystko zapiszę. To wybór, spis słów-kluczy.

Klucze się dobiera, dopasowuje tak, by otwierały wejście. Te wszystkie słowa-klucze otwierają jedną i tę samą dziwną przestrzeń - ethos Karola Wojtyły - kapłana, duchowego przewodnika (trochę mniej już ważne, że potem to świat biskupa i papieża). To są klucze sprawdzone. Działają (choć to tylko ja, z pomocą innych, dorabiam je dla siebie i użyczam na własną odpowiedzialność). Chcę teraz używać ich częściej.

  • Człowiek
  • Istota, którą Bóg miłuje dla niej samej.
  • Chrystus
  • Od Niego o Bogu, z Nim o człowieku (jest Bramą i kluczem).
  • Prawa człowieka
  • Nie chodzi o jakieś osobne “katolicko-rzymskie". Potężna motywacja do zabiegania o ich przestrzeganie to klucze wymienione wyżej i wiele innych z tego spisu.
  • Cierpienie
  • Ten klucz jest teraz rozjarzony, świeci. Nie dopatruj się w cierpieniu kary. Jest tajemnicą. Można mu nadać sens. Jaki i jak - tego rzeczywiście uczy od wewnątrz sam Chrystus (jak wyżej).
  • Wiara
  • Nie trzymać jej pod kloszem. Troszcz się o nią, ale bez lęku. Kontakt z wiarą innych, także tą jakoś odmienną, tylko ją umacnia.
  • Ekumenizm, “Asyż"
  • Jak powyżej. Kontakt z innymi. Komunikacja, co do rzeczy świętych, z ludźmi z różnych wspólnot wiary i kultu jest potrzebna, dobra. Można więc modlić się obok siebie, w kontakcie ze sobą. Wreszcie razem, wzajemnie szanować i kochać miejsca święte dla innych. Można i trzeba zająć ekumeniczną postawę także wobec religii niechrześcijańskich.
  • Pokuta
  • Wyznanie win, prośba o przebaczenie nie uwłacza godności. Wreszcie zauważmy, że jako Pielgrzym Jan Paweł II to pokutnik na drogach świata. O tym kluczu ani na chwilę nie zapominać. Nosić przy sobie.
  • Żydzi
  • Są Starszymi Braćmi w Wierze (por. “Wiara"). Wynika z tego szczególna, specjalna relacja “ekumeniczna" między chrześcijaństwem a judaizmem. Sięgnij po liczne inne klucze, a zwłaszcza “Pokuta".
  • Solidarność
  • Ciąg encyklik społecznych i nauczanie Pielgrzyma. Pouczenia o ubóstwie (do duchowieństwa głównie, ale przecież nie tylko).
  • Miłość i odpowiedzialność
  • W tej przestrzeni wielu natrafia na to, co jawi im się jako sztanca twardych reguł. Ale jest tam i szkoła uczuć, i wzajemnego najwyższego szacunku (por. “Człowiek").
  • Miłosierdzie
  • To zupełnie co innego niż litość! U podstaw jest miłosierność samego Boga (por. “Człowiek"). Ten klucz niełatwo poruszyć, wymaga oczyszczenia z pokładów rdzy. Uważać, by go nie utopić w sentymentalizmie. Najlepiej połączyć trwale z kilkoma innymi, zwłaszcza z “Solidarność".
  • Jan XXIII (błogosławiony)
  • Też zostawił sporo kluczy, zbyt rzadko używanych (np. “rodzina ludzka", “prostota", “aggiornamento", “odnowa", “Sobór" - też najpierw Jego).

To mój pęk kluczy. Inni zaproponują inne. Tak być musi.

***

Myśląc o tym wszystkim, nie mam odwagi wyłączyć radia. Płyną z niego skąpe, niejasne wiadomości, ale z okruchów składa się obraz. Obraz Jego umierania, w tle synteza epok: aparatura medyczna, jak na OIOM-ie, ale zgromadzeni są czuwający bliscy. Nie same tylko odgłosy podłączonych urządzeń, lecz i szmer, oddech modlitwy, odwiedzający, których błogosławi dotknięciem, spojrzeniem.

