Czerwone birety

Nominacjami kardynalskimi Franciszek walczy z frakcyjnością i kunktatorstwem przyszłego konklawe.

02.11.2020

Czyta się kilka minut

Kardynałowie podczas konsystorza, październik 2003 r. /  / ALFRED FACELLY / SIPA / EAST NEWS
Kardynałowie podczas konsystorza, październik 2003 r. / / ALFRED FACELLY / SIPA / EAST NEWS

Brunei to małe, azjatyckie, muzułmańskie państwo, w którym żyje niespełna 15 tys. (5 proc.) katolików. Ich wikariusz, abp Cornelius Sim, za miesiąc będzie kardynałem. W ten sposób Brunejczycy będą mieć jeden głos w wyborze papieża, podczas gdy sporo większe i „tradycyjnie katolickie” narody Irlandii, Słowacji, Węgier albo Litwy – ani jednego. Niezbadane są wyroki papieża Franciszka.

Peryferie dostają głos

Nominacja kardynała z Brunei to jeden z wielu przykładów otwierania się Kościoła na inne kultury przy jednoczesnej jego decentralizacji i deeuropeizacji. Franciszek już wcześniej mianował kardynałami hierarchów z Burkina Faso, Birmy, Tonga, Bangladeszu, Mauritiusa, Papui-Nowej Gwinei, Lesoto, Laosu, jak też z wielu krajów afrykańskich – dużych, ale z niewielkim odsetkiem katolickich mieszkańców.

Statystyki pontyfikatu dobrze pokazują tę tendencję: gdy na papieża wybierano biskupa Buenos Aires, kardynałowie z Europy stanowili jeszcze ponad połowę (52,1 proc.) elektorów. Teraz, po siódmym konsystorzu Franciszka (odbędzie się 28 listopada), będą w zdecydowanej mniejszości (42 proc.; zob. infografikę).

Nowe nominacje, ogłoszone już 25 października, wyraźnie wpisują się w ten trend. Jeśli spojrzymy tylko na listę kardynałów elektorów – a więc tych, którzy nie ukończyli 80 lat i będą uczestniczyć w konklawe – znajdziemy aż pięć (na dziewięć) nazwisk spoza naszego kontynentu (poza wspomnianym abp. Simem z Brunei Azję reprezentuje jeszcze abp Jose Advincula z Filipin, Afrykę abp Antoine Kambanda z Rwandy, Amerykę Południową abp Celestino Aós Braco z Chile, a Amerykę Północną abp Wilton Gregory z Waszyngtonu). Daje to łączną liczbę 128 elektorów, czyli… za dużo, aby wybory mogły się odbyć zgodnie z obowiązującym prawem. Na mocy konstytucji apostolskiej Pawła VI „Romano Pontifici eligendo” z 1975 r., potwierdzonej przez Jana Pawła II i Benedykta XVI, ma ich być maksymalnie 120. Jeśli Franciszek nie zmieni tych przepisów, będzie to oznaczało, że nie zamierza abdykować (ani umierać) przed kwietniem 2022 r., bo dopiero do tego czasu kolejnych ośmiu kardynałów przejdzie na emeryturę. Oczywiście o ile wcześniej któryś z elektorów nie umrze albo nie zostanie pozbawiony praw kardynalskich, co – jak wiadomo – też się zdarza.

[KLIKNIJ ABY POWIĘKSZYĆ]

INFOGRAFIKA LECH MAZURCZYK

Liczy się charakter

Gdy nieco ponad rok temu dokonywałem podobnych obliczeń, wnioski nasuwały się też podobne. Drugą, poza szukaniem na peryferiach, zasadą modelowania „czerwonych biretów” przez Franciszka jest kierowanie się cechami osobistymi i dorobkiem kandydata, a nie tradycją, która za „kardynalskie” uznaje kilka zasłużonych stolic biskupich.

W tegorocznych nominacjach po raz kolejny pominięci zostali hierarchowie z takich historycznie ważnych stolic, jak Mediolan, Wenecja czy Turyn we Włoszech albo Kraków, Gniezno czy Wrocław w Polsce. A kardynalskie kapelusze otrzymają np. abp Augusto Lojudice z niewielkiej Sieny czy o. Mauro Gambetti, gwardian franciszkańskiego klasztoru w Asyżu – zwykły zakonnik bez biskupich święceń.

