Człowiek ma prawo żyć

W proces istnienia życia ludzkiego - od chwili poczęcia aż po moment śmierci - nie da się wprowadzić podziału na okres, który nie byłby ludzki, i na inny, ludzki. Nie występuje w tym procesie żadna radykalna "nowość, która mogłaby pozwolić na taką cezurę. Czy dobro, jakim jest życie, niezależnie od tego, który to etap jego istnienia, można wyłączyć choćby tylko czasowo spod ochrony prawa?.

24.11.2006

Czyta się kilka minut

"Kochaj i czyń, co chcesz" - powiedział św. Augustyn. Istotnie, kto potrafiłby ko­chać bliźniego w sposób doskonały, ten nie skrzywdziłby nikogo. Zawsze utrafiłby idealnie w oczekiwania drugiego człowieka. Nie kto inny jak Karl Jaspers (nie uważał się on za chrześcijanina) poświęcił rozważaniom na ten temat jeden ze swych esejów wprowadzających do filozofii. Gdy­byśmy potrafili kierować się zasadą miło­ści w stopniu absolutnie doskonałym - twierdził - to niepotrzebne byłoby jakiekolwiek ustawodawstwo, nawet np. prawo spadkowe. Rzecz w tym, że nie jesteśmy zdolni tak kochać. Nawet przy najlepszej naszej woli, nie mówiąc już o woli złej, przestępczej. Stąd społecz­ności ludzkie w ciągu wieków mozolnie wypracowują zasady regulujące współżycie międzyludzkie, głównie opierające się na "lekturze" rzeczywistości, w tym przede wszystkim "lekturze" tej rzeczywistości, jaką jest człowiek.

Nie wystarczy jednak samo ustalenie potrzeb, obowiązków i praw ludzkich. Byłoby idealnie, gdyby można było poprzestać na promulgowaniu np. prawa: "Nie kradnij" i już nikt by nie sięgał po cudzą własność. Niestety, tak nie jest. Żeby ustalenia prawne były choć w pewnej mierze respektowane, potrzeb­na jest sankcja. Potrzebna jest "groźba" kary. Jest to smutna konieczność. Jak dotąd ludzkość nie potrafiła znaleźć lepszego środka, by zapewnić prawu poszanowanie (choć nie jest to środek doskonały, tzn. gwarantujący respektowanie prawa przez wszystkich). Sam wysiłek wychowawczy i inne podejmowane środki nie wystarczają. Istnienie kodeksu karnego samo w sobie nie świadczy ani o barbarzyństwie, ani o sadyzmie, ani o żądzy zemsty w społeczeństwie, w szczególności pośród osób stanowiących o prawach, choć poszczególne kodeksy mogą zawierać usta­lenia okrutne. Na szczęście kodeksy karne stają się bardziej ludzkie, znika powoli z mapy świata np. kara śmierci, w zasadzie zostają tylko kary pieniężne i kara pozbawienia wolności (nawet tzw. dożywocie nie jest już na ogół praktykowane "dosłownie").

Zawsze istniał szeroki konsens we wszystkich społeczeństwach wszystkich czasów - najważniejszym dobrem wymiernym na tym świecie jest życie ludzkie. Temu dobru służy pośrednio i bezpośrednio wszystko inne. Z tego tytułu życie ludzkie otoczone jest we wszystkich społeczeństwach szczególną ochroną prawną, większą aniżeli wszystkie inne dobra ziemskie.

Życie ludzkie jest procesem, który w wymiarze doczesnym ma swój początek i koniec. Choć trudno ze stoperem w ręku określić co do sekundy moment zaistnienia konkretnego życia ludzkiego i jego koniec, niemniej zarówno początek, jak i koniec życia człowieka jest czymś realnym. Początek i kres życia zamykają się w czasie, tzn. że był czas, kiedy go nie było i będzie czas, kiedy go nie będzie.

