Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jest ich w użyciu 47 i żaden z operatorów nie zgłosił do tej pory żadnych problemów technicznych. Jak na ironię, piloci wracali z konferencji poświęconej bezpieczeństwu lotów.
To tragiczne wydarzenie uświadomiło nam, że istnieje świat wspaniałych ludzi, o których nie wiemy, o których się nie pisze, nie mówi w telewizji, nie myśli. Dopiero teraz, z pośmiertnych biogramów, z opowieści przyjaciół i kolegów ich poznajemy. Dzięki mediom naród był w żałobie wcześniej, niż żałoba narodowa została ogłoszona.
W pierwszych godzinach po katastrofie konkretów do przekazania nie było wiele, a jednak ludzie przed telewizorami trwali tak, jak trwa się przy kimś, kogo dotknęło nieszczęście. Na co dzień sobie dalecy, tamtej nocy spotkaliśmy się przy szczątkach CASA w lesie koło Mirosławca. Wielka wspólnota żywych wokół umarłych.
Wiadomości było niewiele, a ludzie przed telewizorami czekali, więc trzeba było mówić, powtarzać, szukać nowych informacji, których nie było, więc telewizje zajęły się wyszukiwaniem pasażerów fatalnego lotu, którzy o katastrofie nic powiedzieć nie mogli, bo samolot opuścili wcześniej, na międzylądowaniach w Powidzu i Krzesinach. Reporterki nie bardzo wiedziały, o co pytać, pytani, czego się od nich oczekuje. Bo jakiej odpowiedzi oczekiwać na ulubione w naszej sfeminizowanej telewizji pytanie: "Co pan czuł?". Bo z jakiej racji i właściwie po co każe się ludziom odsłaniać wobec telewizyjnej publiczności najbardziej intymne i dramatyczne tajniki ich wnętrza.
Jedna z dziennikarek poszła dalej. Po sakramentalnym "Co pan czuł, panie pułkowniku?" wygadała się, czego oczekuje: "Czuł pan, że otrzymał pan nowe życie?". Rozmówca chwilę patrzył na nią z niejakim zdziwieniem: "Nie, proszę pani, nie miałem takiego poczucia. Bo to jest, proszę pani, taka praca. Każdego dnia wychodząc z domu wiemy, że wszystko może się zdarzyć".
Prawdę mówiąc, wszyscy to wiemy, a przynajmniej wiedzieć powinniśmy. Tylko procent prawdopodobieństwa, że "się wydarzy" zawsze w naszym własnym przypadku wydaje się nam stosunkowo mały, więc podświadomie zwalniamy się od myślenia - wspierani w tym przez naszą cywilizację, która śmierć wstydliwie ukrywa, która udaje, że ona nas nie dotyczy, że śmierci nie ma.
I tak, przez medialny szum, wielkie słowa, dociekanie przyczyn katastrofy, komentarze odnoszące się do zachowań polityków, dociekań, kto, kogo, kiedy zawiadomił, przebija się przesłanie tych, którzy ponieśli śmierć w Mirosławcu, biblijne wezwanie: "czuwajcie, nie znacie dnia ani godziny". I nam każdego dnia wszystko może się wydarzyć.