Biskupowi Sieny warto przyjrzeć się z bliska. Ma 56 lat. Zanim objął stolicę toskańskiej diecezji, był jednym z biskupów pomocniczych Rzymu, odpowiedzialnym za obszary południowych przedmieść stolicy Włoch. Wystarczyły cztery lata, by dał się poznać jako duszpasterz ekonomicznych i społecznych peryferii – bliski był mu los najbiedniejszych mieszkańców, prostytutek pracujących przy drogach wiodących do Rzymu czy licznej w tamtych rejonach ludności romskiej. Wielokrotnie sam albo z klerykami papieskiego seminarium, gdy jeszcze był ich duchowym opiekunem, odwiedzał największy obóz romski w stolicy, gdzie – pomiędzy via Casilina a viale Togliatti – koczowało ponad 600 osób. Organizował dla nich pomoc materialną, zbierał wolontariuszy, którzy prowadzili zajęcia dla dzieci, chodził po urzędach, by wstrzymać eksmisje. Po likwidacji obozu (w 2010 r.) udało mu się znaleźć dom dla czterech dużych romskich rodzin i opracować projekt pomocy mieszkaniowej dla innych – gdyby miasto przekazało na ten cel niewielkie działki, 10-15 arów na trzy rodziny, przy wsparciu Caritasu i sponsorów udałoby się wybudować – siłą rąk samych zainteresowanych – domy modułowe. Pomysł jak dotąd nie doczekał się akceptacji.

W Sienie, do której trafił w maju 2019 r., zaczął od porządkowania spraw kurii i odbudowy zaufania po głośnych aferach finansowych, które nadszarpnęły reputację jego poprzednika. Sprawy ekonomiczne przekazał w ręce świeckich specjalistów, zintegrował działające przy biskupie, a dotąd niezbyt ze sobą współpracujące organizacje charytatywne. Nie zapomniał też o Romach, tworząc dla nich sieć mobilnych przychodni lekarskich.

Kardynał gay friendly

Jest mało prawdopodobne, by Lojudice pozostał w Sienie jako kardynał. Wszystko wskazuje, że papież przewidział dla niego jakąś funkcję w odnawianej rzymskiej kurii. Podobnie jak dla franciszkanina z Asyżu, o. Gambettiego – wiadomo, że będzie musiał opuścić klasztor i przenieść się do Watykanu.

Bo tłem dla tegorocznych nominacji kardynalskich jest – co do tego nie ma wątpliwości – reforma kurii rzymskiej. Pojawią się w niej też, po raz pierwszy w czerwonych szatach, jej dwaj dotychczasowi pracownicy. Pierwszy to abp Mario Grech, Maltańczyk ściągnięty dwa lata temu do Rzymu, najpierw na zastępcę, a po zdobyciu odpowiedniego doświadczenia – na sekretarza generalnego synodów biskupich. Tej nominacji można się było spodziewać. Synody biskupie są narzędziem szczególnie cenionym przez Franciszka, a czerwony kapelusz dla ich koordynatora jeszcze tę rangę uwypukli.

Nie jest też zaskoczeniem awans abp. Marcella Semeraro, nowego prefekta Kongregacji ds. Kanonizacji, który zastąpił na tym stanowisku ­odchodzącego w niesławie i pozbawionego praw kardynalskich Angela Becciu. Wcześniej Semeraro był sekretarzem rady kardynałów (którą, od zmiennej liczby członków, można nazwać skrótem C-9-6-7), a całkiem ostatnio, jako autor wstępu do książki ks. Aristidego Fumagallego, teologa moralnego, „Miłość możliwa. Osoby homoseksualne a moralność chrześcijańska”, był często gościem mediów, gdzie próbował rozwiać zamęt, jaki powstał po słowach papieża o potrzebie prawnej ochrony związków homoseksualnych, i przekonywał, że „z całą pewnością w przestrzeni publicznej związki homoseksualne powinny być prawnie usankcjonowane”.

Kościelne Black Lives Matter

Innym nominatem, cenionym za odważne stawanie po stronie mniejszości, także seksualnych, jest abp Wilton Gregory z Waszyngtonu. Będzie pierwszym afroamerykańskim kardynałem w Stanach Zjednoczonych, co w czasie rasistowskich napięć jest wydarzeniem wręcz symbolicznym.

W USA tylko dwie ze 194 diecezji kierowane są przez czarnoskórych biskupów, a na blisko 37 tys. księży ledwie 250 jest Afroamerykanami. Rasizm w Kościele katolickim ma długą tradycję. Przez lata nie przyjmowano innych niż białych kandydatów do seminariów czy zakonów, a gdy wreszcie odstąpiono od tej praktyki, wyznaczano ich do gorszych prac i uniemożliwiano objęcie parafii.

