Człowiek, który wiedział za dużo

We wchodzącym na polskie ekrany "Dublu" Johana Grimonpreza "Ptaki" zostały zderzone z zimną wojną, a ich reżyser i jego sobowtór - z Nixonem, Chruszczowem i Kennedym. Mija 30 lat od śmierci Alfreda Hitchcocka.

27.04.2010

Czyta się kilka minut

Filmy zawsze są odbiciem rzeczywistości, ale unikatowość dokonań Hitchcocka polega na tym, że w jego twórczości odbijała się realność "zdublowana": sfera sacrum i profanum, polityka i sztuka, zbrodnia i kara... Dubel dubli.

Alfred Hitchcock przedstawia

Unikat w historii kina: wywalczył status reżysera, o współpracę z którym zabiegała każda gwiazda filmowa (sam mawiał: "bez szminki aktorzy stają się mało rozgarniętymi dziećmi"), następnie uniezależnił się finansowo, stając się producentem. Wiedział wszystko o warsztacie reżysera i znał marzenia publiczności. W końcu, wodząc nas za nos, nauczył się przerażać.

Hitchcock to firma ze znakiem jakości. Nie zawsze tak było. Krytyka, zwłaszcza w szczytowym okresie twórczości autora "Psychozy" (1960) - latach 50. i 60. XX wieku - traktowała jego filmy z arogancją, uznając je w najlepszym wypadku za przyzwoitą konfekcję. Nieprzychylni Hitchcockowi recenzenci amerykańscy pisali, że kręci bajki dla dorosłych, odrealnione historyjki albo banalne horrory; tymczasem już na początku lat 50. krytycy związani z "Cahiers du Cinéma" dowodzili, że choć sam Hitchcock kpi z prawdopodobieństwa, jego filmy nigdy nie były zupełnie oderwane od rzeczywistości. Zbiegi okoliczności, qui pro quo, to tzw. "mocne sytuacje", które w życiu zdarzają się o wiele rzadziej niż w kinie, ale jednak się zdarzają. Cel, który rysował się z mnożenia atrakcji tego typu, był w twórczości autora "Ptaków" jasno określony. Chodziło o to, żeby za wszelką cenę utrzymać widza w niepewności, dać mu dzieło jednocześnie atrakcyjne i niepokojące. Krótko mówiąc, Hitchcock dążył do tego, żeby cały film był zbudowany z "mocnych historii". Dlatego nie znajdziemy u niego pustych plam, wydłużających się scen przejścia czy ekspozycji. Mówił: "Film jest zły wtedy, kiedy ktokolwiek z publiczności chociaż na chwilę może odwrócić oczy od ekranu".

Było wielu utalentowanych reżyserów wizjonerów, którzy gubili się w rzemieślniczej, niemal matematycznej, bo wymagającej precyzji, a nie poezji, pracy na planie albo przed stołem montażowym. Znamy nazwiska twórców utalentowanych literacko, zapominających jednak, że skrypt filmowy to nie powieść. Hitchcock był inny. Miał świadomość formy, wiedział wszystko o mechanizmie powstawania filmu, procesie kręcenia zdjęć, produkcji i postprodukcji. Znał się na pracy z aktorem, nieobce było mu nawet rzemiosło elektryka. Uważał, że reżysera powinien interesować każdy aspekt dzieła: montaż, ale i scenariusz; popremierowa reklama, ale i pierwszy pomysł; zdjęcia i wybór obsady. U niego niemal każde pojedyncze ujęcie było świadome, precyzyjnie wymyślone.

Był mistrzem adaptacji, ale sięgał przede wszystkim po literaturę popularną. Na pytanie, dlaczego nie przeniósł na ekran wielkiej powieści, odpowiadał: "»Zbrodnia i kara« jest cudzym dziełem. Nie rozumiem, jak można łudzić się, że da się zawładnąć wybitną powieścią, którą autor pisał trzy albo cztery lata i która określa sens jego życia".

W "Lokatorze" (1926) Hitchcock po raz pierwszy pojawił się w epizodycznej roli. Był widoczny w dwóch scenach: wśród ludzi siedzących w redakcji oraz wśród gapiów uczestniczących w pogoni za Ivorem Novello. "Później zrobił się z tego przesąd - opowiadał reżyser - a w końcu stały żart, który jednak stał się dość kłopotliwy i dlatego, żeby pozwolić ludziom spokojnie oglądać film, starałem się pojawiać ostentacyjnie w ciągu pierwszych pięciu minut".

