Prawa rodziców, prawa embrionów, prawa lekarzy

Na najbliższym ogólnopolskim zjeździe samorządu lekarskiego dyskutowane być mają zmiany w kodeksie etyki zawodowej. Jedna z nich przewiduje wprowadzenie zapisu, że lekarz nie może dokonywać tych zabiegów medycznie wspomaganej prokreacji, które stwarzają ryzyko w istotnym stopniu większe dla poczętego dziecka lub jego matki niż prokreacja naturalna. Wedle przeciwników zmian tak sformułowany przepis kodeksu etyki lekarskiej może prowadzić do ograniczenia zapłodnień in vitro w Polsce.
 /
/

KRZYSZTOF BURNETKO: - Współczesna bioetyka to jeden wielki spór etyczny, medyczny, prawny. Więcej: wraz z jej rozwojem pojawiają się nowe problemy. Prawo nie może od nich uciec - jak jednak ma sobie z nimi radzić ustawodawca, skoro prawo powinno być oparte choćby na minimalnym konsensusie i być stabilne. Oraz operować w miarę ostrymi pojęciami - tymczasem w dyskusji bioetycznej używa się siłą rzeczy pojęć niejednoznacznych: godność człowieka, istota ludzka, ochrona zarodka in vitro...

MAREK SAFJAN: - Faktycznie: mamy do czynienia z niesłychanym rozwojem biotechnologii medycznych, które zdają się wyprzedzać nie tylko refleksję prawną, lecz nawet etyczną i filozoficzną. Równocześnie prawo musi udzielać odpowiedzi na pojawiające się w związku z tym rozwojem pytania, które coraz częściej nie są abstrakcyjne, tylko związane z konkretnymi przypadkami klinicznymi czy badaniami medycznymi.

To dla prawa moment szczególny. Po pierwsze: prawo nigdy wcześniej nie stało wobec wyzwań tak ważkich, bo dotykających podstawowych koncepcji filozoficznych, na których opiera się jego fundament. Dotąd w prawie nie musieliśmy definiować, co rozumiemy pod pojęciem człowieka, co to jest życie ludzkie: kiedy się rozpoczyna, a kiedy kończy, jakie są granice autonomii osoby ludzkiej, czy i jakie są granice podejmowania decyzji o samym sobie. Po drugie, dyskusja stawia nas w obliczu zasadniczego konfliktu wartości. Dla prawnika nie ma tu łatwych rozwiązań, bo spór dotyczy najwyższego poziomu: praw i wolności konstytucyjnych.

Z jednej strony, przykładowo, jest wolność badań naukowych - podstawowa wartość współczesnej cywilizacji, kluczowa dla jej rozwoju. Z drugiej pojawiają się inne wartości - też konstytucyjnie chronione. Choćby integralność osoby ludzkiej i ochrona godności człowieka przed instrumentalizacją. To w ich imieniu wyznaczamy granice eksperymentom medycznym i biotechnologicznym. Inny przykład to kwestia autonomii decyzji każdego człowieka w odniesieniu do prokreacji. Prokreacja jawiła się zawsze jako element naszej prywatności: decydowaliśmy o prokreacji, ale zarazem była ona zdeterminowana biologicznie, więzi pokrewieństwa jako fakty biologiczne nie były przedmiotem konwencji lub umowy. Dziś nauka zna instrumenty, które dają możliwość znacznie dalej idących wyborów prokreacyjnych.

---ramka 314550|prawo|---Powstaje pytanie: czy istnieją tu jakieś granice, czy wszystkie nasze wybory mają być respektowane? Prawo do ochrony życia prywatnego i do wolności jednostki zderza się przecież z prawami dziecka, które ma się w wyniku tego rodzaju zabiegów narodzić. Musimy sobie odpowiedzieć: czy interesy tego dziecka - bez względu na to, w jaki sposób ono zostanie wykreowane przy użyciu takiej lub innej techniki biotechnologicznej - będą respektowane?