Pomiędzy komunikatami z radia muzyka - to, co nazywają w Trójce “muzyką ciszy". Coś jakby kołysanki smutku, zadziwienia, zdumienia nad losem, sobą, światem. Raz po raz coś we mnie poruszają, docierające do świadomości ułamki tekstów, wtórujące temu, co mnie napełnia:

...Once in a million light years...

...to była rzeka, to jest morze...

Życie, także ogromne w swych horyzontach życie papieskie, to rzeka, potok, strumień, taki, jak w jego poemacie. I jak w rzeczywistości, np. w Koszarawie, gdzie wodospad ciągle szepce i bełkocze swój pacierz wśród kamieni. Patrzę na wiry, pianę, na jasny nurt. Pijemy z tego nurtu czerpiąc wodę dłonią.

A to jest morze. Śmierć rzeki - ujście ku niezmierzonym głębiom. To jest morze. Radość spotkania z Tym, kto już staje się Wszystkim.

***

Gdzieś w zakamarku świadomości taki archetypiczny obraz duszy: to iskra, rwący się w górę drżący płomyk uwięziony w ciele. Wyzwalając się, opuszczając stygnące ciało, płomyk odzyskuje swobodę żywiołu. Dla nas znika. Wierzymy, że dalej jest: to dusza jest tym kimś, kto odszedł, umarł. Zostajemy przy ciele, podzieleni, rozbici na dwa prądy: miłość do odchodzącej duszy i do ciała, jakby jeszcze będącego tą osobą. Czułość dla dobrze znanego ciała, które obdarzało obcowaniem z osobą, będącą całością.

To tylko obraz, płód wyobraźni, chcącej służyć, dalej działać w sytuacji, która ją przerasta. Niech snuje swoje konstrukcje, byleby choć od czasu do czasu milkła. Wyobraźnia jest połączona, posplatana z wiarą i nadzieją, i jak potrafi, tak im służy i jednocześnie przeszkadza. Wiara i nadzieja chyba jej potrzebują. To miłość kieruje się ku samemu istnieniu, ku Rzeczywistemu, może, choć z bólem, sięgnąć ku temu, co naprawdę obejmuje już teraz, ale nie wiedząc, nie widząc nic. A może miłość też posługuje się produktami wyobraźni, mimo ich niewystarczalności, mglistości, niepewnego chybotania między tak i nie. A miłość nie drży w swoim “tak".

Czuwanie przy umierających. Jak czuwanie przy dogasającym ognisku. Żar nas przy sobie trzyma, skupia, bierzemy w siebie rytm jego pełgania. Niepewne rozbłyski, aż - wreszcie! - ostatni. Zamieramy, gdy błysk już się nie powtarza. Ale zniknięcie obdarza też ulgą. Bo trwać, to jest wysiłek, odczuwany albo nie, ale rzeczywisty. Może i tak jest, że ulga końca czuwania jest echem odpoczynku, w który wchodzi ten, przy kim czuwaliśmy.

***

Pamięta się, gdzie byliśmy, gdy czuwanie się zakończyło, gdzie nas zastało stretto, gdzie wybrzmiały ostatnie dźwięki fugi. Pytamy jeden drugiego: “Gdzie byłeś, gdy...", “Gdzie byłeś o 21.37"?

A może to naprawdę ważne - gdzie, przy czym? “Przy obowiązku" - odpowiem. Byłam w studiu telewizyjnym, już gotowa znaleźć się obok prezentera, by jeszcze raz odezwać się jako świadek uchodzącej ery Jana Pawła II. Wtedy zmienionym głosem prezenter zaczął mówić: “Właśnie otrzymaliśmy...". W tym momencie program drugi znikł z ekranów. Cisza. Starczyło jej na akt bliskości, potwierdzenia i pożegnania. Umiem go w sobie wzbudzać, dzięki tym wszystkim innym hospicyjnym pacjentom, którym kiedyś towarzyszyłam. I zawsze to również wspomnienie o nich, wdzięczność, ich także obejmująca.