Jest zasługą nauki, i jest to zasługa nauki tego stulecia, że rozświetliła ona "mechanizm" zaistnienia, a zwłaszcza "mechanizm" rozwoju życia ludzkiego. Nowe życie ludzkie zaczyna się od połączenia plemnika mężczyzny z jajem kobiety. Zapłodnione jajo posiada wszelkie informacje, które sterować będą rozwojem nowe­go organizmu ludzkiego tak przed, jak i po urodzeniu, aż po jego śmierć. Biologiczna rola matki sprowadza się do dostarczenia pokarmu i udzielenia nowemu życiu "gościnnego" miejsca (nie jest wykluczone - perspektywa to przerażająca - że kiedyś dziecko będzie mogło być "donoszone" przez... probówkę); oczywiście znaczenie matki wybiega daleko poza rolę li tylko biologiczną. Jest faktem naukowo stwierdzonym istnienie "dialogu" międzyosobowego matki i dziecka w jej łonie, "dialogu", którego przebieg może mieć wielkie znaczenie dla dalszego rozwoju dziecka, także po jego urodzeniu.

W proces istnienia życia ludzkiego - od chwili poczęcia aż po moment śmierci - nie da się wprowadzić podziału na okres, który nie byłby ludzki, i na inny, ludzki. Nie występuje w tym procesie żadna radykalna "nowość", która mogłaby pozwolić na taką cezurę. Czy dobro, jakim jest życie ludzkie, niezależnie od tego, który to etap jego istnienia, można wyłączyć choćby tylko czasowo spod ochrony prawa? Chodzi nam tutaj w szczególności o pierwsze miesiące życia człowieka, konkretnie o pierwsze trzy miesiące życia dziecka w łonie matki, o okres, w którym życie dziecka jest najbardziej zagrożone (głównie przez prawodawstwo aborcyjne). Wyłączyć spod ochrony prawa życie ludzkie - to znaczy zrobić z nim, co się chce, uszkodzić je czy nawet uśmiercić. Jeśli prawo dopuszczałoby taką możliwość konkretnie: jeśli wyłączyłoby spod ochrony prawa życie dziecka, np. w trzech pierwszych miesiącach od chwili poczęcia, to byłby to dowód, że nie wszyscy są równi wobec prawa i że stosunki między­ludzkie reguluje zasada przewagi silniejszego nad słabszym (czy istnieje coś bar­dziej bezbronnego niż dziecko w pierw­szych miesiącach po poczęciu?). Dopuszczenie takiej możliwości przez prawo byłoby w rzeczy samej bezprawiem. Nie ma bowiem takiej instytucji na świecie, która mogłaby dowolnie decydować o tym, kiedy i kto ma prawo do życia. I dowolnie prze­suwać granice śmierci i życia człowieka (o dowolności w tej materii świadczą przy­kłady rozbieżności czasowej w poszczególnych krajach, jeśli idzie o "prawne" dopuszczenie aborcji). Przez sam fakt biologicznego zaistnienia człowiek jest w posiadaniu niezbywalnego prawa do życia.

W żadnym momencie swego istnienia człowiek nie jest przedmiotem i jako taki nie jest czyjąkolwiek własnością. Nie jest własnością ani matki, ani obojga rodziców - gdy jest mały. I nie jest własnością społeczeństwa ani państwa - gdy jest dorosły. Jest on "swoją" własnością i własnością Boga. Osobą niepowtarzalną, niewycenialną, posiadającą w sobie i w swoim Stwórcy źródło własnej godności. Nikt, aż do śmierci, nie może przyznawać lub od­mawiać mu człowieczeństwa z chwilą, gdy zaistniał biologicznie.

Jeśli życie ludzkie ma być chronione przez prawo, to owa ochrona musi być usankcjonowana. Inaczej mowa o ochronie byłaby obłudnym pustosłowiem.

Nie chodzi w przypadku życia dzieci nienarodzonych o penalizację matki. Matka, która decyduje się na zabicie dziecka w swym łonie, nawet gdyby nie robiła tego w przypływie paniki lub rozpaczy, jest już i tak "ukarana" (niekoniecznie w danym momencie, gdy dopuszcza się tego czynu). Nie ma bowiem matki, która z lekkim sercem, beztrosko, niszczyłaby dziecko, które nosi w sobie. Chodzi o penalizację w stosunku do tych osób, które wywierają presję na matkę, by zgodziła się na aborcję, a także wobec osób, które biorą czynny udział w przeprowadzaniu aborcji, a więc przede wszystkim w stosunku do służby zdrowia, a zwłaszcza wobec lekarzy, którzy zobowiązują się ratować życie ludzkie, lecz nigdy nie nieść śmierć.

Penalizacja aborcji nie ma na celu siania terroru karnego. Prawodawcy penalizującemu aborcję nie chodzi o zapełnianie więzień winnymi. Ubocznym, ale istotnym celem penalizacji jest nazwanie zła złem.