Zderzenie prawa człowieka do decydowania o samym sobie - należącego do katalogu praw podstawowych, gwarantowanego w konstytucji, następuje także w wielu innych sytuacjach, np. w przypadku zakazu eutanazji. Wydaje się, że człowiek, który racjonalnie myśli i może podejmować decyzje oparte na swojej wizji świata, ma prawo dokonać fundamentalnego wyboru związanego z pytaniem: żyć czy nie żyć? Jednocześnie system prawny tradycyjnie chroni życie człowieka bez względu na to, czy jest ono jeszcze dla niego wartością, czy już nie. Nie trzeba się nawet odwoływać do argumentacji religijnej, że życie człowieka jest darem Boga, wszak życie jest uznawane za wartość szczególnie chronioną w każdym systemie prawnym - wobec tego żądanie zadania śmierci przez inną osobę zderza się na ogół z wyraźnym zakazem prawnym. Także Konstytucja gwarantuje ochronę życia każdego człowieka. Z tego wynika zakaz zabijania nawet, gdy ktoś wyraża pragnienie śmierci. Nie da się, moim zdaniem, zalegalizować eutanazji bez zmian konstytucyjnych.

Należy jednak odróżniać eutanazję od przerwania zabiegu medycznego w przypadkach tzw. terapii agresywnych, czyli takich, które jedynie przedłużają proces umierania, ale już nie leczą. Jeżeli więc ktoś świadomie sprzeciwia się, by wobec niego kontynuowano taką “terapię", w opinii dużej części środowisk prawniczych i medycznych nie tylko w Polsce, ma takie prawo.

Wracając jednak do problemu załamywania się pewnych, do niedawna niepodważalnych, paradygmatów prawnych. Na gruncie naszego prawa nie jesteśmy w stanie z pełną precyzją odpowiedzieć, kto w pewnych sytuacjach jest matką dziecka albo kto jest jego ojcem. Oczywiście nie chodzi tu o prawne sposoby ustalenia macierzyństwa czy ojcostwa, ale o kryteria takiego ustalenia. Teraz prawo musi odpowiedzieć także np. na pytanie: czy matką dziecka jest kobieta, która dała dziecku swój materiał genetyczny, czy też ta, która je urodziła. Wcześniej nie było konieczne definiowanie pojęcia matki w takim sensie.

Wszystko to sprawia, że nieunikniona jest zasadnicza transformacja naszego myślenia o niektórych kategoriach prawnych. Fundamentalne pytanie brzmi: jak tworzyć prawo, które reagowałoby na zjawiska powstające w sferze medycyny, biologii czy - generalnie - współczesnej nauki? Zwłaszcza że społeczeństwo przywiązuje coraz większą wagę do respektowania jego własnej autonomii i wolności w stosunku do innych tradycyjnie szanowanych wartości. A równocześnie jest podzielone, przede wszystkim zaś nie stwarza się mu szans zrozumienia istoty tych problemów.

W Polsce bowiem - w przeciwieństwie do większości innych krajów Europy - nie toczy z prawdziwego zdarzenia dyskusja nad większością tak kluczowych przecież zagadnień. Wydawało się, że taka debata powinna się rozpocząć po podpisaniu przez Polskę Europejskiej Konwencji Bioetycznej z 1996 r. - ale tak się nie stało, a i Konwencji nie ratyfikowaliśmy,

- Burza tyczyła tylko aborcji, a i tak była potwornie upolityczniona.

- W efekcie społeczeństwo nie zna argumentów “za" i “przeciw" oraz nie potrafi zidentyfikować problemów. Gdy zapytamy przeciętnego Polaka, co sądzi o zapłodnieniu in vitro - jakby nie było metodzie stosowanej w medycynie niektórych państw od 20 lat, a od jakiegoś czasu także u nas - będzie bezradny. Nic na ten temat nie wie: jakie racje przemawiają za jej stosowaniem, a jakie przeciwko, jakie ryzyko może nieść ta metoda, jakie mogą być ewentualnie nadużycia, a jakie szanse i gwarancje powodzenia. Nic dziwnego, że społeczeństwo nie potrafi też wymóc odpowiadających mu decyzji.

We współczesnej demokracji jedynym sensownym mechanizmem dochodzenia do rozwiązań prawnych w kontrowersyjnych, a zasadniczych dla obywateli, sprawach nie jest dyskusja wąskich środowisk ekspertów i polityków, lecz szeroka debata publiczna. Tyle że ta jest możliwa tylko wtedy, kiedy wiemy, o czym rozmawiamy.