Zaraz potem: wycie syren. Kurtyna grozy nad miastem pełnym czuwających.

Sympatyczny starszy pan, który mnie wiezie do domu ze studia telewizyjnego, czuje się osierocony. Żąda od świata hołdu, wyrazów czci, pokłonu dla papieża-Polaka. A potem seria złorzeczeń: “Pokażemy jeszcze tym Żydom...". Żal często rozładowuje się w złorzeczeniach. Ale to jakby jakiś koszmarny symbol, sygnał, ostrzeżenie. Może to nie przypadek, że wybuchy mowy nienawiści dobiegają do mnie z cichnącym jękiem syren.

To się zdarzyło naprawdę. Nie macie do czynienia z produktem obsesyjnej wyobraźni. To mi się nie przyśniło, ale może jeszcze się przyśnić.

***

Czuwanie: Dariusz Karłowicz pięknie i prawdziwie twierdzi, że godząc się tak umierać, Jan Paweł II na chwilę zamienił cały świat w wielkie Hospicjum, w dom czuwającej przy umierającym rodziny. To nauka rekolekcyjna, nowa może dla większości, w każdym razie dla bardzo licznych zwykle usiłujących wyprzeć z siebie świadomość, że umieranie nadal jest w programie. Hospicyjna wigilia zaczęła się, jak często bywa, od wytężonej nadziei i nasilenia modlitw o zdrowie.

To dobrze, to całe szczęście, że jakby płynnie - tu prędzej, tam później - mobilizacja dobrej woli zaczęła znajdować ujście w hospicyjnym czuwaniu. Wśród tych rzesz byli ludzie pamiętający jeszcze gromnice i błogosławieństwa z rąk umierających starców, obyczaje może “ludowe", ale też biblijne. W najwłaściwszy sposób, przykładem, Jan Paweł II dodał ostatni praktyczny rozdział do swego nauczania o cierpieniu, chorobie, starości i umieraniu. Co nie dotarło przez “zwykłe" nauczanie, może dotrze dzięki przeżyciom.

Papież zwany “medialnym" (co to w tym przypadku znaczy?) otrzymał zasadniczo lojalną pomoc mediów. Powstrzymywano się od naruszania jego prywatności (co przecież technicznie byłoby wykonalne). Może po prostu włączono się w to, co czuli i wyrażali ludzie. Całkiem się od wścibstwa uchronić nie da, ale zachowano dużo umiaru. Media w przeważającej części świeckie, z pewnym trudem poruszają się w religijno-kościelnych wymiarach. Szukano pomocników, znaleźli się. Byłam jednym z nich. Oznaczało to kilka dni intensywnego, jak na mnie, wolontariatu. Rodzaj służby na pokładzie, chroniącej od emocjonalnego rozkołysania.

Mobilizacja w tym kierunku zamiast wyprawy do Rzymu, zamiast udziału w wydarzeniach masowych. Nie gardzę nimi, przeciwnie - bardzo szanuję. Smuci mnie tylko, że organizatorzy jakby nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, że obecni na publicznych uroczystościach to nie tylko typowi wierni z wiejskich czy nawet wielkomiejskich parafii. Zmieszani z nimi są specjalni goście Papieża, przychodzący z daleka, może ten jeden jedyny raz, na krótko. Powinni zostać uszanowani, umocnieni przez coś naprawdę istotnego, prostego, jakby ponadkulturowego (wiem, że to niemożliwe!). Myślę, że można im przynajmniej oszczędzić sztafażu katolickiego folkloru pobożnościowego. Na to, co lubią, w czym się ciepło czują kościelni bywalcy, jest pełno miejsca w kościołach i wokół nich. Wielkie religijne uroczystości jednoczące większość mieszkańców powinny być “misyjne", czy raczej nastawione na świadectwo możliwie czytelne - bardzo skoncentrowane na Transcendencji Boga, na Jezusie i Ewangelii. Bez odmieniania “Papieża-Polaka" przez wszystkie przypadki. Między tymi dwoma członami jest łączność, ale i dystans - ogromny.