Kinofilia

Eric Rohmer i Claude Chabrol w książce "The First Forty-Four Films" zwracają uwagę na obecność kilku stałych motywów, które - począwszy od "Lokatora" - znacząco wyróżniały twórczość tego reżysera (motywy te wymienia także jego polski monograf, Krzysztof Loska). Hitchcock zawsze pokazywał historię człowieka uwikłanego w zbrodnię, której nie popełnił. Tło jego filmów przesycone było wyrazistą chrześcijańską ikonografią, a także - w kilku wypadkach - psychoanalizą. Monografowie zwracają też uwagę na sposób budowania napięcia w jego filmach: za pomocą montażu (zwłaszcza montażu równoległego), niesamowitej inwencji plastycznej.

Świadomość formy pozwalała Hitchcockowi na gatunkową woltyżerkę. Kręcił horrory i melodramaty, komedie i dramaty obyczajowe, ale zawsze był w nich jego własny, autorski stempel. Od pierwszych minut "Okna na podwórze" wiadomo, kto jest reżyserem. Ta sama odbiorcza pewność towarzyszy kinofilskim podróżom przez twórczość Felliniego, Bergmana czy Wellesa. Styl wielkich artystów jest niepodrabialny.

Zapewne dlatego Hitchcock nie ma do dzisiaj godnych następców. Nawet jeżeli udają się nawiązujące do "Hitchcockowskiego stylu" pojedyncze tytuły, to, może z wyjątkiem Briana de Palmy (chociaż to przykład problematyczny, bo de Palma jest reżyserem irytująco nierównym), żadnemu, nawet najbardziej przysięgłemu wielbicielowi Hitchcocka, nie udało się nawiązać równorzędnego dialogu z dokonaniami mistrza.

"Zawsze byłem taki sam: kompletny introwertyzm i samotnictwo - opowiadał Hitchcock François Truffautowi w legendarnym wywiadzie rzece. - Nigdy nie miałem żadnego kolegi. Bawiłem się sam i sam wymyślałem swoje zabawy". Z drugiej strony ten nieśmiały chłopiec, który, co podkreśla z dumą, był kompletnie niewinny i nieobeznany z sekretami seksualności, już w pierwszych filmach był dużo bardziej bezpruderyjny od kolegów. Jako jeden z pierwszych pokazał w kinie miłość homoseksualną: w debiutanckim "Ogrodzie rozkoszy" (1925), dwie bohaterki, Patsy i Jill, filmowane były jak para, a w późniejszym o rok, już sławnym "Lokatorze" (1926), pierwszym pełnoprawnym filmie "Hitchcock style", "mała" blondynka chroniła się na kolanach brunetki w typie "chłopczycy". Robert Samuels, w interesującej rozprawie "Hitchcock’s Bi-textuality" interpretuje genderowe tropy, tłumacząc je językiem zaczerpniętym z teorii Lacana oraz feministycznych teorii podmiotowości żeńskiej i biseksualnej. To najlepszy dowód, do jakiego stopnia Hitchcock i jego filmy są ciągle tematem prowokujących analiz.

***

Wyznawał zasadę, że realizuje filmy, bo chce za ich pośrednictwem "opowiadać historie". Fabuła mogła być nieprawdopodobna, ale nigdy nie powinna być banalna. "Film to życie, z którego usunięto chwile nudy" - mówił. Pogrzeb Alfreda Hitchcocka odbył się równo 30 lat temu: 2 maja 1980 r. w kościele przy bulwarze Santa Monica w Beverly Hills. W tym samym miejscu, tyle że rok wcześniej, żegnano Jeana Renoira. Na pogrzebie Renoira były tłumy, na pogrzebie Hitchcocka nie było nawet trumny. Żegnano człowieka nieśmiałego, który - nareszcie wolny - nie musiał zabiegać o pieniądze na kolejny projekt, nie musiał bawić i dowcipkować. François Truffaut napisał o swoim przyjacielu: "Człowiek umarł, reżyser jednak przeżył".

"Dubel" (Double Take) - film dokumentalny, reż. i scen. Johan Grimonprez, muz. Christian Halten, wyst. Ron Burrage, Delfine Bafort. Prod. Belgia/Holandia/Niemcy 2009. W kinach od 30 kwietnia 2010 r. (w 30. rocznicę śmierci Hitchcocka).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2010