- Do niedawna przyjmowano w Polsce, że niektóre problemy bioetyczne mogą rozstrzygać wyłącznie lekarze. Tak było długi czas choćby z transplantacją. Życie wymusiło, że do rozmowy włączyli się prawnicy. Jest i inny problem: jak tu dyskutować, skoro tak wpływowa siła, jak Kościół katolicki, mówi, że - właśnie w kwestii metody in vitro - ma stanowisko jedno i niezmienne.

- Pozycja Kościoła i jego stanowisko wynikające przede wszystkim z zasad wiary sprawia, że margines dla dyskusji jest tu stosunkowo wąski. Ale pamiętajmy, że w samym Kościele toczy się dyskusja o tych zagadnieniach - choćby wspomaganej medycznie prokreacji. Obecne stanowisko Watykanu, które określiła Kongregacja Nauki Wiary, nie powstało w próżni, lecz jest wynikiem debat w najbardziej prestiżowych i najwyższych kręgach katolickich. Jeśli zaś prześledzimy stanowisko Kościoła wobec, na przykład, eutanazji, to widać, że nawet poglądy poszczególnych hierarchów się różnią. Pius XII, który na kongresie anestezjologów w 1958 r. wypowiedział się na temat stosowania agresywnej terapii, wykazał zdumiewającą - także dla niektórych teologów katolickich - otwartość twierdząc, że nikt nie ma moralnego obowiązku poddania się jej.

Widać więc, że w samym Kościele może się toczyć i toczy ważna dyskusja na te tematy. Natomiast są pewne warunki progowe, które z punktu widzenia światopoglądowego są niemożliwe do uznania przez Kościół.

Ważne jest jednak rozróżnienie między tym, co jest sferą przekonań moralnych wynikających ze światopoglądu, a tym, o czym mówi prawo stanowione. Otóż prawo nie może być wyłącznie transmisją poglądów światopoglądowych, zaś współczesne państwo, choć dąży do współpracy z poszczególnymi Kościołami, ma charakter świecki. Prawo musi spełniać innego rodzaju rolę: jest systemem nakazów i zakazów obowiązujących w społeczeństwie pluralistycznym, w którym funkcjonują różne poglądy, od agnostycznych czy ateistycznych do poglądów reprezentowanych przez rozmaite religie. Skądinąd religie zajmują różne stanowisko wobec poszczególnych kwestii biotechnologicznych i bioetycznych. Przykładem odmienne podejście religii żydowskiej i religii katolickiej do antykoncepcji. Prawo nie jest więc instrumentem, poprzez który można by narzucić takie lub inne przekonanie moralne, wiele ważnych i powszechnie szanowanych idei etycznych nie dałoby się nawet przełożyć na język normy prawnej, np. postulatu miłości do własnych dzieci lub postawy altruistycznej wobec innych ludzi.

Ustawodawca powinien więc przede wszystkim respektować to, co jest minimalnym, a więc koniecznym wymaganiem moralnym, tj. takim bez którego społeczeństwo należące do naszego kręgu cywilizacyjnego nie mogłoby funkcjonować, nie może natomiast forsować przez prawo przekonań etycznych, które można nazwać maksymalistycznymi. Nie taką jest funkcja prawa. Szanując wspaniały czyn, na jaki zdobył się w Oświęcimiu Maksymilian Kolbe, nie możemy oczekiwać, że każdy człowiek byłby w stanie zdobyć się na taki heroizm. Nie możemy też od nikogo tego wymagać. Podziwiając i szanując akt bohaterstwa, musimy zarazem uznać, że nie każdy musi być bohaterem. Tym bardziej nie można oczekiwać, że prawo będzie wyrażać takie maksymalistyczne postulaty moralne - i próbować wymusić je na obywatelach.

Skoro musimy oddzielić w państwie świeckim te dwie sfery: światopoglądową i prawną, nie ma innej możliwości, jak tworzenie prawa opartego na przynajmniej podstawowym konsensusie

- Czy jednak zawsze ten konsensus da się znaleźć?

