Czesi, cukier i Unia

1 stycznia na czele Unii Europejskiej stanie Republika Czeska: kraj pozostający poza strefą euro, ze słabym rządem i eurosceptycznym prezydentem; kraj, który nie ratyfikował traktatu lizbońskiego. W Brukseli rosną obawy, a w Pradze nerwowość.

02.12.2008

Czyta się kilka minut

Przedsiębiorca Jakub Kryštof Rad uwielbiał swą żonę Julianę, a Juliana uwielbiała przyjmować gości. Pewnego dnia, przed podaniem gościom kawy, porcjowała tzw. głowę cukru i zraniła się boleśnie w palec. Mąż, kierujący cukrownią w Dačicach na południu Czech, bardzo się tym przejął. Długo myślał - i kilka miesięcy później ofiarował ukochanej koszyczek z białymi i czerwonymi kostkami cukru. Był rok 1841 r., Juliana już nigdy nie musiała męczyć się z porcjowaniem cukru, a Jakub swój dowód miłości wkrótce opatentował.

Ponad 150 lat później kostka cukru została wybrana na symbol czeskiej prezydencji w Unii. Razem z hasłem "Osłodzimy Europę". W przygotowanym spocie (dostępnym w serwisie youtube.com) wokół konferencyjnego stołu siedzą znane czeskie osobistości i każda bawi się kostkami cukru. Ale kiedy 1 stycznia 2009 r. Praga obejmie przewodnictwo w Unii, może się okazać, że prezydencja nie będzie wcale taka słodka.

Słodki czas kryzysu

Do nudy Czesi mogą zatęsknić, bo w chwili, gdy obejmą "prezydenturę" Unii, Europa zmaga się z kryzysem finansowym, napiętymi stosunkami z Rosją i kłopotami z ratyfikacją traktatu lizbońskiego. Nie ułatwia sytuacji fakt, że Czesi tego traktatu jeszcze nie ratyfikowali i nie wyznaczyli nawet daty, kiedy chcieliby przyjąć euro.

Priorytety czeskiej prezydencji premier Mirek Topolanek streścił jako "3E", czyli: ekonomia (walka z kryzysem), energetyka (bezpieczeństwo energetyczne i klimat) oraz Europa i świat (polityka wschodnia, negocjacje członkowskie z Chorwacją, integracja Zachodnich Bałkanów z Unią). Plan ambitny.

Tymczasem czas dla Czech jest niekorzystny. - Teraz każda prezydencja byłaby trudna. Po pierwsze, jest globalny kryzys. Po drugie, następuje ona po niezwykle dynamicznej prezydencji francuskiej. Po Sarkozym, który miał mnóstwo energii i pomysłów, każdy byłby w gorszym położeniu. Tymczasem Topolanek ma kłopoty u siebie w kraju - mówi "Tygodnikowi" francuski socjolog Nicolas Maslowsky, od lat pracujący w Czechach. Te kłopoty to niestabilny rząd, który utracił większość - i eurosceptyczny prezydent Václav Klaus, który sieje postrach w Europie swoimi ekstrawaganckimi poglądami.

Czy zatem przewodnictwo Czech w Unii może zakończyć się sukcesem? Jiří Pehe, politolog i szef praskiego New York University, ma wątpliwości: - Obawiam się, że Republika Czeska nie ma czego zaproponować - mówi "Tygodnikowi". - Sama zresztą do tego doprowadziła. Nie ratyfikowała na czas traktatu lizbońskiego, należy do państw sprawiających problemy. A obawy Europy budzi zachowanie Klausa.

Pehe przypomina, jak to austriacki dziennik "Die Presse" napisał niedawno: "Boże chroń, nadchodzi Klaus". - To oddaje uczucia wielu europejskich polityków - zaznacza politolog.