Gregory został biskupem w 1983 r. Najpierw pomagał ordynariuszowi w Chicago, potem kierował diecezją w Belle­ville, a następnie, do zeszłego roku, w Atlancie. W Waszyngtonie zastąpił kard. Donalda Wuerla, oskarżanego o mataczenie w sprawie swego poprzednika, ekskardynała Theodore’a McCarricka, ukaranego za molestowanie kleryków. Nie trzeba więc wiele tłumaczyć, w jak trudnym momencie przejmował diecezję. Ale w czyszczeniu brudnych sprawek kleru miał już doświadczenie – jako przewodniczący Konferencji Biskupów USA doprowadził do przyjęcia w 2004 r. pierwszych przepisów o zapobieganiu wykorzystywaniu seksualnemu nieletnich, od czego rozpoczął się powolny proces uzdrawiania amerykańskiego Kościoła.

Pod koniec maja tego roku, gdy przez kraj przelewała się fala protestów po zabójstwie przez policję George’a Floyda, archidiecezja waszyngtońska włączyła się w ogólnokrajową akcję na rzecz zwalczania rasizmu, organizując serie wykładów i spotkań modlitewnych, a sam Gregory wielokrotnie stawał w obronie demonstrantów. Latem w bezprecedensowym komunikacie skrytykował katolickie sanktuarium Jana Pawła II w Waszyngtonie za udostępnienie świątyni prezydentowi Trumpowi, który składając tam ostentacyjną wizytę, próbował pozyskać głosy katolickiego elektoratu. „Papież Jan Paweł II z pewnością nie pochwalałby używania gazu łzawiącego i innych środków odstraszających po to, by zrobić sobie zdjęcie w miejscu kultu” – pisał Gregory, nawiązując do rozpędzenia przez policję, raptem dzień wcześniej, manifestantów sprzed kościoła episkopalnego, który prezydent także wybrał sobie na miejsce kampanii wyborczej.

Dług wdzięczności

Warto też nieco uwagi poświęcić nominacjom honorowym. Na niemal wszystkich konsystorzach (z wyjątkiem czwartego) Franciszek nadawał tytuł kardynała zasłużonym biskupom i księżom, którzy z racji wieku nie mogą już korzystać z pełni praw kardynalskich (i uczestniczyć w konklawe), ale ich nominacja traktowana jest jako wyraz wdzięczności Kościoła „za całokształt”.

Jednym z nich jest ks. Enrico Feroci, wieloletni szef rzymskiego Caritasu i innych organizacji charytatywnych, człowiek, którego zmysł organizacyjny wykorzystywany był w Rzymie w czasie liczonych na setki przedsięwzięć kościelnych, z Wielkim Jubileuszem 2000 na czele. Swoją nominację kardynalską określił „jako hołd dla wszystkich zwykłych księży” – w czym wyczuwa się subtelną aluzję do faktu, że przez lata był pewnym kandydatem do biskupstwa, ale jego awans blokował nieustępliwie były wikariusz Rzymu kard. Camillo Ruini.

Innym zasłużonym dla Watykanu duchownym jest o. Raniero Cantalamessa, kapucyn i charyzmatyk, kaznodzieja Domu Papieskiego, który od blisko 40 lat głosi w Watykanie rekolekcje adwentowe i wielkopostne, nieustannie zaskakując słuchaczy pomysłowością w doborze tematów, oryginalnością ich przedstawienia i pięknem języka.

Nominacje Franciszka, zwłaszcza te elektorskie, decydujące o kształcie przyszłego konklawe i wyborze kolejnego papieża (zapewne zostanie nim któryś z tych 128 purpuratów), nie tylko wzmacniają „Franciszkowy rys” kolegium kardynalskiego, ale też skutecznie osłabiają, a może i wręcz uniemożliwiają frakcyjność i kunktatorstwo podczas następnego konklawe. Nie ma już mocnych stronnictw. Środowisko kurialne jest nie tylko mało liczne (26 głosów), ale i niejednorodne. Mianując kardynałami ludzi z różnych stron świata, o odmiennej mentalności, kulturze i historii życia, Franciszek przygotowuje w Kościele rewolucję, która odbędzie się nawet po jego, oby nieprędkim, odejściu. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2020