- Należy przede wszystkim podjąć taką próbę, a obawiam się, że ciągle jesteśmy od niej jeszcze bardzo odlegli. Nie powiodły się jak dotychczas żadne próby powołania gremium, reprezentującego różne środowiska naukowe i opcje światopoglądowe, które mogłoby debatę publiczną inicjować, określać problemy i podejmować starania o wypracowanie wspólnego stanowiska. W pewnych sprawach osiągnięcie konsensu jest oczywiście szczególnie trudne albo wręcz niemożliwe. W sporze o przerywanie ciąży jest on niemożliwy, bo trudno wymagać od Kościoła katolickiego, by zmienił zdanie odnośnie do początku życia ludzkiego. Ale z drugiej strony, czyż nie osiągnięto czegoś na kształt kompromisu, chociaż każda ze stron sporu zgłasza - z odmiennych powodów - inne zastrzeżenia do przyjętych rozwiązań.

Warto zauważyć, że choć obowiązującą ustawę o ochronie życia poczętego niektórzy określają mianem rygorystycznej, zezwala ona przerwać ciążę w przypadku problemów eugenicznych, gwałtu czy zagrożenia zdrowia kobiety - co jest niezgodne z punktem widzenia Kościoła. Mimo to ten zdaje się uznawać status quo za możliwy do akceptacji. Nie znaczy to zapewne, że Kościół rezygnuje z kierowania do wiernych - a i do innych ludzi - apelu o powstrzymanie się w jakiejkolwiek sytuacji od przerywania ciąży. Sądzę, że uznaje jednak, iż nie warto naruszać osiągniętego w społeczeństwie porozumienia w tej kwestii. Wciąż oczekuje, że matka dziecka powstałego w wyniku gwałtu zdecyduje się na piękny i heroiczny czyn, jakim jest jego urodzenie i wychowanie. Jest to materia tak delikatna i intymna, że leży poza zakresem powinności, które można formułować w kategoriach prawnych. To właśnie sfera, w którą prawo nie powinno ingerować.

Jeszcze bardziej dyskusyjna jest kwestia, czy i w jakim stopniu zgadzać się, by przerywanie ciąży mogło nastąpić z powodów wystąpienia wad genetycznych płodu. Co znaczy ,,poważny defekt genetyczny"? Praktyka sądowa pokazuje, jak nieoczekiwane mogą być skutki uznania, że istotne wady genetyczne uzasadniają przerywanie ciąży. Przykładem fala roszczeń odszkodowawczych kierowanych w Stanach Zjednoczonych wobec lekarzy, którzy nie uprzedzili rodziców, że dziecko może się urodzić z wadą. Kiedy podobne pozwy pojawiły się we Francji i sądy je uznawały, wybuchła prawdziwa burza. Część społeczeństwa uznała, że to dobrze, iż rodzice, którzy muszą wychowywać dziecko z genetycznymi wadami, dostają odszkodowanie. Ale równocześnie niektórzy z rodziców tak upośledzonych dzieci zaprotestowali: z jakiej racji nasze dziecko jest uważane za to, które się nie powinno było urodzić? Nasze dziecko nie jest warte życia? Jak można tak wartościować życie ludzkie? Ostatecznie możliwość podnoszenia takich roszczeń została ustawowo wyłączona.

Wydaje się, że konsens jest w wielu sprawach możliwy. Przykładowo nie wykluczałbym go w odniesieniu do zakresu wykorzystywania niektórych metod prokreacji medycznie wspomaganej oraz wprowadzenia pewnych zasad ochrony embrionów w stanie przedimplantacyjnym. W gronie przedstawicieli ponad trzydziestu państw Rady Europy można było osiągnąć porozumienie, że niedopuszczalne jest tworzenie embrionu dla celów badań naukowych. Polskie prawo nie zawiera nawet takich minimalnych regulacji.

- Lekarze spierają się zwłaszcza o los niewykorzystanych - czyli nie umieszczonych w ciele przyszłej matki - zarodków. Przeciwnicy in vitro mówią, że chodzi nawet nie o to, iż życie powstaje w próbówce, lecz o to, że lekarz nie jest bogiem i nie może decydować, które z zarodków rokują lepiej i dlatego trzeba dać im szansę na “przeżycie", a które można zamrozić. Zwolennicy odpowiadają, że za pierwszym razem metoda często nie przynosi skutku - zamrożone zarodki są więc zwykle wykorzystywane przy kolejnych próbach. Pewne jest jedno: że w Polsce nie ma żadnych regulacji odnośnie ich statusu prawnego, procedur postępowania itp. Przykładowo: tylko w drodze interpretacji ogólnych norm chroniących życie ludzkie można przyjąć, że embrion nieimplantowany do ciała kobiety podlega ochronie jako forma życia. Konkretnego przepisu na ten temat nie ma w kodeksie karnym, trudno byłoby wywieść go z kodeksu cywilnego, a ustawa o ochronie życia poczętego dotyczy momentu późniejszego: ciąży w organizmie kobiety.