Twierdzi się, że w przypadku aborcji, a więc jeśli idzie o zabijanie nowo poczętego życia ludzkiego bądź to w łonie matki, bądź też w probówce, penalizacja jest całkowi­cie nieskuteczna. Trzeba by dysponować i w tym przypadku wiarygodnymi danymi empirycznymi, żeby móc to twierdzenie obalić lub potwierdzić.

Jeden typ skuteczności wydaje się oczywisty. Jest nim bez wątpienia przemiana świadomości społeczeństwa, jeśli idzie o tę kwestię - a w ogólności ugruntowanie przekonania o nienaruszalności każdego życia ludzkiego. Czyn bowiem, którego państwo nie karze, w świadomości wielu ludzi uchodzi za coś, co jest małej wagi, uchodzi za rzecz dozwoloną, wręcz dobrą. Odmienny głos Kościoła w tej sprawie bywa łatwo zakwalifikowany jako coś, co "głoszą księża", co "księża muszą mówić". Penalizacja aborcji, choćby nie była całkiem skuteczna (czy uratować jedno życie ludzkie to mało, czy to jest sprawa niewarta zachodu?), spełnia służebną rolę w szerszym aspekcie - a miano­wicie sprzyja przypomnieniu, że każde życie ludzkie, na każdym etapie jego rozwoju, jest święte i nienaruszalne. W konkretnym przypadku aborcji, penalizacja jest nazwaniem zła przez nadrzędną in­stancję społeczną - przez prawodawcę, a więc instytucję, której ustalenia docierają do świadomości wszystkich obywateli niezależnie od ich przekonań filozoficznych czy religijnych.

Dla sprawiedliwości trzeba dodać, że w krajach, w których aborcja jest dopuszczalna "prawnie", największą winę za brak skutecznej ochrony życia ludzkiego ponosi prawodawca.

Jest rzeczą oczywistą, że sama penalizacja aborcji byłaby środkiem wysoce nieskutecznym (i w tym konkretnym przypadku wręcz "niemoralnym"), gdyby nie szła w parze z wielością i wielorakością inicjatyw pomocnych potrzebującym, matkom i poczętemu życiu; potrzebny jest wysiłek informacyjny, formacyjny, wychowawczy w sprawach świadomego macierzyństwa i ojcostwa, szeroko pojętego życia seksualnego.

Kiedyś istniał program "tysiąca kościołów" na tysiąclecie chrześcijaństwa w naszej Ojczyźnie; teraz wybiła dla Kościoła w Polsce godzina, by powstał u progu dru­giego tysiąclecia nowy program "tysiąca" inicjatyw zwróconych ku matkom w potrzebie i zagrożonemu dziecku nienarodzonemu (i narodzonemu) - żeby w naszej Ojczyźnie łono matki nie było najbardziej niebezpiecznym miejscem dla życia człowieka.

Tekst został opublikowany w "TP" nr 41 z 14 października 1990 r.

Ks. STANISŁAW MUSIAŁ (1938-2004; od 1952 r. w zakonie jezuitów) studiował filozofię i teologię w Polsce, we Włoszech i w Niemczech. Od 1981 r. był członkiem redakcji, a przez kilka lat także zastępcą redaktora naczelnego "TP", członkiem i sekretarzem Komisji Episkopatu ds. Dialogu z Judaizmem (1986-95). Brał udział w spotkaniach genewskich w sprawie klasztoru sióstr karmelitanek w Oświęcimiu i jest sygnatariuszem przyjętych tam ustaleń (22 lutego 1987). Był członkiem zarządu organizacji "United Nations Watch" z siedzibą w Genewie, afiliowanej do Światowego Kongresu Żydowskiego. Zasiadał w jury Nagrody Literackiej NIKE. Opublikował kilka artykułów naukowych z historii renesansu we Francji oraz wiele artykułów publicystycznych. W Wydawnictwie Literackim ukazały się dwie jego książki: "Dwanaście koszy ułomków" i "Czarne jest czarne" - zbiory artykułów publikowanych wcześniej głównie w "TP". Za tekst "Czarne jest czarne" z 1997 r. otrzymał nagrodę Grand Press w kategorii publicystyki przyznawaną przez miesięcznik "Press".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2006