Kłopot z Klausem

Prezydent Klaus, zasiadający na Hradzie już drugą kadencję, znany jest z kontrowersyjnych i eurosceptycznych poglądów, a także pogardy do ekologii i organizacji pozarządowych. Co prawda w Czechach - podobnie jak w Polsce - polityka zagraniczna leży w gestii rządu, ale prezydent może wiele utrudnić.

Obserwatora z zagranicy może to dziwić o tyle, że rządy sprawuje prawicowa partia ODS, której Klaus był założycielem. Sondaże od dawna wykazywały zdumiewającą prawidłowość: że ugrupowanie eurosceptyczne ma najbardziej proeuropejski elektorat. Ale między premierem Topolankiem a prezydentem Klausem trwa dziś otwarta wojna, w której premierowi nie pozostało nic innego jak profilować się proeuropejsko. Skutek: ostatnio mówi się o możliwym rozłamie w ODS i powstaniu nowej eurosceptycznej partii, a Topolanek nie może liczyć na taryfę ulgową ze strony prezydenta - choć rozejm na czas prezydencji zawarł nawet z szefem opozycji, socjaldemokratą Jiřim Paroubkiem.

Przykładem sporu między prezydentem a premierem jest konflikt wokół ratyfikacji traktatu lizbońskiego, który Klaus uważa za niszczący dla państwa czeskiego. Fragmenty traktatu trafiły do Trybunału Konstytucyjnego, który w minionym tygodniu orzekł, że są zgodne z ustawą zasadniczą. Klaus, który osobiście występował z krytyką traktatu przed sędziami Trybunału, skomentował, że jest to wyrok polityczny, i zapowiedział, że broni nie składa. Bo teraz co prawda parlament może przystąpić do ratyfikacji, ale w każdej chwili do Trybunału może trafić kolejna skarga (sędziowie orzekali jedynie o fragmentach traktatu, a nie jego całości). A poza tym traktat i tak w końcu trafi na biurko Klausa, który podpisać go nie chce.

Szansa na sukces

Wszystko to sprawia, że perspektywa czeskiej prezydencji nie budzi w Europie entuzjazmu. Z pewnością wielkich nadziei nie pokłada w niej Nicolas Sarkozy, który niechętnie wypuści z rąk europejski ster i już zaplanował, że w styczniu odbędzie się - w Paryżu, nie w Pradze - szczyt poświęcony kryzysowi.

Takie kroki postrzegane są jako próba nieformalnego przedłużenia francuskiego przewodnictwa. Bo choć prawnie coś takiego nie jest możliwe, w grę wchodzą nieformalne spotkania przywódców państw należących do strefy euro (a zatem nie Czech). Nie wyklucza tego Pehe: - Obawiam się, że będzie silna tendencja, by czeskie przewodnictwo zredukować do spraw formalnych, jak organizacja szczytów i spotkań. Ale faktycznie kierownictwo polityczne przejmą wielkie państwa. W każdym razie fakt, że Czechy nie są członkiem strefy euro, daje do rąk Francuzom silną kartę - ocenia politolog.

Szansę na umiarkowany sukces widzi Maslowsky: - Czechy mogą wykorzystać swą prezydencję, by zmusić wielkie państwa do zwracania większej uwagi na kraje małe. Aby to się jednak udało, wszystkie działania Pragi muszą być niezwykle dla Europy konstruktywne.

Na miesiąc przed objęciem unijnych "rządów" Czesi są pod presją. Dla każdego z nowych państw Unii pierwsza prezydencja to wyzwanie. Tym razem kraj ją obejmujący jest pod ostrzałem, jeszcze zanim cokolwiek zrobił. Topolanka czeka wiele ciężkich chwil.

Karel Gott śpiewał kiedyś piosenkę "Kawę posłodzę sobie bardziej" - o tym, jak po porzuceniu przez ukochaną ratuje się przed smutkiem właśnie słodką kawą. Może ta metoda na depresję przyda się i premierowi. Cukru w końcu mu nie brakuje. Nawet w kostkach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2008