- To też wyróżnia Polskę w Europie. Bo wszędzie tam, gdzie przeprowadzono szerokie publiczne debaty na tematy metody in vitro, te kwestie zostały precyzyjnie uregulowane. Regulacje francuskie opierają się np. na założeniu, że embrion nie jest rzeczą, przedmiotem, ale osobą potencjalną, która też wymaga ochrony. Określono prawa rodziców genetycznych: nie mogą być oni wyłączeni od współdecydowania o losach embrionu. Określono czas jego przechowywania: stwierdza się m.in. że rodzice nie mogą żądać, by szpital przetrzymywał zamrożony - “zapasowy" - embrion dłużej niż 5 lat.

Rozstrzygnięte są też inne zasadnicze kwestie prawne, związane z ustaleniem prawnych pojęć ojcostwa i macierzyństwa w tym kontekście, a także choćby to, czy metoda zapłodnienia in vitro i inne techniki wspomagania prokreacji mogą być dostępne dla wszystkich chętnych, czy też tylko w przypadku choroby niepłodności.

- A niemiecka ustawa zastrzega, że mogą po nią sięgnąć tylko małżeństwa.

- To kolejny problem: czy zezwolić na nią także parom żyjącym w konkubinacie? A co z osobami samotnymi, które chcą mieć dziecko? Na Zachodzie ostro spierano się, czy dopuszczalna jest zgoda na wykorzystanie techniki zapłodnienia in vitro oraz... tzw. matki zastępczej. Nierzadkie były przypadki kobiet, które deklarowały, że chcą mieć dziecko, ale są tak zaangażowane w pracę zawodową, że nie mogą poświęcić czasu na ciążę.

Skomplikowane problemy wiążą się też z odpowiedzialnością lekarza. Chociażby: do jakiego stopnia lekarz, który przeprowadza zapłodnienie in vitro, odpowiada za wady genetyczne poczętego dziecka? Czy jest zobowiązany do selekcji i diagnostyki materiału genetycznego? Czy odpowiada za uszkodzenie zarodka w fazie przedimplantacyjnej? Czy odpowiada ostatecznie za rezultat swych działań? W Wielkiej Brytanii biali rodzice wytoczyli pozew lekarzowi, który pomylił próbówki i w efekcie narodziło się im czarne dziecko. Spór dotyczył tego, na czym polegać ma w tym przypadku szkoda: na kolorze skóry?; na niespełnieniu oczekiwań?; na utracie przez dziecko szansy na lepszą pozycję w społeczeństwie?

Taka jest skala problemów. Tymczasem w Polsce nie przeanalizowano nawet poważnie argumentów “za" i “przeciw" medycznie wspomaganej prokreacji.

- Sporządźmy więc listę takich argumentów.

- Autonomia jednostki i wolność podejmowania decyzji o sobie to powszechnie uznane prawa człowieka, chronione tak w konstytucji, jak w fundamentalnych aktach międzynarodowych - choćby w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Jeśli uznać, że nie ma bardziej osobistych decyzji o sobie niż decyzje prokreacyjne, to byłby poważny argument “za" dopuszczeniem metody in vitro. Wskazuje się też na ochronę prawa do życia rodzinnego, które może stać się pełniejsze dzięki zastosowaniu tej metody.

- Człowiek nie ma wprawdzie prawa do roszczenia o potomstwo, ma jednak prawo do tego, by korzystać ze zdobyczy medycyny...

- Nie istnieje oczywiście prawo do posiadania dziecka, tak jak też nie istnieje prawo do posiadania dziecka doskonałego czy, jak to określił kiedyś jeden z amerykańskich sądów, prawa do dziecka będącego w pełni funkcjonalną jednostką ludzką. Prawo do korzystania z postępu medycyny jest też poważnym argumentem na rzecz tej metody. Jeśli skorzystanie z metody in vitro jest związane z chorobą bezpłodności bądź z ryzykiem wad genetycznych u dziecka, decyzja ta powinna mieścić się - jak się wskazuje - w sferze dopuszczalnych prawnie wyborów.