Odszedł Człowiek dla innych, naśladowca Chrystusa, następca Piotra. Był Polakiem, umiał nim być pięknie, dla świata ma to pośrednio znaczenie (może by spróbować tak pięknie być sobą, np. Filipińczykiem) - sama polskość papieża jako taka, owa “nasza krew", to nie posłannictwo, lecz prosty fakt historyczny. Nie oczekujmy od świata czci dla polskości, lecz dla jakości pontyfikatu, dla ewangeliczności świadectwa.

Czy dzieląc się tymi refleksjami naruszam “pokój Boży" naszej wspólnej żałoby? Obawiam się tego, ale troska przeważa. Może daję tu argumenty komuś, kto ma wpływ na jeszcze niezrealizowane plany, te bardziej długofalowe? Pragnę akcentowania norwidowskiego elementu w schedzie Papieża. Mój wybór? Tak. Manipulacja? Nie. To tam jest.

Teraz chcę sięgnąć do Miłosza. Miłosz potrzebny, jak zawsze, kiedy trzeba wyrazić wielkie, trudne przeżycie naprawdę wspólne Polakom w ich rzeczywistej, głębokiej różności. I nie ma Miłosza... Jak my sobie poradzimy bez niego? Ale jest, zostawił nam, co trzeba. Trzeba teraz odmówić “Odę na osiemdziesiąte urodziny Jana Pawła II". Tak naprawdę na pierwsze “urodziny dla nieba".

Oda na osiemdziesiąte urodziny Jana Pawła II

Przychodzimy do Ciebie, ludzie słabej wiary,

Abyś nas umocnił przykładem swego życia

I oswobodził od niepokoju

O dzień i rok następny. Twój to wiek dwudziesty

Zasłynął nazwiskami potężnych tyranów

I obróceniem w nicość ich drapieżnych państw.

Że tak będzie, wiedziałeś. Uczyłeś nadziei:

Bo tylko Chrystus jest panem historii.

Cudzoziemcy nie zgadli, skąd ukryta siła

U kleryka z Wadowic. Modlitwa, proroctwo

Poetów nie uznanych przez postęp i pieniądz,

Choć królom byli równi, czekały na Ciebie

Abyś za nich oznajmił urbi et orbi,

Że dzieje nie są zamęt, ale ład szeroki.

Pasterzu nam dany, kiedy odchodzą bogowie!

I we mgle nad miastami błyszczy Złoty Cielec.

Bezbronne tłumy biegną, składają ofiarę

Z własnych dzieci skrwawionym ekranom Molocha.

I lęk w powietrzu, niewymówiony lament:

Bo nie dosyć chcieć wierzyć, żeby móc uwierzyć.

I nagle jakby czysty dźwięk dzwonu na jutrznię,

Twój znak sprzeciwu podobny do cudu,

Żeby zapytywano: jakże to możliwe,

Że wielbią Ciebie młodzi z niewierzących krajów,

Gromadzą się na placach głowa przy głowie,

Czekając na nowinę sprzed lat dwóch tysięcy,

I przypadają do stóp Namiestnika,

Który miłością objął ludzkie plemię.

Jesteś z nami, i odtąd zawsze będziesz z nami.

Kiedy odezwą się moce chaosu,

A posiadacze prawdy zamkną się w kościołach,

I jedynie wątpiący pozostaną wierni,

Twój portret w naszym domu co dzień nam przypomni,

Co może jeden człowiek, i jak działa świętość.

Czesław Miłosz (z tomu “To", Znak 2000)

HALINA BORTNOWSKA jest publicystką i działaczką społeczną, animatorką grupy “Wirydarz" przeciw antysemityzmowi i ksenofobii (www.wirydarz.org) i warsztatów dziennikarskich Stowarzyszenia Młodych Dziennikarzy POLIS. Współzałożycielka Hospicjum im. Św. Łazarza w Krakowie, wieloletnia redaktorka miesięcznika “Znak".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2005