- Niektórzy lekarze twierdzą nawet, że pary, które skorzystały z metody in vitro, wyleczyły się dzięki temu z bezpłodności i mogą mieć kolejne dzieci już bez jej pomocy.

- Pamiętajmy jednak,że metoda in vitro nie leczy bezładności, lecz jest najwyżej paliatywem takiej terapii. Argumentem “za" jest natomiast poważne zmniejszenie obaw związanych z ryzykiem takiego zapłodnienia. Kiedy 20 lat temu rozpoczynano stosowanie tej metody, nie było wiadomo, jak będą się rozwijać dzieci w ten sposób urodzone. Dziś nic nie przemawia za tym, by twierdzić, że są one dotknięte szczególnym ryzykiem schorzeń albo wad genetycznych.

Argumenty “przeciw" dotyczą nade wszystko losów zamrożonych embrionów “zapasowych".

- Dlatego niemiecka regulacja zakłada, że w wyniku in vitro może być wytworzonych tylko tyle zarodków, ile zostanie implantowanych do ciała kobiety.

- Jest też kwestia zawsze możliwych nadużyć tej techniki: polega ona przecież na tworzeniu istoty ludzkiej poza ustrojem kobiety. Czy nie będziemy, przy użyciu tych i coraz bardziej rozwiniętych metod, dążyć do tego by w następnych generacjach wykreować człowieka “idealnego", spełniającego tkwiący w nas głęboko fantazmat doskonałości? Pokusa ulepszania w ten sposób gatunku ludzkiego może być silna, zwłaszcza że instrumentarium jest coraz bardziej wyrafinowane. Powstaje też ryzyko prowadzenia eksperymentów na poczętym, a nie implantowanym do organizmu matki, embrionie. W Wielkiej Brytanii dopuszcza się badania na embrionach, które nie zostały implantowane bądź zostały stworzone wyłącznie dla celów badawczych. Już jednak Konwencja Bioetyczna zakazuje tworzenia embrionów wyłącznie dla celów naukowych, dostrzegając w tym pełną instrumentalizacje tej postaci życia ludzkiego. W protokole do konwencji Rady Europy o zakazie klonowania, za niedopuszczalne uznaje się zaś wszystkie postacie klonowania - nie tylko reprodukcyjne, ale i terapeutyczne.

“Przeciwko " jest także wysuwany argument pragmatyczny: czy chęć posiadania dziecka i prawo związane z prokreacją nie może spełnić się chociażby w adopcji. Jest wielka liczba sierot społecznych oczekujących na rodziców.

- To też może być czasami wezwanie do heroizmu, bo ośrodki adopcyjne często naciskają, by potencjalni chętni godzili się być rodzicami przede wszystkim dzieci najciężej chorych.

- Jest wreszcie argument “przeciw", przemawiający zwłaszcza do wyobraźni prawników: stan cywilny człowieka nie wynikał dotąd z konwencji, nie był przedmiotem swobodnych ustaleń stron, lecz był warunkowany czynnikami biologicznymi. Nie chodzi tu wyłącznie o tę lub inną technikę regulacji prawnej, ale o to, co ma określać tożsamość każdego człowieka. Nie bez przyczyny prawo do własnej tożsamości biologicznej, uznawane coraz częściej w ustawodawstwach europejskich, pojawiło się jako konsekwencja rozwoju metod prokreacji medycznie wspomaganej. Jednocześnie jednak większość regulacji europejskich przyjmuje w odniesieniu do prokreacji medycznie wspomaganej socjologiczne kryterium rodzicielstwa zakładając m.in., że matką dziecka jest nie dawczyni materiału genetycznego, tylko kobieta, która urodzi dziecko, albo że anonimowy dawca nasienia nie będzie traktowany jako ojciec dziecka, a za takiego jest uznawany mąż matki.

Lista pytań jest zatem długa. Co więcej: nie ma na nie natychmiastowych i jednoznacznych odpowiedzi, te muszą być dopiero rozważone. Dlatego też potrzebujemy w Polsce szerszej debaty na ten temat.

- Na razie problem dopuszczalności metody in vitro stanie się przedmiotem obrad korporacji lekarskiej. Oto w kodeksie etyki lekarskiej projektowane są zmiany, które wedle niektórych mają w praktyce uniemożliwić stosowanie w Polsce prokreacji medycznie wspomaganej. Pojawiają się głosy, że wprowadzenie przez lekarzy takiego zapisu do ich kodeksu zawodowego byłoby sprzeczne z konstytucyjnymi prawami obywateli.

- Wprawdzie status i rola prawa tworzonego przez państwo są inne niż zawodowych kodeksów etycznych, ale i te ostatnie stanowią pośrednio element odniesienia normatywnego. Ustawy medyczne nie bez powodu odwołują się niejednokrotnie do zasad etyki lekarskiej. Równocześnie kodeks etyki lekarskiej nie jest zawieszony w próżni: działa w ramach istniejącego prawa, uzupełnia je w obszarach, które tradycyjnie nalezą do autonomii szczególnego zawodu, którym jest uprawianie medycyny. Nie może jednak zawierać postanowień sprzecznych z prawem powszechnie obowiązującym.

Oczywiście: kodeks grupy zawodowej, zwłaszcza takiej jak lekarze, ustanawiając standardy jej postępowania, może wkraczać na obszary nie objęte wyraźną reglamentacją przez państwo. Właśnie w odniesieniu do prokreacji wspomaganej medycznie zdarzało się na Zachodzie, że nim ustawodawca podjął decyzję o jej dopuszczalności i ustanowił stosowne przepisy, sprawy te regulowały kodeksy etyczne.

Nie można jednak oczekiwać, że dwoma lub trzema przepisami kodeksu etycznego rozstrzygnie się wszystkie problemy, które pojawiają się w związku z metodą medycznie wspomaganej prokreacji. Na dodatek jest to materia dotycząca najdelikatniejszych kwestii każdego współczesnego społeczeństwa. Nie może być więc tak, że podstawą rozstrzygnięć w tej dziedzinie będzie wyłącznie stanowisko jednego tylko środowiska zawodowego. Lekarze są oczywiście bardzo ważną, ale tylko jedną ze stron w tej debacie. Nie tylko do nich należy zajęcie stanowiska w tej sprawie takie prawo mają również inni obywatele, których ewentualne regulacje też będą dotykać.

- Zwolennicy zmian w kodeksie wytaczają jednak mocny argument: twierdzą, że stosowanie metody in vitro jest sprzeczne z ich sumieniem.

- Odwołanie się do klauzuli sumienia jest prawem lekarza. Nie wyłącza ono jednak prawa pacjenta do uzyskania określonego typu świadczenia. Ustawa daje lekarzowi możliwość skorzystania z klauzuli sumienia pod pewnymi warunkami: np. nie wtedy, kiedy istnieje zagrożenia życia oraz nie w przypadku, w którym nie ma możliwości uzyskania świadczenia od innego lekarza.

Warto też odróżnić klauzulę sumienia od wyraźnego zakazu deontologicznego, który zabraniałby lekarzowi stosowania tych lub innych metod medycznych pod sankcją kar dyscyplinarnych. Klauzula sumienia zakłada, że nawet jeżeli jakiś zabieg jest dopuszczalny przez prawo, lekarz może odmówić jego wykonania, jeśli naruszałoby to jego sumienie. I nie poniesie wtedy sankcji zawodowych. Kiedy jednak prawo stanowione wyraźnie dopuszcza możliwość odwołania się do pewnej interwencji medycznej, a prawo korporacyjne miałoby jej zakazywać pod groźbą odpowiedzialności zawodowej - sytuacja jest inna. Wtedy pojawia się problem wewnętrznej niespójności systemu prawnego.

Prof. Marek Safjan pracuje w Katedrze Prawa Cywilnego Uniwersytetu Warszawskiego; jest przewodniczącym Rady Naukowej Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości i członkiem korespondentem Polskiej Akademii Umiejętności; uczestniczy w pracach Komitetu Etyki w Nauce Polskiej Akademii Nauk. W l. 1991-97 był członkiem Komitetu ds. Bioetyki Rady Europy. W listopadzie 1997 r. wybrany został sędzią Trybunału Konstytucyjnego; od stycznia 1998 pełni funkcję Prezesa TK. Jest autorem ok. 150 publikacji naukowych, w tym 18 książek z zakresu prawa cywilnego, medycznego i europejskiego. Ostatnio wydał: “Prawa i medycyna" (Warszawa 1998).

---ramka 314551|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2003